Nie
wyobrażaj sobie zbyt wiele, przystojniaczku.
Justin
Bieber POV:
Wziąłem
głęboki oddech i poszedłem z powrotem na boisko do koszykówki,
gdzie wszyscy zebrali się na trybunach. Pobiegłem na górę,
trzymając brzeg moich spodni, żeby mi nie spadły tuż przed
dotarciem do JT.
-Siema,
stary- JT wyjął paczkę papierosów Marlboro, otworzył pudełko i
podstawił mi- Chcesz?
-Tak-
złapałem jednego- Dzięki.
JT
podał mu swoją starą, czerwoną zapalniczkę. Szybko włączyłem
płomień, zapalając papierosa. Oddałem mu ją i trzymałem
papierosa w ustach, wdychając dym.
-Więc,
dlaczego twoja mama chce cię zabrać ze sobą do białej?- Candy
zapytała, długo się zaciągając jointem, który znajdował się
pomiędzy jej wskazującym i środkowym placem.
Wzruszyłem
ramionami- Żeby pokazać jej miasto- wziąłem długi wdech z
papierosa i wypuściłem dym z ust, tworząc chmurkę wokół mnie
tak, że zatrzymała się na kilka sekund.
-Nie
lubię jej- grupowa suka, Maria Chambliss odezwała się.
-Nawet
z nią nie rozmawiałaś- Seneca zaszydziła- Nie znasz jej na tyle,
żeby jej nie lubić.
-A
ty rozmawiałaś?
-Tak,
lubię ją, jest w porządku- Seneca posłała jej spojrzenie.
Candy
zaśmiała się, biorąc kolejnego bucha – To dlatego, że obie są
białe.
Seneca
przewróciła oczami- To tak jakbym ja powiedziała, że wy spędzacie
ze sobą czas, bo jesteście czarni.
-Nienawidzę
tego stereotypu- JT skarcił Senece.
-Jeśli
wy nie chcecie być tak nazywani, to nie mówicie na mnie biała.
Maria
zadrwiła- Ale jesteś nią, Seneca.
-Więc,
ja mogę nazywać was, jakkolwiek chcę- Wzruszyła ramionami.
-Mogę
zedrzeć z ciebie, tą piękną buźkę, Deets- Candy
zakwestionowała.
-Myślisz,
że nie mogę zrobić tego samego z twoją twarzą?- Seneca uniosła
lewą brew.
-To
prawda- skinąłem głową- Nie pamiętacie ostatniej walki w jaką
wpadła? Dziewczyna trafiła do szpitala, podczas gdy Senaca miała
tylko jedną rysę pod okiem.
Candy
skinęła głową- Pamiętam tę bitwę.
-Och
proszę- Maria zadrwiła- Walczyła z jakąś cipą, która wyjechała
od razu, gdy wyszła ze szpitala. To nie było nic wielkiego, każdy
mógłby pobić tę dziewczynę.
Seneca
posłała Marie paskudny wygląd- Chcesz też wylądować w szpitalu?
-Nie
zrobiłabyś tego- Maria zaczęła się śmiać.
Seneca
wstała, zaciskając dłonie w pięści.
-Seneca-
JT złapał ją za ramię, trzymając z daleka od Marie- Ona nie jest
tego warta.
-Suka-
Seneca syknęła i wstała ze swojego miejsca.
-Gdzie
idziesz, biała?- Maria krzyknęła na nią, uśmiechając się
złośliwie.
-Pieprz
się- Seneca pstryknęła ją i opuściła boisko.
-No
cóż, ja też już będę się zbierać- JT wstał.
-Idę
z tobą, chłopie- wstałem, schodząc z trybun za JT i wyszliśmy z
boiska, zostawiając resztę znajomych.
-Więc..-
JT uśmiechnął się- Powiedz mi o gorącej, nowej białej.
-Co
z nią?- przewróciłem oczami.
Zaśmiał
się- Opowiedz mi o niej JB.
-Po
prostu spotkałem ją kilka godzin temu. Ja naprawdę jej tak dobrze
nie znam.
-Powinieneś
zaprosić ją na imprezę lub do klubu.
Wyśmiałem
go- Na prawdę sądzisz, że ta była bogata biała, chciałaby
przejść na naszą stronę?
Wzruszył
ramionami- Nie wiem, może.
-Nie
liczyłbym na to JT.
-Lepiej
przyprowadź ją jutro do nas. Ona jest gorąca, ja nie żartuję.
-Stary,
dam ci jej adres i możesz iść się z nią zobaczyć.
JT
uśmiechnął się- Dobrze, bo wiesz, ze to zrobię.
-Napiszę
do ciebie.
JT
skinął głową, kiedy zbliżaliśmy się do bloku- Ok chłopie,
zobaczymy się jutro.
-Do
zobaczenia, JT.
Saige
POV:
Następnego
poranka siedziałam w moim pokoju, oglądając się w lustrze.
Ubrałam się w biały podkoszulek i kwiecistą spódnicę, która
sięgała do połowy ud. Założyłam kolorowy kardigan, sięgający
do tej samej długości co spódnica, białe skarpetki i moją
ulubioną parę znoszonych conversów. Nałożyłam lekki makijaż,
trochę podkładu, by ukryć wszelkie niedoskonałości, tusz do rzęs
i cienie do powiek w kolorze jaśniejszym od mojego koloru skóry z
odrobiną brokatu.
Wyszłam
z mojego pokoju. Byłam sama w domu. Wiedziałam, że moja mama była
w pracy. Zajmowała się odbieraniem telefonów, kiedy ktoś dzwonił
na 911.
Oczywiście,
to brzmiało strasznie, musząc
odpowiadać na telefony i słysząc, jak ludzie umierają, ukrywają
się przed porywaczami, czy cokolwiek co do cholery oni robili, ale ona
wyglądała na podekscytowaną idąc do pracy po raz pierwszy, odkąd
skończyła 21 lat.
Usłyszałam
donośne pukanie do drzwi. Pisnęłam podekscytowana, że zobaczę
Willow. Otworzyłam drzwi sypialni i szybko podeszłam do drzwi.
-Idę-
Krzyknęłam, kiedy usłyszałam ponowne pukanie. Kto by pomyślał,
że dziewczyna potrafi tak głośno zapukać. Otworzyłam drzwi.
-Will-
ucięłam, kiedy zobaczyłam, że to nie Willow stoi przed moimi
drzwiami. Był to jeden z przyjaciół Justina, którego imienia nie
pamiętam. Był ubrany w czerwoną koszulkę, jeansowe spodenki,
czerwoną parę conversów i snapbacka.
-Oh,
cześć- chwyciłam klamkę nerwowo.
Uśmiechnął
się- Kim jest Will? Masz chłopaka w starym, bogatym mieście,
kochanie?
-N-nie-
jąkałam się. Wciąż nie czuję się komfortowo wśród tych
ludzi.
-Oh,
pieprzysz kumplu.
-Nie,
spodziewałam się mojej przyjaciółki Willow.
Skinął
głową- To dlatego jesteś tak ubrana?
Spojrzałam
w dół na moje ubranie, a następnie z powrotem na niego- Tak,
miałyśmy iść na miasto.
Zaśmiał
się- Dwie białe dziewczyny miały zamiar niechronione chodzić po
Bronx? Nie sądzę, więc pójdę z wami- powiedział tak, jakby
robił mi i Willow przysługę.
-Uh,
ok.
-Możesz
mi ponownie powiedzieć swoje imię?- uniosłam brew, kładąc dłoń
na moim biodrze.
Zaśmiał
się- JT i zdejmij tą rękę z biodra, bo wyglądasz jak
stereotypowa biała suka.
Moja
szczęka opadła i wtedy znajoma blondynka zbliżyła się do nas.
Miała na sobie parę kwiecistych szortów, biały t-shirt, jeansową
kurtkę z podwiniętymi rękawami i gruby, czerwony szalik.
-Willow-
pisnęłam, popychając JT i trzymając ją w uścisku- Tęskniłam
za tobą.
-Oj,
ja za tobą też! Brooklin nie jest taki sam bez ciebie.
Westchnęłam-
Chciałabym tam być.
-Kto
to jest?- uniosła brwi, patrząc na JT.
JT
uśmiechnął się i wyciągnął rękę- JT Withers, miło cię
poznać.
Ostrożnie
uścisnęła jego rękę- Willow... Willow Anthony- powiedziała
swoje imię i sceptycznie wpatrywała się w dół.
-Będę
z wami dzisiaj spędzać czas- JT powiedział- Skąd możemy
wiedzieć, czy dwóm białym dziewczynom, chodzącym po ulicy nie
stanie się krzywda, prawda?
-Chciałbym
wiedzieć, ja tu nie mieszkam panie Withers.
Zaśmiał
się- Dlaczego tak oficjalnie, kochanie? Nazywaj mnie JT- mrugnął.
-Proszę,
nie nazywaj mnie tak. Mam na imię Willow, nie kochanie.
-Cokolwiek
powiesz, Willow.
Willow
odwróciła się do mnie, wyraźnie podirytowana JT- Więc, gdzie
idziemy?
-Myślałam,
że moglibyśmy znaleźć kręgielnię-
-Znam
idealne miejsce- JT przewał mi- Zaproszę Justina. Możemy zrobić
pojedynek: dziewczyny na chłopaków, co o tym sądzicie?
-Kogo?-
Willow skrzyżowała ramiona na piersi.
-I
mógłbym zaprosić Senece. Zeszłej nocy wyglądało, jakbyście się
dogadywały. Plus, ona spotyka się z tym chłopakiem o imieniu Mikey
Scott, więc jego też zaproszę.
-Dobrze-
wzruszyłam ramionami.
-Ale-
ciągle mówił- Jeśli zaproszę Mike, to prawdopodobnie będę
musiał zaprosić jego młodszą siostrę Brittany. I jeśli
zapraszamy Justina to jego rodzeństwo, Jazmyn i Jaxon, może też
będzie chciało pójść, więc będziemy musieli rozszerzyć ofertę
również do nich. Plus, jeśli ktoś z grupy dowie się, że
poszliśmy na kręgle i ich nie zaprosiliśmy to będą wkurzeni.
Więc, prawdopodobnie będziemy musieli zaprosić Justina, Jazmyn,
Jaxona, Senece, Mikeya, Brittany, Marie, Marcusa, Candy, Darrella,
Andrew, Diamond-
-Kim
do cholery są ci ludzie?- Willow przerwała JT, który kontynuowałby
listę przypadkowych ludzi, których żadna z nas nie znała.-
Przyjechałam tutaj, żeby spotkać się z Saige, a nie by spędzać
czas z wersją The Bloods z Bronx lub jakiegokolwiek piekła jak
gangi, które tu macie.
JT
spojrzał na nią- Nie mamy tutaj The Bloods.
-Cóż,
tak jak mówię, nie chcę spędzać czasu z tymi wszystkimi
przypadkowymi ludźmi. Możesz zaprosić tylko jedną osobę, to
wszystko.- Willow ostrzegła.
-Hmmm....-
JT pomyślał- Nadzorująca kobieta- uśmiechnął się- Podoba mi
się.
Przewróciła
oczami- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, przystojniaczku.
Zaśmiał
się- Nigdy nie wiadomo co będzie się działo w mojej głowie,
biała.
-Proszę
nie nazywaj mnie tak. Jak już powiedziałam, mam na imię Willow.
-Dobrze-
wtrąciłam- Możemy przestać walczyć?
-Pozwól,
że zadzwonię do Justina.
-Ty
naprawdę masz telefon komórkowy?- Willow uniosła brwi.
JT
spojrzał na nią- Tylko dlatego, że mam, nie oznacza, że go
kupiłem.
-Co?-
posłała mu zdezorientowane spojrzenie. JT wszedł do przedpokoju,
aby zadzwonić do Justina.
Willow
zwróciła się do mnie- Co to do cholery ma znaczyć?
-Oznacza
to, że go ukradł, Willow.- wyjaśniłam.
Jej
oczy się rozszerzyły- Cholera.
-Witamy
w Bronx- mruknęłam sarkastycznie.
-Tęsknię
za Brooklinem, a nawet tutaj nie mieszkam- jęknęła- Zabiorę cię
jutro na Brooklin i będziemy przeżywać wszystkie przyjemne rzeczy
wiążące się z bogatym życiem.
-Nie
mam już pieniędzy na takie rzeczy, Willow.
-Och,
nie przejmuj się- uśmiechnęła się- Zapłacę za ciebie.
Pokręciłam
głową- Nie mogę ci na to pozwolić.
-Możesz
i pozwolisz.
-Willow-
westchnęłam- Daj spokój, będę się z tym źle czuć.
-Och
nie- zaśmiała się- Wyglądasz jakbyś potrzebowała kawy ze
Starbucks, a może nawet trafić ponownie do centrum handlowego.
Kupię ci kilka ubrań na pierwszy dzień szkoły.
-Mam
wszystkie ubrania z mojego starego domu. Nie musiałam ich sprzedać.
-Dzięki
Bogu- wypuściła głęboki oddech- Wtedy byłoby do bani.
Skinęłam
głową- Byłoby.
-Justin
spotka się z nami tutaj za około piętnaście minut- JT wszedł do
środka i usiadł na moim łóżku- Więc, gdzie jest reszta twojej
rodziny, Saige?
-Mama
pracuje, tata szuka pracy, a Toby jest chyba tutaj, zamknięty w
swoim pokoju.
-Masz
brata?- uniósł brwi- Chce z nami iść?- wstał- Który pokój jest
jego? Zapytam go o to.
-Nie-
Zatrzymałam go- Toby nie chce wychodzić, nienawidzi być tutaj i
nie chce rozmawiać z nikim, kto nie jest z rodziny, więc nie
zawracaj sobie nim głowy.
-Daj
spokój, chłopak musi się rozerwać.
Posłałam
JT spojrzenie- Po prostu zostaw go w spokoju, dobrze?
-Cholera,
kochanie, w porządku.
-Czy
ty wszystkich nazywasz, kochanie?- Willow skrzyżowała ramiona na
piersi, przenosząc ciężar ciała na jej prawą stronę.
JT
wzruszył ramionami- Może tak, może nie.
Usiadłam
na kanapie i włączyłam telewizor. Willow sapnęła patrząc na
telewizor w zdumieniu.
-Jak
ty do cholery widzisz, co oglądasz?- patrzyła na ekran w zdumieniu.
-Co?-
JT patrzył na nią zdezorientowany- Ja widzę doskonale. Cholera,
ona ma szczęście, że ma jeden, który nie jest rozmazany lub
naprawdę złej jakości.
-Ale
jak... Powinieneś zobaczyć telewizor w jej starym domu. Miał
siedemdziesiąt cali.
-Osiemdziesiąt-
poprawiłam.
-Jest
wiele rzeczy, które chciałbym zrobić na ekranie, który ma
osiemdziesiąt cali- JT fantazjował z lekkim uśmieszkiem.
Willow
spojrzała na zegarek na nadgarstku- Gdzie jest ten Justin?
Chciałabym wyjść i porobić coś fajnego.
-Uspokój
się kochanie, przyjdzie.
-Przestań
mnie tak nazywać- syknęła.
-Słyszałem
moje imię- usłyszałam męski głos, sprawiający, że podskoczyłam
i odwróciłam się. Justin stał oparty o framugę drzwi. Jego poza
mówiła: Jestem seksowny i wiem o tym.
Ubrał
się w parę opadających szarych spodni dresowych. Miał biały
t-shirt, niebieską kamizelkę z kapturem. Ubrał skarpetki z
szalonym wzorem, które były schowane pod spodniami i parę
niebieskich trampek, które zaskakująco były z firmy Vans.
Prawdopodobnie ukradł je, ale zdecydowałam wpakować tę myśl do
tyłu mojej głowy.
-Hej,
stary- JT wstał, dając mu jeden z męskich uścisków.
-Jesteście
gotowi?
Willow
posłała mi wątpliwy wygląd.
-Tak
sądzę- westchnęłam i wstałam. Willow szybko podeszła do mnie.
-Kim
są ci ludzie?- wyszeptała mi do ucha.
-Mama
Justina przyjaźni się z moją mamą, a ona zmusiła nas do wyjścia
razem.- westchnęłam.
-Och,
lubisz go?
-Nie-
zdecydowałam się nie przywoływać wspomnień z przyciśnięcia do
ściany, wiedząc, że Willow stawiłaby czoła do Justina, nie
troszcząc się, że może być liderem gangu lub czegokolwiek co
robił w tym mieście.
Justin
i JT zbiegli po schodach, Willow i ja powoli zeszłyśmy później,
więc mamy więcej prywatności, Justin i JT nie mogą nas
podsłuchać.
-Więc
co wszyscy mówili odkąd Hanna powiedziała, że mieszkam na Bronx?
Przewróciła
oczami- Tak przy okazji to Hanna zmieniała się w bachora odkąd
odeszłaś. Nie wiem, myślę, że jesteś jej świadoma, bo godzinę
po tym jak odjechałaś ona stała się straszną suką.
-Co
z Emmą?
Wzruszyła
ramionami- Emma jest normalna, nic się z nią nie dzieje.
-Ale
co wszyscy mówili?- wróciłam do mojego poprzedniego pytania.
Westchnęła-
Różne rzeczy. To, że twój ojciec zawsze był nałogowym kłamcą
w sądzie, zdradzał twoją mamę i musiał przez to opuścić
miasto, aby dostać nowe nazwisko. Wszelkiego rodzaju rzeczy.
-Czy
Hanna mówiła te wszystkie plotki?
Westchnęła-
Powiedziała tylko to, że twoja mama została zdradzona, więc
przenieśliście się do Bronx, gdzie twojej mamy chłopak mieszkał
i ojciec przeniósł się z wami, ponieważ nie mógł wyobrazić
sobie życia bez ciebie i Tobiego.
Wypuściłam
głośny jęk frustracji i wybiłam kawałek kamiennego muru.
-Cholera-
krzyknęłam, przynosząc pięść z powrotem do siebie, tuląc ją,
czując jak pulsowała z bólu. JT i Justin odwrócili się, mając
zmieszany wyraz twarzy i podeszli do nas.
-Co
do cholery... co się stało?- JT zapytał z troską w głosie, która
brzmiała na prawdziwą.
Willow
westchnęła- Ona uderzyła w ścianę.
Justin
potrząsnął głową- Jesteś idiotką- wymamrotał, biorąc moją
pięść, badając ją.- Oceń ból w skali od jednego do dziecięciu.
-Pięć
tysięcy- jęknęłam.
JT
i Justin wymienili spojrzenia.
-Zapomniałem,
że była bogata dziewczynka nie toleruje bólu.
-To
nie prawda- odparłam.
Justin
nacisnął moją pięść przez co chciało mi się płakać z bólu.
JT
zaśmiał się- Owszem, prawda.
Przewróciłam
oczami- Co mam zrobić?
-Musisz
po prostu wytrzymać ból- Justin wzruszył ramionami
-Och,
możemy dać jej trochę lodu- JT zapewnił- Twoja mama na lodówkę
na zapleczu, prawda?
-Tak,
ale ja naprawdę nie powinienem tam wracać-
-Od
kiedy przestrzegasz reguł?- JT zadrwił.
Justin
skinął głową- Prawda.
Nadal
ściskając moją pięść, Justin zaprowadził mnie na zaplecze.
Otworzył lodówkę.
-JT
daj mi torbę na kanapki czy coś.
JT
otworzył szufladę i przyniósł torbę. Justin przycisnął
wypełniony lodem woreczek do pięści.
-Lepiej?-
uniósł brwi.
-T-tak-
jąkałam się. Jak on może być dla mnie miły, gdy wczoraj
przycisnął mnie do ściany?
-Dobra-
Justin zwrócił się do JT i Willow- Idziemy do kręgielni. Ona może
trzymać lód na dłoni przez całą drogę.
-Musimy
iść?- Willow dyszała.
JT
zaczął się śmiać- Czy ty naprawdę myślisz, że posiadamy
samochody?
-Mam
samochód.
-Nie
dziewczyny- Justin pokręcił głową- Pracownicy kręgielni kradną
samochody, które stoją na terenie parku. Uwierzcie mi, lepiej
zaparkować go w tylnej części kamienicy Saige. Tam jest
najbezpieczniej, bo nikt nigdy tam nie chodzi.
-Dobrze-
gryzła wargi, kiedy wszyscy wyszli z budynku. Justin wreszcie puścił
moją pięść, na której trzymałam lód od niego.
-Jak
długo będziemy szli?- Willow zapytała.
-Około
dziesięć albo piętnaście minut- JT wzruszył ramionami- To nie
tak źle.
-Czy
to znaczy, że Saige będzie musiała codziennie chodzić do szkoły?
-Yup-
Justin pyknął P- Jestem pewien, że może chodzić z Senecą, ona
też jest seniorem.
-Dobrze-
powiedziałam.
-Kto
z całej twojej grupy chodzi do szkoły?- zapytałam.
Justin
myślał przez chwilę- Seneca, Darrell, Brittany, a także mój brat
Jaxon i siostra Jazmyn.
-Dobrze-
skinęłam głową – Tak naprawdę znam tylko Senece.
JT
zaśmiał się- Poznasz więcej ludzi, obiecuję. Przynajmniej nie
będziesz musiała mieć do czynienia z Marią.
-Kto
to?- podniosłam moje brwi.
-Była
wczoraj na meczu.
-Która
to?
-Mała,
fałszywa- Justin prychnął i śmiał się- Ona jest suką- wzruszył
ramionami- Powiedziała wczoraj, że cię nie lubi-
-Mnie
nie lubi?- przerwałam mu- Ona mnie nawet nie zna.
JT
skinął głową- Senaca wstawiła się za ciebie.
Uśmiechnęłam
się. Ta dziewczyna, która ledwo mnie znała, wstawiła się za mnie
po jednej rozmowie ze mną.
-To
rzeczywiście bardzo wzruszające- Uśmiechnęłam się.
Justin
wzruszył ramionami- Jeśli zrobisz na mnie dobre wrażenie, ona
będzie po twojej stronie do końca życia.
-Ona
jest prawdziwym przyjacielem- skinęłam głową.
______________________________________________________________CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)