wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 26

Jesteś potworem.

No One's POV

Charles cofnął się, natychmiast zamykając ręce na swoich kruchych ramionach.
-Co do cholery?- wykrztusił, jego skóra zmieniła się w odcień bardziej czerwony od wywierania nacisku na jego szyi- Spieprzaj ode mnie, ty głupia suko!

-Zabiłeś mojego ojca.- Saige krzyczała na niego, łzy spłynęły po jej policzkach, kiedy pracowała nad tym, aby trzymać Charlesa, doznając żałosnego niepowodzenia, ponieważ przewrócił ją na ziemię.
Ignorując ból przeszywający jej plecy, Saige odskoczyła i rzuciła się z powrotem na Charlesa.
-Nie byłem jedynym, który to zrobił!- Charles przewrócił oczami, zatrzymując Saige w pół kroku i przez kilka minut zaczęli na siebie patrzeć.
-Powiedziałeś, że...
-Zgodziłem się mu pomóc, ale nawet tam nie byłem.
-Nie zatrzymałeś go.- Saige czknęła, spuszczając wzrok na ziemię, gdzie Spikes wciąż leżał, trzymając swoją męską część i nadal jęczał z bólu.
Karma- pomyślała i spojrzała na Charlesa.
-Więc, kto zabił mojego ojca, jeżeli to nie byłeś ty?
-To był-
-Czy to on?- splunęła w stronę Spikesa.
Charles potrząsnął głową-Może, jeśli zamkniesz się i pozwolisz mi dojść do słowa-
-Kto zabił mojego tatę?- Saige zapytała ponowne przez zaciśnięte zęby, jej brwi złączyły się w gniewie.
-To była cholerna Rory!
Saige wytrzeszczyła oczy- Gdzie ona jest?
-Na dole.- Spikes dyszał z ziemi- Jeśli mnie nie uderzysz, to zaprowadzę cię do jej sypialni.
-Więc kurwa wstawaj i zaprowadź mnie tam.

Na podłodze, pod nimi, Justin i Mikey nadal walczyli, wewnątrz szklanej skrzyni, w której wcześniej była Saige.
-Dlaczego nie możesz zaakceptować tego, że Saige cię nie chce i nigdy nie będzie chciała?- zapytał Justin i głęboko oddychał, kiedy oboje nadal walczyli, aby przewrócić przeciwnika.
-Ona chce, ty po prostu zrobiłeś jej pranie mózgu, żeby myślała, że jestem potworem!- Mikey krzyknął.
-Dwukrotnie próbowałeś ją zgwałcić, nie musiałem jej robić prania mózgu, ty idioto! Jesteś potworem!
Justin rzucił Mikey'a na plecy, wielokrotnie celując pięścią w twarz Mikey, kiedy ten zaczął pluć krwią.
-Wypierdalaj ode mnie Bieber.- Mikey zakaszlał.
-Jeśli zamierzałeś traktować dziewczyny, tak jak traktowałeś moją, musisz mieć jaja, żeby się obronić.- Justin uśmiechnął się szyderczo, wstając i kopiąc Mikey'a w krocze. Mikey wypuścił okrzyk bólu i leżał na podłodze bez ruchu, nie był martwy, ale zbyt zmęczony, aby walczyć.
-Zbliż się do niej ponownie, a ja upewnię się, że będę przyczyną twojego ostatniego oddechu.- Justin zagroził i wyszedł z pokoju, rozpaczliwie szukając Saige i dwóch idiotów, którzy za nią poszli.

Betty Cameron's POV

-Czy minęły dwadzieścia cztery godziny odkąd pani córka zaginęła, panno uhm....
-Pani Cameron.- posłałam mu spojrzenie- Nazywam się Betty Cameron.
-Dobrze, pani Cameron, jak dawno zaginęła?- policjant zapytał.
-Minęły dwadzieścia trzy godziny i trzydzieści minut, myślę, że można to przepuścić...-spojrzałam na niego i obejrzałam się wokół pokoju. Było to małe biuro na posterunku policji. Za szybą widziałam Emmę, Willow, Tobiego, JT, Pattie, jej dwójkę dzieci, których jeszcze nie poznałam i jej męża, Jeremiego.
-Myślę, że możemy to przepuścić.- starzejący się policjant zapewnił mnie, zmarszczki na jego czole odznaczyły się, kiedy rozpoczął pisanie na komputerze.
-Jak się nazywa?
-Saige Cameron.
-S-A-G-E?
-Nie, S-A-I-G-E.

Głośny dźwięk klawiatury wypełnił biuro, kiedy ja nerwowo zaczęłam dłubać moje ubrania.
-Gdzie było ostatnie miejsce pobytu Saige?
-Była w domu z jej bratem i jego dziewczyną.
-Czy brat i dziewczyną są tutaj, pani Cameron?
Skinęłam głową- Są na poczekalni.
-Chciałbym z nimi porozmawiać.
-Pójdę po nich.

Seneca Deet's POV

Drzwi od biura otworzyły się Przestaliśmy rozmawiać i spojrzeliśmy na panią Cameron, która wyszła. Jej oczy natychmiast spojrzały na Tobiego i mnie.

-Policjant chce z wami porozmawiać.
-Świetnie!

Toby i ja nerwowo wstaliśmy i weszliśmy do biura. Toby przytulił jego mamę, przed tym jak poszła usiąść koło Pattie.
-Będzie dobrze.- Toby zapewnił mnie szeptem i splótł nasze place.
-Wszyscy policjanci mnie tu znają...Nie mam najczystszych notowań w mieście.
-Nie zaaresztują nas, jest w porządku.- posłał mi smutny uśmiech i weszliśmy do biura.

Natychmiast rozpoznałam starego policjanta.
-Cóż, Seneca Deets.- zachichotał- Nie powinienem być zaskoczony, że jesteś w to wmieszana, prawda?
-Nie próbuj tego na mnie zwalać.- zadrwiłam- Nie zrobiłam tego gówna, po prostu byłam w domu, kiedy ona uciekała albo została porwana.
-Znacie się?- Toby zapytał.
-Mówiłam ci, że znam tych wszystkich dupków.
-To nie jest coś, co powinnaś powiedzieć do mężczyzny z kajdankami w szufladzie biurka, prawda?- Policjant Richter uśmiechnął się do mnie.

Przewróciłam oczami i usiadłam koło biurka- Po prostu zadaj nam pytania i wtedy ja z Tobym będziemy mogli wyjść.
Oficer Richter przewrócił oczami, zmieniając się w profesjonalistę. Toby usiadł koło mnie, łącząc nasze dłonie razem.

-Gdzie było ostatnie miejsce pobytu Saige?- zapytał, zakładając swoje okulary.
-Jej sypialnia.- Toby odpowiedział, pocierając w uspokajający sposób swoim palcem mojego kciuka.
-Powiedziała, co będzie robić w swojej sypialni?
-Mówiła, że idzie się zdrzemnąć.- odpowiedziałam.
-Co wy robiliście, że nie zauważyliście, że została porwana?
-My uhm...- oczy Tobiego wytrzeszczyły się, nie chcąc przyznać co robiliśmy- Spaliśmy.
Oficer Richter wybuchnął śmiechem- Uprawialiście seks, prawda?
-Tak.- odpowiedziałam po prostu, nie wstydząc się do tego przyznać.
-Cholera, on nawet nie chce powiedzieć, że się pieprzyliście, on jest niewiniątkiem, co?
-Proszę, nie mów mojej mamie.- Toby wytrzeszczył oczy.

-Och, to będzie bardzo hojne.- policjant Richter zachichotał do siebie- Na pewno będę o tym pamiętać.
-Tak czy inaczej.- przestał się śmiać i kontynuował pytania- Kiedy zauważyłeś, że twoja siostra zniknęła?- skierował to do Tobiego.
-Gdy skończyliśmy uprawiać seks.- uśmiechnęłam się, sprawiając, że Toby się zarumienił.
-Godzinę albo dwie po tym jak poszła do sypialni.
-To był długi stosunek płciowy.- skinął głową, wpisując coś na swoim komputerze.
-Czy możemy przestać o tym wspominać?- Toby poprosił, ukrywając twarz w dłoniach.
-Wstydzisz się Senecy?
-Nie, po prostu-
-Tylko się z tobą droczę, synu. Seneca była ciągle przyprowadzana do mojego biura odkąd skończyła trzynaście lat, uwielbiam, kiedy ludzie, którzy z nią przychodzą są zawstydzeni.
-To jego ulubione zajęcie.
Policjant skinął głową- Jeśli siedzisz cały dzień w biurze, musisz znaleźć sobie coś do rozrywki.
-Tak myślę.- Toby przełknął ślinę.
-Och, rozchmurz się, synu. Nie powiem twojej mamie.- uśmiechnął się- Jak się nazywasz?
-Toby Alexander Cameron.
-Nie potrzebuję twojej dokładnej nazwy, tylko imię, ale jest to dobre w razie, gdybyś był podejrzany o zniknięcie siostry.
-Ja nic nie zrobiłem!
-On jest drażliwy, prawda?- Richter spojrzał na mnie.
Wzruszyłam ramionami- Jest słodkim facetem, nigdy nie wpada w kłopoty.
-To pewnie dla ciebie nowość, prawda? Myślałem, że spędzasz czas z Bieberem.- z obrzydzeniem powiedział nazwisko Justina.
-To historia Richter, musisz aktualizować życie miłosne każdego z nas.
-To szok, żadne z was nie było tutaj przyprowadzane. Jestem trochę samotny bez mojego Bronxowego gangu. Cóż, słyszałem, że Justin i JT mieli kłopoty z kradzieżą na Brooklinie, ale sklep nie wniósł oskarżeń.
-Dlaczego tak nagle stali się grzeczni?
-On umawia się z Saige.- Toby przemówił.
-Cóż, wygląda na to, że Deets i Bieber chociaż raz spotykają się z miłą rodziną. Czy on jest na poczekalni? Chciałbym mu zadać kilka pytań.
-Nie.- potrząsnęłam głową.
-Gdzie jest Justin?
-Słyszałem, że poszedł znaleźć Saige.
-Idiota.- Richter zachichotał- Nie nauczył się niczego, kiedy kilka razy ludzie skopali mu tyłek? On musi zostawić to dla władzy.
-Wy zawsze długo to załatwiacie.- machnęłam ręką w powietrzu, oddalając jego zdanie- Czasem trzeba samemu zrobić to gówno.
Richter przewrócił oczami- Dobrze, jeśli znajdziesz Biebera, powiedz mu, że muszę go przesłuchać. Jeśli również-

Przerwał mu dzwonek jego telefonu- Momencik.

Chwycił telefon i przyłożył go do ucha- Witam, mówi Oficer Richter.
Skinął głową, kiedy ktoś na drugiej linii mówił. Od czasu do czasu, policjant dodawał „tak” lub „mhm”.
-Dziękuję, przekażę rodzinie.- rozłączył się i zwrócił do nas.
-Idź po swoją mamę.
-Dlaczego?- czułam, że moje tętno się podnosi, zakładając najgorsze.
-Świadkowie twierdzą, że widzieli Saige Cameron na szczycie budynku około godziny temu, krzyczącą o pomoc.
-Dlaczego po nią nie poszli?- Toby zażądał.

Oficer Richter posłał mu spojrzenie- Czy ja wyglądam, jakbym był w jej głowie? Nie wiem, synu, a teraz idź po swoją matkę.
Wstałam- Ja po nią pójdę, Toby usiądź i weź głęboki oddech.
Toby skinął głową i wyszłam z biura. Wszyscy patrzyli na mnie.
-Znaleźli Saige.
-O mój Boże.- pani Cameron zerwała się, biegnąc do mnie.
-Gdzie ona jest? Nic jej nie jest? Jest ranna? Czy ona żyje? Gdzie była-
-Pani Cameron.- przerwałam jej- Nie ma jej tutaj.
Jej twarz zmieniła się, kiedy patrzyła na mnie z niedowierzaniem- Dlaczego jej nie ma?
-Świadkowie widzieli ją na szczycie budynku godzinę temu, teraz wysłano funkcjonariuszy, aby ją wydostać.
-O mój Boże.- minęła mnie i weszła do biura Richtera.

Westchnęłam i usiadłam na fotelu na poczekalni, zakładając, że nie powinnam się wtrącać.
-Czy widzieli, że wszystko z nią w porządku?- Emma zwróciła się do mnie.
-Powiedzieli tylko, że była na szczycie budynku i krzyczała o pomoc, około godziny temu.
-O mój Boże.- Willow dyszała.
-Wiem.- skinęłam głową.
-Mam nadzieję, że ją znajdą.- Pattie pokręciła głową.
-I Justina.- Jaxon dodał- Ten idiota poszedł jej szukać.
Pattie westchnęła, przypominając sobie o tym, że jej syn poszedł w pogoni za porywaczem.
-Cóż, nie wiemy.
-To jest jeszcze gorsze.- Pattie powiedziała.
-On prawdopodobnie jest z nią, Pattie.- Jeremy ścisnął jej kolano- Znajdą go.

Saige Cameron's POV

Charles zaprowadził mnie do piwnicy, a następnie w kierunku dużych, metalowych drzwi.
-Tutaj jest.- przewrócił oczami i odszedł, zostawiając mnie sam na sam z drzwiami sypialni Rory.

Normalnie, nawet bym koło niej nie przeszła, ale teraz czuję coś innego. Ze złością uderzałam pięścią w drzwi, nie przestając dopóki się nie otworzyły. Zobaczyłam zaspaną Rory.

-Jak ty do cholery wyszłaś z tej skrzyni?
Zignorowałam jej pytanie, natychmiast uderzając moją pięścią w jej twarz, sprawiając, że się potknęła.

-Jaki ty masz kurwa problem?- krzyknęła na mnie. Powaliła mnie na ziemię. Pociągnęłam ją za sobą i złapałam ją za nadgarstki, odsuwając jej ręce ode mnie, kiedy toczyliśmy się po drewnianej podłodze jej sypialni.
-Jak znalazłaś mój pokój?
-Kopnęłam twojego głupiego pomocnika w jaja i uległ.
-Co za cipa.- splunęła na mnie.
Rory zeskoczyła ze mnie, biegnąc do swojej szafki nocnej i otworzyła szufladę, wyciągając coś, co zabłysło w słabym świetle.

Zamiast uciekać, tak jak podpowiadały moje wnętrzności, krzyknęłam do niej.
-Zabiłaś mojego ojca!
-Tak, to prawda! Patrzyłam jak umiera, błagając o życie. Chciał żyć ze swoją rodziną i zrekompensować wszystkie złe rzeczy jakie zrobił. Ale wiesz, co ja zrobiłam? Pchnęłam nóż prosto w jego klatkę piersiową.
-Ty skurwielu.- krzyknęłam, uderzając ją pięścią w twarz.

Rory popchnęła mnie na ziemię, zbliżając się nade mną, trzymała nóż tuż nad moją głową- To jest ten sam nóż, który użyłam na twoim tatusiu, Saige.- uśmiechnęła się- Może powinnaś odejść tak, jak twój ojciec.
-Nie....

Nagle głośny huk zabrzmiał przez pokój, Rory spadła ze mnie, krew spływała z jej piesi.
Wypuściłam krzyk i wycofałam się z dala od niej, moje plecy uderzyły w ścianę, kiedy patrzyłam w górę.
Justin stał w drzwiach, trzymając broń w powietrzu, wciąż celując w Rory, tak jakby miała wstać i jeszcze raz się poruszać, co było mało prawdopodobne. Ona na pewno nie żyła.
-O....mój...- dyszałam.
-Najwyższy czas, by ta suka umarła.- rzucił broń, podchodząc do mnie i pomagając mi wstać.
-Wszystko w porządku? Czy ona gdzieś cię zraniła?
-Mam zaledwie kilka siniaków i zadrapań.- westchnęłam- Nic mi nie jest.
Justin pociągnął mnie w uścisku- Przepraszam za to wszystko co ci się stało.
-Jest w porządku.- położyłam głowę na zgięciu jego szyi.
-Kocham cię, Saige.

Moje oczy rozszerzyły się. Czy on powiedział, to, o czym myślę?
Odsunęłam się, alby spojrzeć mu w oczy- Naprawdę?
-Naprawdę.- skinął głową.
-Ja też cię kocham.
Przycisnął swoje usta do moich.
-To naprawdę nie jest najbardziej romantyczne miejsce, na takie chwile.
Rozejrzałam się- Tak...
-Chodź, idziemy.
Wyszliśmy z sypialni i szliśmy po schodach, widząc wszędzie policjantów.

-Wow..- rozejrzałam się. Charles i Spikes byli w kajdankach. Mikey próbował walczyć z jednym z oficerów.
-Ta suka zasługiwała na porwanie!- krzyczał- Zrobiłbym wszystko, czego od mniej chciałem, gdyby nie jej głupi chłopak!
Justin wzruszył ramionami- Moja praca to chronienie jej, Mikey.
Policja złapała go i zamknęła dłonie w kajdanki.
-Ruszajmy.- funkcjonariusz pociągnął go.
Policjantka podeszła do Justina i do mnie.
-Saige Cameron i Justin Bieber?- zapytała.
-Justin skinął głową- To my.

-Chodźcie ze mną, pojedziecie jednym z samochodów policyjnych. Mamy koce, a wygląda na to, że ich potrzebujecie.- wskazała na moją koszulkę, która została rozerwana, ukazując większość mojego stanika.
-Weźmiemy cię na komisariat, gdzie czekają rodzice.
-Dziękuję.- westchnęłam, jeden z oficerów podał mi koc.
Justin owinął ręce wokół moich ramion, i wyszliśmy razem z budynku. Roiło się od ekipy Brooklińskich wiadomości.
-To sprawiło, że wiadomości szybko się rozchodzą.- uśmiechnęłam się do Justina.
Skinął głową- Myślę, że skoro jesteś dziewczyną z Brookinu, to rzeczywiście ich obchodzisz.
-Może.- wzruszyłam ramionami.
_________________________________________________________________
Czytasz=komentujesz

Dziękujemy za 70000 tysięcy wyświetleń <3

Mam nadzieję, że pamiętacie o głosowaniu na twitterze #MTVHottest? :)
Głosujcie na Justina, postarajmy się, żeby chociaż w tym roku wygrał :)

Zapraszam na inne opowiadanie z Justinem: LINK

Kontakt:
xoxo

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 25

"Czy jesteśmy w strefie mroku?"

Miłego czytania xx

Willow Anthony’s POV

Siedziałam w klasie chemicznej razem z Emmą i Hanną, obie rozmawiały o jakimś chłopaku z drużyny piłki nożnej, który mnie nie obchodził, ponieważ go nie znam. Ostatnio moje myśli pochłonął JT. Byłabym cholernym kłamcą, gdybym powiedziała, że za nim nie tęsknię. Mimo, że był 'wielkim i strasznym' gangsterem z Bronx, prawdopodobnie był najsłodszym facetem z jakim się spotykałam... pomijając część, gdy miał męski okres i wyrzucił mnie z domu.
Dzwonek głośno zadzwonił, przerywając moje myśli.
- Skończyłaś tkwić w La La Land?- Hanna zapytała, patrząc na mnie jakbym miała trzy głowy.
Wzruszyłam ramionami- Po prostu o czymś myślałam, przestań tak na mnie patrzeć.
- O czym myślałaś?- Emma zapytała niewinnie.
- O niczym- powiedziałam cicho i spojrzałam na stopy.
- Głowa do góry, frajerko- Hanna zachichotała niegrzecznie- Nadszedł czas na obiad i nikt nie potrzebuje Zgorzkniałej Sally siedząc przy stole.
Hanna odwróciła się na swoich krwisto czerwonych szpilkach od Jimmego Choo, które nie pasowały do naszego szkolnego mundurku, który składał się z czarnej, ołówkowej spódnicy, białej, prostej koszulki bez guzików i niczego wyjątkowego oraz czarnej marynarki.
Patrzyłam na Hannę złym, intensywnym spojrzeniem, gdy odchodziła.
- Nie słuchaj jej- Emma przewróciła oczami, zakładając swoje czekoladowe włosy za ucho- Ona jest niedorzeczna.
- Dlaczego my się z nią zadajemy?- z irytacją przeczesałam ręką moje naturalne, blond włosy.
Emma wzruszyła ramionami- Zrobi z naszego życia piekło, jeśli nie będziemy się z nią spotykać.
- Prawda.
- Chodź, pójdziemy na obiad.
Emma i ja weszłyśmy do stołówki, natychmiast zajęłyśmy miejsce obok Hanny i jej chłopaka, który był męską dziwką.
- Więc, rozmawiałyście ostatnio z Saige?- zapytała Hanna, wydawała się naprawdę tym zainteresowana.
Emma kiwnęła głową- Byłam u niej pewnego dnia.
Szczęka Hanny opadła- Ty byłaś na Bronx?
- Tak, Hanna, to nic wielkiego.
- Jestem zaskoczona, że nadal żyjesz. Dziwię się, że ona też.
Dave zachichotał- Wiecie, że Pan Clark przeniósł się tam by móc dalej ją pieprzyć, tak?
- Och, oczywiście- Hanna zachichotała- Słyszałam ich w szafie woźnego rok temu. Byłam szczerze zdegustowana. On jest pedofilem, a ona dziwką!
Wkurzyłam się, musiałam chwycić się stołu, by nie skoczyć i nie zaatakować Hannę.
- Co powiedziałaś?- zapytałam przez zaciśnięte zęby.
- Co?- Hanna udawała zdezorientowaną- Powiedziałam prawdę, Willow. Wszyscy wiemy, że Saige była dziwką. Ona spała z kilkudziesięcioma facetami.
- Nie, to nieprawda- Emma broniła Saige- Myślę, że mylisz siebie z nią. Hanna, sypiasz z Thomasem i JP, jednocześnie będąc z Davem i pieprzysz go pod trybunami w siłowni. Myślisz, że nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, ale my słyszymy jęki i krzyki, Hanna- Emma spojrzała na nią.
Usta Hanny otworzyły się, gdy patrzyła oniemiała na Emmę.
Dave spojrzał na Hannę- To prawda?
- Ja...- Hanna spojrzała na Dava, zanim odwróciła się do Emmy- Jak śmiesz oskarżać mnie o takie rzeczy, jestem wierna Davowi.
- Och, proszę- jęknęłam- Obrzydzasz mnie, Hanna, i wszystkich w całej, cholernej szkole.
Hanna zadrwiła- Więc obie możecie znaleźć sobie nowy stół.
- Chętnie- Emma i ja udałyśmy się do innego stołu.

Saige Camerona's POV

Mogłam usłyszeć jak Justin wali w szybę i krzyczy niespójne słowa, gdy czułam Mikey'ego na sobie.
- Przestań!- starałam się krzyczeć- Zostaw mnie.
Nadal go kopałam, gdy próbował związać moje nogi. Uderzyłam piętą prosto w jego szczękę, co spowodowało, że się przewrócił.
- Ty pieprzona dziwko!- rozejrzał się za czymś, czym mógłby mnie uderzyć. Spikes, Justin i inny facet z blizną obserwowali wszystko zza szyby pudła. Justin uwolnił się z uścisku mężczyzny z blizną i biegał po pudle, próbując znaleźć wyjście.
Czułam się jakbym była w filmie akcji. Byłam dziewczyną w niebezpieczeństwie, a Justin był moim superbohaterem. Mikey był oczywiście Jokerem lub innego rodzaju złoczyńcą.
- Wypierdalaj z dala od niej- usłyszałam Justina przez szybę.
Nagle poczułem coś, co zderzył się z moją twarzą, co spowodowało, że ujrzałam ciemność.
- Ty, kurwa, chuju- to było ostatnie, co usłyszałam, przed całkowitym straceniem przytomności.


Toby Cameron’s POV

Chodziłem po ulicach jak dziki. Seneca była tuż obok mnie.
- Gdzie jest moja siostra?- wymamrotałem, nadal idąc przez ciemny zaułek. Z desperacją otwierałem nawet pokrywy koszów, myśląc, że może znajdę ją tam śpiącą.
- Nie mogę tego zrobić, Seneca- przykucnąłem, oparłem plecy o jeden z budynków i schowałem twarz w dłoniach.
- Hej, hej- Seneca uklękła obok mnie i pocieszająco pocierała moje plecy- W porządku, Toby, znajdziemy ją.
Spojrzałem na nią, łzy zaczęły wypływać z moich oczu- Co jeśli ona ma kłopoty?- mój głos był ochrypły, ponieważ starałem się nie płakać.
- Toby, posłuchaj mnie- teraz kucała przede mną i położyła ręce na moim policzku- Będziemy szukać Saige- powiedziała powoli- Obiecuję.
- Obiecujesz?
Seneca przytaknęła- Obiecuję- złożyła delikatny pocałunek na moich ustach i pomogła mi wstać- Ale nie znajdziemy jej, jeśli po prostu będziemy siedzieć na ulicy... chodź.

JT Wither’s POV

Chmura dymu otoczyła mnie, gdy wydychałem papierosa.
- Wdepnęliśmy w trochę popieprzone gówno, wiesz?- Maria spojrzała na mnie, wdychając papierosa i wypuściła dużą chmurę dymu wokół nas.
Skinąłem głową, przesuwając papierosa, by zrzucić trochę popiołu- Co my teraz zrobimy? Nie chcę byś pojechała do Kanady.
- No cóż, do tej pory dobrze ukrywałam się przed pracą- Maria uśmiechnęła się do mnie smutno- Miałam wyjechać kilka dni temu, a nadal tu jestem.
Westchnąłem, przybliżając się do niej- Będę cię chronić, Maria.
- Dziękuję, JT- rzuciła papierosa na beton, przydepnęła go butem i zwróciła się do mnie. Patrzyliśmy się na siebie przez kilka sekund, zanim położyła dłoń na moim policzku.
- Czy kiedykolwiek mówiłam jak przystojny jesteś w świetle księżyca?- jej oczy błyszczały, kiedy się do mnie uśmiechnęła.
- Och, proszę- rzuciłem papierosa na ziemię, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego- Wyglądam jak gówno w porównaniu do ciebie.
Zachichotała i spojrzała się na swoje kolana- Och, przestań.
- Hej, Maria...
- Co?- spojrzała na mnie.
Przycisnąłem moje usta do niej, a rękoma owinąłem jej talię i wciągnąłem ją na moje kolana. Oddała mój pocałunek i dla stabilności ramionami owinęła moją szyję i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej.
Po kilku sekundach przerwałem pocałunek, a Maria uśmiechnęła się do mnie, przyciskając czoło do mojego.
- Nikt nigdy nie całował mnie w ten sposób.
- Co masz na myśli?
- Chodzi mi o to... Zwykle nie lubię osób, z którymi się całuję, ale z tobą... Naprawdę podobał mi się ten pocałunek.
Uśmiechnąłem się i ponownie złożyłem pocałunek na jej ustach- To oznacza, że mogę całować cię kiedy tylko chcę?
- Oczywiście- zachichotała i pocałowała mnie ponownie.

Emma Rosetta’s POV

Willow i ja stałyśmy pod drzwiami państwa Cameron. Zdecydowałyśmy się zaskoczyć ich niespodziewaną wizytą. Głośno zapukałam do drzwi i usłyszałam kroki w pokoju.
- Mam nadzieję, że jej mama nie wkurzy się, że nie uprzedziłyśmy, że przyjedziemy- Willow zaśmiała się- Widziałam kiedyś wkurzoną Panią Cameron i to nie jest miły widok.
- O mój Boże, wiem to- zachichotałam.
Drzwi otworzyły się ukazując Panią Cameron, a raczej jej ducha. Wygląda bardzo niechlujnie.
Ubrana była w starą, pomarańczową bluzę z białymi plamami i szare, trochę znoszone, dresowe spodnie. Jej zwykle błyszczące, brązowe włosy były związane w kucyk i wyglądały na nieco tłuste jakby nie myła ich od kilku dni. Na była umalowana, a z policzków spływały łzy. Jej oczy były czerwone i surowe jakby pocierała je ostatnio wiele razy.
Oczy Willow się rozszerzyły- O mój... Witam Pani Cameron.
- Och... cześć dziewczyny- próbowała się wyprostować, by wyglądać dobrze.
- Czy... uch, jest Saige?- ugryzłam się w dolną wargę.
Na moje słowa opadła płaczem, Willow i ja spojrzałyśmy się na siebie, nie wiedząc jak się zachować, gdy Pani Cameron szlochała przed nami.
- Co... um... co się stało?
- Saige... ona...
Natychmiast najgorsze z możliwych scenariusze zaczęły chodzić po mojej głowie. Czy ona nie żyje? Uciekła? Czy może ktoś porwał ją w środku nocy? Czy Toby również zniknął? Co z Senecą, Justinem, JT, Jazmyn, Jaxonem i wszystkimi innymi? Było z nimi dobrze? Co jeśli przyszedł Austin i uciekł razem z Saige? Ale byłam przecież taka pewna, że kocha Justina.
- Saige zaginęła- Pani Cameron krzyknęła- Toby i Seneca przeszukali cały Bronx, ale nie mogli jej znaleźć.
- Próbowała pani do niej zadzwonić?- Willow zapytała.
- Zostawiła telefon.
Willow minęła Panią Cameron i poszła prosto do sypialni Saige. Poszłam za nią, czując jak gula rośnie w moim gardle na samą myśl, że z Saige dzieje się coś bardzo złego.
- O mój...- Willow wydyszała, gdy otworzyła drzwi.
- Boże- skończyłam za nią, moje oczy rozszerzyły się na widok pokoju Saige.
Saige, w przeciwieństwie do innych nastolatków, dbała o czystość. Jej pokój był zawsze nieskazitelnie czysty i ładny, wszystko było na swoim miejscu.
Ale to nie był ten pokój, na który patrzyłam.
Dosłownie prawie wszystko zostało połamane. Klosz został strącony, a reszta lampy leżała na podłodze rozbita na milion kawałków. Plakaty z jej ściany były zerwane, podarte na pół i beztrosko leżały na podłodze. Jej kołdra została całkowicie zwalona z łóżka, pościel była w złym miejscu, a poduszek nie było w ogóle. Szuflady komody zostały pootwierane, wszystko wypadało na podłogę. Drzwi szafy były szeroko otwarte, a wszystkie ubrania zostały ściągnięte z wieszaków.
- Czy jesteśmy w strefie mroku?- wydyszałam rozglądając się po pokoju, skierowałam wzrok na zdjęcie Willow i Saige, które leżało na podłodze, a ramka była pęknięta.
Willow zaczęła płakać, rozejrzałam się po pokoju, było beznadziejnie.
- Gdzie ona jest?- zakrztusiła się, jej głos się załamał, ponieważ nie chciała płakać.
- Nie wiem- wyszeptałam.

Justin Bieber’s POV

Wybiegłem z pokoju, wiedząc, że pudło z tyłu było przymocowane do ściany i gdzieś w pobliżu były drzwi.
- No dalej- ciągle otwierałem drzwi, ale nadal nie mogłem tego znaleźć. Zamiast tego znalazłem szafę,  losowe sypialnie i kilka łazienek.
- Gdzie to do cholery jest?- warknąłem do siebie, ciągle otwierając drzwi. Wyobrażałem sobie, co się dzieje z Saige, kiedy nie byłem w stanie znaleźć tych cholernych drzwi.

Saige Cameron’s POV

W jakiś sposób udało mi się wydostać z kajdanek, lecz nadal byłam osaczona w pudle, gdy Mikey kontynuował gonienie mnie tak, jakbyśmy bawili się w kotka i myszkę
- Odejdź ode mnie!- płakałam, nadal biegnąc. Nareszcie znalazłam drzwi. Przekręciłam klamkę, lecz zdałam sobie sprawę, że drzwi są zamknięte.
- Nie- krzyknęłam, gdy poczułam ręce Mikey'ego.
- Puść mnie!- waliłam go pięściami w plecy, ale wiedziałam, że poczuł tylko małe ukłucie bólu.
- Tym razem mi nie uciekniesz, Saige.
Nagle drzwi się otworzyły i Justin pojawił się po drugiej stronie.
- Kurwa, nareszcie!- wbiegł do pokoju, uderzył Mikey'ego tak, że wszyscy upadliśmy na ziemi.
Wylądowałam kilka metrów od nich i patrzyłam jak zaczęli się bić.
- Saige, biegnij!- Justin odwrócił się do mnie, przed mocnym uderzeniem Mikey'go w policzek.
- Ale Justin- płakałam nie chcąc zostawić go samego, wolałam uciekać razem z nim.
- Po prostu idź, Saige- rzucił się na Mikey'go, nie patrząc nawet na mnie- Ze mną będzie w porządku, ty musisz uciekać!
- Spikes, bierz ją!- Mikey krzyknął tak głośno, że mogłam go usłyszeć przez szybę.
Moje oczy rozszerzyły się, przeszłam przez drzwi i znalazłam się w ciemnym korytarzu, gdzie było tysiące drzwi.
- Ty chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz.
Otworzyłam pierwsze z nich i znalazłam się na klatce schodowej. Myślę, że to był początek. Cicho zamknęłam drzwi za mną widząc blokadę. Kliknęłam na nią, wiedząc, że prawdopodobnie miał kluczę, ale przynajmniej dał mi fory. Zaczęłam biec po schodach, nie dając szans, by ktoś mnie usłyszał. Musiałam się stamtąd szybko wydostać. Kiedy już dotarłam na szczyt schodów, znalazłam się na dachu budynku. Dyszałam, gdy dostałam się do ogrodzonego brzegu i upewniłam się, że nie spadnę. Zaczęłam machać moich rękami, zaciekle patrząc w dół.
- Niech mi ktoś pomoże- krzyczałam- Zostałam porwana.
Nikogo nie było na ulicy, ale miałam nadzieję, że przynajmniej ktoś z budynku obok mógłby mnie usłyszeć.
- Ktoś...- płakałam.
Nadal patrzyłam dookoła, nikt nie pojawił się w oknie ani na ulicy.
- Niech ktoś mi pomoże, proszę!
Usłyszałam szelest na klatce schodowej. Moje oczy rozszerzyły się, wbiegłam do dużej instalacji i wskoczyłam do niej. Byłam bezpiecznie ukryta, gdy drzwi się otworzyły. Ktoś z blizną na twarzy stał przy drzwiach i rozglądał się.
- Gdzie ona kurwa jest?- mruknął do siebie, podszedł do ogrodzenia i oparł na nim głowę.
- To gówno jest coraz śmieszniejsze, co Charles?- Spikes wyszedł i stanął obok niego, chwytając papierosa z kieszeni. Zapalił go, wsadził do ust i wydychał dym.
- Wiesz, to wszystko okazało się gównem- Charles zaśmiał się- Na początku myślałem, że to pewnego rodzaju zabawa. Potem Mikey zainteresował się tą laską, która nawet nie była w gangu. On po prostu myślał, że ona jest ładna, a potem Justin mu ją odebrał.
- Wiem- Spikes zachichotał- Mam w dupie tę dziewczynę. Cholera, mam zamiar dać jej uciec, jeśli Mikey tak bardzo jej pragnie, to niech sam za nią lata. Martwię się tylko o pozbycie Biebera.
- Wiedziałem, że jesteśmy narażeni na gówno, gdy zgodziliśmy się zabić ojca tej laski Mikey'go.
Moje oczy rozszerzyły się, to oni byli odpowiedzialni za śmieć mojego ojca. Czułam jak krew wrze w moich żyłach, kiedy na nich patrzyłam.

~.~

Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części. Dziękujemy, że jesteście już z nami przez 3 miesiące<3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
 
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam na ASKA.


wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 24

Krzyknij, a ja bez namysłu cię tu zabiję.

Justin Bieber's POV

Okrążyłem moje ramiona wokół jej tułowia, zdzierając jej koszulkę, zapiszczała głośno.

-Justin, to była moja ulubiona koszulka.- pół-jęknęła.
-Kupię ci nową.- warknąłem jej do ucha i pocałowałem je, słysząc w moim pokoju echo jęków Saige.
-Jesteś taka piękna.- nadal szeptałem.
Zachichotała- Kocham cię Just-

-Justin, obudź się do cholery.- rozległ się głos Jazmyn. Moje oczy otworzyły się, wiedząc, że to wszystko było tylko snem. Byłem w łóżku sam, Saige nadal była na mnie wkurzona, a Jazmyn stała w moich drzwiach z szeroko otwartymi oczami, patrząc przerażona jak diabli.

-Jazmyn, co się stało?
-Jest.....jest....w drzwiach jest ktoś obcy.....on ma broń, przyczepił mamę do ściany.
-O mój Boże.- popchnąłem ode mnie koce i zerwałem się.

-Powiedział, że mam cie znaleźć i pozwoli jej odejść.
-Cholera.- możliwości, kim może być ten facet przebiegały przez mój umysł. Mikey? Darrel? Być może nawet nie znam tego skurwiela.

Wszedłem do pokoju. Moja mama była pod ścianą, łzy spływały po mojej twarzy, kiedy mój ojciec walczył, by się do niej dostać. Jaxon powstrzymał go, wiedząc, jeśli tata próbował do niej podejść, to postrzeliłby ich obojga. Nie mogę powiedzieć, kim był, ze względu na to, że miał na sobie czarną bluzę z kapturem założonym na głowę.

-Hej, hej, hej, puść ją.- szedłem do przodu- Jestem tutaj, możesz zostawić moją mamę niezależnie od tego po jakie gówno tu jesteś.
Facet nawet nie drgnął, wciąż trzymał pistolet cal od twarzy mojej mamy.
-Stop!- błagałem- Puść moją mamę!

Facet odwrócił się, nie rozpoznałem go, ale wyglądał, jakby dokładnie wiedział kim ja jestem.

Był łysy, ale wyglądał, jakby ogolił głowę, a nie stracił włosy, jego twarz była opalona, duże, czerwone blizny znajdowały się od kącika prawego oka, aż do podbródka. Jego oczy były ciemnobrązowe, wyglądały na czarne. Ubrany był w koszulkę z dekoltem w serek, która była pod bluzą i w parę ciemnych jeansów z czarnymi vansami. Wyglądał na trzydzieści-czterdzieści lat. Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że facet nie wyglądał groźnie, ale wiedziałem, że muszę zachować spokój, nie tylko dla mnie, ale dla mojej rodziny.

-Bieber.- zły uśmieszek rósł mu na ustach, odłożył broń od mojej matki, aby podejść do mnie.
-Nie.- moja mama krzyczała, a mój tata podszedł i chwycił ją, ciągnąc od niego, aby szlochała w jego pierś.

Jazmyn zamarła obok mnie, jej oczy rozszerzyły się, gdy zdała sobie sprawę z tego, jeśli ten facet strzeli, ona prawdopodobnie będzie jego celem.

Saige Cameron's POV

Siedziałam w moim domu, spokojnie popijając gorącą czekoladę, kiedy Toby, Seneca i moja mama siedzieli przy stole. Mój brat chciał siedzieć z całą rodziną, by formalnie przedstawić Senecę. Mama już ją spotkała, ale to było bardziej w biegu, coś na rodzaj machnięcia do siebie. Byłam pewna, że zaprosił mnie, żeby go emocjonalnie wspierać, dając pewność, że znam i kocham Senecę, tak, jakby była moją siostrą.

-Więc, jakie są twoje zamiary co do mojego syna?- moja mama była w środku przesłuchiwania Senecy, Toby zakrył twarz przed nią, zażenowany opiekuńczością naszej mamy.
-Aby uczynić go szczęśliwym.- Seneca odpowiedziała na pytanie jak profesjonalistka.
-A jak masz zamiar to robić?
-Mamo.- Toby spojrzał na nią. Zignorowała go, nadal wpatrując się w Senecę, czekając na jej odpowiedź.
-Mam zamiar uszczęśliwiać go, poprzez kochanie go, chronienie, danie mu pierwszeństwa w moim życiu i po prostu przez bycie najlepszą dziewczyną dla niego.
-Cóż, to słodkie.- mama skomentowała.

-Czy teraz możemy zatrzymać to szaleństwo?- Toby jęknął- Nigdy nie przesłuchiwałaś Justina, a teraz osaczasz Senecę pytaniami.
-Toby, to nic wielkiego.- Seneca wzruszyła ramionami.
-Cóż, ja już znam Justina.
-Nie, ty znasz jego mamę.
-Dobrze.- mama zwróciła na mnie oczy- Przyprowadź kiedyś Justina, ok?
-Uch..pewnie.- powiedziałam niepewnie, wiedząc, że teraz Justin i ja nie mieliśmy dobrych stosunków.

Mama wstała, jej krzesło przypadkowo dotknęło ścianę za nią- Teraz muszę iść do pracy, bądźcie grzeczni.
-Oczywiście, mamo, zawsze jesteśmy grzeczni.- Toby posłał jej szeroki uśmiech.
Przewróciła na niego żartobliwie oczami- Saige....upewnij się, że twój brat będzie grzeczny.
-Dobrze, mamo.
-Pa, dzieci, dobrze mi się z tobą rozmawiało, Seneca.
-Mi też, pani Cameron.

Mama wbiła swoje ramiona w rękawy jej marynarki i wyszła przez drzwi, cicho za sobą zamykając.

Westchnęłam- Cóż... to było zabawne.
-Przepraszam za moją mamę.- Toby przeprosił.
Seneca zaśmiała się i machnęła ręką- Ona jest w porządku, rozumiem, skąd pochodzi. Ona po prostu chce się upewnić, że nie będziesz chodzić z jakimś śmieciem z Bronx czy coś, miała prawo do sprawdzenia mnie, ona jest twoją mamą.
-Mimo to, czułem jakby cię przesłuchiwała,
-Cóż, ja nie czułam się przesłuchiwana.- Seneca wzruszyła ramionami.
-Dobrze, podczas gdy wy dwoje będziecie się sprzeczać, czy mama sprawiła, że Seneca czuła się niezręcznie czy nie, ja zamierzam pójść się zdrzemnąć.- zaśmiałam się i skierowałam do mojej sypialni.
-Baw się dobrze.- Seneca życzyła.
-Dzięki, ty też!

Otworzyłam drzwi i weszłam, zamykając je za sobą, rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał, jakby tornado przeszło przez niego, przeciwieństwo tego co zostawiłam, kiedy poszłam do Tobiego, Senecy i mamy.
-Co do cholery?- rozejrzałam się, widząc, że moja zdjęcia zostały zrzucone z komody. Pochyliłam się i chwyciłam zdjęcie z Willow, Emmą i mną, kiedy wyjechałyśmy na wakacje do Włoch. Pozowałyśmy przy ozdobnej fontannie, Emma pozowała z chłopcem, którego tam poznała i miała przelotny romans, który trwał całe lato, aż do momentu, w którym musieliśmy wracać do domu. Willow pozowała tak, jakby miała zamiar wrzucić mnie do fontanny, miałyśmy na twarzach wielkie uśmiechy.
Westchnęłam i podniosłam złamaną ramkę, wyjmując z niej zdjęcie, na szczęście bez szwanku i ustawiłam je na komodzie.
Nagle poczułam ramiona owinięte wokół mojej talii. Dyszałam i poczułam, że jestem przerzucana przez czyjeś ramię.

-Co do cholery.- zaczęłam bić plecy tej osoby, kopiąc nogami, aby spróbować się wydostać- Puść mnie! Kim ty jesteś?

Osoba nie odpowiedziała, zamiast tego po prostu otworzył drzwi mojej sypialni. Senecy i Tobiego oczywiście nie było już w salonie. Słyszałam ich śmiechy z jego sypialni.

-Krzyknij, a ja bez namysłu cię tu zabiję.- ostrzegł ciemny głos. Moje oczy rozszerzyły się, musiałam zacisnąć moje usta, aby powstrzymać krzyk, który groził, że wyjdzie z moich ust.

Otworzył drzwi i cicho zamknął je za nami, biegł po schodach, aby wyjść na zewnątrz do samochodu, rzucając mnie na plecy i zamykając drzwi. Od razu sięgnęłam do klamki. Drzwi były zamknięte, utknęłam. Zaczęłam walić pięściami w okna.

-Pomocy.- krzyczałam, wciąż zdezorientowana, gdzie i dlaczego zostaję porwana.

Kierowca otworzył drzwi, mężczyzna wszedł, szybko na niego spojrzałam. Wyglądał staro, myślę, że jest po czterdziestce. Ubrany był w białą koszulkę z dekoltem i czarne jeansy. Miał brązowe włosy z kawałkami szarości, które były postawione do góry. Nie wyglądały tak jak nosi je Justin, postawione włosy Justina wyglądają o wiele lepiej, niż tego faceta.

-Jaki jest twój problem.- pochyliłam się do przodu, drapiąc moimi rękami jego kark. Natychmiast wstał z fotela i otworzył tylne drzwi.

-Wiesz, myślałem, że będziesz grzeczna i moglibyśmy to zrobić w prosty sposób, ale teraz widzę, że nie możemy.- złapał moją rękę i przypiął kajdanki.
-Nie, przestań.- próbowałam przenieść moją nogę, aby go kopnąć, ale skończyło się na żenującym ominięciu go. Zamknął moją drugą rękę w kajdanki, a następnie wziął linę i przywiązał mi kajdanki nad drzwiami, sprawiając, że trzymałam moje ręce w górze, z dala od niego.

-Teraz będziesz grzeczną dziewczynką.- uśmiechnął się do mnie, klepiąc po głowie, jakbym była psem. Zatrzasnął drzwi i wrócił na siedzenie.

-Kim ty jesteś?-warknęłam na niego.
-Możesz nazywać mnie Spikes.- nazwa spłynęła po moim języku w kompletnym obrzydzeniu.
-Och, wyjmij majtki z tyłka. Nie jestem jedynym, któremu powinnaś dziękować, za porwanie.
-Co ty mówisz? Jesteś jedynym, który mnie złapał.- syknęłam na niego.
-Ja wypełniam rozkazy. Nie jestem tym, który postanowił cię porwać. Nie byłaś jakimś przypadkowym wyborem, na który się zdecydowałem, bo byłem znudzony. Jest powód, dla którego ci to robię.
-O co chodzi?
Widziałam jego uśmieszek w lusterku wstecznym- Podziękuj swojemu chłopakowi.
-Justin....? Co on ma z tym wspólnego?
-Wszystko- Spikes zachichotał- Justin Bieber ma do czynienia ze wszystkim, co złe w naszym życiu.
-O czym ty mówisz?- splunęłam na uśmiech czterdziestolatka.
-Twój kochany chłopak jest częścią gangu, który planował zabić przywódcę naszego gangu, twój chłopak był odpowiedzialny za zabicie go.

Moje oczy rozszerzyły się, Justin nie był zabójcą.

-Więc.- Spikes kontynuował- Zamiast pozwolić mu zabić naszego przywódcę, mamy zamiar zabić ciebie przed nim, oglądać jak oszaleje, a następnie zabić jego.
-Nie.- kopnęłam jego siedzenie- To nie fair! Ja nic nie zrobiłam! Jeśli zranisz Justina, przysięgam na pieprzonego Boga, że cię zabiję-
-Czym?- Spikes wybuchnął śmiechem- Z tego co słyszałem, jesteś niewinną, małą dziewczyną z Brookinu. Czy naprawdę sądzisz, że się ciebie boję?
-Trafisz do więzienia!
-Naprawdę?- zaśmiał się- Kochanie, jak myślisz, skąd mam te kajdanki? Jestem policjantem. Mogę bardzo łatwo podjąć się zbadania zbrodni i łatwo zmienić niektóre rzeczy w moim raporcie, powiedzieć, że znalazłem kobiece odciski palców i nikt, nigdy nie będzie mi siedzieć na ogonie. Zabiłem kilkadziesiąt osób, kochanie, mogę ci zagwarantować, że nie pójdę do więzienia.
-Niech mi ktoś pomoże.- zaczęłam głośno krzyczeć, rzucając moje ciało dookoła.
-Nikt cię nie usłyszy.- Spikes złowieszczo zachichotał.
-Wypuść mnie!

Spikes westchnął i zjechał samochodem na bok drogi. Sięgnął do teczki, leżącej na fotelu pasażera i złapał szmatkę.
-Nie.- krzyczałam, już wiedząc, co miał mi zrobić- Pomocy- krzyczałam przez okno, mając nadzieję, że jeden z pędzących samochodów mnie usłyszy- Proszę... ktokolwiek!
Spikes przewrócił oczami, nałożył coś na tkaninę i przyłożył mi do twarzy, trzymał tył mojej głowy, więc nie mogłam od niego odejść.

Krzyczałam i poczułam, że przytomność wymyka się ode mnie. Moje krzyki były zagłuszone, nie mogłam znaleźć w sobie siły, aby to kontynuować.

-Nie...przestań.- szept został stłumiony przez tkaninę, moje oczy zrobiły się ciężkie, głowa bezwładnie spadła, a ręce nadal były nade mną przypięte kajdankami.

Seneca Deet's POV

-Chcesz pójść gdzieś na kolację?- Toby zapytał, kiedy leżeliśmy na jego łóżku.
Skinęłam głową- Daj mi się ubrać, potem możemy obudzić Saige i razem gdzieś pójdziemy.

Toby skinął głową, wstając i odsłaniając jego nagie ciało. Uśmiechnęłam się, kiedy wspomnienia z tego co robiliśmy przemknęły mi przez głowę. Włożył parę bokserek i T-shirt , a następnie wciągnął jeansy, które wcześniej nosił.
-Pójdę do Saige, możesz się ubrać.
-Dobrze.- okryłam się kocem. Obserwowałam, jak Toby chciwie patrzył na moją klatkę piersiową.
-Albo możemy....zrobić rundę drugą.- uśmiechnął się.

Przewróciłam oczami- Idź do swojej siostry, później dostaniesz więcej.
-Świetnie.- powiedział i wyszedł z pokoju. Chwyciłam mój stanik i majtki, wkładając je przed założeniem moich legginsów i jednej z koszulek Tobiego. Złapałam moje szare buty Supra i włożyłam je na nogi.

Toby wbiegł do pokoju, ze zmartwieniem na jego twarzy- Saige tu nie ma.
-Dlaczego świrujesz, kochanie? Ona jest dużą dziewczynką, prawdopodobnie wyszła coś zjeść albo coś.
-Nie, Seneca, jej pokój jest....
-Co?- podeszłam do niego- Co się stało z jej pokojem?
-Jest zdemolowany.
-To normalna rzecz dla nastolatki, kochanie.- włożyłam kawałek jego włosów za ucho i pocałowałam go w policzek- Dlaczego wariujesz?
-Nie, prawie wszystko jest uszkodzone. Ona nie miała napadów wściekłości i nie psuła jej rzeczy, Seneca. Wygląda na to, że z kimś tam walczyła, nawet zostawiła swój telefon, a ona nigdy tego nie robi.
-Cóż, nie wyciągaj pochopnych wniosków, chodźmy przejrzeć jej pokój, sprawdzimy wiadomości, jeśli planowała spotkanie z kimś. Może jest gdzieś z Willow albo Emmą lub Justinem.
-Być może.- Toby westchnął.

Justin Bieber's POV

Facet, który był w moim domu zaprowadził mnie do magazynu, trzymał broń przy moich plecach i prowadził mnie.

-Co my tu robimy?- zapytałem, złość wpleciona była w moje słowa.
-Chcemy tylko obejrzeć małe show, stawiamy na ciebie, Bieber.
Przewróciłem oczami- Nie wmieszaj mnie w twoje chore, pokręcone gówno. Nie chcę nikogo zabijać. Nie ścigam twojego cholernego dowódcy.
-To jest to, co wszyscy mówią.- popchnął mnie na metalowe krzesło- Nie ruszaj się, rozumiesz?
-Tak, tak.- przewróciłem oczami i spojrzałem na duże, szklane pudło przede mną z łóżkiem w środku- Co to jest?
-Spikes.- mężczyzna krzyknął- Jesteśmy gotowi!

Drzwi z tyłu pudełka otworzyły się, mężczyzna wyszedł z niego, niosąc dziewczynę w ramionach. Spojrzałem uważnie na jej długie, brązowe włosy, spadające na jej twarz. Jej ciało było rozrzucone, pokazując, że jest pod wpływem narkotyków. Rzucił dziewczynę na łóżko, wylądowała twarzą w dół, facet podszedł do krawędzi pudła, natychmiast rozpoznałem w nim Matthew'a Anderson'a lub bardziej znanego jako Spikes, ponieważ miał stojące włosy, odkąd był w liceum.

Przewróciłem oczami- Co ty tu kurwa robisz?

-Słyszałem, że chcesz zabić bardzo ważnego członka mojego gangu, nie zgadzam się z tym.
-Czy ty myślisz, że tego chciałem? Darrel kazał mi to zrobić, powiedziałem mu, że nie chcę!
-Och, zamknij ryj!- Spikes przewrócił oczami- Teraz, obejrzyjmy show!

Odwrócił się na pięcie i podszedł do łóżka.
-Kto to jest?- zwróciłem się do człowieka z blizną na twarzy.
-Może, jeżeli będziesz obserwować, dowiesz się.- spojrzał na mnie.

Westchnąłem i odwróciłem się do pudła, obserwując jak dziewczyna zaczynała się budzić z tego, czym została odurzona.
-Niech lepiej nie dotyka tej osoby.
-Och, on nie będzie nic robić.

Spikes złapał dziewczynę i nałożył maskę na jej twarz- Nie chcę, żeby Bieber cię rozpoznał, dopóki nie ściągniesz maski, dobrze księżniczko?
Dziewczyna tylko mruknęła w odpowiedzi, oczywiście nadal nie będąc do końca świadoma.
-Ona jest dla ciebie gotowa, Michael!

Drzwi ponownie się otworzyły i Mikey wszedł. Ubrany był tylko w parę czarnych bokserek.
-Co on tutaj robi?
-On ma pewne niedokończone sprawy z dziewczyną w łóżku.
Spikey skuł w kajdanki ramiona dziewczyny, przyczepiając do łóżka.

-Co on robi?- wyskoczyłem z krzesła, podchodząc do końca szkła, czując się źle przez tę dziewczynę- Zostaw ją.- uderzyłem pięścią w szybę.

Mikey zignorował mnie, idąc do łóżka- Hej, piękna....tęskniłaś?

Odwróciłem się do faceta z bliznami- Do kogo on mówi?
-Zobaczysz.- wzruszył ramionami, trzymając ręce skrzyżowane na piersiach. Warknąłem na niego i odwróciłem się do pudła.

-Mieliśmy pewne niedokończone sprawy na łące.

Moje oczy rozszerzyły się. On miał Saige.
-Wypierdalaj od niej.- zacząłem kopać, przebijać, uderzać, walić pudło- Zostaw ją!- krzyczałem, rozpiął jej spodnie i zdjął je. Saige zaczęła wariować, kopiąc nogami dookoła, uderzając nogą w szczękę Mikey'ego.

-Ty głupia suko.- Mikey syknął, chwytając jej nogi i odwrócił się do Spikes'a.- Przynieś mi linę, którą używałeś w samochodzie.
-Związałeś ją w samochodzie?- krzyczałem- Ty skurwielu, zostaw ją! To ze mną masz problem, nie z Saige! Puść ją!
-Justin?- jej słodki głos był stłumiony przez czarną, narciarską maskę na twarzy- Gdzie ja jestem?- jej oczy nadal były zamknięte.

-Przestań.- mój głos przyjął wysoki ton, sprawiając, że brzmiałem, jak wtedy, gdy miałem dwanaście lat i przechodziłem okres dojrzewania.

Mikey uśmiechnął się i odwrócił do Spikes'a- Przynieś liny.
_____________________________________________________________

Nie spodziewałam się, że w tym opowiadaniu będzie porwanie....

Czytasz=Komentujesz

Dziękujemy za 60000 tys. wyświetleń i ponad 850 komentarzy <3

Kontakt:




czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 23

"Nie zasługujesz na kogoś takiego jak ona"

Miłego czytania :)

Justin Bieber’s POV

Siedziałem w alejce razem z JT, Marią i Senecą. Darrel kazał nam się tu spotkać o 12, ale nie jest to zaskoczeniem, że on się spóźnia.
- To jest popieprzone i głupie- Maria przewróciła oczami- Szczerze to chciałabym być teraz w klubie albo nawet do cholery w łóżku.
- Przyrzekam na Boga, że nie pojadę do pieprzonej Kanady. Zostaję właśnie tu w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej na Bronx.
- Och, niech każdy przestanie jęczeć- Darrel pojawił się w alejce. Niespodziewanie był sam. Zwykle miał zapasowych czterech lub pięciu twardzieli w przypadku, gdyby sprawy poszły w złym kierunku.
- Jak miło cie widzieć, Darrel- Seneca wplotła sarkazm w swoje słowa i rzuciła lodowate spojrzenie, które ochłodziło całą atmosferę.
- Ciebie również, Seneco- posłał jej sarkastyczny uśmiech- Widzę, że masz się dobrze. Wiesz, w każdej chwili możesz ćwiczyć na mnie swoje uwodzenie, kochanie- Darrel położył rękę na jej biodrze.
- Uważaj- Seneca popchnęła go- Przyprowadzę mojego chłopaka, by skopał ci tyłek.
- Och, proszę- zadrwił- Słyszałem, że jest nowicjuszem z Brooklynu. Z łatwością mogę go zabić.
- Zabij go, ja zabiję ciebie.
Darrel ironicznie się uśmiechnął do niej i uniósł brew- Naprawdę grozisz człowiekowi, który ma dla ciebie pracę?
- Mogłabym uciec i nie musiałbyś powierzać mi pracy.
Darrel zbliżył się do niej, prawie stykali się twarzami- Znalazłbym cię,  Seneca. Nie możesz ode mnie uciec.
- Odpierdol się ode mnie- pchnęła go i odwróciła się.
Darrel zachichotał do siebie, zanim zwrócił się do nas- Wy w trójkę jesteście teraz cichymi typami, co?
- Nie cichymi typami, po prostu nie mamy nic do powiedzenia- JT schował ręce do kieszeni.
- Wow, choć raz JT jest cichy- Darrel zachichotał- Jestem szczerze zaskoczony.
JT przewrócił oczami w odpowiedzi, zanim Darrel zwrócił się do mnie.
- Więc, Bieber- ironiczny uśmiech pojawił się na jego ustach- Co myślisz o swojej nowej pracy?
- Nikogo nie zabiję, Darrel.
- Dlaczego nie? Robiłeś to. Co się zmieniło?
- Po prostu nie chcę dłużej-
- Ta dziwka, z którą jesteś zmieniła cię w mięczaka.
Natychmiast wściekłość zawładnęła mną- Nigdy więcej nie nazywaj jej dziwką, bo rozerwę cię na strzępy.
- Nie boję się ciebie, Bieber- Darrel zachichotał ponuro- W każdym razie- wrócił do głównego tematu- Jestem tu, by dać wam plan pracy, którą dostaliście.
- JT i Maria- zwrócił się do nich- Pamiętacie jak mówiłem, że chcę byście wybrali się do Kanady?
- Tak- JT praktycznie pchnął ogień w swoje słowa, jego twarz pokazywała jak bardzo był wkurzony.
- Uspokój się- spojrzał na JT- Postanowiłem, że chcę, aby tylko Maria pojechała do naszej bazy w Kanadzie-
- Co do cholery?- Maria przerwała mu- Nie tylko mam jechać do Kanady, ale mam to zrobić sama?
- A JT będzie po prostu komunikować się między bazą w Kanadzie, a tu na Bronx- Darrel dodał, zupełnie ignorując Marię.
- Dupek- mruknęła zbyt cicho, by ją usłyszał. Ugryzłem się w język, aby powstrzymać śmiech.

~.~

Następnego popołudnia siedziałem razem z Jaxonem, Jazmyn i Saige w moim salonie. Rodzice byli w pracy, ale to nie oznaczało, że mogliśmy imprezować. Jazmyn i Saige były w kuchni, bo szukały czekolady, ja i Jaxon graliśmy w najnowszego XBOXA, którego ukradł ze sklepu na Brooklynie.
- To gówno jest takie napięte- Jaxon pokiwał głową.
- Jestem pod wrażeniem, że nie zostałeś złapany. Jesteś jak odłamek ze starego bloku- uśmiechnąłem się do niego.
Jaxon przewrócił oczami- Nie mów tak.
- Dlaczego?
- Nie chcę być taki jak ty- zachichotał.
- Dlaczego?- uniosłem brew.
- Ponieważ przywykłeś pieprzyć wszystko z waginą, co oddycha, ja chcę zostać wierny Jen.
- Pobity- Jazmyn krzyknęła z kuchni.
- Myślę, że on właśnie nazwał mnie męską dziwką.
- Kiedyś tym byłeś- Saige zachichotała, kiedy weszła do pokoju i usiadła na moich kolanach.
- Dzięki za przybycie, by mnie bronić, kochanie- owinąłem ramiona wokół jej talii, a głowę położyłem na jej ramionach.
Jej chichot pieścił moje uszy, brzmiał jak słodka melodia, kiedy relaksowała się na mojej piersi- Jesteś urocza.
- Dziękuję, kochanie- pocałowałem ją nad uchem.
- Jestem głodny- Jaxon wstał, gdy skończyliśmy naszą grę. Przegrałem z powodu Saige, która siedziała na moich kolanach i mnie rozpraszała.
Przytaknąłem- Ja też... Saige, kochanie, może zrobisz dla mnie i Jaxona kanapki?- zrobiłem minę małego szczeniaczka.
- W twoich snach- zaśmiała się.
- Och, daj spokój, kochanie- zachichotałem.
- Sam idź i zrób sobie obiad- potargała moje włosy.
- Mogę się założyć, że Rory zrobiłaby mi kanapki- zażartowałem.
Saige szybko wstała i zwróciła się do mnie- Przepraszam?
- O nie- Jazmyn zakryła oczy rękami, nie chcąc oglądać dramatu, który właśnie się rozwijał.
- Ja po prostu żartowałem- nerwowo spoglądałem na nią.
- Żarty powinny śmieszyć- jej oczy się zwęziły.
- On zrobił to teraz- Jaxon zachichotał, zaczynając nową grę na XBOX z Jazmyn, wiedząc, że w najbliższym czasie nie dostanie kanapki.
- On jest teraz martwy- Jazzy przytaknęła Jaxonowi.
- Wracam do domu- założyła kurtkę, w której przyszła.
Spojrzałem na nią- Saige...
- Co?- warknęła.
- Pada.
Patrzyła na okno przez kilka sekund- Darmowy prysznic- wzruszyła ramionami , biorąc swój telefon i schowała go do kieszeni kurtki.
- Saige, nie bądź śmieszna.
Zadrwiła- Ja jestem śmieszna? Och, proszę pozwól mi powspominać o moich sukwatych byłych, którzy chcą cię zabić i powiem, że to tylko żart. Tak, Justin, to naprawdę śmieszne!
- W porządku- warknąłem, zły z powody głupiej kłótni- Ciesz się darmowym prysznicem.
- Zamierzam- zaczęła iść w kierunku drzwi.
- Upewnij się, że nałożysz szampon- krzyknąłem za nią.
- Dobrze, dupku- uniosła swój środkowy palec w powietrze, kiedy wychodziła z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami, co spowodowało, że ziemia się lekko zatrzęsła.
- Jesteś takim idiotą, kurwa- Jazzy przewróciła oczami, nie odrywając wzroku od telewizora.
- To ja jestem głupi? To ona jest tą, która przesadziła.
Jazmyn nacisnęła pauzę, po czym groźnie na mnie spojrzała- Ty kurwa żartujesz? Justin, wspomniałeś o swojej głupiej ex. Porównałeś ją do tego gówna, jakim jest Rory, to nie jest śmieszne.
Jaxon westchnął- Więc, to jest zabawna noc z rodziną.
- To był tylko żart!- wyrzuciłem ręce w powietrzu ze złości.
- Więc, nie był zabawny!
- Nie moja wina, że jesteście tak spięte.
Jazmyn wstrzymała się, po czym wymierzyła w moją stronę słowa pełne jadu- Co powiedziałeś?
- Ja... nic.
- Nie zasłużyłeś na kogoś takiego jak ona- wstała, walnęła mnie w ramię i poszła do swojej sypialni.
- Przepraszam?- odwróciłem się do niej, czując jak krew we mnie wrze.
- Powiedziałam, że nie zasłużyłeś na kogoś takiego jak ona- powtórzyła powoli jakby mówiła do pięciolatka.
- I co do cholery to miało znaczyć?
Jazmyn westchnęła- Jesteś dla niej dupkiem! Najwyraźniej, ona nie ma zamiaru brać tego ponownie i wróci do jej starego nauczyciela lub kimkolwiek on jest. Lub ruszy na przód i znajdzie kogoś innego-
- Ona tego nie zrobi. To z nią chcę się ustatkować.
- Więc kurwa zrób to i nie wspominaj o pieprzonej Rory! Ona teraz wraca do domu w deszczu, a ty co robisz?
Spojrzałem niezręcznie na stopy, myśląc o Saige.

~.~

Saige Cameron’s POV

Co. Za. Dupek.
Przyciągnęłam moją kurtkę bliżej, gdy stałam w drzwiach holu w jego bloku, obserwując krople deszczu spadające z  nieba.
- Pieprz się- westchnęłam głośno, gdy usłyszałam grzmot, szybko potem pojawiła się błyskawica. Odważyłam się wyjść z mieszkania Biebera i zacząć mój sprint z powrotem do domu.
Odwróciłam się, by spojrzeć, czy ktoś za mną nie idzie. Moje serce stanęło, gdy zauważyłam, że w pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz mnie.
- Pieprz się, Justin- krzyknęłam, by złagodzić mój stłumiony gniew i otworzyłam drzwi.
Szum deszczu był jeszcze głośniejszy, gdy wyszłam na zewnątrz bez ochrony, bez parasola, czy chociażby kaptura na moim płaszczu.
Natychmiast zaczęłam biec, czując na sobie krople deszczu. Byłam jedyną osobą na zewnątrz, co było zaskoczeniem, ponieważ myślałam, że gangsterzy byli typem ludzi, którzy myśleli "zabijemy deszcz lub słońce". Błyskawica oświetliła niebo, gdy zwolniłam tempo, zdając sobie sprawę, że bez względu na to jak szybko będę szła i tak będę mokra.
Kopnęłam kamień, który poleciał na pobliski budynek i uderzył tuż przy oknie, powodując lekkie pęknięcie. Moje oczy rozszerzyły się i szybko odeszłam, aż byłam daleko od faceta z włoskiej mafii, który krzyczał. Na szczęście, nie widział mnie, ale jestem pewna, że słyszał jak od niego uciekałam.
Ponownie zwolniłam, gdy byłam w połowie drogi do domu. Słyszałam dźwięk telefonu w mojej kieszeni, ale nie wyciągnęłam go, bojąc się, że zaleje go woda i się wyłączy.
To tylko kwestia czasu, aż zachoruję na pieprzone zapalenie płuc czy coś.
Dobrze.
Może przesadzam.
Ale ten dupek pozwolił mi wracać do domu w deszczu. Przynajmniej mógł mi zaoferować podwózkę do domu albo przeprosić i błagać, bym została. To wszystko przez pieprzoną kanapkę. I pieprzoną Rory. Dlaczego miałby o niej wspominać? Czy on nie pamięta jak ona próbowała mnie zabić w sklepie spożywczym? Albo jak jej mały kumpel do pieprzenia próbował mnie zgwałcić na środku cholernej łąki? Tak, to naprawdę zabawne. Czy wspominałam już, że Justin jest dupkiem?
- Saige?- usłyszałam jak ktoś zawołał mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam Senecę stojącą w drzwiach małej kamienicy- Co ty kurwa robisz na dworze w środku burzy? Chodź tu.
W myślach podziękowałam Bogu, podbiegłam do Senecy i stanęłam pod maleńkim dachem nad jej drzwiami.
- Chodź, jesteś cała mokra. Możesz pożyczyć moją bluzę i koszulkę.
- Dziękuję- obie weszłyśmy do środka, Seneca zamknęła za mną drzwi i poszłyśmy do jej sypialni, gdzie dała mi szare dresy i biały crop top.
- Przepraszam, że to crop top, ale wzięłam pierwszą bluzkę z brzegu.
Wzruszyłam ramionami- To dobrze, przynajmniej ma rękawy.
Uśmiechnęła się- Łazienka jest naprzeciwko mojego pokoju.
- Dzięki- wyszłam z pokoju i poszłam prosto do łazienki. Złapałam ręcznik i zaczęłam osuszać nim moje włosy i owinęłam go na głowie. Wyglądałam jak mokry pies.
Kiedy byłam zupełnie sucha, założyłam ubrania Senecy. Podziękowałam Bogu za to, że moja bielizna była sucha, inaczej miałabym bardzo niewygodną noc. Przeczesałam szczotką moje splątane loki, po czym poszłam do kuchni. Zobaczyłam Senecę gotującą coś na szarej kuchence.
- Cholera kochanie, gdybym była facetem, a ty byś była wolna to bym cię przeleciała- mrugnęła do mnie.
- Dzięki, Seneca- uśmiechnęłam się- Też bym cię przeleciała.
- Więc co gotujesz? Dobrze wygląda- stałam za nią, patrząc na mały garnek.
- Makaron z serem- wzruszyła ramionami- Nie umiem ugotować dużo potraw.
Zaśmiałam się- To dobrze, kocham to.
- Mam nadzieję, że przez to bieganie w deszczu masz niezły apetyt, ponieważ na opakowaniu jest napisane, że ta porcja nakarmi pięć osób. Chciałam zaprosić Tobiego, ale on najwyraźniej powrócił do jakiejś drużyny koszykarskiej na Brooklynie, więc on i wasza mama są zajęci, więc... jesteś tylko ty i ja, kochanie- ostatnią część powiedziała z dziwnym akcentem.
- Dobrze, więc musimy mieć zabawną noc. Mam na myśli makaron z serem, maraton filmowy i pieczenie ciasta czekoladowego.
- Nie mam składników- zmarszczyła brwi- Ale możemy zrobić ciasteczka.
- Pieczenie ciasteczek to jest to!- uśmiechnęłam się radośnie.
- Najpierw musisz mi wytłumaczyć co twój głupi tyłek robił na dworze w środku burzy. To nie jest Brooklyn, nie ma tu ludzi, którzy zaoferują ci parasol, jeśli zobaczą cię na zewnątrz i nie mamy taksówek, które zawiozą cię do domu. Więc... co robiłaś?
- Pokłóciłam się z Justinem.
- Nadal nie rozumiem co robiłaś na zewnątrz w czasie burzy...
- Byłam u niego, porównał mnie do Rory, wkurzyłam się, on powiedział, że to tylko żart. Więc ja oznajmiłam, że wychodzę, a on po prostu pozwolił mi iść.
Seneca rozszerzyła oczy- Dupek, co powiedział?
- Kiedy pierwszy raz powiedziałam, że wychodzę, on wskazał, że pada, więc ja powiedziałam, że będę miała darmowy prysznic, a on powiedział mi, żebym nie zapomniała o szamponie.
Seneca pokręciła głową- Jest takim głupkiem. Naprawdę, nie pozwól mu się do ciebie dobrać. On nie ma filtra w ustach, nie myśli o tym co mówi.
- Tak, a ja nie zamierzam po prostu siedzieć i tego słuchać.
- To dobrze- pokiwała głową- Po za tym, ze mną jest więcej zabawy w deszczowy dzień.
- To prawda.
- Jeśli chcesz darmowy prysznic, wiesz gdzie jest łazienka. Mój szampon pachnie truskawkami- mrugnęła do mnie.
- Kuszące- zachichotałam- Ale myślę, że chce pozostać sucha.
- Twoja strata- wzruszyła ramionami, zanim obie zaczęłyśmy się śmiać.
Seneca skończyła makaron z serem i nałożyła potrawę na dwie duże miski i podała mi jedną.
Wpatrywałam się w miskę z zdumieniu- Nigdy nie będę w stanie zjeść tego wszystkiego.
Wzruszyła ramionami- Ja też, ale byłam zbyt leniwa, by przełożyć to na jeszcze jedną miskę i włożyć to do lodówki, więc jeśli skończysz włóż tam talerz.
- Mogę to zrobić- wzięłam widelec z szuflady, podeszłam do stołu i zajęłam miejsce. Seneca usiadła naprzeciwko mnie. Jadłyśmy i plotkowałyśmy o ludziach z Bronx, a nawet o niektórych z Brooklynu.
- Powiedz mi jak wygląda bogate życie?
- Och, kochana, niesamowicie, bardzo mi tego brakuje- zachichotałam- Idealne widoki z balkonu na panoramę Nowego Jorku, fantazyjne samochody, które mruczą jak lew, a jeśli mówiłam, że podoba mi się jakieś ubranie moi rodzice natychmiast mi je kupowali, bez zbędnych pytań. Kiedyś żyłam takim życiem, wiesz?
- Czy to wpłynęło na twoje myśli?
- Cholera, tak- zaśmiałam się z dramatycznym skinieniem głowy- Myślałam, że jestem nietykalna, wiesz? Mam duże wsparcie do Emmy i Willow. Gdybym nadal była taka jak one i przyjechała na Bronx pewnie byłabym największą suką. Kiedyś patrzyłam na ludzi z wyższością, wiesz?- wzięłam kęs przepysznego makaronu- Byłam potworem.
- Ale, Emma i Willow nadal uważają cię za najlepsza przyjaciółkę i kochają cię bez względu na to ile masz pieniędzy, też byś tak się zachowywała gdyby to Emma była osobą, która stała się biedna?
- Szczerze mówiąc- spojrzałam na nią- Tym kim kiedyś byłam... Nie wiem. Kiedy dowiedziałam się, że przeprowadzam się na Bronx, to była najgorsza rzecz jaka mnie spotykała, ale patrząc na to teraz, jest to najlepsze, co mogło się zdarzyć.
- Naprawdę... dlaczego?
- Spotkałam wszystkie typy ludzi i stałam się silniejsza. Na Brooklynie byłam rozpieszczona-
- Co ty  nie powiesz?- Seneca mi dokuczała.
- W każdym razie- wróciłam do mojej historii- Na Brooklynie gdyby ktoś zabrał mnie na łąkę jak Mikey, to prawdopodobnie zostałabym zgwałcona i zamordowana.
- Och, nie mów tak-
- To prawda- przerwałam jej.
- Okej, zmieńmy temat na weselszy... czy kiedykolwiek spotkałaś gwiazdę?
- Och, tony- zaśmiałam się- Mój tata był prawnikiem dla wielu z nich, dużo gwiazd poznałam też na imprezach, na które byłam często zapraszana.
- Podaj imię najfajniejszej osoby jaką spotkałaś.
- Waham się pomiędzy Shią LeBeouf, Justinem Timberlakiem, a Bradem Pittem.
Senece opadła szczęka- Ty szczęśliwa suko!
Wzruszyłam ramionami- To nic takiego...
- Żartujesz sobie?
- Tak- zaśmiałam się- To było cholernie niesamowite!
- Cholera, szkoda, że nie urodziłam się w bogatej rodzinie.
- To już po wszystkim, teraz spędzam wolny czas na Bronx jedząc makaron z serem.
- Hej, to jest impreza- Seneca mrugnęła.

~.~

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Zapraszamy na opowiadanie z Justinem- KLIK

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 22

Nie możesz zmusić mnie do opuszczenia Nowego Jorku.


Justin Bieber's POV:

W nocy, po podrzuceniu Saige do domu, siedziałem w moim pokoju, bezmyślnie przeglądając Twittera na telefonie. Zobaczyłem, że Saige wrzuciła stare zdjęcie, które ja i ona zrobiliśmy kilka tygodni temu. Uśmiech rozciągnął mi się na ustach i przeczytałem opis.

Przetrwaj albo umieraj”

Uśmiechnąłem się, podałem dalej i usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Westchnąłem i zablokowałem mój telefon, po czym podskoczyłem i obejrzałem się przez cała sypialnię.

-Jaxon, jestem zajęty- przerwałem, kiedy zauważyłem, że to nie Jaxon stał w moich drzwiach.

-Nie nazywam się Jaxon.- młodsza siostra Mikey, Brittany, stała przy mnie z rękami skrzyżowanymi na piersi.

Przewróciłem oczami- Czego chcesz?
-Mamy spotkanie gangu.
-Nie jestem zainteresowany.
-Jakbyś miał wybór.- zadrwiła, łapiąc mnie za nadgarstek, ciągnąc mnie przez framugę drzwi mojego pokoju.
-Cholera, Brittany, puść mnie. Nie chcę iść na to głupie spotkanie, to wszystko jest cholernie głupie. Skończyłem z tym.
Odwróciła się, dając mi lodowate spojrzenie- Nie obchodzi mnie, dokąd zmierzasz w życiu. Nigdy nie skończysz z gangiem. Czy to jasne, Bieber?- wreszcie puściła mój nadgarstek. Musiałem powstrzymać się, by nie uderzyć jej w twarz.

-Niedaleko spada jabłko od jabłoni.- mruknąłem do siebie, w myślach porównując ją do jej starszego brata, Mikey'a.
-Co to było?
-Nie martw się o to.- oddałem jej sukowate spojrzenie i weszliśmy do ciemnej uliczki za jednym ze sklepów z używanymi rzeczami.

Od razu zobaczyłem jednego z chłopaków, Darrel'a Causey'a, stojącego obok ogniska. Ubrany był w ciemne spodnie, czarną bluzę, miał założony kaptur, który stworzył cień, pokrywający jego twarz. Wyglądał niesamowicie strasznie, ale znałem go zbyt dobrze, żeby się go bać. Obok niego stała „para gangowa”, Marcus i Candy. Oboje zdradzają siebie nawzajem, ale nie ważne co się stanie, ciągle trzymają się razem. Candy założyła czarny crop top i parę czerwonych szortów, które ledwo co ją zakrywały. To był jeden z jej konserwatywnych strojów, czasami, po prostu chodzi po Bronx w jej koronkowym biustonoszu i w bieliźnie. JT siedział na metalowej ławce i bębnił piosenkę na jego udach, Maria zachichotała lekko, śpiewając piosenkę. Nie mogłem jej rozpoznać z przypadkowych klapsów na udzie, ale jeżeli wiedzieli co robią, to nie obchodziło mnie to. Andrew i jego dziewczyna Diamond opierali się o budynek. Diamond była owinięta wokół niego, zostawiając mu malinkę na szyi, Andrew rozmawiał z innym chłopakiem, a jego ręce spoczywały wygodnie na jej tyłku. Rory, Tallulah i Mikey również tutaj byli. Siedzieli przed budynkiem, kilka metrów od Diamond i Anderw'a, cicho rozmawiając.

-Co do cholery oni tutaj robią?- syknąłem w ich kierunku.
-Są częścią tej gry, gnojku.- Brittany przewróciła oczami na mnie- Tylko dlatego, że ty ich nie lubisz, nie znaczy, że my też.
-On próbował zgwałcić moją dziewczynę!
-Och, proszę.- Brittany zadrwiła- Ona prawdopodobnie jest dziwką i prosiła go o uprawianie seksu, a kiedy on do niej poszedł, stchórzyła i płakała.

Czułem ogień w moich żyłach, moje ręce zaciskały się w pięści- Nigdy więcej nie mów nic takiego o Saige.
-Justin.- Seneca pojawiła się za mną- Ignoruj ten kawałek śmieci.- spojrzała w górę i w dół na Brittany- Jest nic nie warta.
-Wal się.- Brittany krzyknęła na Senecę.
-Przykro mi kochanie, lubię kutasy, nie waginy.- Seneca mruknęła, łapiąc mnie za rękę i odciągając od Brittany, idąc do miejsca gdzie byli JT i Maria.

-Hej ludzie.- JT przywitał nas, z jego typowym, głupkowatym uśmiechem, przestając bębnić. Maria spojrzała na nas, uśmiechając się. Mimo, że może jest dziwką, to była niczym w porównaniu z Rory, Tallaulah albo Brittany.

-Hej.- Maria pomachała.
-Co słychać, moje ździry?- Seneca przywitała ich w przyjacielski sposób.
Maria zaśmiała się- Nic takiego, jak się czują moje dziwki?
-Dobrze.
Skinąłem głową- W porządku.
-Widziałam jak prawie uderzyłeś Brittany.- Maria zauważyła- Bóg wie, że tego pragnęliśmy. Ona jest najbardziej irytującą białą, jaką kiedykolwiek widziałam.
-Jej głos brzmi, jakby zawsze miała problemy z zatokami.- JT skinął głową.
-Powinnyśmy kupić biedaczce jakieś lekarstwo.
-Albo chusteczkę higieniczną.- Seneca wzruszyła ramionami.
-Dobrze.- Darrel krzyknął, zwracając uwagę wszystkich, cała aleja ucichła. Wszyscy patrzyli na Darrela, a on stał na środku, tuż przy ognisku, więc mogliśmy go zobaczyć.
-Wyobrażam sobie, że zastanawiacie się, dlaczego do cholery tu jesteśmy. Nie spotykaliśmy się od miesięcy.
-Dokładnie nad tym się zastanawiałem.- JT skinął, zdobywając szybko uciszenie od Marii.

-Cóż, tak długo, jak nasz gang jest nieaktywny, fundusze nie napływają masowo ze sprzedawania wszystkich naszych paczek. Więc, musimy wrócić do naszej działalności, od teraz.
-Nie mogę.- potrząsnąłem głową.
-Co to było, Bieber?- Darrel spojrzał na mnie, z zmieszanym wyrazem twarzy.
-Ja...Ja naprawdę nie mogę już podróżować i handlować.
-I dlaczego do diabła nie?
-Mam dziewczynę, stary. Musze tu dla niej być.

Darrel wybuchnął śmiechem- Dziewczynę?- szydził- Ona nie ma znaczenia, Justin. Wyjmij głowę z jej tyłka i wracaj do gry, Bieber, mamy gówno do roboty.
-Nie mogę tak po prostu jej zostawić i nie powiedzieć niczego.
-Weź ją ze sobą.- Mikey krzyknął- Kogo to obchodzi, jeśli przy okazji ktoś ją pobije? Suka potrzebuje trochę nadużycia, co?
-Zabiję cię.- ruszyłem w jego kierunku. Poczułem, że JT złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem.
-Justin i Mikey, zamknijcie się albo ja was obu zabiję!- Darrel zagroził. Westchnąłem i usiadłem pomiędzy Marią, a Senecą.

-Zamierzam podejść do was wszystkich i dać wam wasze zadanie, ponieważ mamy kilku nowych członków.- wszyscy odwrócili się i spojrzeli na Brittany i Candy, które nie dostały żadnej pracy, odkąd kilka miesięcy temu dołączyły do gangu- Wszyscy macie nowe stanowiska.

Darrel odsunął się od ognia i podszedł najpierw do Rory, Tallulah i Mikey'ego. Westchnąłem i odwróciłem się do JT, Senecy i Marii, krzyżując ramiona na piersi.

-Nie mogę z nimi pracować.- spojrzałem na nich i z powrotem przeniosłem spojrzenie na moich przyjaciół- Wolałbym być martwy.
-Ja nie chcę być już w gangu.- Maria wyznała- To nie jest tak zabawne jak kiedyś, wiesz? Dodatkowo, myślę, że oprzytomniałam. Ostatni raz, kiedy zabiłam, nie mogłam spać przez tydzień. Nie wiem, stary, wina jest najgorszym uczuciem. Wiedza, że przypadkowo zabiłeś złego faceta, jest najgorszym uczuciem. To nadal, czasami do mnie powraca.- przegryzła dolną wargę, jej oczy były spuszczone na stopy, mogę powiedzieć, że czuła się bardzo nieswojo wyznając to do JT, Senecy i mnie.
-Mam nadzieję, że nigdy nie oprzytomnieję.- Seneca skinęła głową- Nie czułam się winna, odkąd skończyłam piętnaście lat. Wtedy było moje pierwsze zabójstwo.
-Myślę, że jestem bezdusznym skurwielem, bo nigdy nie czułem się winy.- JT wzruszył ramionami- Po prostu przypominam sobie, że jeśli ta osoba nie byłaby martwa, ja mogłem zginąć.
-Ale ty nie zabiłeś przypadkowo niewłaściwego człowieka.- Maria spojrzała na niego.

-Co z tobą JB?- JT zwrócił się do mnie- Masz świadomość?
Wzruszyłem ramionami- Kiedyś nie miałem, ale odkąd zacząłem spotykać się z Saige, zrobiła ze mnie miękkiego.
-Justin jest bity.- Seneca dokuczała.
-Założę się, że Seneca jest miękka w jej związku z....jak on się nazywa....-Maria skinęła.
-Nazywa się Toby.- Seneca zaśmiała się- I nie, nie jestem, moje serce to kawał zimnego kamienia.
-Wmawiaj sobie.- Maria wzruszyła ramionami- Toby może cię zmienić.....nigdy nie wiadomo.
-Ja wiem, nigdy nie stanę się miękka.
JT zachichotał na głupi argument, a Darrel zbliżał się.
-O cholera.- JT mruknął cicho i wszyscy wstali.
-Miło was widzieć ponownie.- uśmiechnął się. Widziałem, że Maria powstrzymuje sarkastyczny komentarz, wybrała, aby nie kusić losu i milczała.
-Co robimy?- Seneca westchnęła, krzyżując jej ramiona na piersi i przenosząc ciężar ciała na prawą stronę.
-Chcę, żeby JT i Maria pojechali do naszego magazynu w Ontario-
-Kanada?- Maria przerwała mu- O nie, pomyśl jeszcze raz! Nie zostawię Bronx.
-Zrobisz tak, jak powiedziałem.- Darrel syknął na nią- Ty i JT wyruszycie jutro. Mam kumpla, który was zawiezie.
-Co do cholery, nie możesz zmusić mnie do opuszczenia Nowego Jorku.- JT dyskutował.
Darrel wyciągnął pistolet z kieszeni i wycelował między oczy JT- Och....nie mogę?
JT patrzył na pistolet skrzyżowanymi oczami, nie ośmielił się niczego powiedzieć, Darrel opuścił broń i schował ją.
-Seneca.- odwrócił się do niej- Jesteś odpowiedzialna na uwodzenie każdego, kto spróbuje z nami zadzierać i zabijania ich, kiedy pomyślą, że są z tobą bezpieczni.
-Mam chłopaka.
-A ja mam kota. Powinienem powiedzieć coś jeszcze, co nie ma znaczenia?- Darrel uniósł brwi- Masz szczęście, że nie zmuszam cię do spania z dupkami, wszystko co musisz zrobić to rozebrać ich i zastrzelić albo pchnąć nożem, nie wiem, twój wybór.
-Nie chce wiedzieć ich nago!
-No cóż, wszyscy musimy zrobić coś, czego nie lubimy...więc...przejdziesz przez to.
-Bieber.- w końcu zwrócił się do mnie- Mam dla ciebie specjalną pracę.- uśmieszek rósł mu na ustach.

Saige Cameron's POV

Obudziłam się następnego ranka z dudnieniem w głowie i uczuciem drapania w gardle. Jęknęłam i usiadłam, czując obrzydzenie. Jęknęłam i położyłam moją dłoń na czole. Miałam gorączkę, co najmniej sto stopni. Odepchnęłam gorące okrycie, czując, że pot siedzi na mojej linii brwi.

-Świetnie.- mój głos brzmiał tak, jakbym miała zatkane nozdrza. Wstałam, czując jakby pokój wirował, a mój mózg bolał jeszcze bardziej. Próbowałam masować skronie i weszłam do kuchni.

-Och, kochanie, wyglądasz okropnie.- moja mama stała przy lodówce, natychmiast przestała wykonywać wcześniejszą czynność i podeszła do mnie, położyła rękę na moim czole- Jesteś rozpalona! Gdzie jest mój termometr?
-Czuję się jak gówno.- jęknęłam i usiadłam na kanapie. Mama podeszła z termometrem, wpychając go pod mój język, nie dając mi czasu na reakcję. Westchnęłam i oparłam się plecami o poduszki, wiedząc, że im szybciej będę go ssać i zmierzę temperaturę, tym szybciej to się skończy. Po usłyszeniu dźwięku, wskazującego, że zmierzył gorączkę, moja mama wzięła go i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
-Sto i pięć kresek*.- potrząsnęła głową- Musisz położyć się na kanapie. Przyniosę ci trochę soku pomarańczowego, dobrze?
-Dobrze.- przeniosłam całe moje cało na kanapę, głowę opierając na poduszce.

Pukanie do drzwi sprawiło, że moja mama podskoczyła i podeszła do drzwi, otwierając je.

-Hej, Pani Cameron. Jest tutaj Saige?- mogłam rozpoznać głos Justina z dowolnego miejsca.
-Jest na kanapie.- mama odpowiedziała- Tylko ostrzegam, nie czuje się dobrze.
Usłyszałam zamykanie drzwi i zobaczyłam Justina zbliżającego się do mnie. Jego wzrok złagodniał, gdy spojrzał w jakim jestem stanie, mając tylko jedno słowo: żałosne.
-Och, kochanie.- Justin zagruchał, opierając się o kanapę, biorąc jedną z moich rąk, splatając swoje place z moimi- Co jest?
-Moja głowa i gardło bolą.- kaszlnęłam i jęknęłam, z powrotem odpoczywając na poduszce.
Justin zmarszczył brwi- Nienawidzę patrzeć na ciebie chorą i wiedzieć, że nic nie mogę zrobić, aby natychmiast sprawić, że poczujesz się lepiej, głupie zarazki.
Zachichotałam- Przynajmniej możesz tu być, aby dotrzymać mi towarzystwa i rozśmieszać mnie.

Justin skinął głową- To jest to, w czym jestem najlepszy, co?
-Eh.- uśmiechnęłam się, naśladując jego wybór słów.

-Dobrze wiedzieć, że swój sarkazm i komentarze nie opuszczają cię nawet wtedy, kiedy nie czujesz się dobrze.- Justin dokuczał.

-Och, proszę, zawsze jestem bezczelna.- zakaszlałam- Nawet wtedy, gdy czuję się jak gówno.
Justin przycisnął usta do mojego czoła i wstał- Idę pomóc twojej mamie zdobyć jakieś leki i rzeczy dla ciebie, dobrze?
-Dobrze.- skinęłam głową.
-Nie tęsknij za mną.
-Och, postaram się.- mrugnęłam.
-Dobrze, dobrze.- zaśmiał się- Nie chcę, żebyś miała szaloną obsesję na moim punkcie.- pokręciłam głową.
-Ja też nie.
-To dobrze.
-Świetnie.

Justin zaśmiał się i odszedł, zostawiając mnie samą w salonie, aby znaleźć moją mamę. Westchnęłam i zamknęłam oczy, starałam się skoncentrować, żeby ból głowy i gardła zniknął.
-Aw, patrzcie, kto jest małym chorowitkiem.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam Willow stojącą nade mną, blond włosy przykryły jej twarz. Obok niej stała Emma, obie były ubrane tak, jakby wychodziły i chciały zaimponować chłopcom.

-Co ty tutaj robicie?- wychrypiałam.
-Toby napisał i powiedział, że nie czujesz się dobrze, więc przyszłyśmy.

Spojrzałam na drzwi Tobiego i zwróciłam wzrok na dziewczyny- Toby nawet mnie dzisiaj nie widział, jak on się dowiedział?
-Twoje ściany nie są już dźwiękoszczelne, kochanie.- Emma rozejrzała się po małym mieszkaniu.

-To prawda.
-Dziewczynki, co za niespodzianka!- moja mama rozpromieniała, będąc naprawdę szczęśliwa, widząc Willow i Emmę.
-Pani Cameron.- Willow podeszła, ściskając moją mamę, przyjaznym, jednoramiennym uściskiem, Emma zrobiła to samo i wszystkie trzy podeszły do mnie.

-Jeśli wiedziałabym, że przyjdziecie, zrobiłabym obiad albo coś.- moja mama zmarszczyła brwi widząc, jak wyglądało jej mieszkanie, tak jakby jakaś firma je oglądała.
-Och, w porządku.- Emma wzruszyła ramionami- To było coś w rodzaju decyzji na ostatnią chwilę, wiesz?
-Po prostu pomyślałyśmy, że mogłybyśmy wpaść i spotkać się.- Willow skinęła głową.
-No cóż, wy dwie możecie wpadać, kiedy tylko chcecie, wiecie, że lubię, kiedy jesteście z Saige!- moja mama uśmiechnęła się, owijając ręce wokół obu dziewczyn.

Willow zachichotała- Dziękuję, pani Cameron.
-A my uwielbiamy tu być.- Emma posłała jej uśmiech.

-Dobra, znalazłem syrop na kaszel.- Justin wszedł do pokoju, zatrzymując oczy na Willow i Emmie- Och, hej.- pomachał do nich krótko.
-Hej, Justin.- Willow skinęła głową w jego kierunku- Miło cię tu widzieć.
-Ciebie także.- zaśmiał się i podszedł do mnie, wlewając dokładną ilość lekarstwa, do nakładki syropu.
-Nie każ mi tego pić.- zmarszczyłam nos- To nie smakuje jak różowa guma do żucia!
-To pomoże na kaszel.- moja mama dała mi spojrzenie- Po prostu to wypij, skarbie.
-Ale to jest obrzydliwe.
-Mieszałam to z napojem imbirowym i ledwo co czuć smak.- Emma wzruszyła ramionami.
-Sprytne.- moja mama skinęła głową, chwytając puszkę napoju z lodówki i wlewając go do szklanki, Justin wlał syrop i zmieszał, różowy kolor zniknął i podał mi szklankę.
-Dzięki.- westchnęłam, biorąc łyk. Nie poczułam żadnego leku, co było dobre. Umieściłam kubek na pobliskim stoliku i usiadłam na kanapie.

-Źle się czuję, z wami stojącymi, usiądźcie.
-Nie.- Justin pokręcił głową, przenosząc mnie z powrotem, do pozycji leżącej- Musisz odpoczywać, kochanie.- usiadł po turecku na podłodze, opierając głową na poduszce w pobliżu mojego torsu- Wszyscy możemy usiąść gdzieś indziej, ty musisz tu zostać.
-Dobrze.- prychnęłam.

-Wy dwoje jesteście tacy słodcy.- Emma rozpływała się.
-Prawda?- Willow zachichotała- Chciałabym znaleźć takiego dobrego faceta.
-Cóż JT-
-Nie- Willow przerwała- Jeśli on będzie się gniewać na mnie przez najgłupsze rzeczy i będzie wyrzucać mnie z domu, to ja nie chcę wiedzieć, co zrobi, gdy bardziej się pokłócimy. Mogę znaleźć kogoś innego, dzięki.
-Bardzo uparta.- Justin pokręcił głową.
-Nie jestem uparta, jestem po prostu inteligentna. To byłoby głupie, wrócić do kogoś z tak dużym temperamentem, który wyrzuca mnie z domu, gdy się z nim nie zgadzam.

-JT jest dobrym człowiekiem.
-Jestem pewna, że jest.- Willow wzruszyła ramionami- Ale mam zamiar znaleźć kogoś innego.
-Dobrze dla ciebie.- Emma kiwnęła głową- Ty kierujesz swoim życiem.
-Moc dziewczyn.- żartobliwie uderzyłam pięścią w powietrze, sprawiając, że Willow i Emma zachichotały.

-Odpoczywaj.- mama strzeliła we mnie matczynym spojrzeniem w stylu 'rób, tak, jak mówię albo umrzyj.'
-Upewnię się, że będzie odpoczywać.- Justin zapewnił ją.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się do niego i odwróciła się na piętach, idąc do swojego pokoju i zamykając za sobą drzwi.

-Dobrze chorowitku, powinniśmy pozwolić ci spać?- Emma zapytała.
Potrząsnęłam głową- Nie, ja chcę być z wami.
-Możesz spać, jeśli chcesz.- Willow zapewniła.
Justin zaczął wstawać, szybko chwyciłam go z rękę- Nie wychodź.
-Dobrze kochanie.- zaśmiał się, siadając, Emma i Willow usiadły wygodnie na krzesłach w pokoju.
-Jak to możliwe?- Justin zapytał i patrzył na mnie w milczeniu przez kilka sekund..
-Co?- natychmiast zaczęłam czuć się skrępowana.
-Jak to możliwe, że ktoś, nadal wygląda pięknie nawet, kiedy jest chory?
Czułam rumieniec na policzkach i zachichotałam.

-O mój Boże, to brzmi tak, Jakby Justin wkroczył do powieści Nicholasa Sparka.
-Kto by pomyślał, że chłopak z Bronx może być romantyczny.
-Chciałabym cię pocałować, ale nie chcę cię zarazić.
-Pieprzyć to.- Justin, cmoknął mnie w usta, uśmiechnął się do mnie i wrócił obok mnie do swojej pozycji.
________________________________________________________________
*- w Polsce to około 38 stopni.

czytasz=komentujesz

Kilka osób pisało do nas, że nie mogą dodać komentarza. Nie wiemy, dlaczego tak się stało.
Coś musiało się popsuć.

Kontakt:

Miłych wakacji xo