wtorek, 31 marca 2015

II. Rozdział 24

Czego chcesz ode mnie?

Saige Cameron's POV

-Jesteśmy- Ricky zatrzymał samochód przed wielkim domem na plaży.
-O mój Boże- wydyszałam, wpatrując się w duży, nowoczesny dom- To miejsce jest piękne- otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu, patrząc na dom z otwartymi ustami.
-Podoba ci się?- Ricky uśmiechnął się w moim kierunku.
Skinęłam głową- Jest pięknie.
-Wybrałem go, bo pamiętam, że był dokładnie-
-Dokładnie tym, który widziałam w gazecie, kiedy szukaliśmy wakacyjnych domków na Hawajach.- uśmiechnęłam się, przypominając sobie poprzedni rok, gdy Ricky i ja chcieliśmy usiec od wszystkich problemów i pojechać na Hawaje, choć nigdy tego nie zrobiliśmy.
-Jak słodko...- głos Justina ociekał sarkazmem, oczywiście nie był zadowolony z tego, że Ricky próbuje zaimponować mi domkiem na plaży.
-Nie mogę uwierzyć, że to wszystko pamiętasz.
Wzruszył ramionami- Lubię ten dom,
-Wejdźmy do środka- zapiszczałam radośnie i weszliśmy do domu. Justin upewnił się, że stanie po mojej prawej stronie i owinie swoją rękę wokół mojej talii.
-Miley- Ricky zawołał- Jesteśmy!
Zapadła krótka cisza i krótkowłosa blondynka zbiegła po schodach. Pisnęła podekscytowana i pochłonęła Willow, Emmę, Senecę, Jen i mnie w dużym, grupowym uścisku.
-Tęskniłam za wami!- zapiszczała- Jestem taka szczęśliwa, że was widzę!
-Ja też- Emma uśmiechnęła się do Miley, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że podeszła do Justina ciągnąc go w uścisku.
-Miło cię ponownie widzieć, Justin- Justin uśmiechnął się i objął ją, co sprawiło, że poczułam się zazdrosna.
-Hej, Mils- uśmiechnął się. Odsunęli się od siebie i Miley zaczęła przytulać innych.
-Chodźmy zobaczyć nasz pokój- Justin splótł palce z moimi.
-Oznaczyłam drzwi waszymi imionami- Miley uśmiechnęła się- Więc powinny być łatwe do znalezienia.
Justin i ja weszliśmy na górę. Moje oczy śledziły każde drzwi, aż wreszcie znalazłam moje i Justina imię.
-Jesteśmy.
Justin nacisnął klamkę i otworzył drzwi, odsłaniając dużą, luksusowąsypialnię.

-Jest piękna- otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na taras, opierając dłonie na barierce , która chroniła nas przed upadkiem z balkonu. Poczułam ramiona Justina owijające się wokół mojej talii. Przeniósł moje włosy na jedną stronę szyi.
-Justin- zachichotałam się, chcąc dowiedzieć się co on robi.
-Tak, kochanie?- wyszeptał, przykładając swoje miękkie, różowe usta do mojego karku, co sprawiło, że moje kolana zaczynały słabnąć.
-Co jeżeli paparazzi nas tu zobaczą?- wyobraziłam sobie.
Justin zaśmiał się- Mam to gdzieś, co paparazzi myślą- kontynuował pozostawianie niechlujnych pocałunków wzdłuż mojej szyi.
-Chcesz przetestować nasze nowe łóżko?- Justin uśmiechnął się, odwracając mnie tak, że teraz staliśmy naprzeciw siebie.
-Cholera, Justin- zachichotałam- Dopiero tu przyjechaliśmy, a ty już chcesz uprawiać ze mną seks?- uśmiechnęłam się do niego.
Wzruszył ramionami- Co mogę powiedzieć? Lubię patrzeć na twoje ciało.- wędrował dłońmi po moich biodrach.
-Naprawdę?
-Jesteś taka piękna, kochanie.- wyszeptał, całując mnie zachłannie, praktycznie mogła poczuć smak desperacji w jego ustach.
Zaśmiałam się i owinęłam ramiona wokół jego szyi, przysuwając się do niego bliżej- Czy kiedykolwiek uprawiałeś seks z kobietą w ciąży?- uniosłam brwi- Nawet jeżeli jeszcze nie wyglądała na ciężarną?
Justin potrząsną głową- Nie...nie robiłem tego.
Uśmieszek pojawił się na moich ustach- Naprawdę?
-Naprawdę- powiedział.
-Pozwól, że będę tą pierwszą- zaśmiałam się. Justin podniósł mnie, a moje nogi owinęły się wokół jego pasa. Wróciliśmy do pokoju, nie zadając sobie trudu, aby zamknąć drzwi na balkon. Położył mnie na łóżku i oparł się nade mną, przyciskając swoje usta do moich. Ściągnął koszulkę, rzucając ją na podłogę.

Jazmyn Bieber's POV

Po południu, szłam z Joshem i Spencer do domu, planując małe weselne szczegóły. Kto by pomyślał, że było tak dużo sposobów na złożenie serwetki na stole? Albo sposób w jaki kwiaty powinny być ustawione? Zawsze myślałam, że po prostu wrzuca się kilka do wazonu, ale myliłam się.

Po wejściu do środka, moje uszy wypełniły się krzykami i waleniem rzeczy na górze. Natychmiast spojrzałam na innych, którzy wyglądali na niezadowolonych, siedząc w salonie.

-Co się stało?- spytał Josh, odstawiając torbę pełną broszur i czasopism ślubnych, które dał nam nasz projektant, aby je przejrzeć zanim spotkamy się jutro, aby wybrać suknie do druhen.
-To musi być już piąta runda Saige i Justina- Miley wyglądała absolutnie zniesmaczona przez sytuację, która miała miejsce na górze.
Spencer wybuchła śmiechem- Na pewno złamali swoje nowe łóżko, co?- podeszła do Rickiego, siadając na jego kolanach. Ten objął ją w pasie i oparł podbródek na jej ramieniu.
-Jak idzie planowanie wesela?- zapytała Jen, jej ręce spoczywały na jej małym brzuszku, wyglądając, jakby ona i Jaxon właśnie rozmawiali o ich nienarodzonym dziecku.
-Wspaniale!- zapiszczałam z podniecenia- Nie mogę uwierzyć, że w końcu wychodzę z mąż i to z człowiekiem z moich marzeń!- odwróciłam się do Josha składając niechlujny pocałunek na jego policzku.
Zaśmiał się i dał mi szybkiego buziaka w usta, a następnie zajął miejsce na kanapie. Usiadłam na jego kolanach i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Co dzisiaj wybraliście?- Willow zapytała, opierając się o Rogera. Wyglądała na zmęczoną.
-Smak ciasta, złożenie serwetek, kompozycje kwiatowe i welon- Josh zaczął wymieniać, wyglądając, jakby ciężko było mu przypomnieć każdy, najmniejszy szczegół dzisiejszych wydarzeń.
-Jak będzie złożona serwetka?- Willow wydyszała- Cholera...kogo do diabła obchodzi jak będzie złożona serwetka? Czy to będzie....złożone jak łabędź, czy co?- uniosła brwi.
Josh zaśmiał się histerycznie- Będą złożone w małe pierścienie- wzruszył ramionami- Czy jakkolwiek się to nazywa.
Spencer wzruszyła ramionami- Kto wie.

Wszyscy spojrzeliśmy na wielkie schody. Saige schodziła na dół. Jej włosy były kompletnie rozwalone. Były splątane w niechlujnym koku, jej okulary przeciwsłoneczne spoczywały na czubku głowy. Była ubrana w T-shirt, w który wcześniej był ubrany Justin i parę szortów. Ciężko oddychała, kiedy dotarła na dół schodów i zobaczyła nas wszystkich wpatrujących się w nią.
-Och...- jej policzki zaczerwieniły się i spojrzała nerwowo na podłogę- Wy nie....
-Och...słyszeliśmy- Toby skinął głową, chcąc skrępować ją jeszcze bardziej, tak jakby było to zadanie każdego brata.
-O Boże- Saige zachichotała niezręcznie, unikając ze wszystkimi kontaktu wzrokowego.
-Idź po niego, tygrysie- Emma mrugnęła do niej.

Głośnie krzyki przerwał odgłos stóp uderzających o schody. Justin zbiegł po nich, mając na sobie tylko parę czarnych kąpielówek, okulary przeciwsłoneczne na oczach i czapkę z daszkiem na jego włosach.
-Witaj, bracie- uśmiechnęłam się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i przeniosłam ciężar ciała na jedną stronę.
-Hej, Jaz- uśmiechnął się, zachowując się jak gdyby nigdy nic.
-Hej.
-Jak planowanie ślubu?- zapytał.
Skinęłam głową- Bardzo dobrze.
-Nie ma potrzeby, aby rozpoczynać pogawędkę, wszyscy wiemy, że na górze uprawiałeś z Saige seks- Jaxon nam przerwał.
-Tak, pięć lub sześć rund- Josh uśmiechnął się, wykorzystując szansę, aby zabawić się kosztem Justina i Saige.
-Cóż- Justin odchrząknął- Saige i ja mamy zamiar iść na plażę...jeżeli ktoś z was, dzieciaczki, chciałby przestać nas hejtować, ponieważ nie dostaliście nic od swoich partnerów...- Justin ucichł- zachęcamy do przyłączenia się do nas.
Saige zaśmiała się i razem wyszli z domu, kierując się na plażę oceanu.
-Przygotujmy się- Toby wstał ze swojego miejsca- Chodźmy wreszcie popływać!- uśmiechnął się, jak małe dziecko.

Saige Cameron's POV

Głośny chichot przeszedł przez moje gardło, kiedy Justin podniósł mnie i obrócił wokoło. Staliśmy po kostki w krystalicznie czystej, słonej wodzie Oceanu Spokojnego.
-Przestań!- zapiszczałam, kiedy jego place zaczęły łaskotać moją opaloną skórę, co sprawiło, że zaczęłam wić się, jak ryba wyłowiona z wody.
-Dlaczego?- wychrypiał mi do ucha, nie puszczając mnie, kiedy chciałam uciec.
-Bo wiesz, że mam łaskotki!
-Powiedz magiczne słowo.
-Proszę- błagałam.
Justin potrząsnął głową- Nie tym razem, ślicznotko.
-Bardzo proszę- zapiszczałam, kiedy jego palce przesuwały się po moim ciele.
Justin znów potrząsnął głową- Złe magiczne słowa.
-Czego ode mnie chcesz?- jęknęłam, czując się tak,, jakbym miała mrówki w spodniach.
-Powiedz mi, że jestem seksowny.
-Jesteś bardzo seksowny- krzyknęłam, więc każdy przebywający niedaleko nas mógł mnie usłyszeć, lecz my byliśmy na prywatnej plaży.
-I....
-I co?
-Powiedz, że jestem swaggie.
-Jesteś bardzo swaggie, Justin!- skomplementowałam go- Jesteś najbardziej swaggie w całym mieście!
Śmiech Justin wypełnił moje uszy i nadal mnie łaskotał.
-Co jeszcze?- błagałam go, aby przestał.
-Powiedz mi, że jestem zabawny.
-Jesteś zabawny, Justin!
-Zabawniejszy od ciebie- dziecinny uśmiech pojawił się na jego ustach.
Dyszałam- Nikt nie jest zabawniejszy ode mnie!- zapiszczałam ponownie, kiedy łaskotał mnie, śmiejąc się razem ze mną.
-Dobrze, dobrze!- krzyczałam- Jesteś zabawniejszy, niż ja.
Palce Justina w końcu przestały poruszać się po moim ciele i owinął ramiona wokół mojej talii, ciągnąc mnie do niego.
-Naprawdę tak sądzisz?- uśmiechnął się, dotykając swoim czołem mojego.
Westchnęłam, próbując uspokoić oddech- Tak...tak myślę.
-I to, że jestem swaggie.
-Tak, jesteś bardzo swaggie- skupiłam się na jego czekoladowych oczach, a Justin uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz....kocham twoje oczy- patrzyłam na niego, zaczesując włosy Justina do tyłu.
Justin uśmiechnął się- Twoje oczy są chyba moją ulubioną częścią twojego ciała- przejechał kciukiem po moim policzku- ale w rzeczywistości...Kocham całą ciebie.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Nasze nosy zderzyły się, gdy chciwie lizał moją wargę. Otworzyłam usta, dając mu dostęp do mojego języka i oboje jęknęliśmy w przyjemności. Podskoczyłam i owinęłam nogi wokół talii Justina. Poczułam, że moje okulary spadają z głowy na czubek mojego nosa.
-Przepraszam- usłyszałam głos Alfredo. Justin i ja odwróciliśmy się w jego kierunku. Poprawiłam moje okulary, zakładając je na oczy. Zobaczyliśmy wszystkich, łącznie z Caroline, którzy stali na brzegu plaży i wpatrywali się w nas.
-Jeśli wy dwoje skończyliście już tymi miłostkami, to chcielibyśmy popływać- Alfredo zmarszczył nos, łącząc swoje place z Caroline.
-Mówi to osoba, która spotkała na lotnisku dziewczynę i przyprowadziła do naszego domu- Justin zachichotał i spojrzał na Carolinę.
Alfredo wzruszył ramionami- Co mogę powiedzieć? Lubię szybko działać.
-Najwyraźniej- Justin skinął głową.
Caroline zachichotała i pochyliła się, opierając głowę na zgięciu szyi Alfredo.
-Idziecie pływać czy co?- zapytałam, stojąc już na własnych nogach. Złączyliśmy nasze place i weszliśmy głębiej do wody. Wszyscy pobiegli do wody i krzyczeli z podniecenia, ponieważ cieszyli się, że mogą odpocząć na Hawajach.
-Nie mogę się doczekać, aż się ożenię- Justin powiedział szczerze, co sprawiło, że moje policzki zarumieniły się.
-Myślałeś o poślubieniu mnie?
Skinął głową- Ja....tak.
-Tak szybko?
Wzruszył ramionami- Wiesz, Romeo i Julia pobrali się znając się jeden dzień- zauważył.
Zaśmiałam się- Masz rację.
-Zawsze mam rację, kochanie.- mrugnął figlarnie.

-Justin! Justin! Tutaj!
-Jen, jak się ma twoje dziecko?
-Jaxon, czy naprawdę sądzisz, że jesteś gotowy, by być ojcem?
-Ricky, kim jest ta blondynka? Czy ona nie umawiała się z Justinem? Ona jest nawet w jednym z jego teledysków!
-Seneca, ty i Toby zamierzacie mieć dziecko?
-Jazmyn, gdzie ty i Josh zamierzacie wziąć ślub? Wiemy, że to jest powód, dla którego jesteście na Hawajach!
-Miley, czy to prawda, że podrywasz Justina za plecami Saige?
-Jen, co twoją karierą modelki, kiedy przytyjesz od ciąży?
-Jeśli oni nazwą moją żonę grubą jeszcze raz.....- Jaxon syknął ze złością na paparazzi stojących na krawędzi prywatnej granicy, którzy robili zdjęcia swoimi aparatami, które miałam ochotę wrzucić do słonej wody, aby były pożywieniem dla rekinów lub innych morskich stworzeń.
-Jak do cholery oni nas znaleźli?- Justin warknął na nich.
-Justin- złapałam go za rękę, ciągnąc do za sobą- Nie dawaj im tego, czego chcą.
-Przestań go niańczyć, Saige! On nie potrzebuje takiej suki jak ty!
Odwróciłam się, czując pieczenie w mojej krwi- Co do cholery oni do mnie powiedzieli?- zaczęłam wychodzić z wody, kierując się do paparazzi.
-Saige, nie!- poczułam ramię Willow owijające się delikatnie wokół mnie, tak aby nie naciskać na mój brzuch i zaczęła oddalać nas od paparazzich.
-Tak, Saige!- jeden, łysiejący, z nadwagą, w średnim wieku człowiek krzyczał do mnie- Słuchaj Willow i zostań tam, zanim złamiesz tutaj paznokcie i wrócisz do domu z płaczem.
-Czy ty jesteś kurwa poważny?- krzyknęłam, wiedząc, że prawdopodobnie zostanę pokazana we wszystkich wiadomościach, ale szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.
-Wypierdalać stąd!- Justin chciał rzucić się na jednego, ale został zatrzymany przez Tobiego i odciągnięty od okrutnych fotografów.
-To właśnie oznacza być bogatym!- jedna pani pisnęła radośnie- Amerykańskie, urocze pary tracą zimną krew przed paparazzi!
-Wynoś się stąd!- Alfredo podszedł do nich, próbując pozostać spokojny- Zadzwonię na policję i zostaniecie aresztowani!
-Kochanie...- Caroline próbowała go uspokoić- Oni nie są tego warci.
-Kim ona kurwa jest?- jeden z paparazzich krzyknął na Caroline- Wygląda jak dziwka.

Alfredo rzucił się na fotografa, chwytając kołnierz jego koszuli. Został szybko odsunięty przez Josha i zły Justin, Alfredo i ja wróciliśmy do domu, aby się uspokoić.



poniedziałek, 23 marca 2015

II. Rozdział 23 część II

Po kilku dniach lądowałam już w Honolulu na Hawajach. Mieliśmy tu spędzić wakacje i przygotować się do zbliżającego się ślubu Jazmyn i Josha. To oznacza, że najbliższe dwa tygodnie zostaną całkowicie zapełnione przymiarkami, dekorowaniem sali weselnej, wybieraniem tortu, pisaniem swoich przemówień. Musieliśmy upewnić się, ze każdy z drużby ma swój smoking, czy każdy z zaproszonych gości dostał zaproszenie oraz czy Pattie i mama Josha mają swoje elegancki sukienki, które sprawiają, że wyglądają jak Miss Ameryki. Oczywiście każdy swój wolny czas spędzał na wylegiwaniu się na luksusowych plażach Hawajów.
- Nie mogę uwierzyć, że wychodzę za mąż - Jazmyn powiedziała, siedząc w prywatnym odrzutowcu razem ze swoją rodziną, Alfredo, Tobym, Senecą, moją mamą i mną.
- Jazmyn! - usłyszałam jak ktoś krzyknął, odwróciłam się i ujrzałam znajomą blondynkę czekającą na lotnisku oraz bruneta, który stał za nią. Byli zbyt daleko, bym mogła określić kim oni są.
- Spencer! - Jazmyn podbiegła do blondynki, czyli Spencer i ją przytuliła - Tęskniłam za tobą, kochanie!
- Ja za tobą też! - zachichotała. Zbliżyli się do nas, więc rozpoznałam parę. Spencer skróciła trochę włosy, co sprawiło, że wyglądała jeszcze piękniej, a ja poczułam się przy niej jak ziemniak. Chłopakiem obok niej był Ricky, który owinął swoje ramię wokół talii Spencer, co sprawiło, że trzymał ją blisko swoje klatki piersiowej. Co do cholery? Oni są razem?
- Aloha! - dziewczyna z długimi, brązowymi włosami podeszła do nas. Zaczęła nakładać nam na szyje różnokolorowe naszyjniki. Podeszła do mnie i założyła mi jeden z nich, który był w kolorze moich czerwonych spodni, do których założyłam prostą, biała koszulkę.
- Aloha - przywitała się, pochylając głowę. Mogłam zauważyć, że nas rozpoznała i próbuje zachować spokój.
- Aloha! - przywitałam się, a ona podeszła do Alfredo, który stał obok mnie.Przywitała go w ten sam sposób i założyła mu na szyje naszyjnik w ciemnozielonym kolorze.
- Jak masz na imię, piękna? - uśmiechnął się do opalonej dziewczyny.
- Caroline... Caroline Brooks. Rozpoznałam cię, Alfredo Flores, prawda? Kocham teledyski, które wyreżyserowałeś.
- Nawet nie wypowiedziałem mojego imienia, a dziewczyna już mnie rozpoznaje, mógłbym się do tego przyzwyczaić - Alfredo uśmiechnął się, a Caroline zachichotała.
- Witajcie na Hawajach! - powiedziała Caroline.
- Dziękuję, piękna pani - Alfredo wykorzystywał swój urok, sprawiając, że dziewczyna zarumieniła się i zachichotała.
- W porządku Alfredo, dopiero poznałeś dziewczynę... uspokój się - Justin zaproponował.
Alfredo spojrzał na niego - Powiedział to ten, który jest napalony na swoją dziewczynę każdej nocy - Alfredo w żartobliwy sposób dokuczał Justinowi, zapraszając go tym samym do gry.
- Oni zawsze tacy są? - Caroline zapytała, unosząc brwi do góry i patrząc na nich jakby byli cudzoziemcami.
Skinęłam głową - Tak... Nie ważne co ich fani piszą na twitterze, oni są dziwni - plotkowałam.
Caroline zaśmiała się - Wierzę ci!
- Hej, Josh i ja musimy spotkać się z organizatorem ślubu, czy to będzie w porządku, jeśli się rozdzielimy? - Jazmyn odwróciła się do Justina, Alfredo, Caroline i mnie.
- Zamierzam iść z nimi, kochanie - Spencer zwróciła się do Rickiego. Kochanie?
Uśmiechnął się - Dobrze, piękna. Będę tęsknić.
Spencer zachichotała - Ja za tobą też - pocałowała Rickiego w policzek, zanim poszła z Jazmyn i Joshem.
- Ty i Spencer, eh? - Justin uniósł brwi.
Ricky uśmiechnął się - Yeah...
- Kiedy to się stało? - skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Zgaduję, że w tym samym czasie, kiedy ty dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży i starałaś się to ukryć przed całym światem - Ricky uniósł brwi.
Caroline wyruszała - Jesteś w ciąży! Gratul-
- Shh - wysyczałam - Nie chcę jeszcze o tym mówić publicznie.
- Przepraszam - wbiła wzrok na podłogę.
- Skąd wiesz o ciąży Saige? - Justin uniósł brwi.
- Jazmyn nie umie dochować sekretu, a Spencer nie jest zbyt cicho, gdy rozmawia przez telefon - Ricky wzruszył ramionami jakby to nie była wielka sprawa - Cieszę się, gratuluję. Dzieci są prawdziwym błogosławieństwem.
Skinęłam głową, a Ricky się uśmiechnął - żadnych złych emocji między nami? W porządku?
- W porządku - wzruszyłam ramionami -Żadnych złych emocji.

Kłamstwo. Może i nie chciałam spotykać się z Rickym, ale do cholery nie chciałam, żeby kręciła się przy nim Spencer. Nie miałam nic do niej, po prostu nie chciałam, by Ricky spotykał się z kimkolwiek.

Ricky uśmiechnął się grzecznie - Świetnie... W takim razie cieszę się, że nie będzie niezręcznie mieszkać w jednym domku na plaży, prawda?
Szczęka mi opadła - Wszyscy będziemy mieszkać w jednym domku... przez dwa tygodnie?
- Czyż nie będzie świetnie? - Ricky zachichotał.
Starałam ukryć moje rozczarowanie, uśmiechając się i przytakując, chciałam, by ta rozmowa już się skończyła.
- Więc, jestem odpowiedzialny, by was wszystkich odprowadzić do domu odkąd Spencer odeszła - zachichotał. Odwróciłam się i zobaczyłam Alfredo i Caroline kilka metrów od nas.
- Jasna cholera - przyznałam. Ramiona Alfredo były owinięte wokół talii Caroline a ona trzymała ręce wokół jego szyi.
- Facet faktycznie szybko bierze się do roboty - przyznał Jason.
Justin zachichotał - Musi być sfrustrowany seksualnie odkąd nie może znaleźć dziewczyny na Bronx, która go zaspokoi.
- Tak... To musi być to - przytaknęłam.
- O mój Boże - Jen oglądała ich- To wygląda tak jakby on chciał wyssać usta z twarzy tej biednej dziewczyny - zachichotała.
- Oni faktycznie mają się ku sobie - położyłam ręce na biodrach.
- Bierz to, Alfredo! - Toby wykrzyknął. Caroline uśmiechnęła się i zakryła swoją czerwoną twarz w klatce piersiowej Alfredo, a ten uśmiechnął się z wyższością, przyciągnął ją bliżej i wyszeptał coś, co sprawiło, że oboje się zaśmiali.
- Będę pieprzyć cie dziś ostro, kochanie - Justin natychmiast zaczął wymyślać co oni mówili do siebie.
- Och, Alfredo sprawiasz, że się rumienię - Jaxon zaczął naśladować piskliwym głosem Caroline.
- Och, Caroline - Justin uśmiechnął się z wyższością - Dzisiejszej nocy będziesz się rumienić naprawdę mocno! Sprawię, że będziesz krzyczeć moje imię.
- Och, Alfredo. Już jestem mokra!
- Dziewczyno,  dziś będziesz jak wodospad Niagara.
Jaxon udał dziewczęcy chichot, a Caroline zaśmiała się z tyłu - Tylko jeśli wziąłbyś mnie tu, na lotnisku!
- Dziewczyno, możemy iść do łazienki.
- Czasami się o nich martwię - Jen pokręciła głową.
- Ja i ty, obie, Jen - spojrzałam na nich, gdy nadal udawali Alfredo i Caroline - ... Ty i ja...
Jen zaśmiała się, zanim Alfredo po raz ostatni pocałował Caroline i poszedł do nas.
- Okej - odchrząknął - Możemy teraz iść.
- Muszę ci to przyznać, Flores - Ricky powiedział - Szybko bierzesz się za sprawę.
- .... nie wiem o czym ty mówisz - Alfredo unikał wzroku Rickiego, nagle znalazł coś interesującego w podłodze.
Ricky uśmiechnął się i pokręcił głową, chowając ręce do kieszeni - Cokolwiek mówisz, stary.
Alfredo zachichotał - Zamknij się.
- Masz jej numer? - zapytała Seneca.
Alfredo sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej kawałek kartki z numerem - Kim myślisz, że jestem? Oczywiście, że mam jej numer i dziś idziemy na randkę.
- Cholera - Justin przytaknął - Jestem pod wrażeniem.
Alfredo uśmiechnął się i odwrócił się do Caroline, która wręczyła naszyjniki innym pasażerom, którzy właśnie wylądowali. Odwróciła się do nas, puściła oczko Alfredo i wróciła do swojej pracy, która polegała na witaniu innych gości po hawajsku.
- Musisz poprosić ją o to, by nauczyła nas kilku hawajskich słów - Seneca zachichotała.
- Znam tylko maliki liki maka i humuhumunukuapua'a - uśmiechnęłam się dumnie.
Wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była chora umysłowo.
- Co do cholery to znaczy? - Justin uniósł brwi.
-  Maliki Liki Maka to święta - Toby wyjaśnił - Ale nie wiem co znaczy humuhumu coś tam - zachichotał.
- Humuhumunukukuapua'a to ryba, którą się jada na Hawajach - uśmiechnęłam się, czując się jak geniusz, że zapamiętałam to z lekcji historii.
- Myślałam, że to Reef Triggerfish - Jen powiedziała.
- Tak, ale po hawajsku to humuhumunukunukuapua'a - zachichotałam.
Justin pokręcił głową - Pogubiłem się.
- Nadążaj Bieber - klepnęłam go po głowie.
- Jesteście już gotowi, by iść? - Ricky zapytał, kręcąc kluczykami od auta, oczywiście czuł się niezręcznie, ponieważ nie był blisko z żadnym z nas.
- Czy ktoś jeszcze oprócz ciebie i Spencer tam jest? - Jaxon zapytał.
Ricky skinął głową - Willow, Emma, Roger, Miley i Bradley już tam są.
Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy - Willow i Emma!

Ale jest też Miley....  To nie tak, że jej nie kocham, kocham ją jak siostrę. Po prostu wiem co było miedzy nią a Justinem i tak naprawdę nigdy nie słyszałam, by to się skończyło. Co jeśli Justin i Miley zaczną się spotykać za moimi plecami? Co jeśli pewnej nocy wrócę do domu po imprezie na plaży z dziewczynami i nakryję ich razem na kanapie albo nawet w moim łóżku?

Przestań świrować, Saige. Oni już ze sobą nie rozmawiają... A może jednak?

- Kochanie - Justin wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Hmm? - uniosłam brwi, zdając sobie sprawę, ze tylko ja i Justin zostaliśmy na lotnisku.
- Idziesz, kochanie? - zachichotał - Każdy już jest w samochodzie, a ty wyglądasz jakbyś się zamyśliła.
- A tak, przepraszam - zachichotałam.
Justin uśmiechnął się, ułożył ręce na mojej talii i prowadził mnie do samochodu Rickiego.

piątek, 13 marca 2015

II. Rozdział 23 część I

"Jeśli Darrel cię nie zabije, ja to zrobię"
Saige Cameron’s POV
- Przestań - krzyczałam, gdy biegałam między budynkami.
- Dlaczego, Saige?  - wyszeptał głosem szaleńca - Daj mi jeden powód, dla którego miałbym przestać!
- Nie zasłużyłam na to! - obiegałam budynki i czułam, że cały czas jest on kilka kroków za mną - Proszę!
Poczułam jak ktoś złapał mnie od tyłu.
- Pozwól mi odejść! - błagałam, łzy spływały po moich policzkach.
- Nie dałaś mi nawet jednego, solidnego powodu, Saigey - wyszeptał do mojego ucha, sprawiając, że ciarki przeszły po moim ciele.
- Odejdź ode mnie! - krzyczałam, czując tylko jak wzmocnił chwyt wokół moich nadgarstków - Niech ktoś mi pomoże, proszę!
- Tylko my tutaj jesteśmy - wyszeptał.
- Nie! Justin, pomóż mi!
- Tym razem Justin cię nie uratuje, mała suko! - poczułam mocnego kopniaka w plecy, który sprawił, że upadłam twarzą na ziemię i  wypuściłam głośny grymas bólu.
Odwróciłam się w prawo i zobaczyłam buty wojskowe, po chwili zaczął mnie kopać w brzuch,  a ja za każdym razem sapałam i jęczałam z bólu.
- Nie, przestań! - krzyczałam - Nie krzywdź mojego dziecka!
- Pieprzyć twoje dziecko! - krzyknął, ponownie mnie kopiąc - Zrujnowałaś tyle osób, Saige.
- Przepraszam! - płakałam, próbując oddalić się od niego. Poczułam jak złapał mnie za kostki, uniósł do góry, a następnie rzucił mnie na ścianę.
- Przestań! - uniosłam głowę do góry i w końcu ujrzałam twarz napastnika.
- Zamknij się do cholery, Saige, zmarnowałaś moje życie - Austin wysyczał.
- Przepraszam!
- Dlaczego mnie nie kochałaś, Saige? Myślałem, że to co było między nami było czymś wyjątkowym! - zacisnął palce wokół mojej szyi.
- Dlaczego chcesz mnie zabić? - płakałam - Co ja ci zrobiłam? To dlatego, że wybrałam Justina zamiast ciebie?
- Chcę cię zabić, ponieważ jesteś pieprzoną dziwką!
Starałam się walczyć z jego palcami, ale on tylko wzmocnił uścisk.
- Nie! - płakałam - Nie jestem!
Austin zdjął ręce z mojej szyi, włożył je do kieszeni, po czym wyłożył z niej broń  i przystawił ją do mojej głowy.
- Tak, jesteś.
Moje oczy się rozszerzyły - Proszę Austin... nie chcesz tego zrobić.
- Tak, chcę!
- Proszę - wyszeptałam, ciągle płacząc - Proszę nie rób tego, Austin... Pamiętasz nasze dobre czasy?
- Nie mieliśmy dobrych czasów, Saige.
- Proszę, Austin!
Pokręcił głową - Jeśli Darrel cię nie zabije, ja to zrobię!
Austin pociągnął za spust, wszystko pociemniało, a ostatnio rzeczą, jaką usłyszałam było mój własny krzyk.

Skuliłam się na łóżku, głośny krzyk wydobył się z mojego gardła. Mogłam poczuć lepki pot na swoim ciele i nadal oddychałam z trudem.
- Saige? - Justin natychmiast wstał. Patrzył na mnie z zapałem, pieszcząc ręką moje ramię.
- O mój Boże... - starałam się unormować oddech.
- Kochanie, co się stało?
- Ja... ja.. ja... - wyjąkałam.
- Saige, musisz wziąć głęboki oddech - Justin usiadł na przeciwko mnie - Kochanie, spójrz na mnie.
Westchnęłam, zamknęłam oczy na kilka sekund, zanim spojrzałam na Justina - Miałam koszmar.
- Był tam Austin albo Darrel? - Justin zmarszczył brwi.
Przytaknęłam, przygryzając wargę - Tak...
Justin westchnął i mocno mnie przytulił.
- Kochanie - przycisnął swoje usta do mojego policzka - Ta dwójka siedzi już w więzienie. Nie masz się już o nic martwić.
- Nic nie mogę na to poradzić - jęknęłam.
- Dlaczego?
Przygryzłam dolną wargę, zanim powiedziałam - To ja jestem tą, która powinna umrzeć, Justin. JT nadal powinien tu być i bawić się, ty nadal powinieneś być ze Spencer, Willow powinna wyjść za mąż za JT i powinni mieć gromadkę dzieci, to ja powinnam umrzeć. Spieprzyłam wszystko.
- Hej - Justin gniewnie uniósł brwi - Nie wiem, kim myślisz, że jesteś, ale nie mów tak więcej o dziewczynie, którą kocham.
Odwróciłam się i westchnęłam - Justin...
- Mówię poważnie, Saige... - zmusił mnie, bym ponownie na niego spojrzała - Nie mógłbym żyć, gdyby cię tu nie było. JT też nie byłby szczęśliwy, prawdopodobnie popadłby w depresję. Nie mógłbym być ze Spencer, też miałbym depresję, a Willow, Emma i wszyscy twoi przyjaciele byliby zasmuceni, gdybyś odeszła.
- Tak, ale -
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi.
Przewróciłam oczami - Justin...
- Kochanie - zmarszczył brwi - Jesteś najbardziej perfekcyjną dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem na całej planecie. Nie mogę sobie wyobrazić, że mógłbym się ożenić  i mieć dzieci z kimś innym niż ty - uśmiechnął się, chwycił moją rękę i zostawił lekki pocałunek na każdej kostce - Jesteś absolutnie perfekcyjna, Saige.
Czerwone rumieńce pojawiły się na moich policzkach, starałam ukryć moją twarz w zagłębieniu jego szyi. Usłyszałam lekki chichot Justina, który owinął ręce wokół moje talii.
- Kocham cię, Saige.
- Kocham cię, Justin - powiedziałam i uśmiechnęłam się w jego białą koszulkę.

Przepraszam za to, że tak długo nie że to tylko połowa rozdziału, ale niestety nadal mój laptop jest w naprawie. :/