wtorek, 31 marca 2015

II. Rozdział 24

Czego chcesz ode mnie?

Saige Cameron's POV

-Jesteśmy- Ricky zatrzymał samochód przed wielkim domem na plaży.
-O mój Boże- wydyszałam, wpatrując się w duży, nowoczesny dom- To miejsce jest piękne- otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu, patrząc na dom z otwartymi ustami.
-Podoba ci się?- Ricky uśmiechnął się w moim kierunku.
Skinęłam głową- Jest pięknie.
-Wybrałem go, bo pamiętam, że był dokładnie-
-Dokładnie tym, który widziałam w gazecie, kiedy szukaliśmy wakacyjnych domków na Hawajach.- uśmiechnęłam się, przypominając sobie poprzedni rok, gdy Ricky i ja chcieliśmy usiec od wszystkich problemów i pojechać na Hawaje, choć nigdy tego nie zrobiliśmy.
-Jak słodko...- głos Justina ociekał sarkazmem, oczywiście nie był zadowolony z tego, że Ricky próbuje zaimponować mi domkiem na plaży.
-Nie mogę uwierzyć, że to wszystko pamiętasz.
Wzruszył ramionami- Lubię ten dom,
-Wejdźmy do środka- zapiszczałam radośnie i weszliśmy do domu. Justin upewnił się, że stanie po mojej prawej stronie i owinie swoją rękę wokół mojej talii.
-Miley- Ricky zawołał- Jesteśmy!
Zapadła krótka cisza i krótkowłosa blondynka zbiegła po schodach. Pisnęła podekscytowana i pochłonęła Willow, Emmę, Senecę, Jen i mnie w dużym, grupowym uścisku.
-Tęskniłam za wami!- zapiszczała- Jestem taka szczęśliwa, że was widzę!
-Ja też- Emma uśmiechnęła się do Miley, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że podeszła do Justina ciągnąc go w uścisku.
-Miło cię ponownie widzieć, Justin- Justin uśmiechnął się i objął ją, co sprawiło, że poczułam się zazdrosna.
-Hej, Mils- uśmiechnął się. Odsunęli się od siebie i Miley zaczęła przytulać innych.
-Chodźmy zobaczyć nasz pokój- Justin splótł palce z moimi.
-Oznaczyłam drzwi waszymi imionami- Miley uśmiechnęła się- Więc powinny być łatwe do znalezienia.
Justin i ja weszliśmy na górę. Moje oczy śledziły każde drzwi, aż wreszcie znalazłam moje i Justina imię.
-Jesteśmy.
Justin nacisnął klamkę i otworzył drzwi, odsłaniając dużą, luksusowąsypialnię.

-Jest piękna- otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na taras, opierając dłonie na barierce , która chroniła nas przed upadkiem z balkonu. Poczułam ramiona Justina owijające się wokół mojej talii. Przeniósł moje włosy na jedną stronę szyi.
-Justin- zachichotałam się, chcąc dowiedzieć się co on robi.
-Tak, kochanie?- wyszeptał, przykładając swoje miękkie, różowe usta do mojego karku, co sprawiło, że moje kolana zaczynały słabnąć.
-Co jeżeli paparazzi nas tu zobaczą?- wyobraziłam sobie.
Justin zaśmiał się- Mam to gdzieś, co paparazzi myślą- kontynuował pozostawianie niechlujnych pocałunków wzdłuż mojej szyi.
-Chcesz przetestować nasze nowe łóżko?- Justin uśmiechnął się, odwracając mnie tak, że teraz staliśmy naprzeciw siebie.
-Cholera, Justin- zachichotałam- Dopiero tu przyjechaliśmy, a ty już chcesz uprawiać ze mną seks?- uśmiechnęłam się do niego.
Wzruszył ramionami- Co mogę powiedzieć? Lubię patrzeć na twoje ciało.- wędrował dłońmi po moich biodrach.
-Naprawdę?
-Jesteś taka piękna, kochanie.- wyszeptał, całując mnie zachłannie, praktycznie mogła poczuć smak desperacji w jego ustach.
Zaśmiałam się i owinęłam ramiona wokół jego szyi, przysuwając się do niego bliżej- Czy kiedykolwiek uprawiałeś seks z kobietą w ciąży?- uniosłam brwi- Nawet jeżeli jeszcze nie wyglądała na ciężarną?
Justin potrząsną głową- Nie...nie robiłem tego.
Uśmieszek pojawił się na moich ustach- Naprawdę?
-Naprawdę- powiedział.
-Pozwól, że będę tą pierwszą- zaśmiałam się. Justin podniósł mnie, a moje nogi owinęły się wokół jego pasa. Wróciliśmy do pokoju, nie zadając sobie trudu, aby zamknąć drzwi na balkon. Położył mnie na łóżku i oparł się nade mną, przyciskając swoje usta do moich. Ściągnął koszulkę, rzucając ją na podłogę.

Jazmyn Bieber's POV

Po południu, szłam z Joshem i Spencer do domu, planując małe weselne szczegóły. Kto by pomyślał, że było tak dużo sposobów na złożenie serwetki na stole? Albo sposób w jaki kwiaty powinny być ustawione? Zawsze myślałam, że po prostu wrzuca się kilka do wazonu, ale myliłam się.

Po wejściu do środka, moje uszy wypełniły się krzykami i waleniem rzeczy na górze. Natychmiast spojrzałam na innych, którzy wyglądali na niezadowolonych, siedząc w salonie.

-Co się stało?- spytał Josh, odstawiając torbę pełną broszur i czasopism ślubnych, które dał nam nasz projektant, aby je przejrzeć zanim spotkamy się jutro, aby wybrać suknie do druhen.
-To musi być już piąta runda Saige i Justina- Miley wyglądała absolutnie zniesmaczona przez sytuację, która miała miejsce na górze.
Spencer wybuchła śmiechem- Na pewno złamali swoje nowe łóżko, co?- podeszła do Rickiego, siadając na jego kolanach. Ten objął ją w pasie i oparł podbródek na jej ramieniu.
-Jak idzie planowanie wesela?- zapytała Jen, jej ręce spoczywały na jej małym brzuszku, wyglądając, jakby ona i Jaxon właśnie rozmawiali o ich nienarodzonym dziecku.
-Wspaniale!- zapiszczałam z podniecenia- Nie mogę uwierzyć, że w końcu wychodzę z mąż i to z człowiekiem z moich marzeń!- odwróciłam się do Josha składając niechlujny pocałunek na jego policzku.
Zaśmiał się i dał mi szybkiego buziaka w usta, a następnie zajął miejsce na kanapie. Usiadłam na jego kolanach i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Co dzisiaj wybraliście?- Willow zapytała, opierając się o Rogera. Wyglądała na zmęczoną.
-Smak ciasta, złożenie serwetek, kompozycje kwiatowe i welon- Josh zaczął wymieniać, wyglądając, jakby ciężko było mu przypomnieć każdy, najmniejszy szczegół dzisiejszych wydarzeń.
-Jak będzie złożona serwetka?- Willow wydyszała- Cholera...kogo do diabła obchodzi jak będzie złożona serwetka? Czy to będzie....złożone jak łabędź, czy co?- uniosła brwi.
Josh zaśmiał się histerycznie- Będą złożone w małe pierścienie- wzruszył ramionami- Czy jakkolwiek się to nazywa.
Spencer wzruszyła ramionami- Kto wie.

Wszyscy spojrzeliśmy na wielkie schody. Saige schodziła na dół. Jej włosy były kompletnie rozwalone. Były splątane w niechlujnym koku, jej okulary przeciwsłoneczne spoczywały na czubku głowy. Była ubrana w T-shirt, w który wcześniej był ubrany Justin i parę szortów. Ciężko oddychała, kiedy dotarła na dół schodów i zobaczyła nas wszystkich wpatrujących się w nią.
-Och...- jej policzki zaczerwieniły się i spojrzała nerwowo na podłogę- Wy nie....
-Och...słyszeliśmy- Toby skinął głową, chcąc skrępować ją jeszcze bardziej, tak jakby było to zadanie każdego brata.
-O Boże- Saige zachichotała niezręcznie, unikając ze wszystkimi kontaktu wzrokowego.
-Idź po niego, tygrysie- Emma mrugnęła do niej.

Głośnie krzyki przerwał odgłos stóp uderzających o schody. Justin zbiegł po nich, mając na sobie tylko parę czarnych kąpielówek, okulary przeciwsłoneczne na oczach i czapkę z daszkiem na jego włosach.
-Witaj, bracie- uśmiechnęłam się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i przeniosłam ciężar ciała na jedną stronę.
-Hej, Jaz- uśmiechnął się, zachowując się jak gdyby nigdy nic.
-Hej.
-Jak planowanie ślubu?- zapytał.
Skinęłam głową- Bardzo dobrze.
-Nie ma potrzeby, aby rozpoczynać pogawędkę, wszyscy wiemy, że na górze uprawiałeś z Saige seks- Jaxon nam przerwał.
-Tak, pięć lub sześć rund- Josh uśmiechnął się, wykorzystując szansę, aby zabawić się kosztem Justina i Saige.
-Cóż- Justin odchrząknął- Saige i ja mamy zamiar iść na plażę...jeżeli ktoś z was, dzieciaczki, chciałby przestać nas hejtować, ponieważ nie dostaliście nic od swoich partnerów...- Justin ucichł- zachęcamy do przyłączenia się do nas.
Saige zaśmiała się i razem wyszli z domu, kierując się na plażę oceanu.
-Przygotujmy się- Toby wstał ze swojego miejsca- Chodźmy wreszcie popływać!- uśmiechnął się, jak małe dziecko.

Saige Cameron's POV

Głośny chichot przeszedł przez moje gardło, kiedy Justin podniósł mnie i obrócił wokoło. Staliśmy po kostki w krystalicznie czystej, słonej wodzie Oceanu Spokojnego.
-Przestań!- zapiszczałam, kiedy jego place zaczęły łaskotać moją opaloną skórę, co sprawiło, że zaczęłam wić się, jak ryba wyłowiona z wody.
-Dlaczego?- wychrypiał mi do ucha, nie puszczając mnie, kiedy chciałam uciec.
-Bo wiesz, że mam łaskotki!
-Powiedz magiczne słowo.
-Proszę- błagałam.
Justin potrząsnął głową- Nie tym razem, ślicznotko.
-Bardzo proszę- zapiszczałam, kiedy jego palce przesuwały się po moim ciele.
Justin znów potrząsnął głową- Złe magiczne słowa.
-Czego ode mnie chcesz?- jęknęłam, czując się tak,, jakbym miała mrówki w spodniach.
-Powiedz mi, że jestem seksowny.
-Jesteś bardzo seksowny- krzyknęłam, więc każdy przebywający niedaleko nas mógł mnie usłyszeć, lecz my byliśmy na prywatnej plaży.
-I....
-I co?
-Powiedz, że jestem swaggie.
-Jesteś bardzo swaggie, Justin!- skomplementowałam go- Jesteś najbardziej swaggie w całym mieście!
Śmiech Justin wypełnił moje uszy i nadal mnie łaskotał.
-Co jeszcze?- błagałam go, aby przestał.
-Powiedz mi, że jestem zabawny.
-Jesteś zabawny, Justin!
-Zabawniejszy od ciebie- dziecinny uśmiech pojawił się na jego ustach.
Dyszałam- Nikt nie jest zabawniejszy ode mnie!- zapiszczałam ponownie, kiedy łaskotał mnie, śmiejąc się razem ze mną.
-Dobrze, dobrze!- krzyczałam- Jesteś zabawniejszy, niż ja.
Palce Justina w końcu przestały poruszać się po moim ciele i owinął ramiona wokół mojej talii, ciągnąc mnie do niego.
-Naprawdę tak sądzisz?- uśmiechnął się, dotykając swoim czołem mojego.
Westchnęłam, próbując uspokoić oddech- Tak...tak myślę.
-I to, że jestem swaggie.
-Tak, jesteś bardzo swaggie- skupiłam się na jego czekoladowych oczach, a Justin uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz....kocham twoje oczy- patrzyłam na niego, zaczesując włosy Justina do tyłu.
Justin uśmiechnął się- Twoje oczy są chyba moją ulubioną częścią twojego ciała- przejechał kciukiem po moim policzku- ale w rzeczywistości...Kocham całą ciebie.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Nasze nosy zderzyły się, gdy chciwie lizał moją wargę. Otworzyłam usta, dając mu dostęp do mojego języka i oboje jęknęliśmy w przyjemności. Podskoczyłam i owinęłam nogi wokół talii Justina. Poczułam, że moje okulary spadają z głowy na czubek mojego nosa.
-Przepraszam- usłyszałam głos Alfredo. Justin i ja odwróciliśmy się w jego kierunku. Poprawiłam moje okulary, zakładając je na oczy. Zobaczyliśmy wszystkich, łącznie z Caroline, którzy stali na brzegu plaży i wpatrywali się w nas.
-Jeśli wy dwoje skończyliście już tymi miłostkami, to chcielibyśmy popływać- Alfredo zmarszczył nos, łącząc swoje place z Caroline.
-Mówi to osoba, która spotkała na lotnisku dziewczynę i przyprowadziła do naszego domu- Justin zachichotał i spojrzał na Carolinę.
Alfredo wzruszył ramionami- Co mogę powiedzieć? Lubię szybko działać.
-Najwyraźniej- Justin skinął głową.
Caroline zachichotała i pochyliła się, opierając głowę na zgięciu szyi Alfredo.
-Idziecie pływać czy co?- zapytałam, stojąc już na własnych nogach. Złączyliśmy nasze place i weszliśmy głębiej do wody. Wszyscy pobiegli do wody i krzyczeli z podniecenia, ponieważ cieszyli się, że mogą odpocząć na Hawajach.
-Nie mogę się doczekać, aż się ożenię- Justin powiedział szczerze, co sprawiło, że moje policzki zarumieniły się.
-Myślałeś o poślubieniu mnie?
Skinął głową- Ja....tak.
-Tak szybko?
Wzruszył ramionami- Wiesz, Romeo i Julia pobrali się znając się jeden dzień- zauważył.
Zaśmiałam się- Masz rację.
-Zawsze mam rację, kochanie.- mrugnął figlarnie.

-Justin! Justin! Tutaj!
-Jen, jak się ma twoje dziecko?
-Jaxon, czy naprawdę sądzisz, że jesteś gotowy, by być ojcem?
-Ricky, kim jest ta blondynka? Czy ona nie umawiała się z Justinem? Ona jest nawet w jednym z jego teledysków!
-Seneca, ty i Toby zamierzacie mieć dziecko?
-Jazmyn, gdzie ty i Josh zamierzacie wziąć ślub? Wiemy, że to jest powód, dla którego jesteście na Hawajach!
-Miley, czy to prawda, że podrywasz Justina za plecami Saige?
-Jen, co twoją karierą modelki, kiedy przytyjesz od ciąży?
-Jeśli oni nazwą moją żonę grubą jeszcze raz.....- Jaxon syknął ze złością na paparazzi stojących na krawędzi prywatnej granicy, którzy robili zdjęcia swoimi aparatami, które miałam ochotę wrzucić do słonej wody, aby były pożywieniem dla rekinów lub innych morskich stworzeń.
-Jak do cholery oni nas znaleźli?- Justin warknął na nich.
-Justin- złapałam go za rękę, ciągnąc do za sobą- Nie dawaj im tego, czego chcą.
-Przestań go niańczyć, Saige! On nie potrzebuje takiej suki jak ty!
Odwróciłam się, czując pieczenie w mojej krwi- Co do cholery oni do mnie powiedzieli?- zaczęłam wychodzić z wody, kierując się do paparazzi.
-Saige, nie!- poczułam ramię Willow owijające się delikatnie wokół mnie, tak aby nie naciskać na mój brzuch i zaczęła oddalać nas od paparazzich.
-Tak, Saige!- jeden, łysiejący, z nadwagą, w średnim wieku człowiek krzyczał do mnie- Słuchaj Willow i zostań tam, zanim złamiesz tutaj paznokcie i wrócisz do domu z płaczem.
-Czy ty jesteś kurwa poważny?- krzyknęłam, wiedząc, że prawdopodobnie zostanę pokazana we wszystkich wiadomościach, ale szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.
-Wypierdalać stąd!- Justin chciał rzucić się na jednego, ale został zatrzymany przez Tobiego i odciągnięty od okrutnych fotografów.
-To właśnie oznacza być bogatym!- jedna pani pisnęła radośnie- Amerykańskie, urocze pary tracą zimną krew przed paparazzi!
-Wynoś się stąd!- Alfredo podszedł do nich, próbując pozostać spokojny- Zadzwonię na policję i zostaniecie aresztowani!
-Kochanie...- Caroline próbowała go uspokoić- Oni nie są tego warci.
-Kim ona kurwa jest?- jeden z paparazzich krzyknął na Caroline- Wygląda jak dziwka.

Alfredo rzucił się na fotografa, chwytając kołnierz jego koszuli. Został szybko odsunięty przez Josha i zły Justin, Alfredo i ja wróciliśmy do domu, aby się uspokoić.



poniedziałek, 23 marca 2015

II. Rozdział 23 część II

Po kilku dniach lądowałam już w Honolulu na Hawajach. Mieliśmy tu spędzić wakacje i przygotować się do zbliżającego się ślubu Jazmyn i Josha. To oznacza, że najbliższe dwa tygodnie zostaną całkowicie zapełnione przymiarkami, dekorowaniem sali weselnej, wybieraniem tortu, pisaniem swoich przemówień. Musieliśmy upewnić się, ze każdy z drużby ma swój smoking, czy każdy z zaproszonych gości dostał zaproszenie oraz czy Pattie i mama Josha mają swoje elegancki sukienki, które sprawiają, że wyglądają jak Miss Ameryki. Oczywiście każdy swój wolny czas spędzał na wylegiwaniu się na luksusowych plażach Hawajów.
- Nie mogę uwierzyć, że wychodzę za mąż - Jazmyn powiedziała, siedząc w prywatnym odrzutowcu razem ze swoją rodziną, Alfredo, Tobym, Senecą, moją mamą i mną.
- Jazmyn! - usłyszałam jak ktoś krzyknął, odwróciłam się i ujrzałam znajomą blondynkę czekającą na lotnisku oraz bruneta, który stał za nią. Byli zbyt daleko, bym mogła określić kim oni są.
- Spencer! - Jazmyn podbiegła do blondynki, czyli Spencer i ją przytuliła - Tęskniłam za tobą, kochanie!
- Ja za tobą też! - zachichotała. Zbliżyli się do nas, więc rozpoznałam parę. Spencer skróciła trochę włosy, co sprawiło, że wyglądała jeszcze piękniej, a ja poczułam się przy niej jak ziemniak. Chłopakiem obok niej był Ricky, który owinął swoje ramię wokół talii Spencer, co sprawiło, że trzymał ją blisko swoje klatki piersiowej. Co do cholery? Oni są razem?
- Aloha! - dziewczyna z długimi, brązowymi włosami podeszła do nas. Zaczęła nakładać nam na szyje różnokolorowe naszyjniki. Podeszła do mnie i założyła mi jeden z nich, który był w kolorze moich czerwonych spodni, do których założyłam prostą, biała koszulkę.
- Aloha - przywitała się, pochylając głowę. Mogłam zauważyć, że nas rozpoznała i próbuje zachować spokój.
- Aloha! - przywitałam się, a ona podeszła do Alfredo, który stał obok mnie.Przywitała go w ten sam sposób i założyła mu na szyje naszyjnik w ciemnozielonym kolorze.
- Jak masz na imię, piękna? - uśmiechnął się do opalonej dziewczyny.
- Caroline... Caroline Brooks. Rozpoznałam cię, Alfredo Flores, prawda? Kocham teledyski, które wyreżyserowałeś.
- Nawet nie wypowiedziałem mojego imienia, a dziewczyna już mnie rozpoznaje, mógłbym się do tego przyzwyczaić - Alfredo uśmiechnął się, a Caroline zachichotała.
- Witajcie na Hawajach! - powiedziała Caroline.
- Dziękuję, piękna pani - Alfredo wykorzystywał swój urok, sprawiając, że dziewczyna zarumieniła się i zachichotała.
- W porządku Alfredo, dopiero poznałeś dziewczynę... uspokój się - Justin zaproponował.
Alfredo spojrzał na niego - Powiedział to ten, który jest napalony na swoją dziewczynę każdej nocy - Alfredo w żartobliwy sposób dokuczał Justinowi, zapraszając go tym samym do gry.
- Oni zawsze tacy są? - Caroline zapytała, unosząc brwi do góry i patrząc na nich jakby byli cudzoziemcami.
Skinęłam głową - Tak... Nie ważne co ich fani piszą na twitterze, oni są dziwni - plotkowałam.
Caroline zaśmiała się - Wierzę ci!
- Hej, Josh i ja musimy spotkać się z organizatorem ślubu, czy to będzie w porządku, jeśli się rozdzielimy? - Jazmyn odwróciła się do Justina, Alfredo, Caroline i mnie.
- Zamierzam iść z nimi, kochanie - Spencer zwróciła się do Rickiego. Kochanie?
Uśmiechnął się - Dobrze, piękna. Będę tęsknić.
Spencer zachichotała - Ja za tobą też - pocałowała Rickiego w policzek, zanim poszła z Jazmyn i Joshem.
- Ty i Spencer, eh? - Justin uniósł brwi.
Ricky uśmiechnął się - Yeah...
- Kiedy to się stało? - skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Zgaduję, że w tym samym czasie, kiedy ty dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży i starałaś się to ukryć przed całym światem - Ricky uniósł brwi.
Caroline wyruszała - Jesteś w ciąży! Gratul-
- Shh - wysyczałam - Nie chcę jeszcze o tym mówić publicznie.
- Przepraszam - wbiła wzrok na podłogę.
- Skąd wiesz o ciąży Saige? - Justin uniósł brwi.
- Jazmyn nie umie dochować sekretu, a Spencer nie jest zbyt cicho, gdy rozmawia przez telefon - Ricky wzruszył ramionami jakby to nie była wielka sprawa - Cieszę się, gratuluję. Dzieci są prawdziwym błogosławieństwem.
Skinęłam głową, a Ricky się uśmiechnął - żadnych złych emocji między nami? W porządku?
- W porządku - wzruszyłam ramionami -Żadnych złych emocji.

Kłamstwo. Może i nie chciałam spotykać się z Rickym, ale do cholery nie chciałam, żeby kręciła się przy nim Spencer. Nie miałam nic do niej, po prostu nie chciałam, by Ricky spotykał się z kimkolwiek.

Ricky uśmiechnął się grzecznie - Świetnie... W takim razie cieszę się, że nie będzie niezręcznie mieszkać w jednym domku na plaży, prawda?
Szczęka mi opadła - Wszyscy będziemy mieszkać w jednym domku... przez dwa tygodnie?
- Czyż nie będzie świetnie? - Ricky zachichotał.
Starałam ukryć moje rozczarowanie, uśmiechając się i przytakując, chciałam, by ta rozmowa już się skończyła.
- Więc, jestem odpowiedzialny, by was wszystkich odprowadzić do domu odkąd Spencer odeszła - zachichotał. Odwróciłam się i zobaczyłam Alfredo i Caroline kilka metrów od nas.
- Jasna cholera - przyznałam. Ramiona Alfredo były owinięte wokół talii Caroline a ona trzymała ręce wokół jego szyi.
- Facet faktycznie szybko bierze się do roboty - przyznał Jason.
Justin zachichotał - Musi być sfrustrowany seksualnie odkąd nie może znaleźć dziewczyny na Bronx, która go zaspokoi.
- Tak... To musi być to - przytaknęłam.
- O mój Boże - Jen oglądała ich- To wygląda tak jakby on chciał wyssać usta z twarzy tej biednej dziewczyny - zachichotała.
- Oni faktycznie mają się ku sobie - położyłam ręce na biodrach.
- Bierz to, Alfredo! - Toby wykrzyknął. Caroline uśmiechnęła się i zakryła swoją czerwoną twarz w klatce piersiowej Alfredo, a ten uśmiechnął się z wyższością, przyciągnął ją bliżej i wyszeptał coś, co sprawiło, że oboje się zaśmiali.
- Będę pieprzyć cie dziś ostro, kochanie - Justin natychmiast zaczął wymyślać co oni mówili do siebie.
- Och, Alfredo sprawiasz, że się rumienię - Jaxon zaczął naśladować piskliwym głosem Caroline.
- Och, Caroline - Justin uśmiechnął się z wyższością - Dzisiejszej nocy będziesz się rumienić naprawdę mocno! Sprawię, że będziesz krzyczeć moje imię.
- Och, Alfredo. Już jestem mokra!
- Dziewczyno,  dziś będziesz jak wodospad Niagara.
Jaxon udał dziewczęcy chichot, a Caroline zaśmiała się z tyłu - Tylko jeśli wziąłbyś mnie tu, na lotnisku!
- Dziewczyno, możemy iść do łazienki.
- Czasami się o nich martwię - Jen pokręciła głową.
- Ja i ty, obie, Jen - spojrzałam na nich, gdy nadal udawali Alfredo i Caroline - ... Ty i ja...
Jen zaśmiała się, zanim Alfredo po raz ostatni pocałował Caroline i poszedł do nas.
- Okej - odchrząknął - Możemy teraz iść.
- Muszę ci to przyznać, Flores - Ricky powiedział - Szybko bierzesz się za sprawę.
- .... nie wiem o czym ty mówisz - Alfredo unikał wzroku Rickiego, nagle znalazł coś interesującego w podłodze.
Ricky uśmiechnął się i pokręcił głową, chowając ręce do kieszeni - Cokolwiek mówisz, stary.
Alfredo zachichotał - Zamknij się.
- Masz jej numer? - zapytała Seneca.
Alfredo sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej kawałek kartki z numerem - Kim myślisz, że jestem? Oczywiście, że mam jej numer i dziś idziemy na randkę.
- Cholera - Justin przytaknął - Jestem pod wrażeniem.
Alfredo uśmiechnął się i odwrócił się do Caroline, która wręczyła naszyjniki innym pasażerom, którzy właśnie wylądowali. Odwróciła się do nas, puściła oczko Alfredo i wróciła do swojej pracy, która polegała na witaniu innych gości po hawajsku.
- Musisz poprosić ją o to, by nauczyła nas kilku hawajskich słów - Seneca zachichotała.
- Znam tylko maliki liki maka i humuhumunukuapua'a - uśmiechnęłam się dumnie.
Wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była chora umysłowo.
- Co do cholery to znaczy? - Justin uniósł brwi.
-  Maliki Liki Maka to święta - Toby wyjaśnił - Ale nie wiem co znaczy humuhumu coś tam - zachichotał.
- Humuhumunukukuapua'a to ryba, którą się jada na Hawajach - uśmiechnęłam się, czując się jak geniusz, że zapamiętałam to z lekcji historii.
- Myślałam, że to Reef Triggerfish - Jen powiedziała.
- Tak, ale po hawajsku to humuhumunukunukuapua'a - zachichotałam.
Justin pokręcił głową - Pogubiłem się.
- Nadążaj Bieber - klepnęłam go po głowie.
- Jesteście już gotowi, by iść? - Ricky zapytał, kręcąc kluczykami od auta, oczywiście czuł się niezręcznie, ponieważ nie był blisko z żadnym z nas.
- Czy ktoś jeszcze oprócz ciebie i Spencer tam jest? - Jaxon zapytał.
Ricky skinął głową - Willow, Emma, Roger, Miley i Bradley już tam są.
Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy - Willow i Emma!

Ale jest też Miley....  To nie tak, że jej nie kocham, kocham ją jak siostrę. Po prostu wiem co było miedzy nią a Justinem i tak naprawdę nigdy nie słyszałam, by to się skończyło. Co jeśli Justin i Miley zaczną się spotykać za moimi plecami? Co jeśli pewnej nocy wrócę do domu po imprezie na plaży z dziewczynami i nakryję ich razem na kanapie albo nawet w moim łóżku?

Przestań świrować, Saige. Oni już ze sobą nie rozmawiają... A może jednak?

- Kochanie - Justin wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Hmm? - uniosłam brwi, zdając sobie sprawę, ze tylko ja i Justin zostaliśmy na lotnisku.
- Idziesz, kochanie? - zachichotał - Każdy już jest w samochodzie, a ty wyglądasz jakbyś się zamyśliła.
- A tak, przepraszam - zachichotałam.
Justin uśmiechnął się, ułożył ręce na mojej talii i prowadził mnie do samochodu Rickiego.

piątek, 13 marca 2015

II. Rozdział 23 część I

"Jeśli Darrel cię nie zabije, ja to zrobię"
Saige Cameron’s POV
- Przestań - krzyczałam, gdy biegałam między budynkami.
- Dlaczego, Saige?  - wyszeptał głosem szaleńca - Daj mi jeden powód, dla którego miałbym przestać!
- Nie zasłużyłam na to! - obiegałam budynki i czułam, że cały czas jest on kilka kroków za mną - Proszę!
Poczułam jak ktoś złapał mnie od tyłu.
- Pozwól mi odejść! - błagałam, łzy spływały po moich policzkach.
- Nie dałaś mi nawet jednego, solidnego powodu, Saigey - wyszeptał do mojego ucha, sprawiając, że ciarki przeszły po moim ciele.
- Odejdź ode mnie! - krzyczałam, czując tylko jak wzmocnił chwyt wokół moich nadgarstków - Niech ktoś mi pomoże, proszę!
- Tylko my tutaj jesteśmy - wyszeptał.
- Nie! Justin, pomóż mi!
- Tym razem Justin cię nie uratuje, mała suko! - poczułam mocnego kopniaka w plecy, który sprawił, że upadłam twarzą na ziemię i  wypuściłam głośny grymas bólu.
Odwróciłam się w prawo i zobaczyłam buty wojskowe, po chwili zaczął mnie kopać w brzuch,  a ja za każdym razem sapałam i jęczałam z bólu.
- Nie, przestań! - krzyczałam - Nie krzywdź mojego dziecka!
- Pieprzyć twoje dziecko! - krzyknął, ponownie mnie kopiąc - Zrujnowałaś tyle osób, Saige.
- Przepraszam! - płakałam, próbując oddalić się od niego. Poczułam jak złapał mnie za kostki, uniósł do góry, a następnie rzucił mnie na ścianę.
- Przestań! - uniosłam głowę do góry i w końcu ujrzałam twarz napastnika.
- Zamknij się do cholery, Saige, zmarnowałaś moje życie - Austin wysyczał.
- Przepraszam!
- Dlaczego mnie nie kochałaś, Saige? Myślałem, że to co było między nami było czymś wyjątkowym! - zacisnął palce wokół mojej szyi.
- Dlaczego chcesz mnie zabić? - płakałam - Co ja ci zrobiłam? To dlatego, że wybrałam Justina zamiast ciebie?
- Chcę cię zabić, ponieważ jesteś pieprzoną dziwką!
Starałam się walczyć z jego palcami, ale on tylko wzmocnił uścisk.
- Nie! - płakałam - Nie jestem!
Austin zdjął ręce z mojej szyi, włożył je do kieszeni, po czym wyłożył z niej broń  i przystawił ją do mojej głowy.
- Tak, jesteś.
Moje oczy się rozszerzyły - Proszę Austin... nie chcesz tego zrobić.
- Tak, chcę!
- Proszę - wyszeptałam, ciągle płacząc - Proszę nie rób tego, Austin... Pamiętasz nasze dobre czasy?
- Nie mieliśmy dobrych czasów, Saige.
- Proszę, Austin!
Pokręcił głową - Jeśli Darrel cię nie zabije, ja to zrobię!
Austin pociągnął za spust, wszystko pociemniało, a ostatnio rzeczą, jaką usłyszałam było mój własny krzyk.

Skuliłam się na łóżku, głośny krzyk wydobył się z mojego gardła. Mogłam poczuć lepki pot na swoim ciele i nadal oddychałam z trudem.
- Saige? - Justin natychmiast wstał. Patrzył na mnie z zapałem, pieszcząc ręką moje ramię.
- O mój Boże... - starałam się unormować oddech.
- Kochanie, co się stało?
- Ja... ja.. ja... - wyjąkałam.
- Saige, musisz wziąć głęboki oddech - Justin usiadł na przeciwko mnie - Kochanie, spójrz na mnie.
Westchnęłam, zamknęłam oczy na kilka sekund, zanim spojrzałam na Justina - Miałam koszmar.
- Był tam Austin albo Darrel? - Justin zmarszczył brwi.
Przytaknęłam, przygryzając wargę - Tak...
Justin westchnął i mocno mnie przytulił.
- Kochanie - przycisnął swoje usta do mojego policzka - Ta dwójka siedzi już w więzienie. Nie masz się już o nic martwić.
- Nic nie mogę na to poradzić - jęknęłam.
- Dlaczego?
Przygryzłam dolną wargę, zanim powiedziałam - To ja jestem tą, która powinna umrzeć, Justin. JT nadal powinien tu być i bawić się, ty nadal powinieneś być ze Spencer, Willow powinna wyjść za mąż za JT i powinni mieć gromadkę dzieci, to ja powinnam umrzeć. Spieprzyłam wszystko.
- Hej - Justin gniewnie uniósł brwi - Nie wiem, kim myślisz, że jesteś, ale nie mów tak więcej o dziewczynie, którą kocham.
Odwróciłam się i westchnęłam - Justin...
- Mówię poważnie, Saige... - zmusił mnie, bym ponownie na niego spojrzała - Nie mógłbym żyć, gdyby cię tu nie było. JT też nie byłby szczęśliwy, prawdopodobnie popadłby w depresję. Nie mógłbym być ze Spencer, też miałbym depresję, a Willow, Emma i wszyscy twoi przyjaciele byliby zasmuceni, gdybyś odeszła.
- Tak, ale -
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi.
Przewróciłam oczami - Justin...
- Kochanie - zmarszczył brwi - Jesteś najbardziej perfekcyjną dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem na całej planecie. Nie mogę sobie wyobrazić, że mógłbym się ożenić  i mieć dzieci z kimś innym niż ty - uśmiechnął się, chwycił moją rękę i zostawił lekki pocałunek na każdej kostce - Jesteś absolutnie perfekcyjna, Saige.
Czerwone rumieńce pojawiły się na moich policzkach, starałam ukryć moją twarz w zagłębieniu jego szyi. Usłyszałam lekki chichot Justina, który owinął ręce wokół moje talii.
- Kocham cię, Saige.
- Kocham cię, Justin - powiedziałam i uśmiechnęłam się w jego białą koszulkę.

Przepraszam za to, że tak długo nie że to tylko połowa rozdziału, ale niestety nadal mój laptop jest w naprawie. :/

piątek, 13 lutego 2015

II. Rozdział 22

Dowiedzieli się, kto zabił JT.

No One's POV

Tego wieczoru w domu Bieberów, wszyscy siedzieli nerwowo na kanapach i omawiali różne sprawy.
-Więc...- Pattie odchrząknęła- Kto chce zacząć?

Wymienili między sobą spojrzenia, nie wiedząc, kto chciałby podzielić się swoimi wiadomościami z innymi.

-My zaczniemy- Jazmyn zgłosiła siebie i Josha, promienny uśmiech widniał na jej twarzy.
Jeremy uśmiechnął się- Śmiało, kochanie.
Jazmyn splotła palce z Joshem, spojrzała na niego dodając mu otuchy i odwróciła się do nas, nadal szeroko się uśmiechając- Razem z Joshem zdecydowaliśmy gdzie i kiedy odbędzie się wesele.
-To cudownie!- zapiszczała Pattie- Gdzie planujecie je zrobić?- skrzyżowała nogi, posyłając córce uśmiech.
-Odbędzie się na Hawajach.- powiedział Josh.
Jeremy jęknął- Wow, kto by pomyślał, że mój mały aniołek weźmie ślub na Hawajach.
-Jestem taka podekscytowana!- Jazmyn zapiszczała, kiedy Josh owinął swoje ramię wokół niej, przyciągając ją bliżej i złożył pocałunek na jej skroni.
-Nie mogę się doczekać, aż będziesz Panią Jazmyn Kathleen Bieber Montgomery!
-Ja też nie mogę się doczekać!- Jazmyn złożyła niechlujny pocałunek na jego policzku, sprawiając, ze Jeremy przewrócił oczami.
-Uważaj chłopcze, możesz być narzeczonym mojej córki, ale musisz wiedzieć, że są jakieś granice, podczas gdy spędzacie czas  w moim domu, Joshua.
Josh oderwał rękę od Jazmyn- Tak, proszę pana, przepraszam.
Jeremy uśmiechnął się- W porządku, ale nie pozwól, żeby to się powtórzyło.
-Tak, proszę pana- Josh zachichotał.

Jeremy otrzymał klapsa w ramię od Pattie.
-Och, cicho bądź, niech będą szczęśliwi. Oni biorą ślub na litość boską.- powiedziała, posyłając mu spojrzenie- Niech po prostu będą szczęśliwi.
Jeremy westchnął- Ale, ona miała być na zawsze moją małą dziewczynką!
-Kiedyś muszę dorosnąć, tatusiu.- Jazmyn przypomniała mu.
-Dobrze, dobrze- Jeremy jęknął- Jestem bardzo szczęśliwy, że bierzecie ślub, zwłaszcza jeżeli będzie on na Hawajach.
Jazmyn uśmiechnęła się- Dziękuję, tatusiu!
-Proszę bardzo, księżniczko.
-Wiec, kiedy zamierzacie się pobrać?
-Widzisz...- Josh podrapał się po głowie-Uhm..będzie...uhm...no, będzie...
-Wyrzuć to z siebie człowieku- Jaxon przerwał Joshowi, niecierpliwie siedząc na kanapie obok swojej żony, Jen.
Jazmyn odchrząknęła- Za dwa tygodnie.
Wszyscy w pokoju jednocześnie jęknęli, patrząc na szczęśliwą parę wielkimi oczami.
-Za dwa tygodnie?- Saige powiedziała pierwsza- Jak do cholery zamierzacie zrobić wszystko w dwa tygodnie?
-Ja już wybrałam sukienkę, zadzwoniłam do projektanta. Jest ona dostępna na Hawajach, więc wszystko co musimy zrobić to pojechać tam.
-Cholera- Seneca pokręciła głową- Nie mogę uwierzyć, że pobieracie się za dwa pieprzone tygodnie. Nie mamy czasu na nic.
Justin przytaknął-...Wow.
-Nie jesteście zadowoleni?- Jazmyn uniosła brew.
-Oczywiście, że jesteśmy, kochanie.- Pattie skinęła głową- Wszyscy jesteśmy trochę zdziwieni, że będzie tak szybko.
-Cóż, wiem, że Jen i Saige nie chcą pokazać dużego brzucha w sukienkach druhen.
-Pokazać brzucha?- Jeremy uniósł brew, odwracając wzrok, aby spojrzeć na parę po drugiej stronie pokoju, Justina i Saige.
Pattie skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na nich- Co Jazmyn miała na myśli?
-Myślę, że to oznacza, że teraz my powinniśmy coś ogłosić- Justin podrapał się po głowie, próbując uniknąć palących spojrzeń pochodzących od jego rodziców.
-Też tak myślę.- Jeremy pochylił się na fotelu, tak, jakby był gotów rzucić się na swojego syna i jego dziewczynę.
Saige przełknęła niespokojnie. Zawsze wyobrażała sobie ten moment, kiedy mówią Jeremiemu i Pattie, że jest w ciąży, ale kiedy nadszedł ten czas, wydaje to się bardziej stresujące niż, gdy o tym myślała.
-Saige i ja...- Justin zaczął mówić. Widać było na jego twarzy, że naprawdę nie wie, jak dokończyć to zdanie. Spojrzał na Saige w celu uzyskania pomocy.
-Justin i ja...uhm..- Saige przełknęła swoją dumę, wiedząc, że Pattie byłaby prawdopodobnie bardziej zachwycona, kiedy wzięliby ślub.
-Będziemy mieć dziecko.- Justin położył rękę na wciąż płaskim brzuchu Saige i uśmiechnął się pocierając go delikatnie.
Pattie i Jeremy siedzieli nieruchomo z opadniętymi szczękami.
-Wy....co?- Pattie wydyszała.
Jeremy wyglądał na wkurzonego- Co do cholery, Justin?
Pattie nawet nie zwróciła uwagi mężowi za jego słowo. Ledwie mogła oddychać na myśl, że jej syn będzie miał dziecko w tak młodym wieku.
-Nie możecie się złościć- Justin powiedział- Wy dwoje mieliście dziecko, gdy byliście nastolatkami!
-Staraliśmy się wychować cię tak, abyś nie powtórzył naszego błędu.- Jeremy pokręcił głową.
-Jeśli nie zauważyłeś, ja i Saige nie jesteśmy już nastolatkami- Justin zdjął rękę z Saige i wstał. Jeremy powtórzył ruch swojego syna.
-Och...Justin- Pattie westchnęła i opuściła oczy na dół.

Saige wstała. Po jej policzkach spływały łzy. Przeklęte ciążowe wahania nastroju.
-Saige...- Toby spojrzał na nią- Gdzie idziesz?
-Zamierzam stąd iść, jeżeli Pattie i Jeremy nie popierają tego, że ja i Justin będziemy mieć dziecko.- Saige otarła łzy i szybko wyszła z pokoju.
Justin posłał rodzicom spojrzenie- Możecie być źli na mnie, ale nie ważcie się sprawić, że Saige będzie myślała, że nie cieszycie się z dziecka.
Justin pokręcił głową i zwrócił się do matki- Ze wszystkich ludzi, myślałem, że ty będziesz wyrozumiała- Justin wybiegł z pokoju, aby dogonić Saige.

Pattie westchnęła i ukryła twarz w dłoniach.
-Myślę, że nikt nie chce już nic ogłaszać- Jen prychnęła, trzymając zdjęcie swojego pierwszego USG- Chcieliśmy pokazać wam naszą uroczą, małą fasolkę....
Jeremy przebiegł dłonią po włosach i wziął od Jen zdjęcie, kiwając głową- Jest piękna, Jen...
Zmarszczyła brwi- Nie obchodzi cię to- wstała- Zapomnij o tym- położyła zdjęcie na stoliku do kawy i wyszła tą samą drogą co Justin i Saige.

Jaxon zerwał się ze swojego miejsca- Lepiej już pójdę- odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Jeremy jęknął i usiadł obok Pattie- W ciągu trzech minut wkurzyłem dwie ciężarne kobiety....to musi być jakiś rekord, prawda?
Pattie pokręciła głową- Myślę, że my wszyscy musimy odłożyć nasze ogłoszenia na później- wstała- Mam zamiar ugotować obiad, dam Saige i Jennifer czas na ochłonięcie, zanim z nimi porozmawiamy.
-Dobry pomysł- Jeremy wstał i razem z Pattie opuścili pokój.
Jazmyn, Toby, Seneca i Josh siedzieli w niezręcznej ciszy przez kilka minut.
-Cóż...mam nadzieję, że cieszycie się ze ślubu- Jazmyn przegryzła nerwowo wargę.
Seneca uśmiechnęła się i skinęła głową- Oczywiście, Jazzy, wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowaniu na twój ślub! Chociaż może to się wydawać niemożliwe w tym momencie.- Seneca rozejrzała się po pustym pokoju.
Toby zachichotał- Kto będzie twoją druhną?
-Spencer- Jazmyn skinęła głową- Za dwa dni spotyka się z nami na Hawajach.
-Za dwa dni jedziecie na Hawaje?
-My wszyscy tam jedziemy.- Jazmyn powiedziała.
-Wow- wydyszała Seneca- To będzie ekscytujące.
-Tak.

~.~

Saige Cameron's POV

-Dlaczego oni nie cieszą się z faktu, że będziemy mieć dziecko?- płakałam w pierś Justina, a on mocno mnie przytulał.
-Jestem pewien, że się cieszą, ale po prostu nie spodziewali się tego, kochanie. To będzie ich wnuczek.
-Tym bardziej nie powinni być wkurzeni- Ukryłam twarz w ramieniu Justina.
-Och, kochanie- Justin westchnął i pociągnął mnie jeszcze bliżej i przycisnął usta do mojej głowy.
Westchnęłam głośno- Chcę tylko, aby byli szczęśliwi.
-Musimy dać im trochę czasu.
Drzwi otworzyły się, ukazując Pattie stojącą z telefonem przy uchu, ze łzami w oczach. Justin i ja spojrzeliśmy na nią.
-Mamo, jeżeli jesteś taka zła przez dziecko, musisz usiąść i porozmawiać z Saige, ponieważ ona także jest zdenerwowana-
Pattie pokręciła głową- To nie przez dziecko- odłożyła telefon od ucha- Dowiedziano się kto zabił JT...
-O mój Boże- Justin rozszerzył oczy- Kto to?
-Nie wiem- potrząsnęła głową- Kazali nam przyjść na komisariat.
Justin natychmiast zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju- Chodźcie!
Pattie pomogła mi wstać. Wyszliśmy z sypialni i skierowaliśmy się do kuchni, gdzie każdy był gotowy do wyjazdu.
-Chodźmy zabić skurwiela, który to zrobił.- Jaxon syknął i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz, kierując się do naszych samochodów.

~.~

Przybyliśmy na posterunek policji, ignorując paparazzi na zewnątrz, którzy zakładają, że jesteśmy w kłopotach. Justin natychmiast pobiegł do recepcji i uderzył ręką w marmurowy blat, sprawiając, że kobieta, która nie zwracała na nas uwagi, podskoczyła.
Spojrzała w górę- W czym mogę pomóc?
-Wezwano nas, ponieważ okazało się kto zabił mojego przyjaciela.- Justin ledwo mógł mówić przez łzy, które groziły spłynięciem. Starał się pozostać twardym, nie chcąc płakać w obecności wszystkich swoich znajomych i rodziny.
-Przypuszczam, że wy wszyscy jesteście przyjaciółmi Jacoba Withersa?
Justin przytaknął- Tak, proszę mi powiedzieć co się dzieje.
-Możecie usiąść w poczekalni. Policjanci wkrótce się z państwem spotkają i powiedzą wam co się stało. Aresztowali podejrzanego.
-Dobrze- Justin wypuścił powietrze- Dziękuję.
-Nie ma problemu.

Wszyscy podążyli za Justinem i zajęliśmy miejsca na poczekalni.
-Jak myślisz, kto to zrobił?- Jeremy zapytał.
-Założę się, że to ten skurwiel Austin- Justin pokręcił głową- Nigdy nie lubiłem tego faceta, tak czy inaczej on zawsze wtrącał się w nasze sprawy. Wtedy, gdy nasłał na Saige i Jazmyn policję, chciałem mu skręcić kark!
Pokręciłam głową- Jak mógł to być Austin? Był ze mną w pokoju.- uniosłam brwi w kierunku Justina.
Jęknął- Nie wiem, po prostu chciałbym, żeby ten kutas gnił resztę życia w celi więziennej, gdzie nikt nie będzie mógł z nim być.
Jaxon zachichotał- Zgadzam się, jeżeli ten skurwiel myślał, że może spróbować zamknąć moją siostrę i jedną z moich najlepszych przyjaciółek w więzieniu to się mylił.
-Wy wszyscy, uspokójcie się.- Pattie westchnęła- Nie wiemy, kto to zrobił, nie możemy obwiniać pana Clarka za coś, czego nawet nie wiemy czy zrobił.
Justin przewrócił oczami- Zrobił dużo innych gówien.

Drzwi otworzyły się i każdy odwrócił się w stronę funkcjonariusza, który pchał dwóch facetów, ubranych w czarne jeansy i bluzy z kapturem. Ich ręce były zamknięte w kajdankach i próbowali trzymać spuszczoną w dół głowę, tak aby nikt na nich nie patrzył.
-To oni- Justin wstał- Hej skurwiele! Co sprawia, że myślicie, że możecie zabić mojego przyjaciela i uciec?
-Justin- Pattie próbowała zmusić go do siedzenia, niestety bez powodzenia.
-Kurwa mać, Bieber usiądź.- jeden z nich odwrócił się. Natychmiast rozpoznałam jego twarz.
-Darrel?- Justin podbiegł do niego, Josh natychmiast zerwał się i chwycił Justina, zabraniając mu podejście do niego.
-On nie jest tego wart, Justin. Policjanci są wokół- Josh starał się go uspokoić.
-Jak mogłeś!?- Justin krzyknął na Darrela.
-Powiedziano mi, że nie odszedłeś i byłeś w domu Saige- warknął, a policjant starał się odciągnąć go od nas- Myślałem, że to ty!
-Kto ci powiedział, ze nie odszedłem?
Darrel wskazał głową na drugiego faceta. Spojrzał w górę, ujawniając twarz Austina.
-O mój Boże- wydyszałam.
-Kurwa wiedziałem!- Justin krzyknął- Jak mogłeś?
-Nie wiedziałem, że JT tam będzie, myślałem, ze on chce strzelić do Saige!
Czułam, że moje serce zatrzymało się, a moja szczęka opadła na podłogę. Austin próbował zmusić Darrela, żeby mnie zabił?
-Próbowałeś zabić moją dziewczynę?- Justin krzyknął- Co ona ci zrobiła? Mam zamiar skręcić ci kark, Clark! Przypadkowo zabiłeś mojego najlepszego przyjaciela, kiedy próbowałeś zabić moją dziewczynę? Zapłacisz za to, Austin! Lepiej miej nadzieję, że nałożą na ciebie karę śmierci, bo inaczej ja zrobię to pierwszy!
-Justin, uspokój się- Jeremy próbował uspokoić syna, kiedy Austin i Darrel zostali wyprowadzeni z poczekalni, zostawiając nas samych.

Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, po prostu bezmyślnie gapiłam się w ścianę.
Dlaczego Austin chciał mnie zabić? Co ja mu zrobiłam?
-Saige...jesteś blada, jak duch- usłyszałam Senecę obok mnie- Saige, kochanie, musisz oddychać.
Nadal wpatrywałam się w ścianę.
-Kochanie...- zobaczyłam Justina, klękającego przede mną, ale unikałam jego spojrzenia- Kochanie, powiedz coś...Saige?
-Czy ona nas słyszy?- zauważyłam Tobiego machającego ręką przed moją twarzą.
-Nie sądzę, że ona teraz zwróci na cokolwiek uwagę.- Pattie powiedziała- Ta biedna dziewczyna jest teraz w szoku.
-Nie podoba mi się, kolor jej twarzy- Jazmyn zmarszczyła brwi- Saige nigdy nie jest blada....żaden człowiek nie jest aż tak blady.
-Saige...kochanie...powiedz coś- Justin błagał, chwytając moją rękę, która była tak zimna, jakbym trzymała w niej kilkadziesiąt kostek lodu.
-Cholera, kochanie. Ona jest lodowata...- Justin potrząsnął głową.
-Czy ktokolwiek może ją wytrącić z tego transu?- Toby wyglądał na zmartwionego.

Justin przeniósł się tak, aby zablokować dostęp na ścianę, na która patrzyłam, tak abym spojrzała mu w oczy. Nawet nie mrugnęłam, Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę, że Austin próbował mnie zabić, ale przypadkowo zabił JT.
-Saige...słyszysz mnie?-
Tak, ale nie mam pojęcia jak zareagować.
-Saige- Alfredo potrząsnął mną delikatnie- Saige....obudź się z tego transu...
Zignorowałam Alfredo, tak jak innych i starałam się zablokować dostęp innych głosów do mnie.

Austin próbował mnie zabić.
Ten sam Austin, z którym dzieliłam mój pierwszy pocałunek i który zabrał moje dziewictwo.
Austin Clark, mój były kochanek, szukał kogoś, kto mógłby mnie zabić.
Byłabym teraz martwa.

-Nie mogę oddychać- w końcu przemówiłam, a mój oddech stał się jeszcze gorszy.
-Dobrze, Saige, posłuchaj mnie, kochanie. Musisz wziąć głęboki oddech- Pattie natychmiast zjawiła się przy mnie- Wszystko z tobą w porządku, z nami także. Wszystko jest dobrze z twoim dzieckiem.
-Powinnam być martwa- wyszeptałam.

Jeremy pokręcił głową, przesuwając Justina z drogi, więc teraz Pattie i Jeremy kucali przy mnie.

-Saige, wszystko jest w porządku. Nie powinnaś być martwa. Musisz przestać o tym myśleć i wziąć kilka głębokich oddechów. Uspokój się.


-Miałam być martwa- powtórzyłam.
_______________________________________________________

Czytasz=komentujesz

piątek, 6 lutego 2015

II. Rozdział 21

"Niespodzianka"

Przełknęłam gulę w gardle, cały czas wpatrywałam się w Mikey'a, który stał kilka metrów ode mnie z cwanym uśmieszkiem na jego twarzy.
- Czego... czego ode mnie chcesz? - jęknęłam, chowając pasmo moich czekoladowych włosów za ucho.
Zachichotał i zrobił krok do przodu, więc ja przesunęłam się do tyłu.
- Saige, kochanie, jeszcze nie zrozumiałaś, że chcę tego, co miało miejsce na łące trzy lata temu.
- Jeszcze sobie nie odpuściłeś?- zapytałam trzęsącym głosem.
- Dlaczego miałbym sobie odpuścić taką seksowną laskę jak ty?
- To było trzy lata temu - odchrząknęłam - Nie spotkałeś nikogo w więzieniu?
Zmarszczył brwi - Byłem tam tylko z chłopakami, Saige.
- Jaka szkoda - wysyczałam, robiąc kolejny krok w tył, gdyż on znów się do mnie zbliżył.
- Miła noc z tobą mi to wszystko wynagrodzi - stanął przede mną i położył dłoń na moim policzku.
- Nie dotykaj mnie - wkurzyłam się i odepchnęłam jego rękę.
Uśmiechnął się - Coś się stało, skarbie?
- Nie nazywaj mnie tak!
- Dlaczego? - wyszeptał.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, starając się od niego odejść, ale on od razu poszedł za mną.
- Daj spokój, Saigey-baby - złapał moją głowę, co spowodowało, że zderzyłam się z jego klatką piersiową, a wtedy on objął mnie wokół talii.
- Zostaw mnie! - krzyczałam, próbując odtrącić go, ale jego chwyt był dla mnie za silny - Wynoś się, Mikey! - próbowałam zdobyć czyjąś uwagę, ale niestety mi się to nie udało. Każdy na Bronx był przyzwyczajony do walk na ulicy i prawdopodobnie nawet nikt nie wyjrzałby na zewnątrz, by zobaczyć, co się dzieje. Nikt tu się o nikogo nie martwi.
Mikey zachichotał - Och, daj spokój Saige, nie bądź taka spięta - przycisnął swoje usta do moich i położył rękę z tyłu mojej głowy, by mnie unieruchomić. Próbowałam krzyczeć, ale to tylko dało mu okazję, by włożyć język do moich ust. Bez skutku próbowałam go odepchnąć, gdy on wpychał język do moich ust.
- Odejdź, kurwa, od mojej dziewczyny.
Mikey przestał mnie całować, ale ułożył ręce na moich biodrach, co strasznie bolało.
- Pozwól mi odjeść - płakałam.
- Zamknij się do cholery, Saige - Mikey wysyczał, zanim odwrócił się do Justina, który stał kilka metrów dalej i wyglądał na całkowicie wkurzonego. Toby i Alfredo byli tuż za nim, jeśli byłoby to możliwe, by wypuszczali parę z uszu tak jak w kreskówkach, wiem, że pokryłaby ona całe niebo na Bronx.
- Sądzę, że powiedziałem już, żebyś od niej odszedł - Justin wysyczał - Liczę do pięciu.
- Jeden... - Toby zaczął odliczanie.
- Dwa... - Alfredo do niego dołączył.
Mikey wyciągnął ze swojej kieszeni nóż, który trzymał tak, że prawie dotykał mojego gardła. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że jeśli bym to zrobiła, skrzywdziłby mnie.
Justin próbował zachować spokój - Mikey... pozwól jej odejść. Ona nic ci nie zrobiła, dlaczego ją przetrzymujesz?
- Głupia dziwka - prychnął na mnie - Po prostu chciałem się z nią zabawić.
- Nie możesz zmusić ludzi, by robili coś takiego - Alfredo upomniał go.
- Mam to gdzieś! - wykrzyknął. Z każdym jego słowem wyczuwałam odór alkoholu. Nadal trzymał nóż zbyt blisko mojego gardła.
- Przestań, proszę - błagałam.
- Dlaczego miałbym to zrobić?
Byłam już całkiem zapłakana - Ponieważ jestem w ciąży.
Każdy się zatrzymał i spojrzał na mnie. Justin wyglądał tak, jakby jego oczy miały wyjść z orbit. Toby był wstrząśnięty, Alfredo szczęka opadła, a Mikey wyglądał na zdezorientowanego.
- Co takiego? - głos Justina był nieco wyższy niż zwykle, wydawało się, że jest na skraju płaczu.
- Co jesteś? - Toby wydyszał.
- Jestem w ciąży.
Mikey przesunął nóż z mojego gardła i teraz trzymał go kilka centymetrów od mojego brzucha.
- Nie - płakałam - Nie krzywdź mojego dziecka! Proszę!
- Co? - Mikey wyrzucił - Jesteś powodem, dla którego ostatnie trzy lata spędziłem w więzieniu, zasługujesz na to, by cierpieć jak ja!
- Mikey... proszę... to moje dziecko. Jeśli ludzie dowiedzą się, że zabiłeś Saige i dziecko, będziesz siedzieć w więzieniu do końca życia. Zabijesz nienarodzone dziecko, stary... Nie pozwól, by to ciążyło w twojej głowie do końca życia - Justin przekonywał Mikey'a.
Mikey spiorunował go wzrokiem, zanim cofnął nóż z dala ode mnie. Szybko uciekłam od niego i ukryłam się za Justinem.
- Justin, zabierz ją do domu - Toby zwrócił się do niego.
 - Co?
- Zabierz ją do domu, ja się nim zajmę.
Alfredo przytaknął - Pomogę Toby'emu, jeśli ona jest w ciąży to ostatnią rzeczą, której potrzebuje to przebywanie tu w czasie chłodnej nocy szczególnie w miejscu takim jak Bronx.
Alfredo wycelował bronią w Mikey'a, który warknął w odpowiedzi.
Justin szybko chwycił moją dłoń i zaczął uciekać od Mikey'a, ciągnąc mnie za sobą, aż dotarliśmy do domu, który wydawał się być tylko dziesięć minut z tamtego miejsca. Weszliśmy do domu, Justin nie puścił mojej dłoni, dopóki nie weszliśmy do jego sypialni. Szybko zamknął i zakluczył drzwi, zanim się do mnie odwrócił.
- Naprawdę jesteś...? - przerwał, drapiąc się nerwowo po szyi.
- Tak - odpowiedziałam potulnie, usiadłam na rogu łóżka i schowałam twarz w dłoniach.
- Kiedy się dowiedziałaś?
- Dziś rano - nerwowo przygryzałam wargę, czekając na to jak zareaguje Justin.
Mogłam usłyszeć, jak Justin przełknął gulę w gardle - Jak.. uhmm.. jak się dowiedziałaś?
- Byłam w kuchni wraz z Jen i Jazmyn, i ona zauważyła, że mam duże wahania nastrojów i ostatnio dużo jem. Jen powiedziała, że miała takie same objawy, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży... Jen dała mi test ciążowy i... - pociągnęłam nosem - Niespodzianka... będziesz tatusiem, Justin.
- Cholera - wydyszał, odwrócił się ode mnie, uderzając czołem w ścianę.
Czy on jest na mnie wściekły?
- Jesteś pewna? - z powrotem się do mnie odwrócił, z jego twarzy mogłam wyczytać, że jest wystraszony.
Przytaknęłam - Później poszłam do apteki po kilka innych testów, by się upewnić... Wszystkie wyszły pozytywnie.
Justin wziął głęboki oddech - Dlaczego nie wzięłaś mnie ze sobą?
- Spałeś.
- Saige - Justin podszedł do mnie i uklęknął przede mną - Zdecydowanie masz pozwolenie, by mnie obudzić, kiedy podejrzewasz, że jesteś w ciąży.
Opuściłam wzrok na moje palce - Nie chcę cię zasmucać - powiedziałam cicho.
- Co? - Justin zapytał, najwyraźniej nie usłyszał tego, co powiedziałam.
Westchnęłam i spojrzałam na niego - Nie chcę cię zasmucać, Justin... Nie chcę cię zmuszać do tego byś został ojcem i-
Justin położył palec na moich ustach, by mi przerwać.
- Saige, nie zasmuciłaś mnie.
- Nie wyglądasz na zadowolonego - zadrwiłam.
- Jestem zaskoczony... Nie spodziewałem się, że zajdziesz w ciążę. Chodzi mi o to, że wiem, że przez ostatnie dwa tygodnie robiliśmy to jak króliki, ale przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy.
Potrząsnęłam głową - Też tam myślałam, ale kiedy się nad tym zastanawiałam to przypomniał mi się jeden raz, gdy wróciliśmy z kolacji z twoimi rodzicami. Oboje byliśmy trochę pijani i zapomnieliśmy się zabezpieczyć.
- Cholera - Justin pokręcił głową - Tak bardo przepraszam. Powinienem o tym pamiętać, jak mogłem zapomnieć?
Położyłam rękę na jego brodzie, chcąc, by na mnie spojrzał - Jest dobrze.
Justin ułożył dłoń na moim brzuchu - Więc tam naprawdę jest dziecko?
Przytaknęłam - Naprawdę.
- Wow - Justin potarł palcami moją skórę - Cześć chłopczyku.
- Albo dziewczynko - wzruszyłam ramionami.
- Albo dziewczynko - przytaknął.
Uśmiechnęłam się - Więc nie jesteś zły?
Justin spojrzał mi w twarz, nadal trzymając ręce na moim brzuchu - Jak mogłaś pomyśleć, że mógłbym być zły? Dzieci to prawdziwe błogosławieństwo i cieszę się, że będę mógł dzielić je z tobą.
Uśmiechnęłam się, Justin wstał i przycisnął usta do moich.
- Zgaduję, że to daje mi przyzwolenie na całkowite wkurzanie się w czasie naszych głupich kłótni? - zagadałam.
Justin uśmiechnął się - Jakich kłótni? Już o tym zapomniałem. Jestem całkowicie zajęty myśleniem o mojej perfekcyjnej dziewczynie, która nosi moje perfekcyjne dziecko.
Zarumieniłam się - Justin...
Uśmiechnął się i ponownie mnie pocałował. Oboje się przesunęliśmy, więc teraz leżeliśmy w poprzek łóżka. Wepchnęłam ręce w jego karmelowe włosy. Poczułam jak się uśmiechnął się i mocniej ścisnął moje biodra.
Wysyczałam i osunęłam się, ponieważ poczułam ból w biodrze.
Justin natychmiast odsunął ręce - Zraniłem cię? Czy dziecko cię kopnęło? Co się stało?
- Jest za wcześnie, by czuć jakiekolwiek kopnięcia dziecka, Justin.
- Och..
Pokręciłam głową - Mikey mnie zranił i zgaduję, że mam posiniaczone biodra - spuściłam wzrok, podciągnęłam koszulkę, by zobaczyć fioletowe stłuczenia.
Justin potrząsnął głową - Zabiję go. Zadzierał z tobą i naszym jeszcze nienarodzonym dzieckiem, zapłaci nam za to.
- Jesteśmy w domu - usłyszeliśmy głos Alfredo po drugiej stronie drzwi - Możemy wejść do środka? Oboje jesteście ubrani? Czy jest to strefa zagrożenia?
Zachichotałam - Wejdź, Alfredo. Jesteśmy ubrani - drzwi się otworzyły, a Alfredo i Toby weszli do środka. Toby miał ciemne stłuczenia wokół oka, a Alfredo miał kilka siniaków na ramionach.
- O mój Boże - wydyszałam, poczułam jak instynkt macierzyński rodził się we mnie, szybko wstałam i podeszłam do nich, sprawdzając ich urazy - Co wam się stało?
Toby zachichotał - Jeśli myślisz, że źle wyglądamy, powinnaś zobaczyć Mikey'a.
Lekko potarłam kciukiem ponad podbitym okiem Toby'ego, sprawiając mu tym ból, wysyczał coś i odsunął się.
- Przepraszam - powiedziałam, marszcząc brwi.
- Co się stało? - Justin usiadł w nogach łóżka i zapytał. Przesunęłam się do Alfredo i złapałam jego ramię, badając ciemno-brązowe i fioletowe stłuczenia na nim.
- Od razu jak odeszliście, Toby rzucił się na niego, a ja musiałem mu pomóc - Alfredo wyjaśnił.
- Jak ten skurwysyn wygląda? - Justin zmarszczył brwi.
Toby uśmiechnął się - Okropnie.
Justin zachichotał - Co mu zrobiliście?
- Usłyszałem dźwięk łamiących się kości, gdy Toby uderzył go pięścią w nos - Alfredo przytaknął.
- Alfredo dołączył do mnie i nieźle podbił mu oko - Toby zachichotał.
Pokręciłam głową - Nie lubię, gdy się bijecie.
- On to zaczął - Toby zmarszczył brwi - Niech nikt nie zadziera z moją siostrą i nie spodziewa się kary za to.
- Zrobił to trzy lata temu i myśli, że teraz może od tego uciec? - Justin zadrwił - Cholera nie.
- Saige - Alfredo spojrzał na mnie - Naprawdę nie powinnaś opuszczać domu bez ochroniarza lub przynajmniej któregoś z nas. Musimy cię chronić... i twoje dziecko - spojrzał na mnie, a potem z powrotem przerzucił wzrok na moje oczy.
Westchnęłam - Ale to jest jak zabieranie mojej wolności... Nie chcę czuć się osaczona.
Poczułam jak Justin chwycił moją rękę, a po chwili wylądowałam na jego kolanach. Uśmiechnął się owinął ramiona wokół mojego pasa, trzymając mnie w mocnym, troskliwym uścisku.
- Będziesz się czuć osaczona, jeśli to ja będę przy tobie? - położył brodę na moim ramieniu.
- Nie... ale nadal chcę się zabawić czasami z dziewczynami. Wiesz, na przykład zrobić sobie paznokcie,wątpię, że którykolwiek z was, chciałby siedzieć w spa ze mną,Jazmyn, Senecą i Jen.
- Siedziałbym z tobą wszędzie - Justin pocałował miejsce za moich uchem, sprawiając, że się zarumieniłam, a szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Dziękuję, ale nie chcę zmuszać cię, żebyś gdziekolwiek ze mną chodził.
- Porozmawiamy o tej sprawie później - Toby zmarszczył brwi - Seneca widziała mnie, gdy wróciłem i muszę jej wytłumaczyć, dlaczego mojej oko jest fioletowe.
Alfredo przytaknął - Pattie też o to pytała.
- Tak, prawdopodobnie powinniście iść - Justin skinął głową.



Następnego dnia Justin, Jaxon, Jen i ja siedzieliśmy w poczekalni gabinetu lekarskiego na Brooklynie, do którego chodziłam w dzieciństwie wraz z moją mamą, która nazywała to 'spotkaniem dla pań'.
Justin, Jaxon, Jen i ja byliśmy jedynymi w poczekalni, poza wścibskimi paparazzi, którzy stali za drzwiami i próbowali czego się dowiedzieć.
- Denerwujesz się? - Justin zwrócił się do mnie.
Wzruszyłam ramionami - Może troszeczkę.
- Nie denerwuj się - Jen spojrzała na mnie - Pierwsze spotkanie jest zawsze najłatwiejsze. Nie mogę wiele z tobą zrobić, jeśli to dopiero drugi tydzień, ale poinformują cię o kilku sprawach.
- Och - skinęłam głową.
Jaxon uśmiechnął się, pocierając maleńki brzuch Jen, który dopiero zaczął się pokazywać.
- Nie mogę się doczekać momentu, kiedy cię zobaczymy.
Jen uśmiechnęła się - Dziś mamy pierwsze USG. Lekarze powiedzieli, że to dopiero pierwszy miesiąc, więc nic nie zobaczymy, ale nawet jeśli to ma być tylko mała kropka to jestem podekscytowana - zapiszczała - I cieszę się, że w końcu jest ktoś z kim będę mogła dzielić się moimi zachciankami.
Jaxon przewrócił oczami - Każdego dnia budzi mnie nad ranem i prosi mnie, żebym jej przyniósł na przykład łososia z czekoladą lub pikle z masłem orzechowym - Jaxon pokręcił głową - Brzmi obrzydliwie, ale ona przyrzeka, że to jest przepyszne.
- Łosoś namaczany w czekoladzie był dziwny - Jen przytaknęła - Ale smaczny.
- Cokolwiek powiesz, skarbie - Jaxon zachichotał, całując Jen.
Ktoś otworzył drzwi i z gabinetu wyszła pielęgniarka.
- Jaxon i Jen Bieber.
Jen uśmiechnęła się i oboje wstali.
- Bawcie się dobrze - Justin pomachał.
- Powodzenia, nie pozwólcie, by żadne wiadomości was przestraszyły, jeśli macie jakieś pytania zadajcie je. Ja nie zadałam i żałuję tego - Jen uśmiechnęła się, zanim mnie przytuliła i poszła z Jaxonem do pielęgniarki. Inna pielęgniarka podeszła do nas i uśmiechnęła się.
- Justin Bieber i Saige Cameron?
- To my - skinąłem głową  i wstałem, Justin podążył za mną i objął mnie w talii.
- Zróbmy to - uśmiechnął się i poszliśmy za pielęgniarką.
- To wasza pierwsza wizyta, zgadza się? - pielęgniarka zapytała, gdy byliśmy już gabinecie.
Justin przytaknął - Wczoraj dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży.
Pielęgniarka uśmiechnęła się - Gratuluję.
- Dziękujemy... Czy możemy panią prosić, by nic pani nie mówiła mediom? Chcemy ogłosić to razem, ale jeszcze nie teraz.
Pielęgniarka uniosła rękę - Macie moje słowo.
Uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej rękę - Dziękujemy bardzo.
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się - Teraz, gdy zaczęliśmy, macie jeszcze jakieś pytania?
- Kiedy zacznie jej rosnąć brzuch? - Justin zapytał.
Pielęgniarka uśmiechnęła się przyjaźnie - To zależy od kobiety. Na przykład u twojej przyjaciółki, Jennifer już widać mały brzuszek, choć dopiero zaczyna się drugi miesiąc ciąży, a znam kobiety, po których w ogóle nie było widać, że są w ciąży. Zważywszy na to, że Saige jest drobną kobietą, wyobrażam sobie, że brzuszek zacznie się pokazywać za dwa - trzy miesiące - wzruszyła ramionami - Ale to tylko moje domysły, z tym nigdy nic nie wiadomo.
Justin kiwnął głową - Dziękuję.
- Zrobiłaś już jakiś test?
- Zrobiłam pięć i wszystkie wyszły pozytywnie.
Pielęgniarka skinęła głową - Okej, czy masz coś przeciwko, żebyśmy zrobiły jeszcze jeden, by się upewnić? Wiem, że będzie pozytywny, ale po prostu musimy to zrobić.
Wzruszyłam ramionami - Nie ma problemu.
Podała mi pudełeczko i wskazała łazienkę.
- Okej - uśmiechnęłam się.
Justin pocałował mnie lekko w usta - Kocham cię, skarbie.
Czerwone rumieńce pojawiły się na moich policzkach - Ja ciebie też, Justin.
Pielęgniarka się uśmiechnęła się - Jesteście tacy słodcy.
Zachichotałam, zanim Justin pocałował mnie jeszcze raz, po czym udałam się do łazienki.




CZYTASZ=KOMENTUJESZ






piątek, 30 stycznia 2015

II. Rozdział 20

Jesteś martwy, Justinie Bieberze.

Toby Cameron's POV

Do tej pory spędziliśmy dwa tygodnie na Bronx, Na szczęście policjanci zostawili nas w spokoju, ale wiedzieliśmy, że nigdy nie będziemy czuć się bezpiecznie.
Usiadłem na kanapie, kiedy Jazmyn i Seneca wyszły na dzień dziewczyn, zostawiając mnie samego. Do tej pory spędziłem dzień patrząc, jak Justin i Saige całują się, jak Jaxon obserwował małego guza Jen, którego nie można było dostrzec, ale on przysięgał, że był tam oraz słuchając Josha krzyczącego na jakiś mecz w telewizji, tak jakby gracze mieliby go usłyszeć.

-Gdzie jest Seneca?- spojrzałem na zegarek owinięty wokół mojego nadgarstka. Była piąta po południu. Seneca i Jazmyn miały był w domu trzydzieści minut temu.
-Daj jej trochę przestrzeni.- Justin zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Nie widziałem jej cały dzień. Tęsknię za nią.- przyznałem nieśmiało.
Justin uśmiechnął się i popatrzył na Saige- Powinniśmy je poszukać i spędzić z nimi czas. Chciałbym uciec od Saige.
-Tak- skinąłem głową- Ja też. Ona jest dość irytująca.
Saige posłała lodowate spojrzenie w moją stronę- Pieprzcie się.
-Justin chętnie.- skinąłem głową.
Justin zaśmiał się i pocałował Saige w policzek- Kocham cię, kochanie.
Przewróciła oczami z irytacją i popchnęła go.
-Dziś wieczorem Justin ma się do mnie nie zbliżać.- Saige pokręciła głową.
-O cholera!- krzyknąłem- Justin będzie spać na kanapie!
-Szkoda, że to mój pokój- Justin uśmiechnął się.
-Nie będę z tobą spać.
Zaśmiałem się- Powinniście teraz siebie zobaczyć.
-Ja będę spać na kanapie- Saige wzruszyła ramionami.
-Tam śpi Alfredo.- Justin uniósł brwi.
Wzruszyłem ramionami- Zajmij sypialnię dla gości.
-Josh tam śpi.- Justin uśmiechnął się, pokazując, że chce upewnić się, ze Saige nie ma gdzie spać, z wyjątkiem swojego łóżka obok Justina.
Saige przegryzła usta i zwęziła oczy do drobnych szczelin- Dobra, idę do domu mojej mamy.
Justin spojrzał na nią w sarkastyczny sposób- Pa.
Szczęka Saige opadła. Wstała, kręcąc głową- W porządku....
-Och, i ty, i ja wiemy, ze nigdzie nie pójdziesz, zamknij się i przyjdź do mojego pokoju.- Justin zaśmiał się, wstał i ruszył w stronę swojej sypialni.
-Nie- Saige skrzyżowała ramiona na piersi.
-Czekajcie....czy wy dwoje rzeczywiście się kłócicie czy wciąż żartujecie?- odchrząknąłem, patrząc na nich. Oboje mnie zignorowali.
-Idę do mojej mamy.- Saige wstała.
Justin spojrzał na nią- W porządku, wygląda na to, że idę z tobą.
-Nie pamiętam, żebym cię zapraszała.
Jeśli wzrok mógłby zabijać, Justin byłby martwy.
Justin wzruszył ramionami- Nie pamiętam, żebym przejmował się tym.
-Więc idę gdzieś indziej i nie powiem ci gdzie- uśmieszek pojawił się na ustach Saige.
-Zamknij się i chodź do mojego pokoju.- Justin przewrócił oczami na irytującą Saige.
-Nie.- chwyciła telefon, wkładając go do kieszeni- Idę się powłóczyć po Bronx i jeśli chcesz ze mną być musisz mnie znaleźć.
-Nie daj się uprowadzić.- Justin wzruszył ramionami.
-Postaram się, ale nigdy nic nie wiadomo w tym mieście.- Saige spojrzała na niego.
-Cóż, ta kłótnia szybko się nasiliła.- mruknąłem bardziej do siebie niż do Saige albo Justina. Dziewczyna otworzyła drzwi patrząc na Justina, jakby czekała aż ją zatrzyma.
Justin pomachał jej- Miło było cię poznać, Saige.
-Dziękuję, chłopaku.- pseudonim wyszedł z jej ust z czystym obrzydzeniem.
-Nie ma problemu, dziewczyno.- Justin odpowiedział tym samym tonem.

Saige otworzyła drzwi i wyszła, trzaskając za sobą, a Justin odwrócił się do mnie i pokręcił głową.
-Powinieneś nauczyć twoją siostrę, jak przyjmować żarty.
-Byłem świadkiem czegoś złego.- zaśmiałem się niezręcznie, nie wiedząc co powiedzieć, Justin wyglądał na wkurzonego. Usiadł koło mnie.
-Ona mnie kocha.- wzruszył ramionami, wyciągając telefon z kieszeni.
Skinąłem głową- Bardziej niż ci się wydaje, Justin.
-Ona jest tak cholernie uparta.
-Tak, zapisałeś się na to, wtedy kiedy zgodziła się być twoja.
Justin przewrócił oczami- Nie przypominaj mi o tym.
Zaśmiałem się, a dźwięk telefonu Justina rozniósł się echem po pokoju.

-Saige do mnie napisała- odchrząknął i przyjął głos, który brzmiał jak głos Saige- Nie zapraszaj innych dziewczyn, kiedy mnie nie będzie.
Pokręciłem głową- Ona wie, że jej nie zdradzisz.
-Powinienem się z nią podroczyć?
-Nie, nie powinieneś-
Justin skinął głowa- Napiszę do niej ''Och, zrobię to”.
Pokręciłem głową- Jesteś idiotą.
Justin wzruszył ramionami- To błogosławieństwo, ale też przekleństwo.

Sekundę później Justin podskoczył z podniecenia- Odpisała.
-Co napisała?- pochyliłem się, aby zobaczyć ekran telefonu Justina.
-”Zaproś jedną dziewczynę i skończymy.”- Justin powiedział tym samym dziewczęcym głosem, który brzmiał absolutnie tak jak Saige.
-Powinieneś powiedzieć jej, że żartowałeś, zanim wkurzy się, a potem ty się wkurzysz i koło będzie się zataczać- poradziłem mu.
Justin wzruszył ramionami, a jego palce zaczęły stukać po ekranie.
-Co jej piszesz?- prychnąłem.
-Napisałem jej, że trzy laski już tutaj są.
Pokręciłem głową- Jesteś martwy, Justinie Bieberze.
-Po prostu później uprawimy seks i będzie dobrze.- wzruszył ramionami.
-Powodzenia z tym.
-Odpisała i jest naprawdę wkurzona!- Justin zaśmiał się i pokazał mi swój telefon. Chwyciłem go i spojrzałem na ekran.

Saige: Pieprz się. Nie zawracaj sobie głowy pisaniem lub dzwonieniem. Pa.
Podałem mu jego telefon- Jesteś martwy.

Saige Cameron's POV

-Właśnie w tym momencie z tobą skończyłam- wpisałam wiadomość do mojego telefonu i wysłałam do Justina. Szybko odpisał, kiedy ja siedziałam na ławce w centrum miasta. Zaczynało się ściemniać, co nie było dobre dla kogoś, kto był sam na zewnątrz, ale mnie to naprawdę nie obchodzi. Cholera, może miałam nadzieję, że ktoś mnie porwie, Wtedy Justin poczułby się źle. Dobrze, to kłamstwo. Naprawdę mam nadzieję, że nikt mnie nie porwie.

Chwyciłam telefon i wpisałam nową, grupową wiadomość do Willow i Emmy.

Do: Willow Anthony, Emma Rosetta
Od: Saige Cameron

Chciałabym, żebyście były na Bronx! Justin jest dupkiem, Jaz i Seneca wyszły, Jen śpi a ja potrzebuję kogoś z kim mogę spędzić czas!

Do: Emma Rosetta, Saige Cameron
Od: Willow Anthony

Gdzie jesteś? Wszystko w porządku?

Do: Willow Anthony, Emma Rosetta
Od: Saige Cameron

Siedzę w centrum miasta. Zimno mi, nie mam żadnych pieniędzy, nie przyprowadziłam ze sobą ochroniarza. Pieprzyć moje życie.

Do: Saige Cameron, Willow Anthony
Od: Emma Rosetta

Idź do domu, Saige! Ulice w Bronx nocą są niebezpieczne!

Zignorowałam wiadomość Emmy i włożyłam mój telefon do kieszeni, ale tylko na pięć minut, ponieważ mój telefon ponownie wibrował. Przewróciłam oczami i wyciągnęłam go w powrotem, tym razem była to wiadomość od Justina. Czułam, że moje tętno przyspiesza, byłam zdenerwowana.

Do: Saige Cameron
Od: Justin Bieber

Gotowa? Przyjdź później po swoje rzeczy.
Mam zamiar go zabić.

Do: Justin Bieber
Od: Saige Cameron

Dobrze, przyjdę po nie, a później wracam do LA.

Wstałam z niewygodnej, metalowej ławki, rozglądając się dookoła. Włożyłam mój telefon do kieszeni i zaczęłam iść. Pieprzyć mnie za to, że nie wzięłam kurtki przed wyjściem. Wtuliłam moje ręce w klatkę piersiową i nadal szłam ulicą, ignorując wszystkie syreny policyjne, krzyki, płacze dzieci, przekleństwa i inne odgłosy wokół mnie.

Justin Bieber's POV

Wpatrywałem się w mój telefon i potrząsnąłem głową ze złością. Rzuciłem go na stolik, aby się odstresować.
-Wszystko w porządku?- Toby uniósł brew.
Pokręciłem głową.
-Co się między wami dzieje?
-Zaraz przyjdzie Saige, aby spakować swoje rzeczy. Później wraca do Los Angeles.
Toby wytrzeszczył oczy- Co ty do cholery jej powiedziałeś? Wszystko zaczęło się, kiedy ja i ty powiedzieliśmy, że chcemy spędzić czas z moją żoną. To nie miało zakończyć się odlotem Saige do Los Angeles.
Jaxon wszedł do pokoju- Ok, usłyszałem tylko ''to nie miało zakończyć się odlotem Saige do Los Angeles” co mój głupi brat zrobił?- Jaxon przewrócił oczami i pokręcił głową.
-Dlaczego od razu myślisz, że coś zrobiłem?- odwróciłem się i splunąłem na Jaxona.
Jaxon zachichotał- Czy ty się znasz? Zawsze coś robisz!
Przewróciłem oczami- Zamknij się, stary.
-Cokolwiek- Jaxon wzruszył ramionami- Po prostu nie spieprz swojego związku, dobrze? Lubię Saige, nie schrzań tego.
-Wal się, Jaxon.
-W porządku, stary.

-W każdym razie, co sprawiło, że Saige wraca do domu?- Jaxon zapytał, siadając na kanapie.
-Ona i Justin rozpoczęli udawaną kłótnię, która przerodziła się w prawdziwy konflikt, Saige zagroziła, że wróci do domu i Justin jej pozwolił- Toby wyjaśnił.
Jaxon uderzył tył mojej głowy- Jesteś idiotą. Musisz ja znaleźć i przeprosić. Czy ona jest teraz w twoim pokoju?- wstał z kanapy- Gdzie ona jest? Pójdę z nią porozmawiać i upewnię się, że wie, iż Bieberowie nie są idiotami.
Wzruszyłem ramionami- Jeśli ją znajdziesz to daj znać.
-Co masz na myśli, mówiąc, jeśli ją znajdę?
-Wyszła- Toby powiedział- Jest gdzieś na Bronx.
Jaxon spojrzał na mnie, jakbym był jeszcze większym idiotą- Pozwoliłeś na to, aby twoja dziewczyna chodziła sama w nocy, po Bronx?
Moje oczy rozszerzyły się- Cholera...Nawet o tym nie pomyślałem.
-Jesteś jeszcze głupszy niż myślałem, że jesteś. Musimy ja znaleźć.
-Chodź- Toby założył kurtkę i otworzył drzwi- Nawet nie pomyślałeś o tym wcześniej, że ktoś do cholery może ją porwać.
-Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku- wzruszyłem ramionami i założyłem bluzę na moją koszulkę- Ale powinniśmy ją znaleźć, zanim pójdzie do jakiegoś klubu i zrobi coś głupiego- wzruszyłem ramionami.
Jaxon przewrócił oczami- Zaczekajcie na mnie, powiem Jen, że wychodzimy.
-Dobrze- Toby westchnął.
-Znajdziesz ją.- powiedział Toby.
-Wiem.- prychnąłem.

Saige Cameron's POV

Trzymałam telefon przy uchu, ponieważ rozmawiałam z Emmą i Willow.
-Więc wracasz do Los Angeles?- zapytała Willow.
-Tak- skinęłam głową- Powiedziałam to Justinowi, a on odpowiedział, że go to nie odchodzi.
-Co?- Emma zapytała.
-Powiedział, że to w porządku do cholery.
Emma westchnęła- Nie zrozum mnie źle, Justin jest dobrym facetem, ale czasami przysięgam, nie ma mózgu.
Willow zaśmiała się- Zgadzam się z tobą, Em!
Oczami wyobraźni widziałam, jak Emma uśmiecha się- Dziękuję, Willow.
-Więc gdzie teraz jesteś Saige?- zapytała Willow.
Rozejrzałam się- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Trudno to określić, kiedy jest się w ciemności.
-Martwię się o ciebie, nie powinnaś być sama- Emma westchnęła- Powinnaś wejść do jakiegoś budynku.
-Zgadzam się z Emmą- Willow dodała- Do jakiejś restauracji, motelu czy coś.
-Nie zostanę w żadnym motelu na Bronx- zmarszczyłam brwi- W tym miejscu jest pewnie dużo robaków i innych rzeczy.
-Prawdopodobnie tak.- Emma zgodziła się- Ale nie powinnaś zostawać na zewnątrz.
-Jestem pewna, że szybko wrócę do domu Bieberów.
Willow jęknęła- Muszę kończyć, Roger i ja mamy randkę i nie mogę go wystawić, bo to jego urodziny.- zachichotała.
-Słodko.- uśmiechnęłam się do telefonu.
-Napisz do mnie, jak bezpiecznie wrócisz do domu, dobrze?- Willow poprosiła.
-Oczywiście.- skinęłam głową.
-Do mnie też!- Emma krzyknęła.
Zaśmiałam się i zakończyłam połączenie.
-Cóż, cóż, cóż....
Odwróciłam się, słysząc głos i zobaczyłam postać kilka metrów ode mnie w cieniu.
-Spójrzmy kto wrócił na Bronx.
-Halo?- zmarszczyłam brwi, próbując lepiej się przyjrzeć. Rozpoznałam głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał.
-Saige, Saige, Saige....czy twój chłopak nie nauczył cię, że nie powinnaś wychodzić na zewnątrz, gdy robi się ciemno?- głos zachichotał ponuro.
Postać wyszła z cienia, ujawniając ciało, które miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
Moje oczy rozszerzyły się- Nie....
Mikey uśmiechnął się do mnie- Witam, Saige...bardzo milo zobaczyć cię ponownie.
___________________________________________
Jedyne co chcę napisać, to informacja, że z 51 informowanych zostało 11.
2 tygodnie temu napisałam, że jeżeli informowani nie skomentują rozdziału, to zostają usunięci z listy i tak się właśnie stało.

ASK
N&O

piątek, 23 stycznia 2015

II. Rozdział 19

"Odszedł zbyt szybko, ale nigdy nie zostanie zapomniany."

Miłego czytania! xo

Justin Bieber’s POV

Zimna bryza powiewała między drzewami, mrożąc krew w żyłach. Powietrze w Nowym Jorku uderzało w moją twarz. Krople deszcze spływały od czasu do czasu, gdy byłam na spacerze do miejsce, do którego myślałem, że nigdy nie będę musiał przychodzić, ale to był czas, gdy przestałem być młodym gówniarzem i stanąłem twarz w twarz z rzeczywistością. Rozejrzałem się i u góry zobaczyłem wielki, czarny napis "Cmentarz św. Katarzyny". Westchnąłem i przeszedłem przez bramę. Głośny pisk jaki wydała, prawdopodobnie mógłby obudzić zmarłych. Zamknąłem bramę za mną i zacząłem rozglądać się po cmentarzu, wpatrując się w każdy nagrobek, żeby znaleźć ten, którego szukałem.

W końcu ujrzałem szukany nagrobek kilka metrów dalej. 
"Tu leży Jacon Travis Withers.
Ukochany syn, przyjaciel, brat.
Odszedł zbyt szybko, ale nigdy nie zostanie zapomniany."

Poczułem jak gula formuje się w moim gardle, gdy wolno podchodziłem do kamiennej płyty, a następnie klęknąłem przy niej.
- Cześć stary - wyszeptałem, mój głos był zachrypnięty, chciało mi się płakać - To takie szalone - potrząsnąłem głową - Byłeś moim najlepszym przyjacielem... Miałem cię chronić - odchrząknąłem i przejechałem palcem po słowach wygrawerowanych na płycie.
- Nie mogę uwierzyć, że odszedłeś. Pamiętam dzień, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy jakby to było wczoraj.

Wszedłem do małej wielkości szkoły średniej. Miałem na sobie proste dżinsy i moją ulubioną, bardzo wygodną koszulkę z dekoltem w serek.
- Uważaj biały - usłyszałem szyderczy głos. To był mój pierwszy raz w publicznej szkole na Bronx, nie rozumiałem niechęci kierowanej do mnie.
- Hej biały! - kobiecy głos krzyknął.
- To niemiłe nas ignorować! - inny zawołał.
Odwróciłem się i zobaczyłem grupę ludzi patrzących wprost na mnie. Była to grupa dziewczyn, wszystkie były czarnoskóre i miały ciemne wlosy z kolorowymi pasemkami.
- Och... - szepnąłem - Mówiłyście do mnie? - odchrząknąłem.
Dziewczyna, która stała na początku, spojrzała na mnie jakbym był głupi - Widzisz tu innego białego? - zachichotała i rozejrzała się po korytarzu.
- Jest głupi jak cholera - inna dziewczyna dołączyła.
Poczułem łzy w oczach, właśnie przeprowadziłem się tu z Kanady i Kanada w porównaniu do Bronx to nic. Byłem przyzwyczajony do chodzenia do publicznej szkoły i uczenia się o Jezusie, ale nie do nabijania się ze mnie z powodu jasnego koloru skóry na środku korytarza.
- Tanya, wyluzyj do cholery - chłopak, który był podobny do tej dziewczyny spiorunował ją wzrokiem.
Dziewczyna wydyszała - Tylko dlatego, że jesteś moim bratem nie oznacza, że możesz mówić mi co mam robić, Jacob!
- Mówiłem ci, nazywaj mnie teraz JT - warknął na nią - I zostaw go w spokoju, nawet nie wiesz jak się nazywa. Może teraz ty i twoja grupa dziwek znajdziecie sobie kogoś innego do nabijania się?
Dziewczyny wpatrywały się w chłopaka, najwyraźniej JT, który właśnie stał przede mną.
- Twój brat jest dupkiem, Tanya!
Dziewczyna przytaknęła - Zgadzam się... Chodźcie, ponabijamy się Principal Shaffer!
- Tak! - dziewczyny zapiszczały z podekscytowania i odwróciły się ode mnie i JT.
Potrząsnąłem  głową i spojrzałem na JT.
- Dzięki... za zrobienie tego... - powiedziałem.
Uśmiechnął się i wyciągnął rękę - JT Withers.
Uśmiechnąłem się - Justin Bieber - uścisnęliśmy dłonie.
- W porządku Bieber, odkąd cię uratowałem, musisz być moim przyjacielem.
- Mamy umowę, Withers.

Potrząsnąłem głową, wpatrując się w nagrobek.
- Broniłeś mnie od początku, a ja nawet nie mogłem mieć tyle odwagi, by przyjąć kulę, która była skierowana na mnie.
Ponownie poczułem lekki wiatr, przez to miałem wrażenie, że JT jest tu ze mną.
Uśmiechnąłem się - Pamiętam te czasy, gdy ty i ja tak bardzo wkurzaliśmy Saige i Willow - zachichotałem - To był naprawdę zabawny dzień, przeżyłbym go jeszcze raz, gdybym mógł.

- Nie rozumiem stylu dziewczyn - trzymałem w górze parę szortów z wysokim stanem, które całe były pokryte cekinami.
- Te są naprawdę bardzo słodkie - Willow wzięła je ode mnie, sprawdzając metkę - I są w moim rozmiarze - uśmiechnęła się zwycięsko, dodała je do małej sterty ubrań na swoim ramieniu i wróciła do innych półek.
- Ty niczego nie znalazłaś? - JT uniósł brwi na Saige.
- Już nie mam na to wszystko pieniędzy - smutek był wpleciony w jej słowa, spojrzała na górę półki, patrzyła na nią jakby to była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykiolwiek widziała w swoim życiu.
- Powiedziałam, że kupię coś dla ciebie - Willow spojrzała na Saige.
- Nie ma takiej potrzeby - JT chwycił koszulkę - Teraz lepiej biegnijmy - Niespodziewanie wybiegł ze sklepu.
- Nie! - Willow krzyczała za nim - Mówiłam mu, żeby tego nie robił, kiedy ja jestem w pobliżu - wysyczała.
Gonilem go, Willow i Saige zostały w sklepie i zachowywały się jakby nie miały pojęcia kim jesteśmy, gdy ochroniarze zaczęli nas gonić.
JT i ja śmialiśmy się histerycznie, gdy biegliśmy do głównego wyjścia.
- Zawsze dostaję przyspieszenia w tego rodzaju gównianych sytacjach - zachichotałem.
JT uśmiechnął się - To świetna zabawa.
Zostaliśmy się, gdy zauważyliśmy policjanta, który czekał na nas przy wyjściu z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Wy chłopcy lepiej chodźcie ze mną - powiedział i zaprowadził nas w kierunku swojego biura, a my jęknęliśmy z flustracji.
Zająłęm miejsce w biurze policjanta, a on natychmiast zaczął przesłuchiwać JT.
- Wiesz, że kradzież sklepowa jest przestępstwem,  młody człowieku? - łysiejący glina z nadwagą zapytał JT.
- Yo no hablo, Ingles (Nie mówię po hiszpańsku) - JT powiedział po hiszpańsku, starając się  przekazać policjantowi, że nie rozumie angielskiego.
Policjant zwrócił się do mnie - Jesteś jego tłumaczem?
- Uhh.. oui?
- To francuski - zmarszczył brwi.
- Miałem na myśli si, widzisz pomagam też we francuskim - 
- Jesteś nawet Hiszpanem? - glin spojrzał na JT. Żaden z nas nie był choć trochę zastraszony, to glina z centrum handlowego, jaką on ma moc?
- Sir - usłyszałem kogoś mówiącego przez głośnik telefonu.
Westchnął i wcisnął przycisk - Mam tu więźniów, Marshall.
Naprawdę? Już nazwał nas więźniami.
- Wiem sir i przepraszam, że przeszkadzam - mężczyzna, który nazywał się Marshall powiedział - ale mam dwie dziewczyny, które były tu razem z nimi.
O cholera, mają Saige i Willow. JT i ja jesteśmy martwi.
Glina uśmiechnął się - Przyprowadź je tu.
Drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy Saige i Willow.
- Nie dotykaj mnie - Willow burknęła - W miesiąc wydaję więcej pieniędzy niż ty zarobisz przez całe życie - Willow krzyknęła na Marshalla, a te opuścił biuro.
- Zajmijcie miejsca, panie - policjant wskazała na dwa krzesła przy biurku.
Saige wpatrywała się w nas - Dlaczego jesteśmy wplątane w ich głupie gówno?
- My nic nie zrobiłyśmy - Willow krzyknęła - Nawet nie wiedziałyśmy, że JT może coś ukraść.
JT zaczął wypowiadać przypadkowe hiszpańskie słowa, które nie miały sensu. Usłyszałem jedno zdanie, które brzmiało "Kot, pies, drzwi, kij do baseballa, samolot, pomarańcza."
- Co on mówi? - policjant zmarszczył brwi.
- Oh uh... - starałem się coś szybko wymyślić - Przeprasza Willow za to, że została w to wplątana.
- Mów po angielsku - Saige gniewnie poinstruowała JT.
- No hablo, Ingles (Nie mówię po hiszpańsku)- JT powtórzył, starając się przy tym nie roześmiać.
Willow zmarszczyła brwi i usiadła.
- Sir, pozwól dziewczynom odejść, one nic nie zrobiły.
- Więc, zobaczę nagrania z kamery nadzarującej i sprawdzę to, dobrze?
- W porządku - Saige chuknęła, oczywiście była zdenerwowana. Policjant włączył video na swoim laptopie, oparł brodę na rękach i zaczął oglądać. Zaczęło się, gdy JT  rzucił się na półkę, zbierając koszulkę, a potem schował ją w własną. Willow i Saige opadły szczęki, a JT poruszył ustami, nagranie nie zawierało dźwieku. Willow wzniosła ramiona do góry i krzyknęła, ale ona i Saige nie ruszyły się i zostały w dokładnie tym samym miejscy, obie zaskoczone i wkurzone, a potem nagranie zostało wyłączone.
Oficer przytaknął - Wy dwie jesteście niewinne.
- Dziękuję - Willow westchnęła.
- Dlaczego uciekałeś? - zwrócił się do mnie - Przecież nie ukradłeś koszulki.
- Chodzi o to... on jest moim przyjacielem, myślę, że chciałem z nim zostać.
- W czasie kradzieży? To niemądre.
Wzruszyłem ramionami - Mi amigo (Mój przyjaciel)- położyłem rękę na ramieniu JT.
- Sí, senor - JT uśmiechnął się. 
- Wiecie - policjant westchnął - Jestem miły i naprawdę nie chcę zajmować się wami, idioci. To tylko ostrzeżenie - spiorunował nas wzrokiem - Teraz wynoście się z mojego biura.
- Tak, sir - Willow wstała, wyciągając JT z biura, Saige i ja poszliśmy za nią. Gdy wyszliśy ona natychmiast rzuciła go na ścianę.
- Co do cholera ja ci mówiłam? - warknęła - Powiedziałam, żebyś nie kradł, kiedy my jesteśmy z tobą, prawda?
- Tak - JT przytaknął, jego głoski był gładki jak zwykle.
- I to całe zachowanie "Mówię tylko po hiszpańsku" - zadrwiła - Och, proszę, wszystko co powiedziałeś to tylko tak i, że nie mówisz po angielsku.
- Powiedział kilka innych słów - stanąłem w jego obronie.
- Jestem pewna, że to nie miało sensu - Willow oskarżyła.
Zdusiłem śmiech - I tu masz rację, właściwie to była zbitka przypadkowych słów.
- Chodźmy - Willow westchnęła, wyprowadzając nas z centrum handlowego, ona i Saige wyglądały na wkurzone.
- Chciałabym, żeby nie przyszli - mogłem usłyszeć jak Saige mamrotała cicho do Willow.
- Czuję to samo - Willow nadal narzekała. 

- Kto by pomyślał, że skończymy spotykając się z nimi? - zaśmiałem się i usiadłem po turecku przed nagrobkiem - Nie sądzę, że mógłbym prosić o lepszego przyjaciela, JT.
Zaśmiałem się do siebie, a kilka innych wspomnień zagrało w mojej głowie.
- Nawet wtedy, gdy krzyczeliśmy do tego małego skurwiela, Austina - zaśmiałem się - Wiesz, Saige nadal nie wie, że to się zdarzyło.

JT i ja byliśmy  w sklepie muzycznym. Saige i Willow zdecydowały, że spotkają się na Brooklynie, więc nie mieliśmy żadnych planów.
- Uwielbiam MJ - JT podniósł jedną z płyt Michaela Jacksona "Off The Wall".
Uśmiechnąłem się i zabrałem mu płytę - Michael Jackson jest najlepszy, kocham go.
- Dobrze cię wyszkoliłem - JT uśmiechnął się zwycięsko.
Uniosłem brew - Dobrze mnie wyszkoliłeś? Jak do cholery mnie wyszkoliłeś?
- Och, wiesz to dzięki mnie słuchasz Michaela Jacksona!
- Nieprawda - potrząsnąłem głową - Słucham go przez całe życie.
- To ja pokazałem ci "Hold my hand".
- "Hold my hand" to piosenka Akona z udziałem Michaela Jacksona, czy to nie wyszło w 2010? Proszę cię - zadrwiłem - Słucham Michaela Jacksona już od dłuższego czasu.
JT zachichotał - Cokolwiek, stary.
Mały dzwonek zadzwonił, gdy drzwi się otworzyły. Z czystej ciekawości ja i JT spojrzeliśmy w tym kierunku i zobaczyliśmy Austina Clarka, "młodego, seksownego nauczyciela" Saige.
- Cześć Jenny - przywitał się z dziewczyną przy kasie.
Dziewczyna wpatrywała się w Austina rozanielonym wzrokiem - Cześć Austin - zachichotała i pomachała mu, próbując z nim flitować.
On uśmiechnął się, odmachał jej i podszedł do półki z płytami.
Potrząsnąłem głową - Nienawidzę tego gościa.
JT ponownie spojrzał na Austina - Kim on jest?
- Były chłopak Saige, a może do siebie wrócili, nie mam pojęcia.
- Myślałem, że jest coś między tobą a Saige.
Potrząsnąłem głową - Spieprzyłem i zrobiłem coś z Rory, więc... i ona nas przyłapała i teraz nie chce mnie widzieć i zgaduję, że uciekła do tego małego skurwiela.
JT zachichotał i odłożył płytę - Zaraz wrócę.
- Co ty robisz?
- Idę porozmawiać z Panem Nauczycielem.
- O cholera, pozwól, że pomogę - podążyłem za nim i podeszliśmy do Austina, który przeglądał starą płytę ACDC.
Po kilku sekundach wyczuł naszą obecność i spojrzał na nas.
- Och... uhm.. Cześć - przywitał się niezręcznie i odłożył płytę na półkę - Mogę wam w czymś pomoc?
- Możesz mi pomóc, jeśli zostawisz Saige Cameron w spokoju - JT warknął.
Austin zmarszczył czoło - Przepraszam?
- Słyszałem, że sprowadziłeś się tu dla Saige - spojrzałem na niego lodowatym wzrokiem - To nie w porządku.
Austin zachichotał - Nie skonsultowałem się z tobą, gdy się tu przeprowadzałem, to cię uraziło? - odwrócił się, by odejść.
- Kim do cholery myślisz, że jesteś? - JT warknął.
Austin odwrócił się - Austin Clark, chcesz dowód czy coś?
- Nie, chcę, żebyś się wyniósł z mojej dzielnicy.
- Więc, to się nie zdarzy.
JT spojrzał na niego - Dlaczego nie, Austin?
Austin uśmiechnął się -Ponieważ, nadal nie zakończyłem sprawy z Saige - zachichotał, odwrócił się i odszedł od nas.

Zachichotałem, wstałem, nie odrywając przy tym wzroku od nagrobka.
- Będę cię odwiedzał częściej, przyjacielu, obiecuję - powiedziałem - Ale również muszę uciąć sobie pogawędkę z kimś innym, skoro już tu jestem.

"Tu leży Charles Owen Cameron.
Ukochany ojciec, mąż, brat i przyjaciel.
Wiecznie pozostanie w sercach tych, którzy go kochali."

Odchrząknąłem - Witam, panie Cameron.
Czułem się jakby on siedział na swoim nagrobku i obserwował mnie, więc uklęknąłem obok niego.
- Przepraszam, że pana również nie odwiedzałem zbyt często. Wiem, że nie jest pan moim ojcem, ale powinienem pana odwiedzać, skoro spotykam się z pańską córką.

- Panie Cameron, chcę tylko przeprosić, że zraniłem pana córkę. Jeśli oglądał nas pan z góry, jestem pewien, że widziała pan wszystko przez, co przechodziłem. On skrzywdziłby ją, gdybym nie odszedł, musiałem odejść. Wiem, że to było niegrzeczne, że wyjechałem bez pożegnania i bez słowa wyjaśnienia, ale to mogłoby być zbyt bolesne. Gdybym wiedział jak bardzo ją zraniłem... Nie zostawiłbym jej. Uciekłbym z nią i chronił ją, to powinienem zrobić.
Westchnąłem, przeszukałem kieszeń i wyciągnąłem małe pudełeczko.
- Kupiłem to dla niej trzy lata temu... - wpatrywałem się w pierścionek zaręczynowy, który miał kształt róży - Wtedy nie planowałem jej tego dać, nie chciałem za bardzo się spieszyć, ale... Chciałem pana prosić o błogosławieństwo, pewnego rodzaju znak, że zgadza się pan, abym poślubił pana córkę.
Skończyłem swoje zdanie i poczułem wiatr, znacznie silniejszy niż ostatnio. Kilka liści opadło z drzew, lądując uformowały serce.
Moje oczy powiększyły się - Cholera...
Przez chwilę wpatrywałem się te liście, potem wstałem, włożyłem pudełeczko z powrotem do kieszeni i spojrzałem na nagrobek.
- Dziękuję, panie Cameron.
Uśmiechnąłem się i usłyszałem jak telefon zadzwonił w mojej kieszeni, rujnując chwilę, którą spędzałem z ojcem Saige.

- Halo? - przyciągnąłem telefon do ucha.
- Justin - usłyszałem głos Alfredo po drugiej stronie, brzmiał jakby tracił oddech.
- Cześć stary, coś się stało?
- Jen, Jazmyn i Saige wyszły i zostały zaatakowane przez paparazzi, którzy je obrażają.
Westchnąłem - Zaraz będę, powiedz, że jeśli ktoś je dotknie, to zostanie zabity powoli i boleśnie.
Alfredo zachichotał - W porządku, stary. Do zobaczenia wkrótce.
- Cześć - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
- Myślę, że lepiej będzie jak pójdę ratować pana córkę... Dziękuję panie Cameron.
Odwróciłem się i wyszedłem z cmentarza, duży uśmiech, którego nie mogłem ukryć, pojawił się na moich ustach.



Pamiętajcie, że informowane będą tylko te osoby, które podpiszą się w komentarzu nickiem z twittera. :)

ASK
O&N