piątek, 30 maja 2014

Rozdział 12

Miłego czytania!


Śmierć w rodzinie.

Justin's POV:

-Daj spokój Mikey!- krzyczałem na niego- Jeśli myślisz, że jesteś na tyle męski, żeby iść do dziewczyny, która nie chce uprawiać z tobą seksu, to jesteś wystarczająco męski, żeby się bić!- uderzyłem go pięścią w policzek, powodując, że kolejny jęk wydobył się z jego ust.

-No dalej, stary! Jeśli uważasz, że jesteś wystarczająco męski, aby uprawiać z kimś seks, to jesteś na tyle męski, żeby wstać i walczyć ze mną! Walcz ze mną Mikey, chodź! Masz szczęście, że pozwalam ci teraz oddychać!

Położyłem stopę na jego piersi- Masz sześćdziesiąt sekund, żeby dać mi powód, dlaczego nie powinienem cię przycisnąć stopą i nie zabić.
-Przestań- wykrztusił- Nie będę już z nią rozmawiać, proszę.....
Jeszcze mocnej nacisnąłem go, powodując, że Mikey się skręcał.

-Justin!- usłyszałem delikatne krzyki. Odwróciłem moją głowę i zobaczyłem stojącą Saige. Jak do cholery ona mnie znalazła? Ubrana była w parę niebieskich spodni od piżamy i białą bluzę z kapturem. Jej włosy były roztargane. Policzki wyglądały jakby płakała, były na nich łzy i tusz od rzęs- Przestań- wychrypiała.
Zdjąłem nogę z Mikey'ego i podszedłem do niej. Mikey nie odważył się ruszyć.
-Co ty tutaj robisz?- domagałem się.

Odsunęła się ode mnie o połowę kroku, łamiąc nasz kontakt wzrokowy- Słyszałam, że będziesz bić Mikey'ego.... Wiem, że jest szumowiną, ale nie chce, żeby policja cię znalazła albo coś, a to wszystko będzie moja wina...
-Kiedy zamierzasz przestać się obwiniać?
Spojrzała na mnie z zamieszaniem wypisanym na jej twarzy- Co?
-Saige, nie jesteś powodem, dla którego omal nie zostałaś zgwałcona, to Mikey jest. Dałem mu dokładnie to, na co zasłużył. Powinnaś mi dziękować.
Westchnęła- Czy możemy po prostu wrócić do domu... proszę?
Spojrzałem przez moje ramię na Mikey'ego, który starał się wstać.
-Na razie jesteś bezpieczny, skurwielu- krzyknąłem na niego- Ale ja wrócę, nie czuj się komfortowo!- odwróciłem się dookoła i spojrzałem na Saige- Dobrze, chodźmy.
Ona mniej więcej chwyciła mnie za ramię i poprowadziła z dala od Mikeya.
-Dlaczego jesteś wkurzona? Broniłem cię, Saige.
-Nie obchodzi mnie, że mnie broniłeś Justin, co jeżeli Mikey ma nóż albo broń lub cokolwiek i cię zabije? Nigdy nie będę w stanie normalnie żyć, jeśli umrzesz przeze mnie.

Westchnąłem- Saige... Mikey jest mięczakiem.
Zatrzymała się i posłała mi spojrzenie- Mięczakiem? Zostawił siniaki na całym moim ciele. Justin...Nie mogłam wydostać się z jego uścisku. On wcale nie jest mięczakiem, Justin. On jest potworem.

Cholera, to było niewłaściwą rzeczą do powiedzenia- Saige.... W porządku. Przepraszam. Powinienem zostać z tobą. Jestem popieprzony.

Przesunąłem się, więc musiała docisnąć się placami do ściany z cegły, małej piekarni, którą mijaliśmy. Słyszałem oddech w jej gardle i patrzyła na mnie w szeroko otwartymi oczami.
-Ty....ty nie jesteś popieprzony- powiedziała prawie niesłyszalnie, jej zęby przegryzły dolną wargę.
Przybliżyłem się do niej o krok- Jeśli nie jestem popieprzony...to jest w porządku będąc tak blisko ciebie, Saige?
-T-tak.
Przeniosłem twarz bliżej jej- A tutaj?
-W.....w porządku- wyszeptała, nie łamiąc naszego intensywnego kontaktu wzrokowego.
Delikatnie złączyłem nasze czoła, nie chcąc być dla niej zbyt agresywny- A co z tym miejscem? Przekroczyłem już jakieś granice?
Zamknęła oczy,a jej wargi się oddzieliły- Jesteś....wspaniały.

Bez ostrzeżenia, przycisnąłem moje wargi do jej. Czułem wstrząs i natychmiast zaczęła mnie całować. Owinęła swoje małe ręce wokół mojej szyi, kiedy ja trzymałem jej dolną część pleców, przyciskając opiekuńczo do mojej piersi. Czułem jej place masujące mój kark. Odsunąłem się od niej, wiedząc, że wciąż jest wstrząśnięta tym co zrobił jej Mikey.
-Wow...- wyszeptała, patrząc za mnie, jakby była zamyślona.
-Świetnie całujesz- uśmiechnąłem się do niej. Jej chichot zadzwonił do moich uszu, jak słodka melodia. Szeroki uśmiech rozprzestrzenił się na jej ustach.
Jej policzki zaczerwieniły się, kiedy mówiła- Dziękuję....tak myślę. Ty również świetnie całujesz.
-Muszę pokazać ci później, co jeszcze mogę zrobić z moim językiem- mrugnąłem.
-O mój....- zaśmiała się, a ja zrobiłem krok w tył i chwyciłem ją za rękę, wplatając moje palce między jej. Coś było w tym, kiedy trzymaliśmy razem nasze ręce, czułem się właściwie tak, jakby moje place były stworzone właśnie dla niej. Nigdy nie czułem tego z żadną dziewczyną, odkąd spotykałem się z Rory. Ale nawet to uczucie było nieco silniejsze niż to z Rory.

-Mam pomysł- zwróciłem się do niej podczas naszego powrotu do jej mieszkania.

Odwróciła się do mnie i oboje się zatrzymaliśmy- Jaki?
Wskazałem na piekarnię, obok której właśnie się pocałowaliśmy- Wrócimy tam, weźmy kilka babeczek lub coś i opowiemy sobie nawzajem wszystko o nas.
-Dobrze- uśmiechnęła się jak dziecko w Bożonarodzeniowy poranek- To brzmi naprawdę świetnie.
Odwróciłem się dookoła, ciągle trzymając jej rękę w mojej i poszliśmy do piekarni. Mężczyzna za ladą przywitał nas jak weszliśmy do środka malutkiego budynku.

-Witam w Dan's Bakery, jak się macie?
-Dobrze- Saige skinęła głową, podeszła do kasy i spojrzała w menu wiszące za mężczyzną, i ponownie spotkali się oczami- A ty?
Skinął głową- Dobrze, dziękuję, co mogę wam podać?
Wpatrywałem się w menu, przed podjęciem decyzji- Myślę, że wezmę czekoladowe ciastko i filiżankę kawy.
-A dla pięknej pani?- zwrócił się do Saige.
-Czerwone, aksamitne ciastko i gorącą czekoladę- uśmiechnęła się.
-Już się robi.- odwrócił się, w celu uzyskania smakołyków, a Saige poszła i wybrała dla nas stolik. Zapłaciłem, chwyciłem jedzenie i wróciłem do niej, ustawiając wszystko na stole.
-Dzięki- uśmiechnęła się- Ale mogę za siebie zapłacić- prychnęła.
Pokręciłem głową- Nie musisz tego robić, ja mogę zapłacić.
Postanowiła nie walczyć i ugryzła jej ciastko. Tutejsze ciastka były wielkości głowy.
-Więc...od czego powinniśmy zacząć?- zapytała.
-Od urodzin, moje są pierwszego marca.
-A moje pierwszego maja- zachichotała- Oboje mamy pierwszego w miesiącach zaczynających się od M.
-Myślę, że to znak- mrugnąłem, powodując, że ponownie się zarumieniła.
-Następne pytanie- odchrząknęła- Spotkałeś już Tobiego, więc opowiedz mi o swoim rodzeństwie.
-Mam młodsze rodzeństwo. Mam brata i siostrę. Są bliźniakami, moja siostra jest starsza o 3 minuty, ma na imię Jazmyn ale mówimy na nią Jazzy albo Jaz. Używamy Jazmyn, jeśli wpadnie w kłopoty, ma piętnaście lat. Mój brat to Jaxon. Zawsze nazywamy go Jaxon albo Jax. Oczywiście też ma piętnaście lat. Są naprawdę świetni- wzruszył ramionami- Ale mam na myśli, że są moim rodzeństwem, więc nie mów nikomu, że tak powiedziałem, oni mają myśleć, że ich nienawidzę- zaśmiałem się- Powiedz mi coś więcej o Tobym, coś czego nie wiem.
-Cóż, on jest trochę nieśmiały w Bronx, ale w Brooklinie był popularnym facetem. Dziewczyny gromadziły się wokół niego, a chłopcy chcieli być jego najlepszymi przyjaciółmi, uprawiał w każdy sport w szkole, z wyjątkiem cheerleaderek i tańca, i wszystkich takich rzeczy. Był najszybszym biegaczem w drużynie, a nawet pobił rekord szkoły w biegu na pięć mil.
-Byłby bardzo dobrym wspólnikiem w napadzie na sklep.- zażartowałem.
Saige zmrużyła na mnie oczy- Jeśli nie żartujesz, to przysięgam, że....
-Wyluzuj- podniosłem ręce na znak niewinności- Ja tylko żartowałem, Saige.
-Masz dziwne poczucie humoru, panie Bieber.
-Dziękuję, panno Cameron.

Wziąłem gryza mojego ciastka i mały łyk kawy z mojej filiżanki, i wymyślałem pytanie- Jeśli mogłabyś teraz wrócić i zamieszkać na Brooklynie, zrobiłabyś to?
Pomyślała minutę- Jeśli mogłabym wziąć ze sobą ciebie, JT, Senece i moją rodzinę to tak.
-Aww, lubisz nas- dokuczałem- Kto by pomyślał, że przeprowadzka tutaj faktycznie skończy się polubieniem nas i zabranie nas z powrotem na Brooklyn.
-Myślę, że musimy wyciąć otwór w ścianie.
-Co kurwa?- zaśmiałem się z nagłą zmianą tematu- Dlaczego?
-Bo twoje ego jest za duże, nie zmieścisz się w drzwiach.- uśmiechnęła się.
-O cholera, spaliłaś mnie.
Zaśmiała się i popijała gorącą czekoladę, ponownie jedząc jej ciastko.- Na pewno.
-Jaki jest twój ulubiony film?
-''Mean Girls''- zachichotała – Myślę, że większość dziewczyn kocha ''Mean Girls'', to jest świetne. Jaki jest twój?
-Filmy ''The Rocky''.
-Oglądałam tylko pierwszą część- przyznała.
-Musisz przyjść do mnie kiedyś i zobaczyć resztę.
Skinęła głową- Powiedz mi tylko kiedy i przyjdę.
-Zobaczymy, kiedy będę wolny.- zaśmiałem się- Pozwól mi sprawdzić mój kalendarz.
Zaśmiała się w odpowiedzi i zaczęła myśleć nad następnym pytaniem.

~.~


Po tym jak skończyliśmy nasze ciastka zdecydowaliśmy się pójść na plac zabaw dla szkoły podstawowej. Zaśmiałem się i poprowadziłem ją do huśtawki. Usiadła na jednej, a ja stanąłem za nią i huśtałem ją, powodując, że chichoty zaczęły wydostawać się z jej ust, a ona nadal odchylała się wyżej i wyżej w powietrze.
-Nie mogę uwierzyć, że ponownie bawię się na placu zabaw.- Saige uśmiechnęła się, a ja kontynuowałem popychanie jej.
-Dobrze się bawisz?
-Tak!- zapiszczała i chwyciła się liny od huśtawki.
-Czuję się jakbym miał ponownie dziesięć lat.- przyznałem i rozejrzałem się wokoło placu. Nie bawiłem się tutaj, odkąd chodziłem do szkoły podstawowej.

-Często się tutaj bawiłeś?- Saige zapytała.
-Yeah- skinąłem głową- Przychodziłem tutaj razem z JT i Senecą, i mogliśmy bawić się w piratów, w pilotów samolotu, w sławne osoby albo w astronautów.- zaśmiałem się- JT i ja zawsze chcieliśmy być astronautami. Zawsze robiliśmy tak, że Seneca byłą obcą. Bawiliśmy się także z tą dziewczyną Brittany... ona... ona jest siostrą Mikeya.- nie wiedziałem jak zareaguje na nieszczęsną krew Brittany.
-Świetnie- wzruszyła ramionami, a ja nadal ją huśtałem.
-Brittany i Seneca zawsze próbowały przekonać JT i mnie do zabawy z nimi w dom, ale my zawsze odmawialiśmy- zaśmiałem się- Ta gra była dla nas za dziewczęca.
-Bardzo lubiłam się w nią bawić, kiedy byłam mała- Saige zachichotała.
-Większość małych dziewczynek lubi to albo księżniczki czy cokolwiek.
Saige skinęła głową- Kochałam też partyjki herbaty, takie z moimi pluszakami....to było gównem.
Pokręciłem głową- Dziewczęce zabawy zawsze były dziwne.
-Wypraszam sobie.
-Założę się, ze tak.

Przestałem ją huśtać i zatrzymałem huśtawkę i oboje poszliśmy na zjeżdżalnię.
-Ty pierwszy- zaoferowała. Zaśmiałem się, wspiąłem po drabinie i usiadłem na szczycie zjeżdżalni.
-To wygląda na dużo mniejsze teraz, niż kiedy miałem sześć lat- żachnąłem się.
Saige zaśmiała się- To dlatego, że dorosłeś, Justin.
-Nie chce dorastać- zmarszczyłem moją twarz- To nie brzmi zabawnie.
-Wyobraź sobie, że musimy płacić za rachunki i inne rzeczy.
Jęknąłem- Nie każ mi o tym myśleć, to sprawia, że mój mózg boli, myśląc o konieczności faktycznego radzenia sobie finansowo.
-Założę się, że znajdziesz wspaniałą pracę i będziesz w stanie pozwolić sobie na rezydencję- zachęcała.
-Może, gdybym był niesamowitym narkotykowym lordem- mruknąłem tak cicho, żeby usłyszała.
-Co?- spojrzała na mnie.
-Nic- machnąłem i jechałem na zjeżdżalni.
-Skoro tak mówisz- posłała mi spojrzenie. Wydawało mi się, że mi nie wierzy, co pewnie jest prawdą.
Stałem przed nią z uśmiechem grającym na ustach- Mówię, więc....teraz ty zjedź po zjeżdżalni, piękna.
-Jeśli nalegasz- zachichotała i wspięła się po drabinie, opadając na górę. Posłałem jej kciuki do góry, zanim pchnęła się, zjechała w dół i podeszła do mnie.

-Co teraz?

-Koniki?- wskazałem kciukiem na koniki za nami. Były wystarczająco wysokie, żeby nastolatkowie byli w stanie z nich korzystać. Były za duże dla mnie, kiedy byłem dzieckiem.
-Tak!- zapiszczała z podnieceniem, biegnąc do nich. Usiadła na jednym boku, a ja na drugim. Odpychaliśmy się wzajemnie od ziemi przez dobre dwadzieścia minut i oboje śmialiśmy się, żartowaliśmy, rozmawialiśmy i przypadkowych rzeczach, które weszły do naszego umysłu.
~.~

-Jaki jest twój ulubiony smak lodów?- zakwestionowała.
-Czekoladowy- wzruszyłem ramionami- A twój?
-Smak tortu urodzinowego- uśmiechnęła się- Ulubiona książka?
-Uh....- pomyślałem. Tak naprawdę nie czytam dużo książek- ''A Kill A Mockinbird'', tak myślę.
To była pierwsza książka, która przyszła mi do głowy, odkąd pamiętam, że miałem zrobić raport na jej temat w dziewiątej klasie.
-Świetnie.
-Jaka jest twoja?
-Lubię książkę ''The Hunger Games''- uśmiechnęła się.
-Byłem pewien, że jesteś fanką ''Twilight''.
Rzuciła mi spojrzenie- Yeah... w szkole średniej. Wyrosłam już z obsesji na punkcie ''Twilight'', dziękuję ci bardzo.
Zaśmiałem się- Ja tylko tak zakładałem.
-Nie zakładaj rzeczy, czynisz z siebie i ze mnie dupka.
-Ach, rozumiem co ty tam robiłaś.

Mrugnęła figlarnie i nadal huśtaliśmy się na konikach.

~.~

Po tym jak skończyliśmy zabawę na placu zabaw, zdecydowaliśmy wrócić do jej domu, podejmując się najdłuższej drogi.
-Dzięki za zabawny dzień.- uśmiechnęła się, kiedy ja owinąłem moje ramię wokół jej talii i przyciągnąłem ją bliżej.
-Dzięki, że się mną dzisiaj zajęłaś.- zaśmiałem się.
-Dobrze się bawiłam- uśmiechnęła się.
-Ja też, kochanie.

Czy ona wspomni o pocałunku?
Czy ona też mnie chce?
Cholera, Justin, dlaczego jesteś taki zdenerwowany przez tę dziewczynę? Nie bądź mięczakiem.

Sprawdziłem mój telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Jest piętnaście minut po piątej wieczorem.
-Czy myślisz, że twoja mama będzie wkurzona, że trzymałem cię do tak późna?- uśmiechnąłem się.
Potrząsnęła głową- Ona nie wraca z pracy, aż do szóstej, nigdy się o tym nie dowie.
Zaśmiałem się- Jesteś podstępna, prawda?
Saige skinęła głową- I nie zapominaj o tym Justin. Mogę obserwować cię przez parę sekund i ty nie będziesz o tym nawet wiedzieć.
-Dobra, teraz to już jest po prostu straszne.
-O to mi chodzi.
-Jesteś dziwna- dokuczałem.
-Nie krytykuj mnie, bo nie jesteś mną.- żartobliwie pchnęła mnie. Bez ostrzeżenia, wziąłem ją i zacząłem łaskotać. Śmiech zaczął wylewać się z jej ust, kiedy starała się odsunąć moje ręce, żeby zatrzymać łaskotanie jej.
-Nie!- zachichotała- Jestem zbyt delikatna do takiej gry!
-O to mi chodzi.
-Nie!- krzyknęła, podczas śmiania się. Zaśmiałem się, a nasze śmiechy zdawały się ujednolicić ze sobą i postawiłem ją na ziemi, zatrzymując moje palce od łaskotania jej, kiedy staliśmy w bramie parku.

-Dziękuję- próbowała uspokoić się, ale nie powiodło się to i po prostu wybuchła śmiechem.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i poprawiłem jej bluzę, która się podwinęła.

-Wiesz, większość dziewczyn nie zdejmuje piżam, podczas spacerowania po mieście, ale ty wyglądasz bardzo atrakcyjnie.
-Pracuję nad tym- zachichotała, pstrykając palcami w impertynencki sposób.

-O mój...- zaśmiałem się- Teraz musimy wyciąć otwór w ścianie twojego mieszkania dla twojego ego!- powtórzyłem jej żart z wcześniej, zdobywając jej głośny śmiech. Pozwoliłem wskoczyć jej na moje plecy, dając jej przejażdżkę na barana.
-Ludzie!- głos nam przerwał. Oboje odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Senece stojącą przy ławce w parku. Wyglądała na zestresowaną i trochę zasmuconą. Miała ma sobie parę szortów, które były podciągnięte do jej talii i krótką, czarną koszulkę. Miała na bluzce ciemnoszary kardigan. Jej ramiona były skrzyżowane na piersi i spojrzała w ziemię.

-Co się stało?- Saige ostrożnie zeskoczyła mi z pleców i podeszła do mojego boku. Splotłem swoje place z jej i podeszliśmy bliżej Senecy.
-Co się dzieje?- zapytałem, wplatając troskę w moje słowa.
-Czy wszystko w porządku?- Saige zapytała.
-Nie- Seneca potrząsnęła głową- Nic nie jest dobrze.

Jak taki wspaniały dzień z Saige może się zrujnować, w momencie, w którym zamierzaliśmy go zakończyć?

-Co się stało...?- zapytałem ponownie, sprawdzając czy mogę dostać odpowiedź.
-Było...- nie mogła znaleźć słów, aby opisać to co się stało.
-Co Seneca?- Saige zapytała, coraz bardziej zdenerwowana, a Seneca wstrzymywała się od powiedzenia nam co do cholery się z nią dzieje.

-Było... uhm.
-Jezu kurwa Chryste Seneca, wyrzuć to z siebie.
-Zdarzyła się śmierć w rodzinie.
Moje oczy rozszerzyły się- W czyjej rodzinie......?

__________________________________________________________________

Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na aska LINK

50 komentarzy= następny rozdział
Buziaki xoxo


środa, 28 maja 2014

Rozdział 11

"Ona nie jest tak ważna"

Saige’s POV

- Wiem, że tak naprawdę nie chcesz, żebym odchodził, Saige- Justin potrząsnął głową.
- Chcę, żebyś odszedł- krzyknęłam.
Wziął głęboki oddech i przysunął się do mnie, zamarłam na miejscu- Dlaczego chcesz, żebym odszedł? Nie chcesz, żebym cię pocieszył, Saige?
- Nie tak to działa, Justin!- krzyknęłam na niego- Nie możesz traktować mnie jakbym była nikim dla ciebie, kiedy Rory jest w pobliżu, a później kiedy cierpię, zamieniać się w pieprzonego księcia z bajki lub super bohatera, czy coś. To nie jest film, Justin. Po prostu wyjdź.
- Nigdzie nie idę, Saige- nie ustąpił.
Potrząsnęłam głową- Nie chcę cię tu- zerwałam nasz kontakt wzrokowy, woląc patrzeć na koce, na których siedziałam.
Justin zignorował mnie i tylko pochylił się i mnie objął. Zesztywniałam, a gula w moim gardle rosła. Nie chciałam przy nim płakać.
- Nie musisz udawać silnej- wyszeptał do mojego ucha. Wszystkie te słowa kompletnie mnie złamały. Płakałam, trzymając twarz w jego ramionach. Justin pocierał moje plecy w kojący sposób i przyciągnął mnie bliżej.
- Dlaczego to musiało stać się właśnie mnie?- wyszlochałam- Nie zasłużyłam na to!
- Wiem, kochanie, wiem- wyszeptał- Mikey będzie martwy, kiedy go znajdę. Nie zadręczaj tym swojego małego, pięknego umysłu, okej?
- Nie mogę iść jutro do szkoły. On tam będzie. Co jeśli złapie mnie samą na korytarzu?
- Przyrzekam, namówię moją mamę, by porozmawiała z twoją o edukacji domowej dla ciebie.
- Wtedy pomyśli, że jestem cipą- płakałam.
- Saige- Justin spojrzał na mnie- Jeśli ludzie dowiedzą się, co Mikey ci zrobił, nie będą cię tak nazywać.
- Kto uwierzy nowej białej?- mruknęłam.
- Uwierzą, kiedy potwierdzę to, co powiesz. Zapomniałaś o tym jaki mam wpływ na to miasto?
Wzruszyłam ramionami- Nie wiem nic więcej, Justin. O ile mi wiadomo, mógłbyś mnie teraz zgwałcić. Jak mam wiedzieć, komu mogę zaufrać? Nie znałam nawet Mikey'ego. Powiedziałam przypadkowe imię i pechowo okazało się, że on był prawdziwą osobą. Prawdziwą osobą, która próbowała mnie zgwałcić, cholera!- uderzyłam w ścianę, natychmiast poczułam ból między palcami, przez który płakałam.
- Kurwa, Saige- Justin chwycił moją rękę i zbadał moje kostki, sprawdzając, czy się nie zraniłam.
- Naprawdę nie powinnaś chodzić wokół uderzając ściany- starał się rozjaśnić nastrój żartem- Nie pamiętasz, jak bardzo bolało ostatnim razem?
Przewróciłam oczami, zabierając moją rękę z dala od niego.
Westchnął- Ile raz mam powtarzać, że cię przepraszam, zanim w końcu mi wybaczysz? Przepraszam, Saige. Wiem, jestem dupkiem.
- Więcej niż dupkiem- spojrzałam w jego oczy- Mega dupkiem.
Uśmiechnął się, przytulając mnie- To, że żartujesz oznacza, że mi wybaczyłaś? Lub przynajmniej będziesz mnie znosić?
Westchnęłam i owinęłam moje ramiona wokół Justina- Sądzę, że-
Piosenka rap rozbrzmiała w moim pokoju. Justin i ja oderwaliśmy się od siebie, a on wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na ekran.
- Rory dzwoni- poinformował.
Westchnęłam- Odbierz... porozmawiaj ze swoim małym kociakiem do seksu.
- Nie- Justin potrząsnął głową i rzucił telefon  na łóżko- Ona nie jest tak ważna.
Podniosłam telefon, nacisnęłam przycisk i przyłożyłam go do ucha.
- Halo?- odpowiedziałam.
- Kto to?- usłyszałam w odpowiedzi sukowaty ton Rory- i dlaczego spotykasz się z Justinem?
- Nie sądzę, że to twój problem. Mogę w czymś pomóc, Rory?
- Daj Justina do telefonu- warknęła.
Spojrzałam na Justina, nasze oczy się spotkały- Jest trochę zajęty w tym momencie...
- Co robi?
- Cholera suko, jesteś taka wkurzająca- zakończyłam rozmowę i oddałam telefon mojemu pocieszycielowi- Twoja seks zabawka jest niesamowicie wkurzająca.
Justin zachichotał- Zgaduję, że nie jestem dobry w wybieraniu pierwszych miłości, co?
- Ty ich nie wybierasz- wzruszyłam ramionami- One same przychodzą, ale nie zawsze musisz się trzymać pierwszych miłości, wiesz?
Czy ja nieznacznie z nim flirtowałam?
Uśmiechnął się- Wiem.
 Patrzyliśmy się na siebie przez długi czas, zanim przysunął się bliżej do mnie. Westchnienie wyszło z moich ust, gdy Justin zaczął się pochylać. Wspomnienie Mikey'go, które pojawiło się w mojej głowie, natychmiast zostało zastąpione przez Justina.
Jego usta były prawie przy moich. Nagle usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi i oboje od siebie odskoczyliśmy.
- Justin!- Seneca krzyknęła- Wszystko z nią w porządku?
- Cholerny Boże!- mruknął cicho pod nosem, zanim podniósł głos- My po prostu rozmawiamy!
- Saige, kocham cię!- powiedziała w przyjazny, pocieszający sposób.
- Też cię kocham, Seneca- powiedziałam. Oparłam się na mojej poduszce, a po chwili Justin ustawił się obok mnie. Mogłam poczucie bicie mojego serca.
- Czegoś potrzebujesz?- krzyknęła przez drewniane drzwi.
- Potrzebuję cię- wyszeptałam do Justina, zanim podniosłam mój głos i odpowiedziałam jej- Nie!
- Czy nie działam za szybko?- Justin zapytał ostrożnie- Nie mam pojęcia, co się dzieje w twojej głowie tego  popołudnia. Nie chcę działać za szybko, byś się nie wkurzyła i mnie odtrąciła.
Czy straszny gangster Bronxu, Justin Bieber, faktycznie jest dla mnie słodki i dba o moje uczucia?
Uśmiech pojawił się na moich ustach z powodu jego troski- Przytul mnie.
Justin zmienił swoją pozycję, owinął swoje silne, muskularne ramiona wokół mnie i przyciągnął mnie do siebie. Moje serce mocno biło, kiedy owinęłam moje chude ramiona wokół jego talli i ukryłam twarz w jego piersi, czując jak moje oczy zaczynają opadać.
- Tak bardzo przepraszam- ponownie wyszeptał do mojego ucha.


Obudziłam się następnego ranka nadal w ramionach Justina. Nie żebym miała coś przeciwko. Ziewnęłam cicho i spojrzałam na nieruchome ciało chłopaka. Jedyną poruszająco się częścią jego ciała była klatka piersiowa. Jego oczy były zamknięte, usta mocno zaciśnięte w cienką linię. Przejechałam palcami po jego potarganych włosach, poprawiając je. Usłyszałam jak odetchnął. Otworzył oczy i nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiech rozciągnął się na jego ustach- Dzień dobry.
- Dzień dobry- odchrząknęłam, przesunęłam moją rękę z powrotem do mnie.
- Nie musiałaś przestawać- zachichotał.
- Nie chcę naruszać twojej prywatnej przestrzeni- zaśmiałam się.
- Jest dobrze, kochanie- wzruszył ramionami.
Zaczerwieniłam się i ukryłam moją twarz w kocach.
- Która godzina?- wyłoniłam się, gdy poczułam, że róż z moich policzków znika. Spojrzałam na zegarek za Justinem, była 9.
- Cholera, spóźniłam się do szkoły- zeskoczyłam z łóżka, zrzucając nakrycie na chłopaka.
- Saige- usiadł- Nie martw się o szkołę, zostań w domu, spędź dziś ze mną czas.
- Nie mogę już opuszczać szkoły, wciąż jest wcześnie.
- Mam nadzieję, że uda mi się przekonać twoich rodziców na edukację domową, więc to nie ma znaczenia.
Przewróciłam oczami- Nie chcę tego. Jak poznam ludzi?
- Chcesz widzieć Mikey'go każdego dnia?
Moja twarz opadła, spojrzałam na podłogę- ... Nie.
Łzy wypełniły moje oczy, starałam się je otrzeć.
- Cholera, Saige, nie płacz.
Odwróciłam się do niego- Jest w porządku.
- Mam zamiar skopać mu tyłek.
- Jest dobrze, Justin- westchnęłam, opierając się o poduszki- Wracajmy do spania.
Z powrotem położył się obok mnie, owijając swoje ramiona wokół mnie- Co mam zrobić?
Odwróciłam moją twarz do niego- Z czym?
- Myślę, że ja... zakochuję się w tobie, Saige.
Moje oczy rozszerzyły się, Justin wstał.
- Mam coś do zrobienia. Wkrótce wrócę- wyszedł z mojego pokoju, gdy przyznał się do tego, że myśli, że się we mnie zakochuje. A ja po prostu siedziałam na łóżku z szeroką otwartymi oczami, a moja szczęka opadła.

Justin’s POV

 Pokonałem trzy, kamienne schody do małego, miejskiego domku Rory. Zapukałem głośno do drzwi, zanim oparłem się o ogrodzenie, by nie dostać garnkiem w głowę. W ciągu kilku sekund Rory otworzyła drzwi. Była ubrana w czarne legginsy z dziurą na prawym kolanie i jedną z moich białych koszulek.
- Justin!- ucieszyła się i wzięła mnie do uścisku. Pachniała marihuaną i alkoholem.
- Jesteś na haju, Rory?
Wzruszyła ramionami- Może trochę. Czego potrzebujesz, kochanie?
- Rory, już nie chcę być twoją seks zabawką-
- Co?- przerwała mi, zanim mogłem się wytłumaczyć- Dlaczego kurwa nie? Już ci się nie podobam, Bieber? Ty dupku!
- Rory, nie chcę już nic nieznaczącego pieprzenia.
Zaśmiała się- Co kurwa? Od kiedy stałeś się staromodny? Jeśli nie chcesz tego, to czego chcesz?
Westchnąłem, chowając ręce do kieszeni- Rory, polubiłem kogoś innego.
- Wiedziałam!- syknęła- Słyszałam, jak jakaś dziewczyna odebrała twój telefon ostatniej nocy. Kto to?
Potrząsnąłem głową- To nie jest twój problem.
- Sądzę, że jednak tak. Zrywasz naszą seksualną więź dla niej.. co sprawia, że to jest mój problem.
- Dobrze kombinujesz, Rory- westchnąłem- Może teraz to nie jest dobry czas dla nas, może w przyszłości?
- Och, daj spokój, Justin- chwyciła moją rękę- Wiem, że mnie kochasz i nie chcesz stracić, więc dlaczego to utrudniasz? Jesteś moją pierwszą miłością. Zabrałeś moje dziewictwo, ja wzięłam twoje. Pamiętasz wszystkie dobre czasy-
- Po prostu przestań, Rory. Jesteś prawie żenująca. Nie lubię cię już w ten sposób. Może zobaczyliśmy siebie w złym czasie i miejscu. To po prostu nie jest teraz dla nas dobre. Przepraszam.
- Justin?- usłyszałem kolejny znajomy głos za nami.
Odwróciłem się i zobaczyłem ciemnoskórą dziewczynę na korytarzu. Była ubrana w krótką, czarną sukienkę, która wyglądała jakby była rozwalona po długie nocy z Rory w klubie. Włosy miała związane w niechlujnego koka, a pod oczami rozmazany makijaż.
- Cześć Tallulah- spojrzałem na nią zdezorientowany. Dlaczego miałaby się spotykać z Rory?
Uśmiechnęła się, podeszła do mnie i mnie przytuliła. Śmierdziała papierosami i zbyt dużą ilością perfum- Och, Justin, wiesz, że możesz mówić mi Tally. Gdzie do cholery byłeś? Całkowicie zostawiłeś mnie i moje dziewczyny- uświadomiła mnie. Zrobiłem krok wstecz.
- W różnych miejscach- wzruszyłem ramionami.
- Okej- spojrzała na mnie- Jakiego rodzaju miejscach?
- Tego rodzaju miejsca, które naprawdę cię nie dotyczą.. Dlaczego jesteś nagle taka wścibska?
Posłała mi groźne spojrzenie- Starałam się być miła, Justin, cholera.
- Nie potrzebuję twojej przyjaźni.
- Myślę, że wstał dziś lewą nogą- Rory wypaliła.
- Zgadzam się.
- Dla waszej informacji obudziłem się obok jednej z najbardziej niesamowitych dziewczyn na Bronx, dziękuję bardzo.
- To jedna z moich dziewczyn?- Tallulah uśmiechnęła się.
Wybuchłem śmiechem- Wszystkie twoje dziewczyny są sztucznie opalone na czerwono, a ich tyłki odstają bardziej niż Nickie Minaj, Tallulah. Nigdy nie zostałbym złapany z jedną z nich.
Zadrwiła- Sądzę, że widziałam twoje imię w mojej książce, gdzie zapisuję wszystkie imiona klientów, Justin. Byłeś w tej książce kilka razy, prawda?
- Musi być jakiś inny Justin Bieber na Bronx, ponieważ nie zostanę złapany z jedną z twoich dziwek nawet jeśli piekło zamarznie.
Tallulah przewróciła oczami- Justin, Justin, Justin dramatyzujesz. Kiedy piekło zamarznie?- zadrwiła- Och proszę, Rory i ja dobrze wiemy jaki jesteś, kiedy jesteś samotny i sfrustrowany.
- Tak- Rory zachichotała.
- Zamknijcie się do cholery, Tallulah, pieprzyliśmy się tylko raz.
- Kiedy byłeś sfrustrowany seksualnie i kogoś potrzebowałeś, zgadza się?
Przewróciłem oczami- Po prostu się zamknij, Tallulah, nikt nie chce słuchać twojej paplaniny.
- Mogę powiedzieć jaki jesteś, kiedy potrzebujesz seksu.
- Byliśmy dziećmi, Rory, tylko dziećmi.
- Teraz nie wiesz o moim życiu.
- Sądzę, że kilka dni temu uprawialiśmy seks, a ty wydawałeś się dość potrzebujący... Wydawało mi się, że cię proszę, w porządku, ale ty teraz mówisz, że nie chcesz mnie, bo chcesz prawdziwego związku- spojrzała na mnie.
- Justin Bieber chce prawdziwego związku?- Tallulah zadrwiła- W ciągu tygodnia nudzą go już dziewczyny i odchodzi do innej.
- Spotykałem się z Rory przez lata.
- Byliśmy dziećmi, Justin, tylko dziećmi- powtórzyła po mnie.
- Obie jesteście sukami- syknąłem.
- Och, jesteśmy sukami?- Rory wysapała- Porozmawiajmy o tej, z którą spędziłeś ostatnią noc i która odebrała twój telefon.
- Już był z inną ostatniej nocy?- Tallulah uśmiechnęła się- To nie jest dla mnie niespodzianka.
- Nawet nic nie wiesz, Tallulah, przestań mówić- spojrzałem na nią.
- Wiem, że pieprzyłeś mnie jednej nocy i potem ignorowałeś moje wszystkie wiadomości, telefony. Nigdy nawet nie oddzwoniłeś, Justin.
- Czy wy nadal tkwicie w przeszłości czy..?- zamarłem.
- Nie tkwimy w przeszłości- Rory przerwała- Po prostu nie jesteśmy zadowolone z tego, że od nas odchodzisz, a potem traktujesz jakąś dziewczynę jak księżniczkę.
Przewróciłem oczami- Cokolwiek. Odchodzę. Pieprzcie się obie.
- Wrócisz- skrzyżowała ręce na piersiach- Oni zawsze wracają.
Spojrzałem na nią i przewróciłem oczami z irytacją- Okej, Rory..
Przewróciła oczami i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Westchnąłem i odwróciłem się, wpadając na kogoś, kto wchodził do domu Rory.
- Och, hej. Przepraszam stary- szybko rozpoznałem głos. Mikey.
Spojrzałem na niego, wściekłość całkowicie mną zawładnęła- Mikey... jak miło cię widzieć.

Saige’s POV

Siedziałam w mojej sypialni i przeglądałam się w lustrze. Trzymałam się drzwi, kiedy starała się wybrać ładny strój, by dobrze wyglądać, kiedy wróci Justin. Przypadkowo zasnęłam w ubraniach, które nosiłam wczoraj, więc postanowiłam zmienić je na piżamę. Zdecydowałam się na niebiesko-czarne w białą kratę, bawełniane spodnie i sweter. Nadal byłam niewiarygodnie zmęczona, mimo że noc spędzona na ramionach Justina była prawdopodobnie najlepszą nocą na Bronx, a może nawet w całym moim życiu. Spojrzałam na moje ciało, zauważyłem siniaki. Nic nie mogłam na to poradzić, kilka łez wypłynęło z moich oczu. Rozglądałam się po pokoju, aż znalazłam mój zestaw do makijażu. Znalazłam podkład i natychmiast pokryłam nim moją szyję. Czerwone plamy zmieniły się na ohydne purpurowe i brązowe ślady na skórze, gdzie wstrętne wargi Mikey'go mnie dotykały. Byłam pewna, że były na całym ciele, ale nie chciałam tego sprawdzać, wiedząc, że jeszcze bardziej się zdenerwuję.
Westchnęła, chwyciłam szczotkę i rozczesałam moje potargane włosy. Następnie poszłam do kuchni, gdzie na blacie znalazłam kartkę dla mnie.

Kochana Saige,

       Toby powiedział mi, że wczoraj stało się coś naprawdę złego i że powinnaś zostań w dom. Wpadłam na Justina, kiedy wychodził i powiedział, że później chce porozmawiać o domowym nauczaniu. Więc porozmawiamy wkrótce. Martwię się. Cokolwiek złego się dzieję, pomogę ci z tym. Masz też ojca, Pattie i wszystkich nowych przyjaciół. Nigdy nie trać nadziei, skarbie. Bardzo cię kocham.

                                                                                     Mama xo


Uśmiechnęłam się i włożyłam kartkę do kieszeni. Podeszłam do lodówki i chwyciłam karton soku pomarańczowego, nalałam do szklanki i włożyłam go z powrotem. Przeszukałam spiżarnię, by znaleźć coś do jedzenia. Moje oczy rozszerzyły się na widok angielskich babeczek.
- Wystarczająco dobre- mruknęłam do siebie i włożyłam je do tostera. Oparłam się plecami o szafkę i wyciągnęłam z kieszeni telefon, by sprawdzić wiadomości.

Willow: Toby powiedział mi, że wpuściłaś wczoraj Justina. Pomógł?
Willow: Saige...? Śpisz? Naprawdę się o ciebie martwię!
JT: Jeśli zobaczę dziś Mikey'go w szkole, skończy w szpitalu.
Seneca: Mikey opuścił dziś szkołę, CO ZA MIĘCZAK! Wiedział, że wszyscy chcemy skopać mu tyłek! Mały skurwiel!
Justin: Mam kilka spraw do załatwienia, potem pójdę do domu i się przebiorę. Wrócę, jak skończę. Prawdopodobnie około południa, okej?

Szybko odpisałam każdemu, zanim wyciągnęłam angielskie babeczki z tostera i posmarowałam je dżemem truskawkowym. Szybko zjadłam wszystkie, by lepki dżem nie spływał mi po ręce.
Położyłam się na kanapie, czując zmęczenie, kiedy wtuliłam się z jedną z poduszek. Chwyciłam pilot i włączyłam telewizję. Zaczęła grać w środku programu TLC 'Say Yes To The Dress'. Uśmiechnęłam się do ładnych dziewczyn, ubranych w białe suknie i kręcących się wokół lustra, ponieważ promieniowały radością. Ich skóra świeciła się, kiedy krzyczały magiczne słowo, tak, do swoich ulubionych strojów, a wszyscy pracownicy, członkowie rodziny i znajomi klaskali.
- Takie urocze- mruknęłam do siebie, zanim usłyszałam mój telefon. Podniosłam go, mając nadzieję, że to Justin.

JT: Właśnie widziałem z okna sali matematycznej, jak Justin bije Mikey'go. Gówno idzie na dno.



Moje oczy rozszerzyły się, kiedy przeczytałam tekst.




__________________________________________

Przepraszam za małe opóźnienie. Jak wam się podoba rozdział? Zostawcie opinie w komentarzach:)
Dziękujemy za przepiękny szablon @roelyhopes<3
Zapraszam na jej bloga http://opowiadanie-blinger.blogspot.com/

środa, 21 maja 2014

Rozdział 10

Nienawidzę tych niewyraźnych linii.

Saige's POV

Po szkole poszłam usiąść na jednej z ławek parkowych na zewnątrz.

- Czekasz na Mikey?- Seneca zachichotała, kiedy podeszła do mnie.
Wzruszyłam ramionami- Powiedziałam mu, że po szkole spędzę z nim czas.
- W porządku, po prostu uważaj. On jest nastolatkiem, a ty ładną dziewczyną-
- Seneca- posłałam jej spojrzenie- On jest prawiczkiem.
Wzruszyła ramionami- On może kłamać, Saige.
Zaśmiałam się- Myślę, że dowiem się tego i później ci o tym powiem, Seneca.
Skinęła głową- Dobra, twój brat i ja idziemy do mnie-
- Fuj! Przestań, po prostu idź i nie mów mi nic więcej.
Uśmiechnęła się i poszła do Tobiego, który stał z kilkoma innymi ludźmi.
- On na pewno szybko znajdzie przyjaciół- powiedziałam do siebie i usiadłam z powrotem na ławce.

- Saige- głos za mną sprawił, że podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego Mikey z uśmiechem rozłożonym na całych ustach.- Nie sądziłem, że naprawdę przyjdziesz.
Wstałam i podeszłam do niego- Oczywiście, że przyszłam. Nigdy nie przegapiłabym szansy na spotkanie się z przyjacielem.
Zaśmiał się- Cóż mam zaplanowane fajne popołudnie, chodź ze mną.
Połączyliśmy ręce i zaczęliśmy iść chodnikiem.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, kiedy kontynuowaliśmy spacer.
-Zobaczysz- obiecał i nadal szedł w kierunku parku, a w większym stopniu do lasu.
-Uhm....Mikey?- spytałam- Dlaczego jesteśmy w lesie?
-Zadajesz tak wiele pytań.
-Ponieważ potrzebuję wielu odpowiedzi.

On tylko zaśmiał się i wszedł do małej łąki, która wydawała się spokojnym miejscem w samym środku Bronx.
-Wow- rozejrzałam się, widząc wszystkie drzewa, które wydawały się być nieco jaśniejsze niż reszta miasta i długa trawa, która wyglądała jakby nigdy nie była ścinana. Różnego rodzaju kwiaty rosły wszędzie wokół malutkiej łąki, która nie była większa niż średnia wielkość salonu.
-Piękne, prawda?- Mikey stanął za mną, opierając głowę na moim ramieniu.
Skinęłam głową- To jest niesamowite.
Poczułam jego usta dociśnięte do mojej szyi, moje oczy rozszerzyły się.
-Mikey... my się tylko spotkaliśmy, przestań- zrobiłam krok w bok, uciekając od niego.
Zaśmiał się i wrócił do mnie- Chodź Saige, powiesz ludziom jak słodki byłem. Dokuczają mi codziennie za ciągłe trzymanie mojego cholernego dziewictwa. Proszę zabierz mi je.
-Nie- popchnęłam go z dala ode mnie- Nie chcę go.
Westchnął- Ale ja przyprowadziłem cię na tą sekretną łąkę... no dalej, Saige- wrócił do mnie i złapał mnie za biodra i pociągnął bliżej niego.
-Zostaw mnie- walczyłam, aby mnie puścił.
-Boże, nienawidzę tych niewyraźnych linii.
-One nie są niewyraźne- zaprotestowałam- Nie chcę z tobą uprawiać seksu, to ostateczne.
Mocnej mnie przytrzymał- Dlaczego nie?
-Dlaczego ja?
Zignorował mnie i popchnął swoje usta na moje. Wypuściłam krzyk, próbując odtrącić się od niego. Trzymał ręce z tyłu mojej głowy, zmuszając moją twarz, aby pozostała połączona z jego. Próbowałam kopać go w nogi, żeby się przesunął, ale to nie podziałało. Podniosłam kolano, kopiąc go w krocze co spowodowało, że potknął się do tyłu, wydając głośny jęk.

-Co to do cholery było?
-Trzymaj się z dala ode mnie!- odwróciłam się na piętach i próbowałam uciec z łąki, słyszałam go goniącego mnie i poczułam jego palce owijające się wokół mojego nadgarstka, szarpiąc mnie z powrotem na łąkę, prawie skręcając moje ramię.
-Przestań!- błagałam- Zostaw mnie!
-Zamknij się- Mikey przewrócił oczami- Czy ty wiesz, ile pochwał zdobędę w szkole, jeśli ludzie dowiedzą się, że pieprzyłem nową białą?
-Nie będziesz mnie pieprzyć! Odejdź ode mnie.- ponownie próbowałam go odepchnąć.
-Daj spokój, kochanie- wyszeptał mi do ucha- Możemy słodko kochać się-
-Nie, to wymagałoby, żebym cię kochała,
Zaśmiał się- Och, jakby to było ważne. To tylko seks!
Silne ręce Mikey pociągnęły za mój wielobarwny sweter, aż zdjął go z mojego ciała.
-Przestań!- krzyczałam- Odejdź ode mnie!
Rzucił sweter na trawę, ignorując moje krzyki, sięgnął do mojej koszulki i pod mój biustonosz, czując moje piersi.
-Cholera, dziewczyno, masz ładne sutki!
Podniosłam moją rękę i słabo uderzyłam go w szczękę.
Zaśmiał się- Myślisz, że to boli?- złapał moje obie ręce i znowu mnie pocałował. Po raz kolejny starałam się walczyć, aby wydostać się z jego uścisku.

Jego ręce powędrowały do góry mojej spódnicy i czułam, jak przesuwa ją w dół. W końcu udało mi się wyszarpać się z pocałunku i napluć na jego twarz, lądując śliną na jego lewym policzku.
-Ty pieprzona dziwko- otarł ją- Słuchaj dziewczyno, wiem, że to nie jest twój pierwszy raz... więc dlaczego jesteś taka niechętna?
-Nie znasz mnie- starałam się dotrzeć do mojej spódnicy. Zatrzymał mnie, zdejmując moją koszulkę.
-Przestań- krzyczałam- Niech ktoś mi pomoże!
Ręką Mikey przycisnęła się do moich ust, podczas gdy zaczął sięgać po moją bieliznę.

JT's POV

Usiadłem na jednej z ławek w parku obok Willow. Jest ona ubrana w prostu, czarny T-shirt i parę jasnych, różowych szortów.
-Wyglądasz pięknie- przycisnąłem moje usta do jej skroni i owinąłem jedną rękę wokół jej ramion. Zachichotała i ukryła swoją zarumienioną twarz w mojej klatce piersiowej.
-Nie- położyłem rękę na jej podbródek, zmuszając, żeby jej twarz w kolorze pomidora spojrzała na mnie.- Wyglądasz pięknie, gdy się rumienisz.
Mój komplement sprawił, że jej policzki jeszcze bardziej się podgrzały- Przestań, wcale nie.-zachichotała.
-Tak- cmoknąłem ją w czubek nosa.
-Cieszę się, że cię poznałam- splotła nasze place razem- Bardzo lubię spędzać z tobą czas.
-Ja też lubię spotykać się z tobą, kochanie.
-Cieszę się, że poprosiłeś mnie, bardzo lubię nazywać cię moim chłopakiem.
-A ja lubię nazywać cię moją dziewczyną, Willow.
Przycisnęła swoje usta do moich, kiedy usłyszeliśmy krzyk, który był przyczyną oderwania się od siebie.
-Co do cholery?- spojrzała w stronę krzyku.
Wzruszyłem ramionami- To Bronx, to prawdopodobnie nic takiego- zapewniłem ją.
-Przestań!- słaby głos krzyknął ponownie. Brzmiał znajomo, ale nie potrafiłem dopasować głosu do twarzy- Niech mi ktoś pomoże!- krzyknął ponownie.
-O mój Boże- Willow podskoczyła- To jest cholerny głos Saige!
Moje oczy rozszerzyły się i podskoczyłem- Cholera, musimy ją znaleźć.
-Ruszajmy- oczy Willow były rozdarte, kiedy zaczęła biegnąć w kierunku dźwięku ciągłych krzyków.
-Zostaw mnie!-  słaby głos Saige ponownie krzyknął- Niech mi ktoś pomoże, proszę!

Justin's POV

Usiadłem na schodach z cegły przed moim budynkiem z zapalonym papierosem między palcami.

-Bieber, co ci mówiłam o paleniu tych okropnych papierosów?
Odwróciłem się i zobaczyłem Senecę stojącą przede mną, trzymającą się za rękę z Tobym.
-Jesteście razem?- zignorowałem jej pytanie i wydmuchałem dużą chmurę dymu.
Seneca wzruszyła ramionami- Myślę, że można tak powiedzieć- odwróciła się do Tobiego, całując go w policzek i duży uśmiech rozprzestrzenił się na jego ustach.
-Uprawialiście już seks?- zwróciłem się do Tobiego.
-Nie do końca, ale jesteśmy już w trzeciej bazie- uśmiechnął się.
-Ach, upewnij się, że zrobisz to dziś wieczorem stary, dobrze?
Wzruszył ramionami- Zobaczymy co się stanie.

-Gdzie twoja bezdomna, dziwka-dziewczyna?- Seneca położyła rękę na biodrze.
Przewróciłem oczami- Ona nie jest moją dziewczyną, Seneca.
-Więc, gdzie twoja bezdomna dziwka, pieprząca się z kumplami?
Posłałem jej spojrzenie- Seneca, przestań.
-Ja tylko zadaję pytanie, nie ma potrzeby, żebyś był taki drażliwy- zaśmiała się.
Zamiast jej odpowiedzieć, to zaciągnąłem się papierosem i wydmuchałem dym.
-Ale tak naprawdę.... gdzie jest Rory?- Seneca rozejrzała się.
-Co cię to obchodzi?
Wzruszyła ramiona- Ja po prostu......odpowiedz na pytanie.
Westchnąłem- Musiała iść do pracy.
-Dla Tallulah- Seneca pokręciła głową- Kiedy otrząśniesz się z jej cholernego zaklęcia? To nic innego jak zła czarownica, Justin.
-Czarownica z 'b'- Toby uśmiechnął się.
-Zamknij się Toby- spojrzałem na niego.
-Nie mów mojemu chłopakowi, żeby się zamknął.
-Chłopak?- uniosłem brew- W końcu pozwoliłaś komuś, żeby nazywał cię dziewczyną?
-Tak- Seneca wyprostowała się śmiało- I może jeśli zorientowałbyś się, to Saige naprawdę stała się dla ciebie trudna, nie potrafisz się ustatkować i pozwolić dziewczynie nazywać cię chłopakiem.
Przewróciłem oczami- Saige mnie nie lubi, ona lubi Mikey.
-To bzdura!- Seneca krzyknęła- Wiem, że cię lubi! Nie wiedziała, że Mikey istnienie, nazywała go Michael i o ile pamiętam to ty mi opowiedziałeś tę historię. On nigdy nie przedstawiał się jako Michael nikomu, zawsze Mikey, jesteś obcy czy co. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy słowa Senecy w końcu mnie olśniły.
-A ty pozwalasz teraz, by Mikey starał się, żeby ona się w nim zakochała, jesteś idiotą!

Saige's POV

-Przestań!- krzyczałam, teraz byłam tylko w staniku i bieliźnie na środku łąki- Zabieraj te swoje brudne łapy!
Jego usta zjechały w dół mojej szyi i szeptał brudne słowa do mnie, pozostawiając malinki na całym moim ciele.

Łzy spływały mi po policzkach i mój głos stał się ochrypły od krzyków, które wymawiałam, próbując uzyskać pomoc.
-Chodź kochanie- wsadził moje ciemne, czekoladowe włosy na jedną stronę szyi i zaczął gryźć mnie w nią, co spowodowało, że ponownie zaczęłam krzyczeć z bólu.
-Przestań!- błagałam.
Rozpiął guzik swoich jeansów, zdejmując je i zdjął koszulkę, pozostając tylko w czarnych bokserkach.
-Niech mi ktoś pomoże- mój krzyk był słabszy od płaczu.
-Nikt nie przyjdzie cię uratować, kochanie, jesteś moja. Zostawię cię w spokoju, jak tylko skończymy się pieprzyć, ok?
-Myślę, że zostawisz ją w spokoju teraz.
Mikey zamarł, moje oczy rozszerzyły się, możliwości przeleciały dookoła mojej głowy, zostanę uratowana? Obejrzałam się za siebie, zobaczyłam JT i Willow stających na otwartej łące.
-Zostaw ją!- Willow krzyknęła na niego, patrząc jak kot gotowy rzucić się na sznur zwisający przed nimi. Miałam czas, aby chwycić ubrania, szybko włożyć je na siebie i zaczęłam uciekać w przeciwnym kierunku ze łzami spływającymi mi po twarzy.

-Saige!- Willow zawołała mnie- Wracaj! JT i ja zabierzemy się do domu, jest w porządku!
Zignorowałam ją, nie wiedząc komu naprawdę zaufać. Myślałam, że Mikey był przyjazny, ale wydawało się, że wszystko czego chciał ode mnie to zgwałcić mnie i pozbyć się swojego dziewictwa.
Nie przestałam biegnąć , dopóki nie znalazłam się w salonie mojego domu. Seneca i Toby siedzieli na kanapie. Ręce Tobiego były owinięte wokół talii Senecy. Jej ręce były wokoło jego szyi. Zatrzasnęłam drzwi i obaj oderwali się od siebie, patrząc na mnie.
Oczy Senecy złagodniały- Co się stało?
-Saige, co się dzieje?- pokazała się opiekuńcza storna Tobiego i podszedł do mnie z Senecą idącą za nim.
Potrząsnęłam tylko głową i odeszłam od nich, idąc do mojego pokoju, zatrzaskując drzwi i upadłam na podłogę, płacząc.
Słyszałam jak ktoś wali w drzwi- Saige!- głos Senecy wrzasnął- Co się stało?
Zignorowałam ją, chowając twarz w dłonie, pozwalając przeciąć gardło przez szloch, a Seneca nadal waliła w moje drzwi.
-Czy ona jest tutaj?- usłyszałam stłumiony głos JT za drzwiami.
-Tak, przyszła i poszła do swojego pokoju, płacząc- Toby wyjaśnił.
-Saige!- Willow krzyknęła, jej lekkie pukanie zadzwoniło do moich drzwi.

Justin's POV

Zadzwoniłam do drzwi mieszkania JT i oparłem się o ścianę. W ciągu kilku minut drzwi się otworzyły ukazując JT. Wyglądał na zestresowanego i zmęczonego.
-Hej- westchnął, otwierając drzwi szerzej.
-Hej stary, co się z tobą dzieje?
-Nic- pokręcił głową.
-Gdzie byłeś wcześniej? Pukałem do drzwi, ale nie otwierałeś i nie odbierałeś telefonu.
-Byłem w mieszkaniu Saige- wyjaśnił.
-Co ty tam robiłeś? Willow nie była przeciwna, żebyście byli sam na sam?
-Willow też tam była- wzruszył ramionami.
Skinąłem głową- Oh, ona spędzała czas z Saige, a ty spędzałeś czas z nią.
Potrząsnąłem głową- Nie do końca.
-Więc, co robiłeś?
-Nie powinno cię to obchodzić- wzruszył ramionami.
-Prawdopodobnie- wzruszyłem ramionami- Ale wciąż możesz mi powiedzieć.
Westchnął- Ok. Wiec.... dzisiaj Saige zamierzała spotkać się z Mikey'm po szkole-
-Dlaczego wszyscy ciągle o tym wspominają?  Nie jestem zazdrosny.
-Pozwól mi skończyć- JT popatrzył na mnie z irytacją.
-Przepraszam, kontynuuj- podniosłem ręce w obronie.
-Mikey wziął ją na łąkę i próbował zgwałcić...
Moje oczy rozszerzyły się i stanąłem prosto, ponieważ wcześniej opierałem się o ścianę.
-Co zrobił?
-Próbował ją zgwałcić- JT potarł skroń, tak, jakby bolała go głowa.
-Skąd wiesz?
-Usłyszałem jej krzyki i poszedłem tam, była w samej bieliźnie, starając się uciec od niego, a on mówił o tym jak chciałby ją pieprzyć, a potem zostawi ją w spokoju.
-Sukinsyn- warknąłem- Po co miałby robić to Saige?
JT wzruszył ramionami- Myślę, że dlatego, że ona jest nową białą w szkole, tak jak powiedział facet w kręgielni, że ktoś będzie miał zamiar ją puknąć i Mikey chciał być ta osobą.
-Muszę z nią porozmawiać.
-Jesteś pewien, ze to dobry pomysł?
-Tak- odwróciłem się i wyszedłem z mieszkania, nie mówiąc ani słowa.

~.~

Wtargnąłem bez słowa do domu Saige i Tobiego i skierowałem się do pokoju Saige.
-Co ty tu robisz?- Seneca spojrzała na mnie.
-Muszę z nią porozmawiać.
-Nie chce otworzyć drzwi- Seneca potrząsnęła głową- Wiec równie dobrze możesz wrócić do domu do twojej dziwki.
Westchnąłem i zignorowałem ją, lekko pukając do drzwi Saige. Jedyną odpowiedzą jaką dostałem był głośny płacz Saige, który spowodował, że moje serce się rozbiło. Rozejrzałem się dookoła pokoju i znalazłem wsuwkę do włosów leżącą na stoliku do kawy. Chwyciłem ją i natychmiast wróciłem do drzwi, poruszając ją w zamku. Usłyszałem odblokowujące się drzwi i otworzyłem je. Szybko je zamknąłem za sobą tak, aby Seneca i Toby nie mogli wejść.
Saige siedziała na łóżku, zwinięta w kłębek. Ubrana była w parę, czarnych spodni dresowych i biały T-shirt, który wyglądał na znoszony, zdawał się być ubierany co najmniej sto razy. Jej piękne ciemnobrązowe włosy związane były w niechlujny kucyk. Fragmenty jej włosów wypadły z gumki, a jej twarz była załzawiona i poplamiona tuszem. Widziałem malinki na całej jej szyi i ramionach. Jestem pewien, że były nawet na jej brzuchu i udach. Mikey będzie martwy.

-Saige- powiedziałem cicho. Natychmiast wyprostowała się i spojrzała na mnie.
-Jak...jak się dostałeś do mojego pokoju?
Podniosłem wsuwkę. Westchnęła i odwróciła wzrok.
-Czy... czy możesz proszę stąd wyjść?- prosiła, a jej głos drżał.
Pokręciłem głową- Obawiam się, że nie. Widzisz, mam zamiar cię pocieszyć, a następnie pójść kurwa zabić Mikey'a Scott'a.
Jego imię sprawiło, że rozpłakała się, niezwłocznie powodując, że poczucie winy przeniknęło przeze mnie.
-Cholera, przepraszam- usiadłem na skraju jej łóżka- Nie powinienem wypowiadać jego imienia- położyłem dłoń na jej ramieniu. Saige odskoczyła co najmniej trzy stopy i usiadła w kącie z dala ode mnie.
-Nie....nie dotykaj mnie- łza zsunęła się po jej policzku.
Westchnąłem- Saige..... nie zranię cię..
-Myślałam, że Mikey nie zraniłby mnie- zalała się większą ilością łez- Nie znam żadnego z was! Każdy z was mógł go do tego namówić.
-Saige, nigdy bym ci tego nie zrobił...
-Nazwałeś mnie dziwką!- płakała- Po prostu wypierdalaj stąd Justin! Nie obchodziłam cię, kiedy Rory była koło nas i na pewno nie obchodzę cię teraz! Troszczysz się tylko o siebie. Nie potrzebuję cię!- krzyczała wskazując na drzwi.

______________________________________________________________

Czytasz=komentujesz
xoxo

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 9

Miłego czytania :)

"Nie skradnij dziewictwa mojego brata"

Saige’s POV
Rory uśmiechnęła się złośliwie- Masz jakiś problem z tym, że tu jestem, młoda Seneco?
- Jesteśmy w tym samym wieku- Seneca warknęła.
- Ale wewnątrz nadal jesteś pięcioletnią dziewczynką, która nie zna swojej drogi.
- To świetny sposób, by przedstawić wszystkim Toby'ego i Saige- JT westchnął.
- Przepraszam, że musiałaś spotkać przedstawiciela szatana po raz pierwszy spotykając wszystkich-
odwróciła się do Toby'ego- i twoje pierwsze spotkanie chłopaków zamiast oglądanie ich grających w
koszykówkę.
Rory zadrwiła- Nie jestem przedstawicielem pieprzonego szatana!
- Cokolwiek powiesz- JT przewrócił oczami, zanim wrócił do reszty.
- Powinnam wrócić do domu?- przełknęłam ślinę, czując się niekomfortowo.
Seneca pokręciła głową- Nie, nie, nie.
Justin i ja załapaliśmy kontakt wzrokowy, natychmiast przerzuciłam mój wzrok na ziemię- Naprawdę chcę
wrócić do domu, Seneca.
- Justin, może ta dziewczyna jest w tobie zakochana i nie może wytrzymać, widząc cię z inną- Rory głośno
się zaśmiała.
Moje oczy rozszerzyły się, kiedy na nich spojrzałam, czując się zawstydzona i oniemiała.
- Chcesz poczuć moje pieprzone pięści na swoich ustach? Bo jeśli tak, mów dalej, dziwko- Seneca zagroziła, nie wyglądało to jakby miała jakiś wpływ na Rory, a Justin zaczął się śmiać.
- Nie kocham go, w rzeczywistości nienawidzę jego wnętrza- warknęłam w odpowiedzi do Rory.
- Och, naprawdę?- Rory zachichotała- Co zrobiłeś nowej białej?- Rory szturchnęła Justina.
- Nie zrobiłem jej żadnego gówna, nawet nie pamiętam jej imienia.
Już miałam się bronić, kiedy Toby mi przerwał- Przepraszam?
Justin spojrzał na Toby'ego- Co?
- Znasz moją siostrę cholernie dobrze. Mam ci przypomnieć, jak spędzałeś z nią każdy dzień tego tygodnia,
zanim obraziłeś ją, a ona cię porzuciła?
- On kłamie, kochanie- Justin spojrzał na Rory.
Wzruszyła ramionami- Wierzę ci. Dlaczego chciałbyś spotykać się z takim kawałkiem śmiecia jak ona?
- Dokładnie- Justin zachichotał.
- Powstrzymaj mnie- Toby warknął. Natychmiast złapałam go za jego tors, z całych sił starając się
powstrzymać go przed uderzeniem Justina i Rory.
- O kurwa!- słyszałam JT kilka kroków za mną. Toby ewentualnie wydostał się z mojego uścisku i rzucił się
na nich.
- Nie!- krzyczałam.
JT chwycił Toby'ego i przyprowadził go z powrotem do mnie- Daj spokój, chłopie. Justin nie jest tego wart.
Zachowuje się jak niektóre fałszywe dziwki, gdy jest z Rory. Po prostu go ignoruj. On w końcu wykopie ją na chodnik, na którym już mieszka. Ona kurwa bezdomna i śmierdzi jak gówno. Nie rozumiem, dlaczego on uważa ją za atrakcyjną.
Toby westchnął- Nie chcę się spotykać, jeśli oni też będą.
JT odwrócił się do Rory i Justina- Lepiej zamknijcie swoje pieprzone usta lub spadajcie.
- Przepraszam?- Rory zmarszczyła brwi.
- Słyszałaś mnie- JT skrzyżował swoje ramiona- Lepiej szanuj moich przyjaciół albo się wynoście...
obydwoje- JT spojrzał na Justina- Szczególnie, jeśli masz zamiar zachowywać się fałszywie, Justin.
Rory westchnęła- Więc, dobrze dla was, że właściwie muszę już iść.
- Gdzie idziesz?- Justin zapytał zdezorientowany.
- Nie martw się o to- Rory chwyciła go za szyję i zbliżyła się do jego twarzy. Każdy z nas jęknął i odszedł,
pozostawiając parę, by mogli robić to, co tylko chcieli.
- Ona pracuje dla Tallulah, musi iść, by pieprzyć innych facetów- Seneca poinformowała- Widziałam ją
wchodzącą do małego budynku, który wynajmuje Tallulah. To tuż przy pizzerii- zwróciła się do mnie i
Toby'ego- Ona nazywa to ' Rozrywka Tallulah'. To nie jest sklep z filmami czy coś. To jest jej mały sklep dla mężczyzn, którzy mogą przyjść, zarezerwować terminy dla swoich prostytutek. Więc, nawet tam nie
wchodźcie, jeśli szukacie filmów na wieczór- ostrzegła.
- Siedziba Armii Dziwek- JT zażartował.
- Biała powróciła- dziewczyna, którą rozpoznałam, Marie powiedziała, kiedy przyszłam- Witamy ponownie.
- Dzięki- zmarszczyłam brwi, gdy usiadłam na jednej z metalowych ławek.
- Nie musisz się stresować lub być nieśmiała, biała. Jestem naprawdę miła- zapewniła.
- Jestem tego pewna- przytaknęłam.
- Czy ona jest sarkastyczna względem mnie? Ta dziwka niech lepiej odrobi swoje lekcje- Marie mruknęła
pod nosem, ale na tyle głośno, bym mogła ją usłyszeć.
Wybrałam ignorowanie jej, niż rozpoczęcie kłótni. Wyjęłam mój telefon z kieszeni i sprawdziłam
wiadomości.

Willow: Przyjeżdżam dziś na Bronx, podekscytowana by cię zobaczyć! Chodźmy na obiad z JT i Justinem.
Saige: To będzie trudne, kiedy Justin zachowuje się jak dupek.
Willow: Och, sprawię, że przyjdzie. Nie martw się, ale ucieknij od wszystkich i spotkamy się w pizzerii obok sklepu z filmami czy coś.
Saige: To nie jest sklep z filmami, nigdy tam nie wchodź i spróbuję.

- JT- spojrzałam na niego- Willow chce, żebym ja, ty i Justin poszli do pizzerii.
- Co z resztą?- Maria podniosła brwi.
Wzruszyłam ramionami- Po prostu podążam za rozkazami, które mi dała.
- Rozkazy?- Maria spojrzała na mnie- Wy biali jesteście dziwni.
- Dzięki- wzięłam to za komplement. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i wstałam- Toby możesz
wrócić do domu, jeśli chcesz.
- Nah- Seneca wsunęła się w ramiona Tobiego- Zostań ze mną, piękny chłopczyku.
- O-okej- Toby odchrząknął, próbując ukryć chichot zaskoczenia.
Spojrzałam na Senecę- Nie skradnij dziś karty dziewictwa mojego brata.
Seneca spojrzała na niego- Nadal trzymasz kartę cnoty, koleś?
- Zdecydowanie musisz zmienić, by pozwolić jej to zabrać- JT poklepała go- Kto wie, może będziesz w stanie sprawić, by dziewczyna w końcu się ustatkowała i została z jednym mężczyzną.
- Jeśli- jeden z chłopaków, Darrel odezwał się.
Seneca strzeliła spojrzeniem na Darrela, zanim odwróciła się do Tobiego- Nigdy nie wiesz, myślę, że jesteś
naprawdę uroczy. Nie wiesz, co się może wydarzyć- niewinnie wzruszyła ramionami.
- Ew, okej, odchodzę.
- Bye!- Seneca zaśmiała się, a ja szarpnęłam JT i podeszliśmy do miejsca, gdzie Justin i Rory nadal się obściskiwali.
JT złapał Justina za kaptur jego bluzy i pociągnął go, nie zadając sobie trudu, by powiedzieć słowo, kiedy
odciągał go od jego "ukochanej".
- Hej!- wściekła Rory krzyknęła, podbiegając do nas- Jaki jest twój pieprzony problem?
- Nie musisz przypadkiem iść?- popatrzyłam na nią- Uciekaj, teraz uciekaj- Rory przewróciła oczami i
odeszła.
- Wow, nie myślałam, że tak łatwo się podda-przyznałam.
- Ona jest pizdą- JT wzruszył ramionami- i ona również nie daje dwóch gówien o Justinie-
- Ona mnie kocha!- Justin przerwał mu.
- Ona jedynie dba o seks- zignorował Justina i nadal mówił do mnie- Jest dziwką, co jeszcze mogę
powiedzieć?
- Hej, koleś, ja nie mówię tak o Willow.
JT spojrzał na Justina przez sekundę- I nie powiesz, jeśli nie chcesz mieszkać w pieprzonym szpitalu. Jest
wielka różnica między Willow, a Rory.
Justin przewrócił oczami i zapytał, zmieniając temat- Gdzie idziemy? Pozwolisz mi iść samemu?
- Masz obiad z Willow, Saige i mną i nie, nie pozwolę.
Justin westchnął. Weszliśmy do pizzerii. Znaleźliśmy stolik, JT wreszcie puścił kaptur Justina. Usiadłam po
przeciwnej stronę stołu, upewniając się, że nie nawiążę kontaktu wzrokowego z Justinem, co było ostatnią
rzeczą, o której marzę.
- Hej!- usłyszałam znajomy głos, zanim drobna blondynka podbiegła do naszego stolika.
- Willow!- pisnęłam radośnie, przytulając ją, zanim usiadła obok mnie.
- Jak minął twój pierwszy dzień w szkole?
Westchnęłam- Do dupy.
- Co się stało?- żachnęła.
- Byłam uderzona, wyzywana, zastraszana i wszelkiego rodzaju inne rzeczy.
Willow zmarszczyła brwi- Jest kilku gównianych ludzi na tym świecie i wygląda na to, że wszyscy chodzą do twojej szkoły, eh?
- Hej- JT przerwał ze śmiechem- Ja chodzę do jej szkoły.
- O to właśnie mi chodzi- Willow odpowiedziała. Poczekała chwilę, zanim wybuchła śmiechem- Żartuję! Po prostu żartuję!
JT zaśmiał się- Myślisz, że jesteś zabawna, Willow?
Wzruszyła ramionami- Może trochę- puściła do niego oczko.
- Czy wy dwoje możecie przestać flirtować zanim zwymiotuję?- Justin przewrócił oczami.
- Tak jak ty masz pokój do rozmowy, Bieber- JT spojrzał na niego- Ty po prostu starałeś się włożyć język do ust twojej przyjaciółki od seksu na środku tego pieprzonego parku.
- Ew- Willow zmarszczyła nos- To okropne.
- Dobra sprawa, ja nie pytałem cię o zdanie, prawda?
- Kurwa, Saige naprawdę nie żartowała, kiedy powiedziała, że byłeś dupkiem.
Poczułam wzrok Justina na sobie, ale ja nie chciałam spojrzeć na niego, tylko kurczowo trzymałam widelec w ręce.
- Więc, jestem dupkiem, Saige?- Justin w końcu się odezwał, uświadamiając sobie, że nie zamierzam na
niego spojrzeć.
Nie odpowiedziałam, starając się grać, że byłam zamyślona. Widziałam, jak machali dłonią przed moją
twarzą, co było trudno zignorować, ale robiłam, co mogłam.
- O czym myślisz Saige?- Willow potrząsała moimi ramionami. Udawałam się, że wyrwałam się z moich myśli i odwróciłam się do Willow.
- Hmm?
- Byłaś pogrążona w marzeniach- zachichotała- Jest jakiś facet, którego poznałaś w szkole czy coś?
- Yeah- spojrzałam na Justina, starając się sprawić, by był zazdrosny. Mogłam zobaczyć odrobinę złości w
jego oczach.
- Co kurwa? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?- Willow skarżyła się- Jak ma na imię? Jak wygląda?
Starałam się przypomnieć imię jakiegoś chłopaka, którego dziś poznałam- Michael Scott- wpadłam na
przypadkowe imię.
- Co kurwa? Mikey?- JT zmarszczył brwi- On naprawdę ci się podoba?
Co do cholery? Naprawdę w szkole jest jakiś Michael Scott?
- Uhh.. yeah- starając się brzmieć wiarygodnie.
- Jak poznałaś Mikey'go?- Justin zapytał.
Wzruszyłam ramionami- Zobaczyłam go w szkole, usłyszałam jego imię i pomyślałam, że jest słodki.
- Jak on wygląda?- Willow pisnęła.
Sama chciałabym wiedzieć- Jest naprawdę uroczy.
- Nie tak uroczy jak ja- Justin zadrwił.
- Uspokój swoje ego, masz seks zabawkę- JT uśmiechnął się złośliwie.
Justin przewrócił oczami- Zgaduję, że będziemy musieli zaprosić Mikey'go na naszą małą pizza imprezę, eh?
Moje oczy rozszerzyły się, a moje policzki zaczerwieniły- Nie, nie musimy.

Justin’s POV
Po obiedzie Willow, Saige i JT poszli do mieszkania mojego przyjaciela, by oglądać filmy. Zdecydowałem, że wolę jednak spędzić czas z Rory. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, wpisałem numer, kliknąłem i przyciągnąłem telefon do ucha. Zadzwonił kilka razy, zanim usłyszałem pocztę głosową. Westchnąłem, słysząc to. Po chwili głośny dźwięk rozległ się w moich uszach.
- Hej Rory- odchrząknąłem- To Justin. Oddzwoń, kiedy to wysłuchasz. Chcę się spotkać. Tęsknie za tobą i.. Oddzwoń do mnie, później- zakończyłem rozmowę, zanim schowałem telefon z powrotem do kieszeni.
- Bieber, mój przyjaciel!- usłyszałem ochrypły głos za mną. Odwróciłem się i ujrzałem Mikey'go Scotta z jego siostrą, Brittany.
- Mikey- uśmiechnąłem się- Jedna z dziewczyn w mieście mówiła dziś o tobie.
- Kto?- zmarszczył brwi.
- Ktoś w końcu się zakochał w tym frajerze- Brittany poklepała go po ramieniu- Gratulacje. To będzie jego
pierwsza dziewczyna, może w końcu pozbędzie się tego cholernego dziewictwa.
Mikey przewrócił oczami, zanim zwrócił wzrok na mnie- Kim ona jest?
- Saige Cameron, nowa dziewczyna, która przeprowadziła się do miasta. Mówiła, że zobaczyła cię w szkole i pomyślała, że jesteś uroczy.
Duży uśmiech pojawił się na twarzy Mikey'go- Postaram się znaleźć ją jutro.
- Zrób to, może jak wkroczysz do królestwa dziewczyny to przestanie wtykać nos w nieswoje sprawy.


Saige’s POV
Następnego ranka poszłam do szkoły, ubrana w jeden z moich ulubionych strojów. Wpisałam kod i
otworzyłam moją szafkę, chwytając wszystko, co było mi potrzebne i zamknęłam ją. Po zablokowaniu jej,
zobaczyłam uśmiechniętego faceta, opartego o szafkę obok.
Podskoczyłam i przyłożyłam ręce do serca- Dobry Boże, przepraszam... uhm.. Cześć?
Zaśmiał się- Mikey Scott.
O kurwa. Ktoś doniósł na mnie i mogę się założyć, że imię tego kogoś rymuje się z Bustin Jieber.
- Saige Cameron- uścisnęłam jego rękę i odchrząknęłam.
- Więc- zaczął- Mała ptaszyna powiedziała mi wczoraj, że sądzisz, że jestem uroczy.
- Mała ptaszyna nazwana Justin Bieber?- podniosłam brwi, znając już odpowiedź.
- Zobowiązałem się do zachowania tajemnicy, Madame- puścił oczko.
- Well, Monsieur. Obawiam się, że nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, jeśli nie dowiem się, kto ci
powiedział.
- Jesteś zadziorna, podobasz mi się- Mikey zachichotał.
- Twoje pochlebstwo donikąd cię nie zaprowadzi, panie Scott.
- Wow, zgaduję, że Justin miał złe informacje.
- Ha!- wskazałam na niego- Właśnie się przyznałeś, że Justin ci powiedział.
- O cholera, jesteś dobra.
Wzruszyłam ramionami- Mówiłam ci.
- Więc, jeśli to nie jest Michael Scott- Seneca wpadła, jej twarz wskazywała niedowierzanie- Myślałam, że
nie interesujesz się już tą grupą znajomych.
- Och nie musisz być taka formalna, Seneca. Wiesz, że możesz mówić mi Mikey.
- Tylko do przyjaciół mówię przezwiskami.
Mikey zachichotał- Trudno być twoim przyjacielem, kiedy flirtujesz ze mną, później ignorujesz moje telefony, po tym jak powiedziałem ci, że nie chcę się z tobą pieprzyć.
Przewróciła oczami- Daj spokój, Saige. Chodźmy.
- Czekaj, chcę porozmawiać z Mikey'm.
- Yeah, Seneca, ona chcę porozmawiać z Mikey'm- puścił oczko.
Westchnęła- Dobrze, zobaczymy się w klasie, Saige. Mam nadzieję, że znajdziesz drogę- Seneca odwróciła
się na swoich szpilkach i odeszła.
- To pewne, że ona cię nie lubi- zachichotałam.
Mikey wzruszył ramionami- Hejterzy będą hejtować, prawda?
- Prawdopodobnie powinnam kierować się tym motto, mieszkając tu.
- Dużo hejtów?
Przytaknęłam- Do tej pory od Rory i Marii.
- Cholera, Bieber nadal trzyma Rory przy sobie? Ona jest śmieciem i śmierdzi jak gówno. Maria hejtuje
każdego- machnął lekceważąco rękami na myśli o Marii.
- Spotykałeś się z nimi?
Mikey przytaknął- Dopóki niektórzy nie weszli w nielegalne gówno, którego nie chciałem być częścią. Wiesz, o co mi chodzi?
- Co oni robią?
Uśmiechnął się- Nie mogę ci powiedzieć, będziesz musiała wyciągnąć tę informację od nich.
- Warto zadawać pytania- wzruszyłam ramionami.
Mikey zachichotał- Jesteś słodka.. lubię cię.
Zarumieniłam się- Dziękuję.
- Co myślisz o tym byśmy spędzili czas po szkole?
Przytaknęłam- Mogę to zrobić. Masz telefon?
Sięgnął do swojego plecaka, zanim wyciągnął stary, podrapany Blackberry i podał mi go. Wpisałam mój
numer i napisałam do mnie, żeby też mieć jego numer.
- Spotkajmy się po ostatniej lekcji i pójdziemy gdzieś, okej?
Mikey przytaknął- Brzmi jak dobry plan.
Dzwonek ostrzegawczy zabrzmiał, co oznaczało, że mamy cztery minuty na dotarcie do klasy.
- Do zobaczenia później- pomachałam ręką, zanim odwróciłam się i szybko poszłam na pierwszą lekcję. Na
szczęście pamiętałam, gdzie znajduje się klasa.
Weszłam do sali, gdy zadzwonił dzwonek i zajęłam miejsce obok Senecy.
- Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem- zaśmiała się- Znalazłaś klasę beze mnie.
Wzruszyłam ramionami- Jestem dobra.
- Więc, ty i Mikey pieprzycie się czy coś?
Potrząsnęłam głową- Nie, ale spotykamy się dziś po szkole. A ty i mój brat pieprzycie się?
- Zwodziliśmy się ostatniej nocy- wzruszyła ramionami- Ale nie poszliśmy na całość.
- Co masz na myśli?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Uhh.. pewnie.
- Ssałam kutasa twojego brata, a on moje cycki, później zrobił mi palcówkę, ale jeszcze nie włożył we mnie-
- Stop!- podniosłam ręce do góry, czując uczucie nudności- Nieważne, nie mów nic więcej. Zostawię to mojej wyobraźni.
Zaśmiała się- Prosiłaś o to, Saige- poklepała mnie po głowie-
- Nie mogę uwierzyć, że ty i mój brat-
Wzruszyła ramionami- Jest uroczy.. Co mogę powiedzieć?
- O mój Boże- skrzywiłam się- To obrzydliwe!
- Może dla ciebie.. dla mnie to było niebo.
- Po prostu.. po prostu nie zrań go, okej?
- Nigdy!- Senece obiecała.
- Zraniłaś Michaela. Jestem ostrożna, bo to mój brat.
- Okej, Mikey to dziecko  i nie wiem... może twój brat mnie uspokoi.
____________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 14 maja 2014

Rozdział 8

Myślę, że po prostu jestem pełna niespodzianek.

Saige's POV

Stałam w mojej sypialni w poniedziałkowy poranek, tępo wpatrując się w moją szafę. Co powinnam założyć na mój pierwszy dzień w liceum w Bronx?

-Saige, szybciej!- moja mama krzyknęła- Musisz wkrótce dostać się do szkoły i do dyrektora!
-Szykuję się tak szybko, jak tylko mogę- krzyknęłam z powrotem, z irytacją splecioną w moim głosie. Westchnęłam i chwyciłam  jasny, żółty sweter, narzucając go na mój stanik oraz parę czarnych wysokich szortów i wciągnęłam je.

Uczesałam moje włosy w kok i zawiązałam bandanę wokół niego, dodając zegarek wokół mojego nadgarstka. Zrobiłam makijaż i chwyciłam ten sam plecak, którego używałam w zeszłym roku. Prosty, brzoskwiniowy JanSport i zarzuciłam go na moje lewe ramię, czując, że ciężar książek pociąga mnie w dół. Otworzyłam drzwi mojej sypialni i wyszłam. Toby był oparty o ladę i gryzł duże, czerwone jabłko, a jego czarny plecak leżał na ziemi obok jego nogi.
-Gotowa na pierwszy dzień szkoły?- Jęknął.
-Nie mogę się doczekać- sarkazm sączył się z każdym słowem, które mówiłam i przewróciłam oczami.
Toby zachichotał- Czuję się dokładnie tak samo. Pragnę być z powrotem w Brooklinie.
-Ja też.

Mama podeszła do nas, chwyciła torebkę i przewiesiła ja na ramię- Jesteście gotowi?- zapytała.
-Nie- żachnęłam się.
-Dlaczego? Chodź Saige, naprawdę musimy już iść, jeśli chcesz dotrzeć do szkoły na czas i jeśli chcesz, żebym ja nie spóźniła się do pracy.
-Ona miała na myśli, że nie chce mamo- Toby posłał mamie spojrzenie.
-Och, Saige daj spokój, nie mam czasu na żarty- prychnęła- Czy możemy już iść?

Toby nie powiedział ani słowa, kiedy wyszliśmy za nią na zewnątrz i schodziliśmy po schodach w kompletnej ciszy. Mama wyglądała na głęboko zamyśloną, kiedy szliśmy. Poranne powietrze uderzyło w nasze twarze. Umieściłam mój plecak na obu ramionach.
-Czy na pewno te spodenki są właściwe do szkoły?- mama spojrzała na moje odsłonięte uda.
-Tak mamo, to Bronx. Jestem pewna, że jakaś dziewczyna pojawi się tylko w sportowym staniku czy w czymś. Moje szorty wyglądają konserwatywnie w porównaniu do wszystkich innych.
-Dobrze- oderwała ode mnie oczy i złapała ze mną kontakt wzrokowy- Wy oboje, zachowujcie się jakoś, ok?
Mama spojrzała na niego- Czy powinnam przypomnieć wszystkie razy, kiedy dostawałam telefon z twojej starej szkoły za złe postępowanie w klasie? Albo może, gdy zostałeś złapany z dziewczyną w męskiej toalecie, albo, kiedy powiedziałeś kucharce, że może sobie wsadzić te gotowane na parze brokuły w jej-
-Dobra mamo- Toby przewał jej- Rozumiem.
-Cieszę się, że widzisz mój punkt widzenia- uśmiechnęła się.
-Najwidoczniej.
Mama pochłonęła nas w grupowym uścisku- Powodzenia, moje piękne, cudowne dzieci. Mam nadzieję, że będziecie mieć wspaniały pierwszy dzień i proszę nie wpadajcie w kłopoty.
-Toby- przybrałam niezbyt subtelny kaszel, puszczając mu dokuczliwe oczko.

Odepchnął mnie żartobliwie- Zamknij się Saige.
-Och, wy dwoje musicie się ze sobą dogadać- mama zaśmiała się, wiedząc, że oboje żartujemy.
-Miłego dnia w pracy- uśmiechnęłam się.

Przytuliła mnie jeszcze raz- Dziękuję kochanie.
Uścisnęła Tobiego i poszła w przeciwnym kierunku do jej pracy.
-Gotowa?- Toby spojrzał na mnie.
Wzięłam głęboki oddech, szybko kiwając głową- Jestem gotowa.
-Chodźmy- Toby wysłał mi słaby uśmiech, zanim oboje zaczęliśmy poszliśmy do szkoły kilka przecznic od naszego mieszkania.


-Czego najbardziej się boisz?- Zapytał Toby z lekko uniesionymi brwiami.
Wzruszyłam ramionami- Myślę, że poznania nowych przyjaciół. Naprawdę nie znam tych ludzi-
-Zaprzyjaźnisz się tak szybko, jak oddychasz- Toby zadrwił- Jeśli ktoś powinien być zdenerwowany o nowych przyjaciół to twój głupkowaty brat, Toby.
Przewróciłam oczami- Szybko znajdziesz przyjaciół, Toby. Jestem pewna, że dziewczyny będą padać u twoich stóp i robić wszystko, czego będziesz potrzebować, aby było ci wygodnie.
-Dobrze- Toby mocno parsknął śmiechem- Jeśli tak mówisz, Saige.
-To prawda- zmierzwiłam mu włosy- Wszystko będzie w porządku.
-Oboje damy radę- uderzył mnie w ramię w sposób kochającego brata.

Przybyliśmy pod budynek szkolny. Oboje zatrzymaliśmy się i po prostu patrzyliśmy na średniej wielkości, murowany budynek. Widziałam dużo biegających dzieci z różnego rodzaju fryzurami i strojami. Niektórzy mieli na sobie sukienki, które powinny być noszone w klubie, podczas gdy inni mieli ubrania, które przypominały strój zakonnicy. Niektórzy mieli jasne, neonowe włosy, które wyróżniały się. Inni mieli ciemne, czarne włosy, które były trochę ciemniejsze niż naturalnie czarny kolor. Niektórzy nawet nie mieli włosów.

-To jest jedno z najdziwniej wyglądających miejsc- Toby obserwował.
Skinęłam głową- Myślę, że powinniśmy poprosić mamę o domowe nauczanie.
-Nawet nie dałaś tej szkole szansy, Saige- Toby zachichotał- Ale jeśli szkoła będzie do bani, to zgodzę się z tobą.
-Dobrze, zobaczymy, jak będziemy czuć się po południu- skinęłam głową, tworząc plan.
-Daję dwadzieścia dolców, że oboje ją znienawidzimy.
-Ja się z tobą nie zakładam, ponieważ jestem całkowicie pewna, że ją znienawidzę, więc stracę dwadzieścia dolarów.
-Cholera- Toby narzekał- Miałem nadzieję, ze przyjmiesz zakład.
Prychnęłam żartobliwie- Nie jestem taka głupia.

-Idziesz czy nie, biała?- znajomy głos przemówił za mną, powodując, że podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam Senece stojącą za mną z głupim uśmieszkiem na jej ustach. Ubrana była w koszulkę Phillies schowaną w parę wysokich, jeansowych spodenek. Miała na sobie kilka sztuk biżuterii i białe conversy.

-Och, hej Seneca- uśmiechnęłam się.
-Czy ja cię przestraszyłam?- zachichotała.
-Tylko trochę- przyznałam, przyprawiając ją o ciężki śmiech.
-Fanka Phillies, co?- Toby obserwował jej koszulkę.
Wzruszyła ramionami- Facet, z którym ostatniej nocy spałam zostawił ją u mnie w domu, więc, dlaczego jej nie nosić? Jeśli zostawił to znaczy, że go to nie obchodzi.
Toby wytrzeszczył oczy na wyjaśnienie jej historii- W porządku.
-Kto to jest? Masz chłopaka?- Sececa zmierzyła Tobiego od czubka głowy, aż do palców u stóp.
-Nie, to mój brat bliźniak- zaśmiałam się niezręcznie.
Seneca skinęła głową- Miałam dodać komentarz o tym, jak podobnie wyglądacie albo, że twój związek może być uznany za kazirodztwo.- zwróciła uwagę na Tobiego- Jesteś singlem, panie Cameron?- mrugnęła.
-Och, tak- wyjąkał niezręcznie.
-Chcesz być następnym facetem, który zostawi koszulkę w mojej sypialni?
-O dobry Panie- przewróciłam oczami, chwytając Senece przy łokciu- Do zobaczenia później, Toby, spróbuj nie przyciągać żądnych seksu dziewczyn, jak Seneca.
-Nie jestem żądna seksu!- Seneca broniła się, jak wyciągnęłam ją z daleka od mojego brata, któremu było w tej chwili trudno oddychać, ponieważ tak mocno się śmiał.

-Po prostu pomóż mi dowiedzieć się, gdzie do cholery mam pójść- westchnęłam wyciągając mój grafik z kieszeni szortów. Seneca chwyciłam mój plan.
-Mamy te same zajęcia- złożyła go i podała mi- Więc, po prostu spędzaj ze mną cały dzień.
-Dobrze- skinęłam głową, trochę mi ulżyło, że znam, co najmniej jedną osobę z całej mojej klasy- Czy ktoś z twojej paczki chodzi jeszcze do szkoły?
-JT, rodzeństwo Justina i te dziewczyny o imieniu Rory i Tallulah, ale jeszcze ich nie poznałaś-
-Rory to była dziewczyna Justina, a Tallulah i Justin pieprzyli się, prawda?
-Cholera- Seneca skinęła głową- Imponujące, jak już możesz je znać?
-Justin wczoraj powiedział mi o swoim życiu seksualnym.
Jej oczy rozszerzyły się- Czy on....
-Wspomniał o tobie?- domyśliłam się- Tak.
Położyła dłoń na twarzy- O mój Boże... Przepraszam, że musiałaś to usłyszeć-
-Nie zagłębiał się w szczegóły- przerwałam jej- Nie martw się.
Ulga zalała jej twarz-Dzięki Bogu.
-Ale, on nazwał mnie dziwką- skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Dlaczego?
-To długa historia- wzruszyłam, rozkładając moje ramiona.
-Czy on żartował czy mówił poważnie?
-Twierdził, że żartuje, ale-
-Och, to dobrze.
-Okay?- uniosłam brwi- W moim poprzednim mieście, jeżeli nazwałabyś kogoś dziwką, to byłabyś postrzegana jako dupek, a to opisuje dziewczyny, pukające dziesięciu ludzi dziennie, a nie kogoś, kto uprawiał seks tylko kilka razy w życiu.
-Uprawiałaś seks?- Seneca dyszała- Myślałam, że jesteś małą świętoszką!
-Myślę, że jestem po prostu pełna niespodzianek, prawda?
Skinęła głową- Tak sądzę- dodała lekki śmiech na koniec.
Wędrowałam, dopóki nie znalazłam szafki. Seneca śledziła mnie na każdym kroku i kontynuowała plecenie o przypadkowej rzeczy, o której nie miałam pojęcia. Wykręciłam kombinację wpisaną na moim harmonogramie i otworzyłam zardzewiałą szafkę, napotykając ją całkowicie pustą. Rzuciłam mój plecak do niej i rozpięłam ją, znajdując mój segregator.
-I dlatego nienawidzę puddingu Oreo.
Odwróciłam się do niej- Ciekawe- uśmiechnęłam się, udając, że ją słuchałam cały czas, gdy tylko myślałam o Justinie i kłótni z zeszłej nocy. Odwróciłam się do szafki i trzasnęłam nią. Dźwięk odbił się od kilku szafek, ale nie wydawało mi się, żeby ktoś to zauważył.
-Więc, co się stało po tym jak Justin nazwał cię dziwką?- wróciła do wcześniejszej rozmowy.
-Poszłam do domu- wzruszyłam ramionami- Nie mogłam pogodzić się z tym gównem. Wiem, że nie jestem dziwką, a on nie ma prawa mnie tak nazywać-
-Woah, woah, woah- uspokoiła mnie- On tylko żartował, Saige. Nie ma potrzeby, aby wziąć coś, co mówi Justin zbyt poważnie.
-Nie obchodzi mnie czy żartował, nazwał mnie dziwką. To nie jest fajne. Dlaczego miałabym ignorować ludzi, którzy obrażają mnie i traktują to jako żart?
Wzruszyła ramionami- Myślałam, że każdy tak robi...
-Tak, jak nazywacie kogoś dziwakiem albo frajerem czy coś, ale nie cholerną dziwką.
-Przesadzasz.
-Ja przesadzam?- wyśmiałam- Nawet ciebie tam nie było, Seneca.
-Cóż, oczywiście wiem, ale...
-Zapomnij o tym- przerwałam jej- Czy możemy już o tym nie rozmawiać?
Wzruszyła ramionami- Umowa stoi.
-Dzięki- westchnęłam.

Justin Bieber's POV

Usiadłem na ławce w parku, trzymając papierosa między wskazującym, a środkowym palcem. Pogrzebałem w ciasnej kieszeni moich jeansów, poszukując mojej starej, czerwonej zapalniczki. Poczułem, jak moje palce znalazły i wyciągnąłem ją.

-Co robisz w parku?- usłyszałem znajomy, kobiecy głos. Spojrzałem w górę i ujrzałem stojącą Rory. Moje oczy rozszerzyły się.
-Nie powinnaś być w szkole, Rory?
Wzruszyła ramionami. Za duża kurtka, którą miała na sobie nawet nie drgnęła na jej kruchych ramionach.- Uciekłam, nic wielkiego.
-Dlaczego to robisz?- zapaliłem koniec papierosa, schowałem zapalniczkę do kieszeni mojej bluzy i włożyłem papierosa między moje wargi.
-Ponieważ nienawidzę tam być. Czuję, że od kiedy kilka lat temu poroniłam, każdy patrzy na mnie inaczej. Jak gdyby ich oczy krzyczały współczucie dla tego dziecka, ale żaden z nich nie wiedział, cholera, nawet nie poznaliśmy tego dzieciaka, zanim zmarło. Byłam tylko w szóstym miesiącu ciąży, nie nadaliśmy mu nawet tożsamości-
Przewróciła oczami- Ludzie w szkole byli zarówno sympatyczni i obłudni. Nie mogłam tego znieść.
Westchnąłem- Mieliśmy szesnaście lat, Rory, ludzie powinni wiedzieć, że byliśmy młodzi i głupi.
-Nie wiedzieli, że będziemy na tyle głupi, żeby zajść w ciążę w wieku szesnastu lat, Justin.
-Więc teraz już wiedzą- wsadziłem papierosa w usta.
-Myślę, że wszyscy wiedzą, że jesteś na tyle głupi, żeby uprawiać wtedy seks, Justin- usiadła na skraju ławki.
Wydmuchałem dym, posyłając jej paskudny wygląd- Przepraszam?
-Słyszałeś- syknęła- Z iloma dziewczynami w mieście uprawiałeś seks? Chcę listę. Właściwie, myślę, że byłoby krócej, jeśli poprosiłabym o listę dziewczyn, które pieprzyłeś w Bronx.
-Powinnaś być na haju, pijana lub coś, Rory, jesteś zbyt spięta.- machnąłem ręką i umieściłem papierosa w ustach, wdychając go przed wypuszczeniem dymu.

-Moja macocha oddała mnie na regularne testy narkotykowe, nie mogę być na haju. Powiedziała, ze jeśli jeden raz nawalę to zgłosi mnie na policję za nielegalne zażywanie narkotyków.
-Powinnaś kupić własne mieszkanie- wzruszyłem ramionami- To rozwiązałoby wszystkie twoje problemy.
-Jasne, jeśli zapłacisz za nie.
Zaśmiałem się- Tak, dobra próba. Nie kupię ci cholernego domu- znowu zaciągnąłem się papierosem.
-No cóż, to nie myśl, że się przeprowadzę, bo wiesz, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Pokręciłem głową- Nie bądź taka spięta, laleczko- rzuciłem niedopałek na ziemię, miażdżąc go drogimi butami Supra, które ukradłem kilka dni temu.
-Wiem, że w naturalny sposób mógłbyś mnie uspokoić- uśmiechnęła się.
Zwróciłem się do niej- Ach tak? Jak mam cię uspokoić? Kim ja jestem, twoim doradcą?
-Jeśli nasze sesje doradcze to tylko seks i sporządzenia, to tak, jesteś nim.
Uniosłem brew- Ty próbujesz dostać się do moich spodni, Rory?
Skinęłam głową i przysunęła się do mnie- To zależy...- postukała palcami po jej klatce piersiowej- Czy jesteś gotów pozwolić mi dostać się do twoich spodni?- położyła rękę tuż nad szczytem moich spodni. Przełknąłem trochę śliny i zamknąłem oczy. Ona była moją pierwszą miłością, jej oczy były jak mój kryptonit.
-Twój dom czy mój?- poddałem się.
Uśmiechnęła się- Nie myślisz, że będzie bardziej sexy zrobić to w tylnej alei restauracji?
-Nie- potrząsnąłem głową- Ponieważ takie miejsca wypełnione są chorobami przenoszonymi drogą płciową, to mnie przerasta.
Westchnęła- Cóż, moja mama jest w domu i myśli, że jestem w szkole. Czy twoja rodzina jest teraz w domu?
-Nie- potrząsnąłem głową- Moja mama pracuje w budynku mieszkalnym do szóstej, a mój tata pracuje w tej zaniedbanej myjni kilka przecznic od parku. Nie będzie go w domu aż do siedemnastej czterdzieści pięć. Nie pamiętasz, kiedy zawsze do mnie przychodziłaś?
-Jestem zapominalska- wzruszyła ramionami, wstając i łapiąc mnie za rękę- Teraz idziemy na naszą pierwszą sesję terapeutyczną, dobrze Doktorze Bieber- wyszeptała pseudonim bardzo zmysłowym tonem.

Czułem w mojej dolnej części ciała pulsowanie, kiedy szybko szliśmy do mojego domu, w końcu zaczęliśmy sprintem biegnąć po schodach. Jak tylko weszliśmy do środka, zatrzasnąłem drzwi i popchnąłem ją na nie. Niechlujnie przykleiłam moje usta do jej, podgrzewając atmosferę. Zdjąłem dużą bluzę, która pachniała papierosami i rzuciłem ją, słysząc jak spadła na podłogę z głośnym hukiem.
-Sprawiasz, że jest mi gorąco- szepnęła i zaczęła tworzyć malinki na mojej szyi- To zawsze będzie mój teren, Justin- szepnęła na mojej szyi- Inne dziewczyny mogą go dotknąć, ale nie pozwalaj im mieć go, czy to jest jasne?
-Och zamknij się i sprawiaj mi przyjemność- zerwałem z niej koszulkę, rozrywając ją na dwie części, ukazując, że dzisiaj nie założyła biustonosza.
Uśmiechnąłem się- Tak jak cię kiedyś uczyłem- głodny zaatakowałem jej piersi ustami. Czułem jak wyniosły jęk opuścił jej usta. Usłyszałem łomot, jak przycisnęła głowę do drzwi w czystej ekstazie.
-Boże, Justin, to uczucie jest takie przyjemne.
-Wiem kochanie, ale mogę sprawić, że poczujesz się jeszcze lepiej- zdjąłem jej pasek i ściągnąłem jeansy, ona rozebrała mnie i skończyło się na moim łóżku.

Saige's POV

Po długim dniu byłam popychana w szkole, kilka razy nazywana biała, wyśmiewana, były też inne sposoby, aby mnie złamać. Byłam otoczona ludźmi, próbowałam znaleźć Senece i Tobiego, którzy stali przy drzwiach, uważnie ze sobą rozmawiając. Czy Seneca naprawdę wykonuje misję, aby dostać się do spodni mojego brata?
-Hej ludzie- podeszłam do nich.
Seneca uśmiechnęła się do mnie- Hej Saige. Przepraszam, że nie zostałam z tobą po zakończeniu lekcji, ale zobaczyłam Tobiego, który stał zupełnie sam i pomyślałam, że potrzebuje towarzystwa.
Zmrużyłam oczy na nich- Jeżeli wy dwoje planujecie pieprzyć się to proszę zróbcie to w twoim domu, bo nie sądzę, że będę mogła spać w nocy, słysząc dźwięki wydawane przez was. Prawdopodobnie w końcu zwymiotuję.
Seneca przewróciła oczami- Nic nie planujemy, Saige, uspokój się.
-Uspokój się, Saige- Toby potargał mi włosy, co spowodowało, że ma niego warknęłam, szybko naprawiając fryzurę, kiedy rozchodziliśmy się do domów.
-Chcecie przyjść dzisiaj, spędzić z nami trochę czasu?- Seneca zaoferowała,
-Oczywiście- Toby natychmiast odpowiedział, uśmiechając się.
-No cóż, przyjdźcie, zawsze spotykamy się w parku tuż po szkole. Ale wy oboje uważajcie, większość z nich będzie prawdopodobnie naćpana albo pijana, a inni będą palić papierosy.
-Co za jakościowi przyjaciele, Seneca- Toby zażartował.
-To dobrzy ludzie, najpierw musicie ich poznać- wzruszyła ramionami.
-Seneca- JT podbiegł do nas- Och, hej Toby, dobrze cię znów widzieć stary.
-Hej- Toby rzucił mu krótko.
-Hej Saige.
-Hej JT- uśmiechnęłam się- Rozmawiałeś z Willow ostatnio?
-Teraz z nią piszę- skinął głową- Próbuję sprowadzić ją po południu na Bronx.
Zaśmiałam się- Powodzenia.
-Myślę, że przyjedzie albo przynajmniej mówi, że chce.
-Wow, bogata, biała dziewczyna chętnie przyjedzie na Bronx, to imponujące JT, nawet dla takiego kogoś jak ty.
Zaśmiał się- Dziękuję, Seneca.

Chodziliśmy po parku, na początku na miejscu nie było nikogo.
-Gdzie są twoi przyjaciele?- Toby rozejrzał się.
-Tam- wskazała kierunek przed pójściem tam. Poszłam za nią i zobaczyłam grupę w kącie muru. Większość z nich paliła, co było oczywiste, przez wielką mgłę wiszącą wokół całej grupy. Mogłam dostrzec kilku chłopaków, dwie dziewczyny i parę wiszącą na sobie.
-Co to za para?- zapytałam.
-Nie mam pojęcia, ostatni raz kiedy sprawdzałam nikt w naszej grupie nie umawiał się ze sobą. Być może jeden z chłopaków przyprowadził swoją ulubioną prostytutkę lub jedna dziewczyna pokazała swojego nowego „słodkiego tatusia” albo coś- zakładała idąc w górę.
Moja szczęka opadała jak zauważyłam, że to Justin i Rory. Rory pracowała nad dużą, fioletową malinką na jego szyi. Jedno ramię Justina było owinięte wokół jej talii, a w drugiej dłoni trzymał papierosa, którego palił.

-Co do cholery ona tutaj robi?- Seneca pokazała, że to oczywiste, że jej nie lubi.
________________________________________________________
30 komentarzy= następny rozdział :)

Miłego czytania xo