środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 4

Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, przystojniaczku.

Justin Bieber POV:

Wziąłem głęboki oddech i poszedłem z powrotem na boisko do koszykówki, gdzie wszyscy zebrali się na trybunach. Pobiegłem na górę, trzymając brzeg moich spodni, żeby mi nie spadły tuż przed dotarciem do JT.

-Siema, stary- JT wyjął paczkę papierosów Marlboro, otworzył pudełko i podstawił mi- Chcesz?
-Tak- złapałem jednego- Dzięki.

JT podał mu swoją starą, czerwoną zapalniczkę. Szybko włączyłem płomień, zapalając papierosa. Oddałem mu ją i trzymałem papierosa w ustach, wdychając dym.

-Więc, dlaczego twoja mama chce cię zabrać ze sobą do białej?- Candy zapytała, długo się zaciągając jointem, który znajdował się pomiędzy jej wskazującym i środkowym placem.
Wzruszyłem ramionami- Żeby pokazać jej miasto- wziąłem długi wdech z papierosa i wypuściłem dym z ust, tworząc chmurkę wokół mnie tak, że zatrzymała się na kilka sekund.
-Nie lubię jej- grupowa suka, Maria Chambliss odezwała się.
-Nawet z nią nie rozmawiałaś- Seneca zaszydziła- Nie znasz jej na tyle, żeby jej nie lubić.
-A ty rozmawiałaś?
-Tak, lubię ją, jest w porządku- Seneca posłała jej spojrzenie.
Candy zaśmiała się, biorąc kolejnego bucha – To dlatego, że obie są białe.
Seneca przewróciła oczami- To tak jakbym ja powiedziała, że wy spędzacie ze sobą czas, bo jesteście czarni.
-Nienawidzę tego stereotypu- JT skarcił Senece.
-Jeśli wy nie chcecie być tak nazywani, to nie mówicie na mnie biała.
Maria zadrwiła- Ale jesteś nią, Seneca.
-Więc, ja mogę nazywać was, jakkolwiek chcę- Wzruszyła ramionami.
-Mogę zedrzeć z ciebie, tą piękną buźkę, Deets- Candy zakwestionowała.
-Myślisz, że nie mogę zrobić tego samego z twoją twarzą?- Seneca uniosła lewą brew.
-To prawda- skinąłem głową- Nie pamiętacie ostatniej walki w jaką wpadła? Dziewczyna trafiła do szpitala, podczas gdy Senaca miała tylko jedną rysę pod okiem.
Candy skinęła głową- Pamiętam tę bitwę.
-Och proszę- Maria zadrwiła- Walczyła z jakąś cipą, która wyjechała od razu, gdy wyszła ze szpitala. To nie było nic wielkiego, każdy mógłby pobić tę dziewczynę.
Seneca posłała Marie paskudny wygląd- Chcesz też wylądować w szpitalu?
-Nie zrobiłabyś tego- Maria zaczęła się śmiać.
Seneca wstała, zaciskając dłonie w pięści.
-Seneca- JT złapał ją za ramię, trzymając z daleka od Marie- Ona nie jest tego warta.
-Suka- Seneca syknęła i wstała ze swojego miejsca.
-Gdzie idziesz, biała?- Maria krzyknęła na nią, uśmiechając się złośliwie.
-Pieprz się- Seneca pstryknęła ją i opuściła boisko.

-No cóż, ja też już będę się zbierać- JT wstał.
-Idę z tobą, chłopie- wstałem, schodząc z trybun za JT i wyszliśmy z boiska, zostawiając resztę znajomych.
-Więc..- JT uśmiechnął się- Powiedz mi o gorącej, nowej białej.
-Co z nią?- przewróciłem oczami.
Zaśmiał się- Opowiedz mi o niej JB.
-Po prostu spotkałem ją kilka godzin temu. Ja naprawdę jej tak dobrze nie znam.
-Powinieneś zaprosić ją na imprezę lub do klubu.
Wyśmiałem go- Na prawdę sądzisz, że ta była bogata biała, chciałaby przejść na naszą stronę?
Wzruszył ramionami- Nie wiem, może.
-Nie liczyłbym na to JT.
-Lepiej przyprowadź ją jutro do nas. Ona jest gorąca, ja nie żartuję.
-Stary, dam ci jej adres i możesz iść się z nią zobaczyć.
JT uśmiechnął się- Dobrze, bo wiesz, ze to zrobię.
-Napiszę do ciebie.
JT skinął głową, kiedy zbliżaliśmy się do bloku- Ok chłopie, zobaczymy się jutro.
-Do zobaczenia, JT.

Saige POV:

Następnego poranka siedziałam w moim pokoju, oglądając się w lustrze. Ubrałam się w biały podkoszulek i kwiecistą spódnicę, która sięgała do połowy ud. Założyłam kolorowy kardigan, sięgający do tej samej długości co spódnica, białe skarpetki i moją ulubioną parę znoszonych conversów. Nałożyłam lekki makijaż, trochę podkładu, by ukryć wszelkie niedoskonałości, tusz do rzęs i cienie do powiek w kolorze jaśniejszym od mojego koloru skóry z odrobiną brokatu.
Wyszłam z mojego pokoju. Byłam sama w domu. Wiedziałam, że moja mama była w pracy. Zajmowała się odbieraniem telefonów, kiedy ktoś dzwonił na 911.
Oczywiście, to brzmiało strasznie, musząc odpowiadać na telefony i słysząc, jak ludzie umierają, ukrywają się przed porywaczami, czy cokolwiek co do cholery oni robili, ale ona wyglądała na podekscytowaną idąc do pracy po raz pierwszy, odkąd skończyła 21 lat.

Usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Pisnęłam podekscytowana, że zobaczę Willow. Otworzyłam drzwi sypialni i szybko podeszłam do drzwi.
-Idę- Krzyknęłam, kiedy usłyszałam ponowne pukanie. Kto by pomyślał, że dziewczyna potrafi tak głośno zapukać. Otworzyłam drzwi.

-Will- ucięłam, kiedy zobaczyłam, że to nie Willow stoi przed moimi drzwiami. Był to jeden z przyjaciół Justina, którego imienia nie pamiętam. Był ubrany w czerwoną koszulkę, jeansowe spodenki, czerwoną parę conversów i snapbacka.
-Oh, cześć- chwyciłam klamkę nerwowo.
Uśmiechnął się- Kim jest Will? Masz chłopaka w starym, bogatym mieście, kochanie?
-N-nie- jąkałam się. Wciąż nie czuję się komfortowo wśród tych ludzi.
-Oh, pieprzysz kumplu.
-Nie, spodziewałam się mojej przyjaciółki Willow.
Skinął głową- To dlatego jesteś tak ubrana?
Spojrzałam w dół na moje ubranie, a następnie z powrotem na niego- Tak, miałyśmy iść na miasto.
Zaśmiał się- Dwie białe dziewczyny miały zamiar niechronione chodzić po Bronx? Nie sądzę, więc pójdę z wami- powiedział tak, jakby robił mi i Willow przysługę.
-Uh, ok.
-Możesz mi ponownie powiedzieć swoje imię?- uniosłam brew, kładąc dłoń na moim biodrze.
Zaśmiał się- JT i zdejmij tą rękę z biodra, bo wyglądasz jak stereotypowa biała suka.
Moja szczęka opadła i wtedy znajoma blondynka zbliżyła się do nas. Miała na sobie parę kwiecistych szortów, biały t-shirt, jeansową kurtkę z podwiniętymi rękawami i gruby, czerwony szalik.

-Willow- pisnęłam, popychając JT i trzymając ją w uścisku- Tęskniłam za tobą.
-Oj, ja za tobą też! Brooklin nie jest taki sam bez ciebie.
Westchnęłam- Chciałabym tam być.
-Kto to jest?- uniosła brwi, patrząc na JT.
JT uśmiechnął się i wyciągnął rękę- JT Withers, miło cię poznać.
Ostrożnie uścisnęła jego rękę- Willow... Willow Anthony- powiedziała swoje imię i sceptycznie wpatrywała się w dół.
-Będę z wami dzisiaj spędzać czas- JT powiedział- Skąd możemy wiedzieć, czy dwóm białym dziewczynom, chodzącym po ulicy nie stanie się krzywda, prawda?
-Chciałbym wiedzieć, ja tu nie mieszkam panie Withers.
Zaśmiał się- Dlaczego tak oficjalnie, kochanie? Nazywaj mnie JT- mrugnął.
-Proszę, nie nazywaj mnie tak. Mam na imię Willow, nie kochanie.
-Cokolwiek powiesz, Willow.
Willow odwróciła się do mnie, wyraźnie podirytowana JT- Więc, gdzie idziemy?
-Myślałam, że moglibyśmy znaleźć kręgielnię-
-Znam idealne miejsce- JT przewał mi- Zaproszę Justina. Możemy zrobić pojedynek: dziewczyny na chłopaków, co o tym sądzicie?
-Kogo?- Willow skrzyżowała ramiona na piersi.
-I mógłbym zaprosić Senece. Zeszłej nocy wyglądało, jakbyście się dogadywały. Plus, ona spotyka się z tym chłopakiem o imieniu Mikey Scott, więc jego też zaproszę.
-Dobrze- wzruszyłam ramionami.
-Ale- ciągle mówił- Jeśli zaproszę Mike, to prawdopodobnie będę musiał zaprosić jego młodszą siostrę Brittany. I jeśli zapraszamy Justina to jego rodzeństwo, Jazmyn i Jaxon, może też będzie chciało pójść, więc będziemy musieli rozszerzyć ofertę również do nich. Plus, jeśli ktoś z grupy dowie się, że poszliśmy na kręgle i ich nie zaprosiliśmy to będą wkurzeni. Więc, prawdopodobnie będziemy musieli zaprosić Justina, Jazmyn, Jaxona, Senece, Mikeya, Brittany, Marie, Marcusa, Candy, Darrella, Andrew, Diamond-
-Kim do cholery są ci ludzie?- Willow przerwała JT, który kontynuowałby listę przypadkowych ludzi, których żadna z nas nie znała.- Przyjechałam tutaj, żeby spotkać się z Saige, a nie by spędzać czas z wersją The Bloods z Bronx lub jakiegokolwiek piekła jak gangi, które tu macie.
JT spojrzał na nią- Nie mamy tutaj The Bloods.
-Cóż, tak jak mówię, nie chcę spędzać czasu z tymi wszystkimi przypadkowymi ludźmi. Możesz zaprosić tylko jedną osobę, to wszystko.- Willow ostrzegła.
-Hmmm....- JT pomyślał- Nadzorująca kobieta- uśmiechnął się- Podoba mi się.
Przewróciła oczami- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, przystojniaczku.
Zaśmiał się- Nigdy nie wiadomo co będzie się działo w mojej głowie, biała.
-Proszę nie nazywaj mnie tak. Jak już powiedziałam, mam na imię Willow.
-Dobrze- wtrąciłam- Możemy przestać walczyć?
-Pozwól, że zadzwonię do Justina.
-Ty naprawdę masz telefon komórkowy?- Willow uniosła brwi.
JT spojrzał na nią- Tylko dlatego, że mam, nie oznacza, że go kupiłem.
-Co?- posłała mu zdezorientowane spojrzenie. JT wszedł do przedpokoju, aby zadzwonić do Justina.
Willow zwróciła się do mnie- Co to do cholery ma znaczyć?
-Oznacza to, że go ukradł, Willow.- wyjaśniłam.
Jej oczy się rozszerzyły- Cholera.
-Witamy w Bronx- mruknęłam sarkastycznie.
-Tęsknię za Brooklinem, a nawet tutaj nie mieszkam- jęknęła- Zabiorę cię jutro na Brooklin i będziemy przeżywać wszystkie przyjemne rzeczy wiążące się z bogatym życiem.
-Nie mam już pieniędzy na takie rzeczy, Willow.
-Och, nie przejmuj się- uśmiechnęła się- Zapłacę za ciebie.
Pokręciłam głową- Nie mogę ci na to pozwolić.
-Możesz i pozwolisz.
-Willow- westchnęłam- Daj spokój, będę się z tym źle czuć.
-Och nie- zaśmiała się- Wyglądasz jakbyś potrzebowała kawy ze Starbucks, a może nawet trafić ponownie do centrum handlowego. Kupię ci kilka ubrań na pierwszy dzień szkoły.
-Mam wszystkie ubrania z mojego starego domu. Nie musiałam ich sprzedać.
-Dzięki Bogu- wypuściła głęboki oddech- Wtedy byłoby do bani.
Skinęłam głową- Byłoby.


-Justin spotka się z nami tutaj za około piętnaście minut- JT wszedł do środka i usiadł na moim łóżku- Więc, gdzie jest reszta twojej rodziny, Saige?
-Mama pracuje, tata szuka pracy, a Toby jest chyba tutaj, zamknięty w swoim pokoju.
-Masz brata?- uniósł brwi- Chce z nami iść?- wstał- Który pokój jest jego? Zapytam go o to.
-Nie- Zatrzymałam go- Toby nie chce wychodzić, nienawidzi być tutaj i nie chce rozmawiać z nikim, kto nie jest z rodziny, więc nie zawracaj sobie nim głowy.
-Daj spokój, chłopak musi się rozerwać.
Posłałam JT spojrzenie- Po prostu zostaw go w spokoju, dobrze?
-Cholera, kochanie, w porządku.
-Czy ty wszystkich nazywasz, kochanie?- Willow skrzyżowała ramiona na piersi, przenosząc ciężar ciała na jej prawą stronę.
JT wzruszył ramionami- Może tak, może nie.
Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Willow sapnęła patrząc na telewizor w zdumieniu.
-Jak ty do cholery widzisz, co oglądasz?- patrzyła na ekran w zdumieniu.
-Co?- JT patrzył na nią zdezorientowany- Ja widzę doskonale. Cholera, ona ma szczęście, że ma jeden, który nie jest rozmazany lub naprawdę złej jakości.
-Ale jak... Powinieneś zobaczyć telewizor w jej starym domu. Miał siedemdziesiąt cali.
-Osiemdziesiąt- poprawiłam.
-Jest wiele rzeczy, które chciałbym zrobić na ekranie, który ma osiemdziesiąt cali- JT fantazjował z lekkim uśmieszkiem.
Willow spojrzała na zegarek na nadgarstku- Gdzie jest ten Justin? Chciałabym wyjść i porobić coś fajnego.
-Uspokój się kochanie, przyjdzie.
-Przestań mnie tak nazywać- syknęła.

-Słyszałem moje imię- usłyszałam męski głos, sprawiający, że podskoczyłam i odwróciłam się. Justin stał oparty o framugę drzwi. Jego poza mówiła: Jestem seksowny i wiem o tym.
Ubrał się w parę opadających szarych spodni dresowych. Miał biały t-shirt, niebieską kamizelkę z kapturem. Ubrał skarpetki z szalonym wzorem, które były schowane pod spodniami i parę niebieskich trampek, które zaskakująco były z firmy Vans. Prawdopodobnie ukradł je, ale zdecydowałam wpakować tę myśl do tyłu mojej głowy.

-Hej, stary- JT wstał, dając mu jeden z męskich uścisków.
-Jesteście gotowi?
Willow posłała mi wątpliwy wygląd.
-Tak sądzę- westchnęłam i wstałam. Willow szybko podeszła do mnie.
-Kim są ci ludzie?- wyszeptała mi do ucha.
-Mama Justina przyjaźni się z moją mamą, a ona zmusiła nas do wyjścia razem.- westchnęłam.
-Och, lubisz go?
-Nie- zdecydowałam się nie przywoływać wspomnień z przyciśnięcia do ściany, wiedząc, że Willow stawiłaby czoła do Justina, nie troszcząc się, że może być liderem gangu lub czegokolwiek co robił w tym mieście.

Justin i JT zbiegli po schodach, Willow i ja powoli zeszłyśmy później, więc mamy więcej prywatności, Justin i JT nie mogą nas podsłuchać.

-Więc co wszyscy mówili odkąd Hanna powiedziała, że mieszkam na Bronx?
Przewróciła oczami- Tak przy okazji to Hanna zmieniała się w bachora odkąd odeszłaś. Nie wiem, myślę, że jesteś jej świadoma, bo godzinę po tym jak odjechałaś ona stała się straszną suką.
-Co z Emmą?
Wzruszyła ramionami- Emma jest normalna, nic się z nią nie dzieje.
-Ale co wszyscy mówili?- wróciłam do mojego poprzedniego pytania.
Westchnęła- Różne rzeczy. To, że twój ojciec zawsze był nałogowym kłamcą w sądzie, zdradzał twoją mamę i musiał przez to opuścić miasto, aby dostać nowe nazwisko. Wszelkiego rodzaju rzeczy.
-Czy Hanna mówiła te wszystkie plotki?

Westchnęła- Powiedziała tylko to, że twoja mama została zdradzona, więc przenieśliście się do Bronx, gdzie twojej mamy chłopak mieszkał i ojciec przeniósł się z wami, ponieważ nie mógł wyobrazić sobie życia bez ciebie i Tobiego.
Wypuściłam głośny jęk frustracji i wybiłam kawałek kamiennego muru.

-Cholera- krzyknęłam, przynosząc pięść z powrotem do siebie, tuląc ją, czując jak pulsowała z bólu. JT i Justin odwrócili się, mając zmieszany wyraz twarzy i podeszli do nas.
-Co do cholery... co się stało?- JT zapytał z troską w głosie, która brzmiała na prawdziwą.
Willow westchnęła- Ona uderzyła w ścianę.
Justin potrząsnął głową- Jesteś idiotką- wymamrotał, biorąc moją pięść, badając ją.- Oceń ból w skali od jednego do dziecięciu.
-Pięć tysięcy- jęknęłam.

JT i Justin wymienili spojrzenia.
-Zapomniałem, że była bogata dziewczynka nie toleruje bólu.
-To nie prawda- odparłam.
Justin nacisnął moją pięść przez co chciało mi się płakać z bólu.

JT zaśmiał się- Owszem, prawda.
Przewróciłam oczami- Co mam zrobić?
-Musisz po prostu wytrzymać ból- Justin wzruszył ramionami
-Och, możemy dać jej trochę lodu- JT zapewnił- Twoja mama na lodówkę na zapleczu, prawda?
-Tak, ale ja naprawdę nie powinienem tam wracać-
-Od kiedy przestrzegasz reguł?- JT zadrwił.
Justin skinął głową- Prawda.
Nadal ściskając moją pięść, Justin zaprowadził mnie na zaplecze. Otworzył lodówkę.
-JT daj mi torbę na kanapki czy coś.
JT otworzył szufladę i przyniósł torbę. Justin przycisnął wypełniony lodem woreczek do pięści.
-Lepiej?- uniósł brwi.
-T-tak- jąkałam się. Jak on może być dla mnie miły, gdy wczoraj przycisnął mnie do ściany?
-Dobra- Justin zwrócił się do JT i Willow- Idziemy do kręgielni. Ona może trzymać lód na dłoni przez całą drogę.
-Musimy iść?- Willow dyszała.

JT zaczął się śmiać- Czy ty naprawdę myślisz, że posiadamy samochody?
-Mam samochód.
-Nie dziewczyny- Justin pokręcił głową- Pracownicy kręgielni kradną samochody, które stoją na terenie parku. Uwierzcie mi, lepiej zaparkować go w tylnej części kamienicy Saige. Tam jest najbezpieczniej, bo nikt nigdy tam nie chodzi.
-Dobrze- gryzła wargi, kiedy wszyscy wyszli z budynku. Justin wreszcie puścił moją pięść, na której trzymałam lód od niego.
-Jak długo będziemy szli?- Willow zapytała.
-Około dziesięć albo piętnaście minut- JT wzruszył ramionami- To nie tak źle.
-Czy to znaczy, że Saige będzie musiała codziennie chodzić do szkoły?
-Yup- Justin pyknął P- Jestem pewien, że może chodzić z Senecą, ona też jest seniorem.
-Dobrze- powiedziałam.
-Kto z całej twojej grupy chodzi do szkoły?- zapytałam.
Justin myślał przez chwilę- Seneca, Darrell, Brittany, a także mój brat Jaxon i siostra Jazmyn.
-Dobrze- skinęłam głową – Tak naprawdę znam tylko Senece.
JT zaśmiał się- Poznasz więcej ludzi, obiecuję. Przynajmniej nie będziesz musiała mieć do czynienia z Marią.
-Kto to?- podniosłam moje brwi.
-Była wczoraj na meczu.
-Która to?
-Mała, fałszywa- Justin prychnął i śmiał się- Ona jest suką- wzruszył ramionami- Powiedziała wczoraj, że cię nie lubi-
-Mnie nie lubi?- przerwałam mu- Ona mnie nawet nie zna.
JT skinął głową- Senaca wstawiła się za ciebie.
Uśmiechnęłam się. Ta dziewczyna, która ledwo mnie znała, wstawiła się za mnie po jednej rozmowie ze mną.
-To rzeczywiście bardzo wzruszające- Uśmiechnęłam się.
Justin wzruszył ramionami- Jeśli zrobisz na mnie dobre wrażenie, ona będzie po twojej stronie do końca życia.
-Ona jest prawdziwym przyjacielem- skinęłam głową.
______________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 3

"Jestem królem Bronxu, kochanie."

Saige POV

Usiadłam na kanapie, trzymając w ręce pilot od telewizora i przeskakiwałam po kanałach mojej 'nowej'
telewizji. Telewizor miał zaledwie dwadzieścia cali. Był bardzo mały w porównaniu z tym, który miałam w mojej sypialni w domu na Brooklynie.
- To tak jakbym ledwie widziała to, co oglądam- zwróciłam się do Toby'ego, który siedział na fotelu obok
kanapy.
Westchnął- Nienawidzę tego miejsca.
- Ja też- przytaknęłam.
- Pattie i jej syn powinni pojawić się wkrótce- mama weszła do pokoju z podekscytowanym uśmiechem na
twarzy.
- Gdzie tata?- Toby przewrócił oczami.
- Szuka pracy- mama wzruszyła ramionami i po chwili usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi- Już są!- mama
uśmiechała się radośnie podchodząc do drzwi. To było oczywiste, że ona i Pattie stały się najlepszymi
przyjaciółkami. Otworzyła drzwi, ukazując Pattie, a za nią stał chłopak, którego już wcześniej spotkałam.
Moje oczy rozszerzyły się. To był ten sam chłopak, którego widziałam w McDonalds, który powiedział, że nie należę na Bronx.
Pattie uśmiechnęła się do mojej mamy- Betty!- przywitała się radośnie- To mój syn, Justin.
- Miło cię poznać, Justin- moja mama uścisnęła jego dłoń- To moja córka, Saige.
Pieprzyć moje życie- Cześć.
Uśmiechnął się złośliwie, najwidoczniej rozpoznał mnie- Miło cię poznać.
- I mój syn Toby- mama dźgnęła palcem mojego brata, który nadal siedział na kanapie, nie zadając sobie
trudu, by spróbować zaprzyjaźnić się z Justinem lub Pattie.
- Justin- Pattie zwróciła się do jej syna, patrząc na niego. Musiał być o co najmniej 5 centymetrów wyższy od niej- Może pójdziesz z Saige i Tobim i zapoznasz ich ze swoimi przyjaciółmi?
- Mamo.
- Dziękuję, ale odmówię- Toby przerwał Justinowi- Wolałbym oglądać wzrost trawy, miłego spotkania- Toby wstał i wybiegł do swojego pokoju.
Mama westchnęła- Przepraszam za niego. On nadal tęskni za Brooklynem, a taka drastyczna zmiana źle na
niego wpływa.
- W porządku, Betty. Justin może zabrać tylko Saige, by spotkać się z przyjaciółmi.
- Ja..- zaczęłam protestować, ale moja mama szybko mi przerwała.
- Brzmi fantastycznie- moja mama zwróciła się do Justina- Dziękuję.
- Nie ma problemu, pani..- przerwał nie znając naszego nazwiska.
- Cameron, ale mówi mi Betty.
Justin przytaknął, zanim podszedł do drzwi, miałam za nim iść?
- Miłej zabawy- Pattie uśmiechnęła się do mnie. Szybko pobiegłam za Justinem. Znalazłam go stojącego na
pierwszym piętrze klatki schodowej.
- Gotowa?- uśmiechnął się złośliwie.
- Naprawdę nie musisz tego robić- westchnęłam- Mogę po prostu pójść do baru czy cokolwiek i powiedzieć mojej mamie, że poznałam kilku twoich przyjaciół, to naprawdę nie ma znaczenia.
Justin zaśmiał się i potrząsnął głową- Na szczęście dla ciebie mam zaplanowaną grę w koszykówkę z
przyjaciółmi za około trzydzieści minut, więc możesz oglądać i siedzieć z wszystkimi ich dziewczynami,
podczas gdy my będziemy grać, w porządku?
Przełknęłam ślinę- Okej.
- Ponadto, daj mi swój telefon.
Zmarszczyłam brwi- Przepraszam?
- Jeśli się zgubisz, jestem za ciebie odpowiedzialny, więc będę potrzebował twojego numeru.
Wyciągnęłam mój telefon i podałam go Justinowi.
- Wow, nowy iPhone- przytaknął, będąc pod wrażeniem- Lepiej go schowaj, podczas gry, ktoś na pewno
będzie starał się go ukraść.
- Naprawdę?- zapytałam zaskoczona.
Przytaknął- Tak zdobyłem mój iPhone 5- uśmiechnął się złośliwie, wpisując swój numer, napisał do siebie SMS i oddał mi telefon- Teraz chodźmy.
Justin i ja zbiegliśmy ze schodów, aż byliśmy na zewnątrz. Najpierw zauważyłam chłopaka przypartego do muru, a przed nim stała dziewczyna z zaciśniętymi rękami wokół jego szyi.
- O mój Boże, powinniśmy zadzwonić po pomoc?- wpatrywałam się w grupę, która kontynuowała walkę,
teraz chłopak jedną ręką chwycił dziewczynę za szyję.
Justin zaśmiał się- To tylko Darrel i Diamond- wzruszył ramionami- Robią to cały czas.
- Prawie siebie zabijając?- zdezorientowana spojrzałam na parę- Dlaczego ze sobą walczą?
Justin ponownie wzruszył ramionami- Kto do cholery wie? Oni zawsze walczą. Cześć idioci- Justin podniósł
głos do krzyku. Para oderwała się od siebie i zaczęła szukać tego, kto do nich krzyczy.
- Cześć chłopie- Darrel uśmiechnął się do Justina, jakby właśnie nie był w najgorętszej walce, jaką
kiedykolwiek widziałam.
- Idziecie na mecz?
Diamond przytaknęła- Oczywiście.
Darrel skinął- Wiesz, że gram, bro.
- W porządku ludzie, spróbujcie się nie pozabijać- Justin pociągnął mnie za sobą, gdy para odwróciła się i
zaczęła na siebie krzyczeć ze złością.
- Co do diabła to było?- wysyczałam cicho, gdy oddalaliśmy się od walczącej dwójki.
- Moi przyjaciele Darrel Causey i Diamond Hetero.
- A ty tak po prostu pozwalasz im na 'bitwę aż do śmierci'- spojrzałam przez ramię, by zobaczyć ich nadal
walczących.
- Bitwę aż do śmierci?- Justin zaśmiał się histerycznie- Nie dramatyzuj.
Westchnęłam, kontynuując spacer- Więc... Powinniśmy powiedzieć sobie coś o nas?
- Uch- Justin spojrzał na mnie- Pewnie? Możesz zacząć.
- Okej, więc nazywam się Saige Cameron, mam siedemnaście lat. Urodziłam się w Nowym Jorku,
mieszkałam na Brooklynie, mój tata był cenionym adwokatem i mieliśmy dużo pieniędzy. Potem zdecydował się być wielkim kretynem, kiedy stracił pracę i nie powiedział o tym rodzinie i po prostu pozwolił, by nasze
pieniądze się skończyły i zostaliśmy zmuszenie do przeniesienia się tutaj- zamilkłam- Teraz twoja kolej.
- Jest tylko jedna rzecz, którą musisz o mnie wiedzieć- uśmiechnął się-  Jestem królem Bronxu, kochanie.
- Nie nazywaj mnie tak- zmarszczyłam nos- Nie jestem twoim, ani niczyim kochaniem.
- Och, tak nazywam wszystkich. Uspokój swoje cycki, kochanie.
- Powiedziałam, proszę nie nazywaj mnie tak- powtórzyłam.
Justin przystanął i dał mi niegrzeczne spojrzenie- Wiesz, masz dużą odwagę, rozmawiając z kimś, kto może
ułamać cię jak gałązkę.
Wzruszyłam ramionami- Mówiono mi, że jestem odważna.
- Wiesz, większość dziewczyn przestałoby teraz mówić.
Uśmiechnęłam się- Pamiętaj, Bieber, nie jestem i nigdy nie będę jak większość dziewczyn.
Jego szczęka opadła, zanim poszedł dalej, ciągnąc mnie za sobą.
W krótkim czasie dotarliśmy na boisko do koszykówki. Było ono na zewnątrz, ogrodzone zestawem
zardzewiałych łańcuchów. Na starych trybunach siedziała grupka dziewczyn. Każda z nich albo bawiła się jej włosami, albo robiła balony z gumy, albo plotkowała lub śliniła się do chłopaków.Na boisku stali chłopaki,
rozmawiając i czekając na wszystkich graczy, by pokazać się przed rozpoczęciem gry. Justin pobiegł do nich bez pożegnania ze mną. Westchnęłam i podeszłam do trybuny, niezręcznie siadając na samej górze z dala od wszystkich dziewczyn, które siedziały w pierwszym i drugim rzędzie. Dziewczyny obserwowały mnie, zanim
wstały i podeszły do mnie.
- Co ty tutaj robisz, biała?
Od razu ją sobie przypomniałam, to ona płakała przed moim apartamentem.
Napięłam moje ciało- Mama Justina zmusiła go do przyprowadzenia mnie. Ja.. powiedziałam mu, że mogę iść do restauracji i później możemy razem pojawić się w moim domu lub coś, a..ale on po..powiedział, że mam iść z nim.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?- usiadła obok mnie, poprawiając swoją bluzkę.
- Rano groziłaś, że mnie zabijesz- przełknęłam ślinę, patrząc na nią.
- Och- zaśmiała się- Miałam zły humor, nie martw się o to, kochanie. Nie mam zamiaru cię zabić.
Powiedziałam to pod wpływem chwili.
- Och, okej- wzięłam głęboki oddech.
- Więc, jak masz na imię?- przygryzłam wargi, przestępując niespokojnie.
- Seneca Deets- podała mi rękę, a ja potrząsnęłam nią niezgrabnie.
- Mogę prosić o przysługę?
Posłała mi spojrzenie- Nie zrobię żadnej brudnej roboty dla ciebie i twoich starych, snobistycznych, bogatych przyjaciół z Brooklynu.
Pokręciłam głową- Nic takiego.. ale możesz przestać nazywać mnie białą?
Zaśmiała się- W takim razie potrzebuję twojego imienia, by wiedzieć, jak cię nazywać.
- Saige Cameron.
- W porządku, Cameron, nigdy więcej biała, ale nie mogę ci obiecać, że inni ludzie, nie będą cię tak nazywać.
- A ciebie nazywają białą?
Przytaknęła- Czasami. Zrobiłam wiele, kiedy przeprowadziłam się tu, mając trzynaście lat, wierz mi. Byłam
tak zdezorientowana jak ty teraz.Ale kiedy moje imię rozsławiło się na mieście, zaczęli nazywać mnie suką
lub moim imieniem.
Przytaknęłam- Myślę, że wolę być białą, niż suką.
Zaśmiała się- Więc nie rób nic.
- Już za późno, pyskowałam Justinowi po drodze tu.
- Wiedziałam, że cię polubię- uśmiechnęła się.
- Myślisz, że inni będą wkurzeni, że tu jestem?
Wzruszyła ramionami- Jestem pewna, że niektóre dziewczyny, które są zakochane w Justinie, mogą być, ale
chłopcy będą po wrażeniem, ja jestem. Większość ludzi nie sprzeciwia się Justinowi, oni po prostu biorą jego gówno.
Przytaknęłam- On naprawdę jest królem Bronx?- powtórzyłam jego słowa.
Saneca uśmiechnęła się- Myślę, że można tak powiedzieć.
- Jak to?
- Mam na myśli, każda dziewczyna tu marzy o seksie z nim, jeśli jeszcze tego nie robiła.
- A ty robiłaś to z nim?- uniosłam brwi.
Przytaknęła- Wiele razy.
Wow- wysapałam- Jesteście razem?
Zaśmiała się i pokręciła głową- Nigdy nie spotykałam się z Justinem.
Przesłałam jej zdezorientowane spojrzenie- To dlaczego się z nim kochasz?
-Och, mała, słodka Saige- poklepała mnie po ramieniu- Jest wielka różnica między seksem, a kochaniem.
- A to nie to samo..
- Nie- przerwała mi- Seks jest jakby koncepcją bez żadnych zobowiązań, jak pieprzenie kumpli. Ale
kochanie to jest to, co robisz z bratnią duszą. Jest to działanie, które można mieć tylko z jedną osobą w całym życiu, a ta osobą jest tą, z którą spędzisz resztę życia, ponieważ kiedy robisz to z nim, zdajesz sobie sprawę, że wszyscy inni byli tylko do bezcelowego, bezsensownego seksu.
- To była głęboka rozmowa o pieprzeniu- pochwaliłam.
Uśmiechnęła się- Dziękuję, kochanie.
- Och, Justin pokazał klatę- Seneca zaśliniła się, przyglądając się, jak połowa facetów zdjęła koszulki.
- Czy oni nie używają koszulki?
- Jesteśmy rozbici, kochanie- zaśmiała się- Nasze zespoły to najczęściej 'shirts' lub 'skins'. 'Shirts' oczywiście noszą koszulki. a 'skins' grają bez nich. Do bani, gdy jesteś w 'skins' w zimny dzień.
- Co się dzieje, gdy grają dziewczyny?
- Zwykle dziewczyny grają w koszulkach i stanikach sportowych albo w rozpuszczonych i związanych
włosach.
Przytaknęłam- Nie chciałabym paradować w staniku sportowym w zimowy dzień.
Seneca wzruszyła ramionami- Grałam raz w staniku i to był... listopad, tak myślę. Nie było tak źle-
zapewniła.
- Może zagram pewnego dnia- wzruszyłam ramionami.
- Ty w ogóle grasz w koszykówkę?
- Mogę się nauczyć.
- Jeśli Justin cię polubi, jestem pewna, że może być twoim osobistym trenerem lub kimkolwiek, kogo miałaś, kiedy byłaś bogata.
Zaśmiałam się- Może.



___________________________________________



Po zakończeniu gry każda dziewczyna ponownie spotkała się ze swoim chłopakiem z wyjątkiem mnie i
Sanecki. Justin podszedł do nas obu, dając Senece przyjazny uścisku, zanim zwrócił się do mnie.
- Gotowa?
Wzruszyłam ramionami- Tak myślę.
- Cóż, fajnie było z tobą porozmawiać- Saneca uśmiechnęła się- Justin, przyprowadzisz ją tu jutro?
- Jeśli nie zdenerwuje mnie w drodze do domu.
Seneca uśmiechnęła się- Wiem, gdzie mieszka, więc po prostu mogą ją odprowadzić, jeśli nie chcesz.
- Okej, Seneca- Justin wzruszył ramionami przed udzieleniem jej kolejnego uścisku przed wyjściem z boiska.
Szybko pobiegłam za nim, spowalniając tempo, gdy byłam już obok niego.
- Miło spędziłaś czas?- zapytał. Jego ton pokazał, że wcale nie obchodzi go moja odpowiedź.
- Yeah- mruknęłam cicho, wzruszając ramionami.
- Widziałem, że cały czas rozmawiałaś z Sanecą, polubiłyście się, hm?
- Tak-odpowiedziałam po prostu, patrząc wkoło. Niebo było bardzo kolorowe, ponieważ słońce zachodziło. Mogłam zauważyć pomarańczowy, żółty, różowy, czerwony i fioletowy, wszystko na niebie w pięknym otoczeniu w nie tak pięknym mieście.
- Mówisz do siebie?- zachichotał.
Wzruszyłam ramionami- Tak sądzę.
- Więc o czym rozmawiałaś z Sanecą?
Uśmiechnęłam się- O tym, że jesteście kumplami od pieprzenia, co jest obrzydliwe, tak przy okazji, kobiety
powinno traktować się z szacunkiem.
Przerwał mi, zostałam przyciśnięta do muru budynku, który mijaliśmy wcześniej.
- Przepraszam?- Justin trzymał mnie mocno przy ścianie.
- Ja. ja..- nie wiedziałam, co powiedzieć, wstrząśnięta tym, co Justin zrobił. Poczułam ból w plecach.
- Ty co?
- Puść mnie- walczyłam, by wydostać się z jego uścisku- Stop- błagałam.
- Och, więc nie będziesz mówić już gówna, bo zostałaś popchnięta na ścianę, co?
- Przepraszam- szybko wypowiedziałam. Przewrócił oczami i odszedł ode mnie.
- Idź do domu- warknął, zanim poszedł dalej, a ja upadłam, plącząc moje palce we włosy, by spróbować ponownie wyrównać oddech.

Jak tylko lepiej się poczułam, zaczęłam iść szybko z powrotem do domu, przeskakując co dwa schodu, gdy byłam już w budynku, w którym mieszkam. Szybko weszłam do domu i zamknęłam drzwi za sobą.
- Cześć kochanie- moja mama uśmiechnęła się do mnie z kuchni, przygotowując obiad- Spotkałaś kilku znajomych Justina?
- Tak- powiedziałam tylko, nie chcąc przedłużać rozmowy.
- Byli mili?
Wzruszyłam ramionami- Rozmawiałam tylko z Justinem i jedną dziewczyną.
- Och, jak ma na imię?
- Seneca.
Przytaknęła- Czy Saneca to miła dziewczyna?
Wzruszyłam ramionami- Tak wygląda.
- Pali?
- Nie wiem, nie przedstawiłam się, by od razu po tym zapytać się, czy pali, mamo.
- Pije?
- Nie wiem.
- Ma dzikie strony?
Przewróciłam oczami- Mamo, nie wiem.
- Bierze narkotyki?
- O mój Boże, mamo- posłałam jej spojrzenie- Przestań zadawać pytania, ja naprawę nie wiem.
- Okej, okej- uniosła ręce w obronie, zanim wróciła do gotowania.
- Co na obiad?- usiadłam na szczycie kanapy.
- Spaghetti- odpowiedziała- Możesz posmarować chleb dla mnie?
- To było pytanie czy żądanie?
Roześmiała się- Och, nie martw się, zrobię to.
- Mogę to zrobić..
- Nie, nie- przerwała mi- Idź się umyć przed obiadem, okej?
- Okej- przytaknęłam, wchodząc do mojego pokoju.
Westchnęłam i podeszłam do lustra. Na moim ramieniu była czerwona plama, gdzie Justin trzymał mnie w mocnym uchwycie. Przewróciłam oczami, następnie przebierając się w dresowe spodnie i prostą koszulkę, ukrywając czerwony znak, więc rodzina nie mogła go zauważyć i zadawać pytania. Głos Pink ponownie wypełnił mój pokój. Uśmiechnęłam się  i chwyciłam mój telefon.
- Halo?
- Kochanie- głos Willow zabrzmiał w moich uszach.
Westchnęłam- Miałam nadzieję, że to będziesz ty.
- Wiesz, co mówią, marz, zanim marzenia się spełnią.
Zaśmiałam się- Co u ciebie?
- Dobrze, myślałam o tym, by odwiedzić cię jutro.
- Tutaj? Na Bronx?
- Yeah, dlaczego nie?- roześmiała się- YOLO, prawda?
- Tak sądzę- uśmiechnęłam się.
- Nie brzmisz, jak podekscytowana- prawie usłyszałam jej grymas.
- Jestem- zapewniłam- Po prostu nie chcę, żebyś przyjechała do tego miasta, by cię okradli czy coś.
Jej śmiech wypełnił moje uszy- Jeśli nadal żyjesz, jestem pewna, że przeżyję następny dzień.
Uśmiechnęłam się- Ale nie wiń mnie, jeśli ktoś ukradnie ci samochód.
- O mój Boże, myślisz, że mogą to zrobić?
- Zdecydowanie- skinęłam głową.
- Może powinnam wziąć taksówkę.
Przytaknęłam- To wspaniały pomysł- położyłam się na łóżku, zamykając powieki, czując zmęczenie, które powoli mnie pokonuje.
- Więc, wyślesz mi swój adres?
Skinęłam głową- Mogę to zrobić.
- O której mam przyjechać?
- Umm... południe, tak myślę.
- Okej, fajnie, będę u ciebie w południe.
Uśmiechnęłam się- Teraz jestem podekscytowana.
- Dobrze, będziesz musiała mi przedstawić twoich nowych przyjaciół z getta.
Przewróciłam oczami- Jak na razie jest tylko jedna dziewczyna, z którą mogę rozważyć przyjaźń.
- Więc, jedną, nową przyjaciółkę z getta- poprawiła się.
Westchnęłam- Okej, Willow.
- Toby, Saige czas na obiad!- usłyszałam krzyk mojej mamy zza drzwi.
- Muszę iść- spojrzałam na drzwi i wstałam z łóżka- Obiad.
- Aw- Willow żachnęła- Napiszesz do mnie później?
- Pewnie, lalka- uśmiechnęłam się- Porozmawiamy później.
- Okej, widzimy się jutro!- Willow pisnęła podekscytowana.
- Do zobaczenia jutro- rozłączyłam się, niedbale rzucając telefon na materac, zanim poszłam do kuchni, gdzie mama, tata i Toby już siedzieli na swoich miejscach.

_____________________________________________

I jak wam się podoba trzeci rozdział? :) Zostawcie swoje opinie w komentarzach.
Jeszcze raz zapraszamy na tattooed-life :)

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 2

Zamknęłam wystarczająco dużo okien, żeby wiedzieć, że nigdy nie będziesz mógł wrócić.

Justin Bieber POV:

Odwróciłem do góry dnem szkło w swoich rękach i pozwoliłem ostatnim kroplom alkoholu spłynąć do moich ust. Słodkie uczucie palenia, które kochałem trwało przez kilka sekund, zanim połknąłem trochę mojej śliny i odstawiłem pustą szklankę na ladzie baru.

-Aye JB- Mój najlepszy przyjaciel JT Withers, podszedł do mnie pijąc z czerwonego kubka-Zamierzasz tańczyć,chłopie?- Podniósł brwi przed wypiciem reszty substancji z jego kubka.

Skinąłem-Tylko czekam na dobrą piosenkę. Proszę cię, piosenki Miley Cyrus nie wprowadzają mnie w nastrój- Przewróciłem oczami słuchając przereklamowanej piosenki Miley Cyrus ,,We Can't Stop” grającej w tle.

JT wzruszył ramionami- Nie wiem, tak jakby lubię tę piosenkę.

Przewróciłem oczami- Ja lubię tylko rap, nic z tego gówna: Top czterdzieści.
-Mówisz tak,ale wiesz, jeśli Miley Cyrus wyszłaby, tutaj w stroju, który nosiła w tym teledysku, to błagałbyś ją o dostęp do jej majtek.

-Może tak, może nie- Zaśmiałem się jak piosenka się skończyła.

Booty, booty, booty, booty rocking everywhere. Booty, booty, booty, booty rocking everywhere.”

Zaśmiałem się i wstałem- Teraz puścili to o czym mówiłem- Uśmiechnąłem się na piosenkę MS New Booty, która zaczęła grać. Wstałem i znalazłem JT na parkiecie, natychmiast dwie dziewczyny podeszły do nas. Poznałem je obie. Candy Aleksander podeszła do JT, zaczęła tweerkować jak dziwka, którą podobno była, Seneca Deets udała się do mnie.

I found you, Ms. New Booty, get it together and bring it back to me”

Seneca i ja zaczęliśmy tańczyć, czułem pot tworzący się na karku i czole.

-Boże, jesteś taki gorący Justin- wyszeptała, odwracając się dociskając swoje usta do mojej szyi.
-Mmm, kochanie to jest to miejsce- Trzymałem mocno ręce na jej biodrach, kiedy ona nadal naznaczała moją szyję „ukąszeniem miłości”, ale bardziej znanym w naszej grupie jako”fuck buddy bites”, ponieważ żaden z nas nigdy naprawdę nie był w związku z innymi, tylko seks.

-Twoje mieszkanie czy moje?- Uśmiechnęła się z pożądaniem w oczach.
-Wiesz, mam dwójkę młodszego rodzeństwa w domu, a ty żyjesz na własną rękę, więc...- Zamarłem pozostawiając jej do myślenia o tym, co dziej się w mojej głowie.

Skinęła głową, rozumiejąc moją podpowiedź- Moje mieszkanie- Złączyła nasze palce i poprowadziła mnie przez tłum.

-Zalicz JB!- Słyszałem krzyk JT z drugiego końca pokoju.
-Jesteś szczęściarą, Seneca!- Krzyknął kobiecy głos, nie mogłem rozpoznać kto.
-Wiem!- Krzyknęła z powrotem do nieznanego głosu jak wyszliśmy na letnie, nocne powietrze.

Seneca zatrzymała się, patrząc na mnie.

-Co jest?- Uniosłem brew, patrząc na nią od stóp do głów w zupełnej dezorientacji.
-Masz prezerwatywy, prawda? Nie mam tyle pieniędzy, żeby utrzymywać dzieci, Bieber.

Zajrzałem do mojego portfela i wyciągnąłem idealnie owiniętą prezerwatywę- Zawsze przygotowany kochanie, nie masz się o co martwić- Uśmiech rozłożył się na jej ustach. Nie odpowiadając kontynuowała chodzenie, kiedy udaliśmy się do jej domu kilka przecznic od klubu.

Saige Cameron's POV:

Następnego poranka obudziłam się niespodziewanie w moim domu, zamiast na przerażających ulicach Bronxu.

-Nie możemy tak żyć, Charlie!- Moja mama krzyknęła.
-Musimy Betty, to nasz jedyny wybór!
-Nasz jedyny wybór?- Słyszałam szydzenie mojej mamy- Zachowujesz się tak, jakby nie było innych domów na całym świecie, tylko ten tutaj, w Bronx, Charlie!
-Te inne domy nie były wolne. Ten został nam dany, Betty, przynajmniej mogłabyś być cholernie wdzięczna!
-Wdzięczna? Jak ja mogę być wdzięczna, kiedy żyjemy w mieście wypełnionym narkotykami,, przemocą, gwałtem i morderstwem, Charlie? To jest ostatnie miejsce, gdzie chcę wychować moje dzieci!
-Nasze dzieci- Poprawił ją.
-Oh, zamknij się, wiesz że oni nie są, jak inni ludzie tutaj! Żyli w ochronie i bogactwie cale życie i teraz ty ciągniesz ich w całkowite przeciwieństwo.
-Nie mogę pomóc, zostałem zwolniony!-Krzyczał na nią.

Zakryłam moje uszy poduszką, próbując zablokować ich ciągłe krzyki, słyszałam jedynie ich tłumienie, ale przynajmniej nie mogłam zrozumieć każdego słowa. Westchnęłam i sięgnęłam po mój telefon,który trzymał mnie przy życiu ze społeczeństwem. Miałam pięć wiadomości tekstowych i kilka powiadomień na Facebooku. Postanowiłam najpierw sprawdzić wiadomości.

Willow: Tęsknię za tobą, boojank! xx To nie jest to samo bez ciebie!
Willow: Uhm... Hanna już powiedziała wszystkim, że zostałaś wyrzucona z domu i wysłana do Bronx!

Jęknęłam, widząc trzy wiadomości od innych osób z mojej szkoły. Prawdopodobnie pytali o to co Hanna im powiedziała.

Josh: Czy to prawda? Czy naprawdę teraz mieszkasz w Bronx?
Adam: Cholera, teraz mieszkasz w Bronx? Przepraszam, ale jeśli to prawda to nie będziemy mogli już rozmawiać. Powodzenia, mam nadzieję, że nie zginiesz!
Crystal: Stara, Bronx? Haha, frajerzy nie umierają!

Westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach, pozwalając na głośny krzyk z czystej rozpaczy, przed sprawdzeniem mojego Facebooka. Na szczęście, to było tylko normalne powiadomienie, dotyczące polubienia mojego zdjęcie profilowego lub skomentowania jednego z moich starych statusów.
Po zakończeniu sprawdzania wszystkiego, wsadziłam komórkę do kieszeni mojej piżamy, wstałam z łóżka i poszłam do przedpokoju w celu znalezienia małej łazienki. Miała tylko wannę, która może służyć także jako prysznic, WC i mały blat. Lustro wisiało w lewym rogu nad pękniętym zlewem.
Westchnęłam i odkręciłam wodę, trzymając dłonie pod lodowatą wodą. Następnie przemyłam twarz i wytarłam ją. Przebiegłam palcami po moich splątanych włosach przed związaniem ich w niechlujnego koka, elastyczną gumką, którą nosiłam wokół mojego lewego nadgarstka.

Patrzyłam na siebie w lustrze- Możesz to zrobić- Przekonałam sama siebie, przed otwarciem drzwi. Słyszałam głosy dwóch dorosłych kobiet w salonie. Moja mama siedziała na naszej kanapie z panią z recepcji, Pattie. Była ubrana w szykowną kolorową koszulkę, Miała na sobie jeansy, które były obcisłe na górze i rozszerzone nad jej kostkami.

-Cześć- Czułam się zakłopotana stojąc przed nimi w tych samych ubrania, w których spałam.
-Jak tam twoja pierwsza noc?- Uśmiechnęła się do mnie grzecznie.

Wzruszyłam ramionami- Chciałabym być z powrotem w Brooklinie, ale pierwsze dni są zawsze najgorsze.
-Niedługo przyzwyczaisz się do mieszkania tutaj- Zapewniła

Komu do cholery kiedykolwiek będzie całkowicie wygodnie w Bronx?- Jestem pewna, że przyzwyczaję się- Skłamałam.

-Czy wiesz coś o miejscowej szkole, do której mogłabym chodzić?- Zapytałam.
Pattie skinęła głową- Mój syn właśnie ukończył ostatni rok, to nie jest zła szkoła. Jestem pewna, że to nic w porównaniu z prywatną szkołą, do której chodziłaś, ale tu nie ma złego programu nauczania. Na pewno poznasz tam kilku znajomych.

Świetnie „szkoła nie jest zła” oznacza, że jest okropna.- Och, brzmi świetnie- Fałszywie się uśmiechnęłam.
Skinęła głową-Jeśli chcesz mogę poprosić syna, żeby przyszedł porozmawiać o szkole.

-Byłoby świetnie- Moja matka wyskoczyła- Saige przydałby się przyjaciel.
Przewróciłam oczami- Mamo, sama mogę znaleźć przyjaciół, nie musisz tego dla mnie robić.
-Och ja tylko staram się pomóc- Strzeliła we mnie spojrzeniem- Powiedz mu, żeby przyszedł po południu. Chciałybyśmy poznać wspaniałego chłopca wychowanego przez ciebie.
Pattie zarumieniła się- Och, dziękuję Betty. Co sądzisz o drugiej?
-Świetnie- Mama uśmiechnęła się.
-Świetnie- Mruknęłam sarkastycznie, obracając się na piętach. Wróciłam do mojego pokoju wielkości szafy. Podeszłam do szafy, wybierając przyzwoity strój dla tego przypadkowego chłopaka, który został zaproszony do mojego domu.

Zdjęłam biały top over-size, który nosiłam. Wymieniłam moje różowe, krótkie spodenki na ciemne spodnie. Trochę się wyginając starałam się je założyć. Nie są zbyt małe, ale obcisłe jeansy zawsze jest trudno wcisnąć. Zapięłam guziki i zasunęłam zamek. Szukałam coś do założenia na górną część ciała. Znalazłam biały sweter z dzianiny i nałożyłam go na siebie. Przykryłam moje ramiona futrzaną kamizelką. Na szczęście nie wyglądało to głupio. Chwyciłam naszyjnik, który miał piórka i nałożyłam go na szyję. Wyglądał idealnie na szczycie mojego swetra. Spojrzałam w lustro, powieszone na moich drzwiach. Zrobiłam mały obrót i skinęłam głową oceniając mój strój. Myślę, że jeśli spróbowałabym zaimponować chłopcu, który mieszkał w gettach to byłby to idealny strój.

-Saige- Usłyszałam wołanie mojej matki. Westchnęłam i otworzyłam drzwi, powoli zeszłam do miejsca, gdzie siedziała z Pattie.
-Tak?- Przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę.
-Czy możesz zrobić śniadanie dla ciebie i Tobiego? Ja bym zrobiła, ale Pattie powiedziała, że zna idealnie miejsce, gdzie mogłabym się ubiegać o pracę i muszę już iść.
Westchnęłam- Tak, mogę to zrobić.
Wstała, podchodząc do mnie i całując w czoło- Dziękuję kochanie!
-Tak, tak- Odgoniłam ją- Idź zatrudnić się w nowej pracy, powodzenia.
-Dziękuję kochanie- Odwróciła się do Pattie- Gotowa do pracy?
-Gotowa- skinęła głową na drzwi, chichocząc.

Kołysałam się na nogach, myśląc, gdzie do cholery jest kuchnia. Kiedy jej nie znalazłam, wzięłam portfel z mojej szafki nocnej i ruszyłam z powrotem do salonu. Było jeszcze jasno na dworze, więc miejmy nadzieję, że nie zostanę zaatakowana podczas samotnego spaceru. Upewniłam się, że mam klucze do domu i zeszłam z klatki schodowej, wychodząc na zewnątrz. Zauważyłam dziewczynę, siedzącą na ławce, która wyglądała na mój wiek, może rok starsza. Miała twarz schowaną w dłoniach, a jej ciało trzęsło się z każdym szlochem, który wychodził z jej gardła. Patrzyłam na nią zdezorientowana, nie wiedząc czy mam podejść i zapytać czy wszystko w porządku, czy może całkowicie ją ignorować i wrócić do mojej podróży, która miała na celu znalezienie śniadania dla mnie i mojego brata.

-Uh..- Mruknęłam i nadal patrzyłam na nią jak idiotka. Dziewczyna usiadła, patrząc na mnie. Miała jasną skórę, jak ja, ciemne, czekoladowo-brązowe włosy, które były związane w niechlujny koński ogon z czarną bandamką zawiązaną wokół niego. Miała na sobie duży sweter, który wyglądał jakby należał do chłopaka. Założyła parę czarnych spodni do jogi, tak że mocno przylegały do jej nogi i parę wytartych, starych, brudnych conversów.

-W czym mogę ci pomóc?- Uśmiechnęła się do mnie, próbując powstrzymać się od płaczu i brutalnie wytarła oczy, starając się usunąć wszystkie ślady łez.

-Oh...- Sapnęłam- Przepraszam, nie chciałam się gapić. Widzisz, po prostu przeprowadziłam się tutaj...-
-To oczywiste- prychnęła- Spójrz na swój ubiór.

Spojrzałam na dół, na moje ubranie. Myślałam, ze wyglądałam w porządku- Co jest nie tak z moim sposobem ubierania się?
-Ubierasz się jak biała!*
Zmarszczyłam brwi- Jak biała? Ty także jesteś biała- wskazałam na nią.
-Myślisz, że nie wiem jaki mam kolor skóry? Może jestem biała, ale na pewno nie ubieram się i nie zachowuję tak jak wy.
-Och.. uhm- Jęknęłam- W porządku?
Przewróciła oczami i pokręciła głową- Nie wtrącaj się, bo zadzwonię po kilku moich przyjaciół, którzy zanim mrugniesz pozbawią cię oddechu.

Moje oczy rozszerzyły się i szybko odwróciłam się, oddalając się od dziewczyny. Usłyszałam jej śmiech. Pokręciłam głową, przeklinając to miasto. Znalazłam mały, zaniedbamy McDonalds. Odetchnęłam z ulgą i weszłam do pomieszczenia, kierując się do lady.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie- Co podać białoskóra?
Przysięgam na Boga, jeśli jeszcze jedna osoba da mi pseudonim oparty na kolorze mojej skóry...

Posłałam jej brzydki wygląd- Wezmę dwa razy bekon, ser i ciastka jajeczne.
Odesłała mi spojrzenie. Powiedziała mi cenę, szybko zapłaciłam i wyszłam z restauracji.

-Cholera- Przeklęłam, pocierając głowę, która lekko pulsowała przez to, ze się z kimś zderzyłam.
-Patrz jak chodzisz- Męski głos warknął na mnie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam białego chłopaka. Jego jasnobrązowe włosy, postawione na żel dodawały mu dramatycznego wyglądu. Miał na sobie prosty, czarny T-shirt z dekoltem, czerwone skinny jeans i parę czarnych wysokich trampek z korną, z firmy SUPRA. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam, ale może były bardziej popularne w Bronx, a nie w Brookinie,

-Ja.. Ja przepraszam- Jąkałam się nerwowo. Z jakiegoś powodu bałam się go.
Uśmiechnął się, widząc strach w moich oczach- Teraz spadaj z tego miejsca i wróć skąd przybyłaś. Takiej bogatej dziewczynie jak ty, może stać się krzywda w Bronx.

Przełknęłam ślinę- Mieszkam tutaj, proszę pana- Czy ja naprawdę nazwałam go panem? Uderzyłam się w myślach za to.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem- Jesteś dziewczyną z Bronx, tak?
-Ja..- Zagryzłam nerwowo wargi- Ja po prostu przeprowadziłam się tutaj.
-Cóż, witamy w mieście- Uśmiechnął się- Postaraj się nie zajść w ciążę.
Trącił mnie łokciem i wszedł do McDonalds. Moje oczy rozszerzyły się , patrzyłam jak odchodzi. Podszedł do kasy, a dziewczyna w przy kasie posłała mu zalotny uśmiech i mrugnęła do niego.
Westchnęłam i ruszyłam z powrotem do domu, modląc się, by nie zastać dziewczyny siedzącej przy drzwiach.
Kiedy przyszłam z powrotem już jej nie było. Weszłam do budynku i podbiegałam na górę po schodach, chcąc nic więcej niż siedzieć na moim łóżku i jeść niezdrową kanapkę na śniadanie.
-Toby?- Zawołałam go bez tchu i weszłam do mieszkania. Jego głowa pojawiła się zza drzwi sypialni.
-Tak?- Uniósł brwi.
Podniosłam torbę z McDonalds- Mam dla ciebie śniadanie.
-Super- Otworzył drzwi w pełni i podszedł do mnie. Podałam mu kanapkę i chwyciłam butelkę wody z lodówki, idąc do mojego pokoju. Włączyłam małe radio w moim pokoju, słuchając, jak „Fun” odbija się od ścian.

-“Well, I woke up to the sound of silence and cries were cutting like knives in a fist fight”
Grała piosenka „Carry On”. Śpiewałam razem z nimi i otworzyłam okno, by pozwolić letniej bryzie wpaść do środka.

-“And I found you with a bottle of wine, your head in the curtains and heart like the Fourth of July. You swore and said ‘we are not, we are not shining stars.’ This I know, I never said we are. Though I’ve been through Hell like that, I’ve closed enough windows to know you can never look back,”- Śpiewałam cicho, podczas jedzenia.
-Zamknij się!- Toby uderzył w ścianę. Nasze pokoje są obok siebie.
-Zostaw mnie w spokoju!- Krzyknęłam, uderzając z powrotem dwa razy tyle co on.

Położyłam się z powrotem na moje poduszki i ścisnęłam powieki, kończąc moje jedzenie. Przeniosłam moją torbę na stolik nocny i ponownie odpoczywałam, słuchając dźwięków miasta.

-Przesuń się z drogi dupku- Mężczyzna warknął, wiele razy naciskając klakson.
-Pieprz się! Tutaj jest znak „stop”!
-Czy ty możesz zamknąć ryj i po prostu jechać?

Westchnęłam i otworzyłam oczy- To nie jest relaksujące- Mówiłam do siebie. Wstałam z łózka, wyrzucając torbę z McDonalds do kosza na śmieci. Dźwięki piosenki Pink „True Love” rozbrzmiewały po pokoju.

But I hate you, I really hate you so much it must be true love, true love. Nothing else can break my heart like true love, true love-“

Piosenka została przerwana, kiedy odebrałam telefon i przysnęłam go do ucha.
-Cześć- Położyłam się z powrotem na materac.
-Saige- Wesoły głos Willow z podnieceniem wypowiedział moje imię.
-Och, dzięki Bogu- Odetchnęłam- Nie masz pojęcia, jak to dobrze słyszeć twój głos.
Zachichotała- Tęsknisz za mną Saige?
Skinęłam głową i zdałam sobie sprawę, że nie może tego zobaczyć- Tak- Zaśmiałam się z myślach.
-Jak tam na Bronx?
Przewróciłam oczami- Ssie dupę. Nieznajomi ciągle nazywają mnie „białą”, co do cholery? Nawet biała dziewczyna nazwała mnie tak i ja powiedziałam „Też jesteś biała”, a ona na to „Ale nie zachowuję się jak biała”. Następnie zagroziła, że jej przyjaciele mnie zabiją.
-Co do cholery?- Willow dyszała- Chciałabym przenieść cię do mojego domu.
-Też bym chciała.- Westchnęłam- Nienawidzę być tutaj.

Justin Bieber POV:

Wróciłem do domu po zjedzeniu w McDonalds z JT, który dokuczał Candy, która pracuje przy kasie. Po przyjeździe zobaczyłem moją mamę, siedzącą na kanapie, oglądającą nasz mały telewizor.

-Hej mamo- Uśmiechnąłem się, całując ją w czoło.
-Justin- Uśmiechnęła się do mnie- Mam dla ciebie propozycję.
Jęknąłem- Mamo, co mi teraz każesz zrobić?
Zaśmiała się- To naprawdę nie jest takie złe kochanie, obiecuję.
-Więc o co chodzi?
-Jest taka słodka dziewczyna...
Oh, zaczyna się, pomyślałem sobie.
-Przeniosła się do Bronx i ona naprawdę potrzebuje przyjaciela.
Skrzyżowałem ramiona na piersi. Czy moja mama próbuje zeswatać mnie z nową dziewczyną?
-Ile ma lat?- Uniosłem brwi.
-Cóż, jest trochę starsza, więc przypuszczam, że może mieć siedemnaście lub osiemnaście lat.
Wystarczająco dużo lat, jeżeli jest gorąca- Dobrze. Kiedy mam się z nią spotkać?
-Powiedziałam jej mamie, że przyjdziesz około drugiej. Pójdę z tobą. Dobrze brzmi, kochanie?
-Tak mamo. - Spojrzałem na zegar na ścianie. Właśnie wybiło południe.
-Mam pytanie. Jak poznałaś tę dziewczynę?
-Pracuję w recepcji bloku, do którego się przeprowadzili.
Skinąłem głową- Dobra, spoko.
-Jeśli jesteś głodny to obiad jest w kuchence mikrofalowej. Jaxon, Jazmyn, tata i ja już jedliśmy.
-Ok, dzięki mamo.
Dałem jej kolejnego całusa w policzek i poszedłem do kuchni. Otworzyłem mikrofalówkę i znalazłem w niej pizzę. Na szczęście była ciągle ciepła i nie potrzebowała odgrzewania, Wyciągnąłem ją, szybko wziąłem gryza i poszedłem do mojego pokoju.
Pokój był przyzwoitych rozmiarów. Nie rozmiarów szafy, ale też nie takich jakie znajdziecie w rezydencjach na Brookinie. Jedna ściana była murowana z zewnątrz, a pozostałe trzy ściany były pomalowane na niebiesko.
Miałem podpisaną koszulkę zespołu hokejowego Toronto Maple Leaf. Dostałem ją, kiedy byłem młodszy i powiesiłem w ramce na ścianie. Obok niej wisiało zdjęcie z zawodnikami, gdy miałem dziesięć lat. Na pozostałych ścianach miałem plakaty dziewczyn w skąpych bieliznach, które leżały na masce drogich samochodów. Moja narzuta na łóżku miała taki sam kolor, jak ściany, a poduszki miały białawy kolor.

Westchnąłem i opadłem na łóżko, chcąc trochę się przespać, ponieważ miałem jeszcze około półtorej godziny, przed udaniem się do domu tej dziewczyny. Leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie, jak ta dziewczyna może wyglądać. Może jest opalona i przyszła z Kalifornijskiej plaży. Musiałaby mieć piaszczyste, blond, falowane włosy. Duże usta w kształcie serca, które byłyby idealnie różowo-czerwone, krzyczące, żeby je pocałować. I nie zapomnijmy o seksownym ciele, po którym moje ręce mogłyby zachłannie wędrować. Wyobrażając sobie dziewczynę, popadłem w lekki sen.

_________________________________________________________________
*-chodzi o to, że jest białoskóra :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Pisał ktoś z was dzisiaj egzaminy?:)
Jak tak to jak wam poszło? :)

Powodzenia na jutrzejszej matematyce i przyrodzie. Trzymam za was kciuki!!

Ps. Polecam wam tego bloga!! LINK
Dziewczyna naprawdę świetnie pisze :)

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 1

"Przeprowadzamy się na Bronx?"

Saige Cameron’s POV
Usiadłam przy stoliku piknikowym w Central Parku z moimi trzema najlepszymi przyjaciółkami Willow 
Anthony, Emmą Rosetta i Hanną Brooks. To było tydzień przed pierwszym dniem ostatniego roku szkoły. 
Trudno było nam uwierzyć, że zaczynamy ostatnią klasę liceum, ale wszyscy byliśmy na to przygotowani. 
Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od przedszkola w klasie pana Fretwell'a. Odkąd poszłyśmy do prywatnej szkoły, było tylko piątka dzieci w klasie, łącznie z nami. Siedzieliśmy w porządku alfabetycznym. Więc była Willow, Hanna, ja, Emma, chłopak, który nazywał się Zachary Williams. Od razu stałyśmy się "mafią" naszej prywatnej szkoły. 
- Nie mogę uwierzyć, że w końcu będziemy seniorami- Hanna zapiszczała z radosnym podnieceniem, 
poprawiając grzywkę.
- Tak, wiem- Emma trysnęła, chowając kosmyk jej czekoladowych włosów za ucho- Będziemy rządzić tą 
szkołą.
Uśmiechnęłam się- My już to robimy.
Wszystkie się zaśmiałyśmy- Tak, do cholery. Jesteśmy królowymi!
Rozejrzałam się dookoła.Wszystkie mieszkałyśmy w Nowym Jorku, na Brooklynie, w drogiej dzielnicy, gdzie naturalne blondynki prawie wymarły- z wyjątkiem Willow- i każdy miał tam dużo kasy. Mój tata był bardzo chwalonym prawnikiem, pracującym dla wielkich nazwisk w Nowym Jorku. Moja mama wiecznie siedziała w domu, nie czując potrzeby pracy, ponieważ tata przynosił tony pieniędzy. Mieszkałam z rodzicami i bratem bliźniakiem, Tobym, choć wcale nie byliśmy podobni.

- Więc, co będziemy robić ostatniego tygodnia lata?- Emma uniosła brwi, sącząc swoją Pumpkin Spice Latte, którą Starbucks wydał na początku sierpnia, dla radości każdej, zwykłej, białej dziewczyny.
- Zawsze możemy pójść na zakupy- wzruszyłam ramionami.
- Robimy to codziennie. Chcę zrobić coś innego- Willow przewróciła oczami.
- Nie widzę, jak rzucasz pomysłami.
- To dlatego, że nie mam żadnych- Willom wzruszyła ramionami.
- W takim razie nie możesz się skarżyć!- Hanna podśmiewała się, popijając łyk Emmy latte.
- Hej!- Emma jęknęła, biorąc z powrotem jej filiżankę. Dopiła ciepły napój do końca i wyrzuciła kubek 
do pojemnika na śmieci znajdującego się obok.
- Wszystkie pieniądze właśnie wypalają mi dziurę w torbie. Niech ktoś mi powie, co mam z tym zrobić- 
puściłam oczko.
- Zawsze możesz mi je oddać- Willow zachichotała.
- Zamknij się Willow! Ty prawie kąpiesz się w kasie- przewróciłam oczami.
- Nie możesz winić dziewczyny, za to, że się stara.
- Chyba nie.
Poczułam jak mój nowy, złoty Iphone 5s wibruje w mojej kieszenie. Przewróciłam oczami z irytacji.
- Poprosiłam moją rodzinę, żeby nie pisali do mnie, kiedy spotykam się z wami- wiedziałam, że to pisze ktoś z rodziny, prawdopodobnie prosząc, aby kupić coś w sklepie.
- Po prostu to może być twój gorący brat- Willow zaśmiała się. 
- Toby nie jest gorący-  zaprotestowałam.
- Jest twoim bliźniakiem, więc nie możesz nazwać go brzydkim!- Emma zaśmiała się.
- Tak, mogę. Z pewnością to ja odziedziczyłam seksowne geny. 
Odblokowałam mój telefon i weszłam w wiadomości.

Mom: Wracaj teraz do domu, to nagły wypadek.

Westchnęłam i szybko napisałam odpowiedź.

Saige: Czy to coś ważnego, mamo? Jestem właśnie z dziewczynami xx

Jej odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Mom: Kochanie, nie czuję się komfortowo, pisząc o tym w wiadomości, to niewłaściwe. Proszę wróć do 
domu natychmiast.

- Mama chce, abym wróciła do domu- jęknęłam.
- Co?- Emma krzyknęła- Nawet nic nie zrobiłyśmy, oprócz pójścia do Starbucksa!
- Wiem- przygryzłam lekko moją dolną wargę- Napiszę do was później i może spotkamy się jutro?
Dziewczyny wstały, dając mi przyjacielski uścisk, zanim ruszyłam w drogę do mojego samochodu i weszłam 
do środka. Odpaliłam go i jechałam z powrotem w kierunku mojego domu na Brooklynie, który nie był aż tak daleko, jeśli podróżujesz samochodem przez most, zamiast korzystać z metra, którym podróż zajęłaby więcej czasu ze względu na wszystkie przystanki, na których trzeba się zatrzymać.

Podjeżdżając, zauważyłam tabliczkę 'NA SPRZEDAŻ' na moim podwórku. Moja szczęka opadła i 
zaparkowałam na podjeździe, nie troszcząc się jak niechlujnie to zrobiłam. Trzasnęłam drzwiami samochodu i szybko podbiegłam do drzwi wejściowych. Moja mama rzewnie płakała, a mój tata przytulając ją, starał się pocieszyć. 

- Tak bardzo przepraszam, kochanie- wyszeptał- Starałem się temu zapobiec.
Mój brat stał za nimi z wściekłym wyrazem twarzy- Gdzie do cholery będziemy mieszkać? Przecież nie 
mogą tak po prostu wyrzucić nas z naszego domu!
Gniewnie machał swoimi rękami, gdy ludzie załadowywali nasze meble do wozu.
- Przed wyrzuceniem mnie, mój szef był bardzo miły i powiedział, że możemy mieszkać w jego starym 
mieszkaniu, które nadal posiada na Bronxie, tak długo jak będziemy chcieli.
Moja szczęka opadła- Bronx? Przeprowadzamy się na Bronx?- zapytałam ponownie- 
Żartujecie sobie ze mnie.
Moja mama zaczęła jeszcze głośniej płakać- Nie możemy przeprowadzić się na Bronx!
- Wiem, że to zła dzielnica Nowego Jorku, wiem- westchnął- ale to dla nas jedyna opcja.
- Jestem pewna, że możemy znaleźć coś lepszego, Charlie.
Potrząsnął swoją głową- Nie mamy czasu i pieniędzy, żeby szukać czegoś innego.
- Co się stało z pieniędzmi, które mieliśmy wcześniej?- Poczułam, jak gula tworzy się w moim gardle.
- Kochanie- westchnął- Dwa miesiące temu zostałem wyrzucony z pracy. Każdego dnia wychodziłem, 
mówiąc tobie i Tobiemu, że idę do pracy, a tak naprawdę wychodziłem, żeby jej szukać, by zatrzymać 
nasz dom. Więc rachunki zaczęły się gromadzić, ponieważ nie mieliśmy żadnych dochodów i stan zabiera 
nasz dom. Mamy szczęście, że pozwolili nam zatrzymać dużo mebli, ale musimy się wyprowadzić.
- A co ze szkołą?- Moje wargi zadrżały.
- Będziecie uczęszczać do publicznej szkoły na Bronxie.
-  Co?- krzyknęłam- Przez całe życie uczyłam się w prywatnej szkole, a teraz w ostatnim roku wyrzucacie 
mnie do szkoły publicznej w najgorszej dzielnicy Nowego Jorku?
Westchnął- Wiem, że to brzmi źle, ale zamierzam zrobić wszystko, by się udało, okey?
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłam, patrzący jak silni mężczyźni z potem na ich 
czołach, ładują moje meble do ich samochodów.
- Jaki jest adres nowego domu?- mężczyzna pojawił się przy moim ojcu. Tata zapisał adres na kawałku papieru, który dostał i zwrócił mu- Kiedy powinniśmy spotkać was wszystkich tam?
- Zaraz się tam udam- odwrócił się do mojej mamy- Pozwól im się pożegnać z przyjaciółmi, a później 
pojedziemy metrem na Bronx.
Mama westchnęła i kiwnęła głową.
- Metro? Niepewnie uniosłam brwi.
- Co z moim samochodem?- Toby zmarszczył brwi.
- Stan również zabiera nasze samochody. Wiem, że to będzie trudne, ale metro nie jest takie złe.
- O mój Boże- poczułam się oszołomiona- Zaraz zemdleję.
Toby położył ręce na moich ramionach, kiedy wyciągnęłam mój telefon i utworzyłam nową wiadomość 
grupową między mną, Willow, Emmą i Hanną.

Saige: S.O.S
Willow: Wszystko dobrze, kochanie?
Saige: Lepiej spotkajcie się ze mną teraz. To może być nasze ostatnie spotkanie.
Emma: ... co?
Hanna: Masz depresje, Saige? Moja mama jest terapeutką i może ci pomóc.
Saige: Nie, przeprowadzam się.
Willow: CO?!
Emma: Cholera, gdzie?
Hanna: Nie, nie! Będę cię ukrywać w mojej szafie!
Saige: Mój tata stracił pracę i zamiast nam o tym powiedzieć, utrzymywał to w sekrecie, dopóki nasz dom po prostu został zabrany i jesteśmy zmuszeni do przeprowadzki!
Hanna: OMG! Mogę zapytać się mojej mamy, czy możecie zamieszkać z nami!
Saige: Nigdy nie zgadniecie, gdzie się przeprowadzam...
Willow: Do krewnych?
Saige: Chciałabym... Na Bronx.
Emma: O mój Boże! 
Willow: Zostaniecie tam zaatakowani! OMG!
Saige: Po prostu przyjdźcie tu, zanim odjadę. Muszę się pożegnać!

W ciągu trzydziestu minut wszystkie dziewczyny stały już na moim podwórku i wszystkie płakałyśmy, 
krzyczałyśmy razem.
- Nie mogę uwierzyć, że przeprowadzasz się na pieprzony Bronx- Emma płakała- Będziesz martwa. Za 
tydzień o tej porze będziemy organizować ci pogrzeb!
- Emma- Willow wysyczała, posyłając jej dziwne spojrzenie- Nie mów tak do niej!
Emma zmarszczyła brwi- Po prostu powiedziałam prawdę.
- Ignoruj ją- Hanna obgryzła swoją wargę- Wszyscy wiemy, że będzie do bani na Bronxie, ale mam nadzieję, że nie zginiesz.
- To najgorsze pocieszenie, jakie kiedykolwiek słyszałam- Stłumiłam radosny śmiech, zanim smutek zawładnął mną ponownie.
Wszyscy westchnęli z niezadowolenia, ponieważ moja matką wraz z Tobim podeszli do mnie.
- Musimy jechać, kochanie.
- Musimy? 
Mama przytaknęła- Proszę, nie utrudniaj nam tego jeszcze bardziej.
Wzięłam głęboki oddech- Okey.
Odwróciłam się do dziewczyn, przytulając każdą z nich mocno- Piszcie do mnie. Nie będę tam mieć żadnych przyjaciół, a potrzebuję kogoś do rozmowy.
- Nie przestanę do ciebie pisać, nawet jeśli ktoś przyłoży mi broń do głowy- Willow zapewniła mnie.
- To niewłaściwe ze względu na miejsce, gdzie ona jedzie- Hanna spojrzała na nią.
- Przepraszam, nawet o tym nie pomyślałam, kiedy powiedziałam ten żart- przygryzła swoją wargę.
Przytuliłyśmy się ponownie, zanim podążyłam za moją mamą i Tobim, aby złapać taksówkę. To nie zajęło dużo czasu z wyglądem mojej mamy. Ponieważ była to bogata dzielnica, nie było tu stacji metra przez kolejne dziesięć minut drogi, bo nikt stąd nie jeździ metrem. I przez większość ludzi, mam na myśli absolutnie nikt nigdy nie używał metra. To było postrzegane jako transport dla brudnych szumowin, a nie dla bogatych lekarzy czy prawników.
- Nie mogę uwierzyć, że będziemy jechać pieprzonym metrem!- Toby warknął z obrzydzeniem.
- Język- mama przypomniała.
- Przeprowadzamy się na Bronx- przewróciłam oczami- lepiej przyzwyczaj się do tego rodzaju języka.
Toby przytaknął- To będzie wszędzie.
- Nie mów do matki takim tonem, to tyczy się was obu- posłała nam obu spojrzenie 'matki', którego każde 
dziecko się bało, sprawiając, że natychmiast ją przeprosiliśmy.
Kierowca taksówki zatrzymał się na stacji metra, moja mama dała mu pieniądze, zanim zeszliśmy pod ziemię.
Poczułam się brudna, po prostu tam będąc. Przyglądałam się, jak bezdomny człowiek błagał każdą osobę, 
która obok niego przechodziła. Był ubrany w brązową kurtkę, która wyglądała jakby była zszywana wiele 
razu, ale dziury nadal były wszędzie. Pod kurtką miał t-shirt, który ledwie wyglądał jak koszulka z wszystkimi rozdarciami i dopasowaną parę dżinsów, które był w takim stanie, że większość ludzi już dawno by je wyrzuciła. Nie miał żadnych butów, co sprawiło, że chciałam zwymiotować, myśląc o chodzeniu boso na stacji metra.
- Pieniądze dla biednych- wykrzyknął do nas, podając metalową filiżankę.
Moja mama posłała mu groźne spojrzenie, kiedy podchodził do nas- Nie mamy w zapasie żadnych pieniędzy.
- Bogata dama taka jak ty?- zmarszczył brwi.
- Mieszkamy na Bronxie, dupku, nie mamy pieniędzy w zapasie- Toby warknął.
Jego oczy powiększyły się i szybko od nas uciekł. Tylko dźwięk tej dzielnicy sprawiał, że ludzie uciekali w innym kierunki w kompletnym strachu.
Westchnęłam- To będzie do dupy.
Mama kupiła każdemu z nas bilet, zanim weszliśmy do metra, które na szczęście już tu było. Zajęłam miejsce na ławce, mama usiadła obok mnie, a Toby stanowczo trzymał słupa obok, kiedy ruszyliśmy.
- Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje- mruknęłam.
Toby przewrócił oczami- Więc uwierz, księżniczko. Mama i tata już nigdy więcej nie kupią ci nowych torebek od Coco Chanel lub Louis Vuitton.
Spojrzałam się na niego- W przeciwieństwie do ciebie, jestem bardziej zainteresowana przyjaciółmi niż 
materialnymi rzeczami- to było całkowite kłamstwo, tęsknię za wszystkimi markowymi rzeczami, ale 
Toby nie mógł o tym wiedzieć. 
- Ta jasne- prychnął.
- Czy możecie przestać?- moja matka przewróciłam oczami z irytacją.

Po kilku krótkich przystankach, zatrzymaliśmy się na stacji Bronx. Jęknęłam i wstałam, idąc za moja mamą, 
gdy wyszliśmy z metra. Mama wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru, na której był napisany nasz adres.
- Nie mam pojęcia, jak dotrzemy tam bez GPS- przyznała.
- Ja także- wzruszyłam ramionami.
Toby zabrał jej kartkę i przejrzał adres.
- Nie mogę odczytać pieprzonych bazgrołów taty!- wysyczał z irytacją.
- Ktoś obudził się dziś po złej stronie łóżka- podśmiewałam się.
- Saige, przeprowadzamy się na cholerny Bronx, myślisz, że zamierzam być szczęśliwy z tego powodu?- 
krzyknął na mnie.
Przewróciłam oczami- Po prostu znajdźmy ten pieprzony dom.
- Wy dwoje przestańcie tak mówić w tej chwili!- mama krzyknęła na nas.
- Spójrz na nich- usłyszałam kogoś chichot. Obróciłam się i spojrzałam w lewo, podążając za głosem, by 
zobaczyć ciemnoskórą dziewczynę i chłopaka siedzących razem. Dziewczyna wskazała na moją mamę, 
Tobiego i mnie i zaczęła się śmiać- Biedni, biali ludzie musieli się zgubić.
- Czy możemy stąd pójść?- westchnęłam, rozglądając się wokół stacji, na której panował przerażający 
klimat- Po prostu muszę poleżeć w łóżku.
- Myślę, że mogę to zrozumieć- Toby kiwnął głową, wyprzedzając nas niespodziewanie. Mama i ja 
wymieniłyśmy się spojrzeniami, zanim zaczęłyśmy szybko spacerować, by dotrzymać kroku Tobiemu, 
ponieważ wyszliśmy ze stacji metra i znajdowaliśmy się na ulicach Bronxu. Pierwsze co zobaczyłam, to 
grupa dziewcząt stojących razem. Wyglądały na około piętnaście, może siedemnaście lat. Było ich około 
dziesięciu, a trzy z nich wydawały się być w ciąży.
- Wow- mamrotałam cicho do siebie, ponieważ przechodziliśmy obok nich.
- Patrz na tych białych!- jedna dziewczyna krzyknęła, chichocząc.
- Jeden z tych kolesi zapłodni tę dziewczynę w krótkim czasie.
Inna krzyknęła- Spójrz na nią, ona ma na czole napisane 'niewinna'!
Wszystkie dziewczyny zaśmiały się, kiedy od nich odeszliśmy.
- Niech lepiej nikt cię nie zapłodni- mama przesłała mi srogie spojrzenie.
- Nie jestem głupia, mamo- dałam jej uspakajające spojrzenie- Nie zrobię tego przed ślubem- to było 
kłamstwo, ale czego mama nie wie, to ją nie zabije.
Uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy dziś- Dobrze.
- Jesteśmy- Toby zatrzymał się. Wszyscy spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy duży, ceglany budynek z graffiti namalowanym na ścianach.
Moja szczęka opadła- Budynek mieszkalny? Nawet nie możemy mieć normalnego domu?
Toby dwukrotnie sprawdził papier, by upewnić się, że to prawidłowy adres- Tak, jesteśmy na właściwym 
miejscu.
- Świetnie- westchnęłam. Weszliśmy razem do recepcji. Siedziała tam przyjaźnie wyglądająca pani.
Była niską, bladą kobietą z brązowymi włosami i niebieskimi jak ocean oczami. Ubrana była w kwiecistą 
bluzkę i parę brązowych spodni, które wyglądały na trochę znoszone. Na stopach miała baletki, które 
wyglądały jakby przeszła w nich tysiące mil.
- W czym mogę wam pomóc?- przesłała nam ciepły uśmiech.
- Tak, my.. uch.. przeprowadzamy się tutaj- moja mama czuła się zażenowana, mówiąc to.
Przytaknęła- Witamy! Musicie być państwem Cameron, prawda?
- To my- moja mama zaśmiała się- Dopiero się wprowadziliśmy i ludzie już znają mojego męża.
Kobieta zaśmiała się- Powiedział mi, że mam się was spodziewać. Mam dla każdego z wam klucze, 
ponieważ macie więcej niż trzynaście lat, a to jest nasz minimalny wiek posiadania kluczy domowych.
Kobieta wstała i poszła do pokoju, zostawiając nas wszystkich w spokoju przez kilka sekund, zanim wróciła z kopertą i podała ją mojej mamie.
- Wszystkie trzy pary kluczy są tam, twój mąż już dostał swój. 
- Dziękuję- mama spojrzała na plakietkę- Pattie.
Pattie uśmiechnęła się- Przyjemność po mojej stronie. Proszę dzwonić, jeśli będzie potrzebowali pomocy w 
przeprowadzce, to nie sprawiłoby żadnego kłopotu.
Toby zadrwił- Nie mamy wiele do przeprowadzki w każdym razie- mruknął.
Wcisnęłam łokieć w jego żebra. Natychmiast zrobił krok do tyłu i wysyczał w moją stronę prymitywne przekleństwa , których nie mogłam zrozumieć.
Moja mama przewróciła oczami- Przepraszam, kłócą się cały dzień.
Pattie zaśmiała się- Rozumiem, mam dwójkę synów i córkę. Wiem jak to jest.
Mama i Pattie zaczęły rozmawiać o zmaganiach posiadania dzieci, a ja i Toby weszliśmy do klatki schodowej, widocznie mieszkamy na piątym piętrze.
- Nienawidzę schodów- narzekałam, kiedy wspinaliśmy się. Na czwartym piętrze straciłam oddech, a wciąż 
musieliśmy jeszcze iść- Nie wiem jak będę robić to codziennie.
- Powinniśmy ubiegać się o windę- Toby kiwnął głową, kiedy nareszcie znaleźliśmy się przy drzwiach. Złapał klucze z koperty, podał mi moją parę i otworzył drzwi, zanim wrzucił klucze do kieszeni- Dom, kochany dom- skomentował sarkastycznie.
Potrząsnęłam głową- To nigdy nie będzie mój dom.
- Cześć dzieci- nasz tata pojawił się przy drzwiach z uśmiechem na twarzy- Podoba wam się?
Rozejrzałam się wokół małego apartamentu z obrzydzeniem- Wszystkie ściany są pokryte cegłą... to jest brzydkie.
- Och, możesz powiesić kilka plakatów lub zdjęcie i będzie pięknie!
Przewróciłam oczami- Gdzie jest mój pokój?
Tata skinął głową, wyszedł z przedpokoju, prowadząc mnie do malutkiej sypialni.
- Pieprzyć moje życie!- westchnęłam, rzucając małą walizką, którą miałam na łóżko. Rozpakowałam z niej 
wszystko do małego komody i szafy i rzuciłam się na moje łóżko, które zajmowało 3/4 pokoju. Wyjrzałam 
prze okno. Otworzyłam je i oglądałam miasto. Widziałam chłopaka i dziewczynę walczących tuż przy 
drzwiach wejściowych.
- Pieprz się!- dziewczyna gniewnie wysyczała.
- Wyglądałaś na zadowoloną robiąc to ostatniej nocy- chłopak zripostował.
- Nienawidzę cię!- krzyczała, trącając chłopaka, który wyciągnął z kieszeni broń i wycelował w dziewczynę.
- Co to było?
Moje oczy się powiększyły i szybko zamknęłam okno, odwracając się. Ja tylko chcę wrócić do domu.

________________________________________________

Oto jest pierwszy rozdział :) 
czytasz=komentujesz
WESOŁYCH ŚWIĄT :)