Miłego czytania!
Śmierć w rodzinie.
Justin's POV:
-Daj spokój Mikey!- krzyczałem na niego- Jeśli myślisz, że
jesteś na tyle męski, żeby iść do dziewczyny, która nie chce
uprawiać z tobą seksu, to jesteś wystarczająco męski, żeby się
bić!- uderzyłem go pięścią w policzek, powodując, że kolejny
jęk wydobył się z jego ust.
-No dalej, stary! Jeśli uważasz, że jesteś wystarczająco męski,
aby uprawiać z kimś seks, to jesteś na tyle męski, żeby wstać i
walczyć ze mną! Walcz ze mną Mikey, chodź! Masz szczęście, że
pozwalam ci teraz oddychać!
Położyłem stopę na jego piersi- Masz sześćdziesiąt sekund,
żeby dać mi powód, dlaczego nie powinienem cię przycisnąć stopą
i nie zabić.
-Przestań- wykrztusił- Nie będę już z nią rozmawiać,
proszę.....
Jeszcze mocnej nacisnąłem go, powodując, że Mikey się skręcał.
-Justin!- usłyszałem delikatne krzyki. Odwróciłem moją głowę i
zobaczyłem stojącą Saige. Jak do cholery ona mnie znalazła?
Ubrana była w parę niebieskich spodni od piżamy i białą bluzę z
kapturem. Jej włosy były roztargane. Policzki wyglądały jakby
płakała, były na nich łzy i tusz od rzęs- Przestań-
wychrypiała.
Zdjąłem nogę z Mikey'ego i podszedłem do niej. Mikey nie odważył
się ruszyć.
-Co ty tutaj robisz?- domagałem się.
Odsunęła się ode mnie o połowę kroku, łamiąc nasz kontakt
wzrokowy- Słyszałam, że będziesz bić Mikey'ego.... Wiem, że
jest szumowiną, ale nie chce, żeby policja cię znalazła albo coś,
a to wszystko będzie moja wina...
-Kiedy zamierzasz przestać się obwiniać?
Spojrzała na mnie z zamieszaniem wypisanym na jej twarzy- Co?
-Saige, nie jesteś powodem, dla którego omal nie zostałaś
zgwałcona, to Mikey jest. Dałem mu dokładnie to, na co zasłużył.
Powinnaś mi dziękować.
Westchnęła- Czy możemy po prostu wrócić do domu... proszę?
Spojrzałem przez moje ramię na Mikey'ego, który starał się
wstać.
-Na razie jesteś bezpieczny, skurwielu- krzyknąłem na niego- Ale
ja wrócę, nie czuj się komfortowo!- odwróciłem się dookoła i
spojrzałem na Saige- Dobrze, chodźmy.
Ona mniej więcej chwyciła mnie za ramię i poprowadziła z dala od
Mikeya.
-Dlaczego jesteś wkurzona? Broniłem cię, Saige.
-Nie obchodzi mnie, że mnie broniłeś Justin, co jeżeli Mikey ma
nóż albo broń lub cokolwiek i cię zabije? Nigdy nie będę w
stanie normalnie żyć, jeśli umrzesz przeze mnie.
Westchnąłem- Saige... Mikey jest mięczakiem.
Zatrzymała się i posłała mi spojrzenie- Mięczakiem? Zostawił
siniaki na całym moim ciele. Justin...Nie mogłam wydostać się z
jego uścisku. On wcale nie jest mięczakiem, Justin. On jest
potworem.
Cholera, to było niewłaściwą rzeczą do powiedzenia- Saige.... W
porządku. Przepraszam. Powinienem zostać z tobą. Jestem
popieprzony.
Przesunąłem się, więc musiała docisnąć się placami do ściany
z cegły, małej piekarni, którą mijaliśmy. Słyszałem oddech w
jej gardle i patrzyła na mnie w szeroko otwartymi oczami.
-Ty....ty nie jesteś popieprzony- powiedziała prawie niesłyszalnie,
jej zęby przegryzły dolną wargę.
Przybliżyłem się do niej o krok- Jeśli nie jestem
popieprzony...to jest w porządku będąc tak blisko ciebie, Saige?
-T-tak.
Przeniosłem twarz bliżej jej- A tutaj?
-W.....w porządku- wyszeptała, nie łamiąc naszego intensywnego
kontaktu wzrokowego.
Delikatnie
złączyłem nasze czoła, nie chcąc być dla niej zbyt agresywny- A
co z tym miejscem? Przekroczyłem już jakieś
granice?
Zamknęła oczy,a jej wargi się oddzieliły- Jesteś....wspaniały.
Bez ostrzeżenia, przycisnąłem moje wargi do jej. Czułem wstrząs
i natychmiast zaczęła mnie całować. Owinęła swoje małe ręce
wokół mojej szyi, kiedy ja trzymałem jej dolną część pleców,
przyciskając opiekuńczo do mojej piersi. Czułem jej place masujące
mój kark. Odsunąłem się od niej, wiedząc, że wciąż jest
wstrząśnięta tym co zrobił jej Mikey.
-Wow...- wyszeptała, patrząc za mnie, jakby była zamyślona.
-Świetnie całujesz- uśmiechnąłem się do niej. Jej chichot
zadzwonił do moich uszu, jak słodka melodia. Szeroki uśmiech
rozprzestrzenił się na jej ustach.
Jej policzki zaczerwieniły się, kiedy mówiła- Dziękuję....tak
myślę. Ty również świetnie całujesz.
-Muszę pokazać ci później, co jeszcze mogę zrobić z moim
językiem- mrugnąłem.
-O mój....- zaśmiała się, a ja zrobiłem krok w tył i chwyciłem
ją za rękę, wplatając moje palce między jej. Coś było w tym,
kiedy trzymaliśmy razem nasze ręce, czułem się właściwie tak,
jakby moje place były stworzone właśnie dla niej. Nigdy nie czułem
tego z żadną dziewczyną, odkąd spotykałem się z Rory. Ale nawet to uczucie było nieco silniejsze niż to z Rory.
-Mam pomysł- zwróciłem się do niej podczas naszego powrotu do jej
mieszkania.
Odwróciła się do mnie i oboje się zatrzymaliśmy- Jaki?
Wskazałem na piekarnię, obok której właśnie się pocałowaliśmy-
Wrócimy tam, weźmy kilka babeczek lub coś i opowiemy sobie
nawzajem wszystko o nas.
-Dobrze- uśmiechnęła się jak dziecko w Bożonarodzeniowy poranek-
To brzmi naprawdę świetnie.
Odwróciłem się dookoła, ciągle trzymając jej rękę w mojej i
poszliśmy do piekarni. Mężczyzna za ladą przywitał nas jak
weszliśmy do środka malutkiego budynku.
-Witam w Dan's Bakery, jak się macie?
-Dobrze- Saige skinęła głową, podeszła do kasy i spojrzała w
menu wiszące za mężczyzną, i ponownie spotkali się oczami- A ty?
Skinął głową- Dobrze, dziękuję, co mogę wam podać?
Wpatrywałem się w menu, przed podjęciem decyzji- Myślę, że
wezmę czekoladowe ciastko i filiżankę kawy.
-A dla pięknej pani?- zwrócił się do Saige.
-Czerwone, aksamitne ciastko i gorącą czekoladę- uśmiechnęła
się.
-Już się robi.- odwrócił się, w celu uzyskania smakołyków, a
Saige poszła i wybrała dla nas stolik. Zapłaciłem, chwyciłem
jedzenie i wróciłem do niej, ustawiając wszystko na stole.
-Dzięki- uśmiechnęła się- Ale mogę za siebie zapłacić-
prychnęła.
Pokręciłem głową- Nie musisz tego robić, ja mogę zapłacić.
Postanowiła nie walczyć i ugryzła jej ciastko. Tutejsze ciastka
były wielkości głowy.
-Więc...od czego powinniśmy zacząć?- zapytała.
-Od urodzin, moje są pierwszego marca.
-A moje pierwszego maja- zachichotała- Oboje mamy pierwszego w
miesiącach zaczynających się od M.
-Myślę, że to znak- mrugnąłem, powodując, że ponownie się
zarumieniła.
-Następne pytanie- odchrząknęła- Spotkałeś już Tobiego, więc
opowiedz mi o swoim rodzeństwie.
-Mam młodsze rodzeństwo. Mam brata i siostrę. Są bliźniakami,
moja siostra jest starsza o 3 minuty, ma na imię Jazmyn ale mówimy
na nią Jazzy albo Jaz. Używamy Jazmyn, jeśli wpadnie w kłopoty,
ma piętnaście lat. Mój brat to Jaxon. Zawsze nazywamy go Jaxon
albo Jax. Oczywiście też ma piętnaście lat. Są naprawdę
świetni- wzruszył ramionami- Ale mam na myśli, że są moim
rodzeństwem, więc nie mów nikomu, że tak powiedziałem, oni mają
myśleć, że ich nienawidzę- zaśmiałem się- Powiedz mi coś więcej
o Tobym, coś czego nie wiem.
-Cóż, on jest trochę nieśmiały w Bronx, ale w Brooklinie był popularnym facetem. Dziewczyny gromadziły się wokół
niego, a chłopcy chcieli być jego najlepszymi przyjaciółmi,
uprawiał w każdy sport w szkole, z wyjątkiem cheerleaderek i
tańca, i wszystkich takich rzeczy. Był najszybszym biegaczem w
drużynie, a nawet pobił rekord szkoły w biegu na pięć mil.
-Byłby bardzo dobrym wspólnikiem w napadzie na sklep.-
zażartowałem.
Saige zmrużyła na mnie oczy- Jeśli nie żartujesz, to przysięgam,
że....
-Wyluzuj- podniosłem ręce na znak niewinności- Ja tylko
żartowałem, Saige.
-Masz dziwne poczucie humoru, panie Bieber.
-Dziękuję, panno Cameron.
Wziąłem gryza mojego ciastka i mały łyk kawy z mojej filiżanki, i
wymyślałem pytanie- Jeśli mogłabyś teraz wrócić i zamieszkać
na Brooklynie, zrobiłabyś to?
Pomyślała minutę- Jeśli mogłabym wziąć ze sobą ciebie, JT,
Senece i moją rodzinę to tak.
-Aww, lubisz nas- dokuczałem- Kto by pomyślał, że przeprowadzka
tutaj faktycznie skończy się polubieniem nas i zabranie nas z
powrotem na Brooklyn.
-Myślę, że musimy wyciąć otwór w ścianie.
-Co kurwa?- zaśmiałem się z nagłą zmianą tematu- Dlaczego?
-Bo twoje ego jest za duże, nie zmieścisz się w drzwiach.-
uśmiechnęła się.
-O cholera, spaliłaś mnie.
Zaśmiała się i popijała gorącą czekoladę, ponownie jedząc jej
ciastko.- Na pewno.
-Jaki jest twój ulubiony film?
-''Mean Girls''- zachichotała – Myślę, że większość
dziewczyn kocha ''Mean Girls'', to jest świetne. Jaki jest twój?
-Filmy ''The Rocky''.
-Oglądałam tylko pierwszą część- przyznała.
-Musisz przyjść do mnie kiedyś i zobaczyć resztę.
Skinęła głową- Powiedz mi tylko kiedy i przyjdę.
-Zobaczymy, kiedy będę wolny.- zaśmiałem się- Pozwól mi
sprawdzić mój kalendarz.
Zaśmiała się w odpowiedzi i zaczęła myśleć nad następnym
pytaniem.
~.~
Po tym jak skończyliśmy nasze ciastka zdecydowaliśmy się pójść
na plac zabaw dla szkoły podstawowej. Zaśmiałem się i
poprowadziłem ją do huśtawki. Usiadła na jednej, a ja stanąłem
za nią i huśtałem ją, powodując, że chichoty zaczęły
wydostawać się z jej ust, a ona nadal odchylała się wyżej i
wyżej w powietrze.
-Nie mogę uwierzyć, że ponownie bawię się na placu zabaw.- Saige
uśmiechnęła się, a ja kontynuowałem popychanie jej.
-Dobrze się bawisz?
-Tak!- zapiszczała i chwyciła się liny od huśtawki.
-Czuję się jakbym miał ponownie dziesięć lat.- przyznałem i
rozejrzałem się wokoło placu. Nie bawiłem się tutaj, odkąd
chodziłem do szkoły podstawowej.
-Często się tutaj bawiłeś?- Saige zapytała.
-Yeah- skinąłem głową- Przychodziłem tutaj razem z JT i Senecą,
i mogliśmy bawić się w piratów, w pilotów samolotu, w sławne
osoby albo w astronautów.- zaśmiałem się- JT i ja zawsze
chcieliśmy być astronautami. Zawsze robiliśmy tak, że Seneca byłą
obcą. Bawiliśmy się także z tą dziewczyną Brittany... ona...
ona jest siostrą Mikeya.- nie wiedziałem jak zareaguje na
nieszczęsną krew Brittany.
-Świetnie- wzruszyła ramionami, a ja nadal ją huśtałem.
-Brittany i Seneca zawsze próbowały przekonać JT i mnie do zabawy
z nimi w dom, ale my zawsze odmawialiśmy- zaśmiałem się- Ta gra
była dla nas za dziewczęca.
-Bardzo lubiłam się w nią bawić, kiedy byłam mała- Saige
zachichotała.
-Większość małych dziewczynek lubi to albo księżniczki czy
cokolwiek.
Saige skinęła głową- Kochałam też partyjki herbaty, takie z
moimi pluszakami....to było gównem.
Pokręciłem głową- Dziewczęce zabawy zawsze były dziwne.
-Wypraszam sobie.
-Założę się, ze tak.
Przestałem ją huśtać i zatrzymałem huśtawkę i oboje poszliśmy
na zjeżdżalnię.
-Ty pierwszy- zaoferowała. Zaśmiałem się, wspiąłem po drabinie
i usiadłem na szczycie zjeżdżalni.
-To wygląda na dużo mniejsze teraz, niż kiedy miałem sześć lat-
żachnąłem się.
Saige zaśmiała się- To dlatego, że dorosłeś, Justin.
-Nie chce dorastać- zmarszczyłem moją twarz- To nie brzmi
zabawnie.
-Wyobraź sobie, że musimy płacić za rachunki i inne rzeczy.
Jęknąłem- Nie każ mi o tym myśleć, to sprawia, że mój mózg
boli, myśląc o konieczności faktycznego radzenia sobie finansowo.
-Założę się, że znajdziesz wspaniałą pracę i będziesz w
stanie pozwolić sobie na rezydencję- zachęcała.
-Może, gdybym był niesamowitym narkotykowym lordem- mruknąłem tak
cicho, żeby usłyszała.
-Co?- spojrzała na mnie.
-Nic- machnąłem i jechałem na zjeżdżalni.
-Skoro tak mówisz- posłała mi spojrzenie. Wydawało mi się, że
mi nie wierzy, co pewnie jest prawdą.
Stałem przed nią z uśmiechem grającym na ustach- Mówię,
więc....teraz ty zjedź po zjeżdżalni, piękna.
-Jeśli nalegasz- zachichotała i wspięła się po drabinie,
opadając na górę. Posłałem jej kciuki do góry, zanim pchnęła
się, zjechała w dół i podeszła do mnie.
-Co teraz?
-Koniki?- wskazałem kciukiem na koniki za nami. Były wystarczająco
wysokie, żeby nastolatkowie byli w stanie z nich korzystać. Były
za duże dla mnie, kiedy byłem dzieckiem.
-Tak!- zapiszczała z podnieceniem, biegnąc do nich. Usiadła na
jednym boku, a ja na drugim. Odpychaliśmy się wzajemnie od ziemi
przez dobre dwadzieścia minut i oboje śmialiśmy się, żartowaliśmy, rozmawialiśmy i przypadkowych rzeczach, które weszły do naszego
umysłu.
~.~
-Jaki jest twój ulubiony smak lodów?- zakwestionowała.
-Czekoladowy- wzruszyłem ramionami- A twój?
-Smak tortu urodzinowego- uśmiechnęła się- Ulubiona książka?
-Uh....- pomyślałem. Tak naprawdę nie czytam dużo książek- ''A
Kill A Mockinbird'', tak myślę.
To była pierwsza książka, która przyszła mi do głowy, odkąd
pamiętam, że miałem zrobić raport na jej temat w
dziewiątej klasie.
-Świetnie.
-Jaka jest twoja?
-Lubię książkę ''The Hunger Games''- uśmiechnęła się.
-Byłem pewien, że jesteś fanką ''Twilight''.
Rzuciła mi spojrzenie- Yeah... w szkole średniej. Wyrosłam już z
obsesji na punkcie ''Twilight'', dziękuję ci bardzo.
Zaśmiałem się- Ja tylko tak zakładałem.
-Nie zakładaj rzeczy, czynisz z siebie i ze mnie dupka.
-Ach, rozumiem co ty tam robiłaś.
Mrugnęła figlarnie i nadal huśtaliśmy się na konikach.
~.~
Po tym jak skończyliśmy zabawę na placu zabaw, zdecydowaliśmy
wrócić do jej domu, podejmując się najdłuższej drogi.
-Dzięki za zabawny dzień.- uśmiechnęła się, kiedy ja owinąłem
moje ramię wokół jej talii i przyciągnąłem ją bliżej.
-Dzięki, że się mną dzisiaj zajęłaś.- zaśmiałem się.
-Dobrze się bawiłam- uśmiechnęła się.
-Ja też, kochanie.
Czy ona wspomni
o pocałunku?
Czy ona też
mnie chce?
Cholera,
Justin, dlaczego jesteś taki zdenerwowany przez tę dziewczynę? Nie
bądź mięczakiem.
Sprawdziłem mój telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Jest
piętnaście minut po piątej wieczorem.
-Czy myślisz, że twoja mama będzie wkurzona, że trzymałem cię
do tak późna?- uśmiechnąłem się.
Potrząsnęła głową- Ona nie wraca z pracy, aż do szóstej, nigdy
się o tym nie dowie.
Zaśmiałem się- Jesteś podstępna, prawda?
Saige skinęła głową- I nie zapominaj o tym Justin. Mogę
obserwować cię przez parę sekund i ty nie będziesz o tym nawet
wiedzieć.
-Dobra, teraz to już jest po prostu straszne.
-O to mi chodzi.
-Jesteś dziwna- dokuczałem.
-Nie krytykuj mnie, bo nie jesteś mną.- żartobliwie pchnęła
mnie. Bez ostrzeżenia, wziąłem ją i zacząłem łaskotać. Śmiech
zaczął wylewać się z jej ust, kiedy starała się odsunąć moje
ręce, żeby zatrzymać łaskotanie jej.
-Nie!- zachichotała- Jestem zbyt delikatna do takiej gry!
-O to mi chodzi.
-Nie!- krzyknęła, podczas śmiania się. Zaśmiałem się, a nasze
śmiechy zdawały się ujednolicić ze sobą i postawiłem ją na
ziemi, zatrzymując moje palce od łaskotania jej, kiedy staliśmy w
bramie parku.
-Dziękuję- próbowała uspokoić się, ale nie powiodło się to i
po prostu wybuchła śmiechem.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i poprawiłem jej bluzę, która
się podwinęła.
-Wiesz, większość dziewczyn nie zdejmuje piżam, podczas
spacerowania po mieście, ale ty wyglądasz bardzo atrakcyjnie.
-Pracuję nad tym- zachichotała, pstrykając palcami w impertynencki
sposób.
-O mój...- zaśmiałem się- Teraz musimy wyciąć otwór w ścianie
twojego mieszkania dla twojego ego!- powtórzyłem jej żart z
wcześniej, zdobywając jej głośny śmiech. Pozwoliłem wskoczyć
jej na moje plecy, dając jej przejażdżkę na barana.
-Ludzie!- głos nam przerwał. Oboje odwróciliśmy się i
zobaczyliśmy Senece stojącą przy ławce w parku. Wyglądała na
zestresowaną i trochę zasmuconą. Miała ma sobie parę szortów,
które były podciągnięte do jej talii i krótką, czarną
koszulkę. Miała na bluzce ciemnoszary kardigan. Jej ramiona były
skrzyżowane na piersi i spojrzała w ziemię.
-Co się stało?- Saige ostrożnie zeskoczyła mi z pleców i
podeszła do mojego boku. Splotłem swoje place z jej i podeszliśmy
bliżej Senecy.
-Co się dzieje?- zapytałem, wplatając troskę w moje słowa.
-Czy wszystko w porządku?- Saige zapytała.
-Nie- Seneca potrząsnęła głową- Nic nie jest dobrze.
Jak taki
wspaniały dzień z Saige może się zrujnować, w momencie, w którym zamierzaliśmy go zakończyć?
-Co się stało...?- zapytałem ponownie, sprawdzając czy mogę
dostać odpowiedź.
-Było...- nie mogła znaleźć słów, aby opisać to co się stało.
-Co Seneca?- Saige zapytała, coraz bardziej zdenerwowana, a Seneca
wstrzymywała się od powiedzenia nam co do cholery się z nią
dzieje.
-Było... uhm.
-Jezu kurwa Chryste Seneca, wyrzuć to z siebie.
-Zdarzyła się śmierć w rodzinie.
Moje oczy rozszerzyły się- W czyjej rodzinie......?
__________________________________________________________________
Jeżeli macie jakieś pytania to zapraszam na aska LINK
50 komentarzy= następny rozdział
Buziaki xoxo